Witam wszystkich bardzo serdecznie, na kolejnym rozdziale, naszej powieści. Aż trudno uwierzyć, że po 15 latach manga "Naruto" dobiegła końca. Dla sporej liczby osób to większość życia. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Nie ukrywam, że nasze opowiadanie także powoli zbliża się do swojego zakończenia. Choć pewnie sami się domyślacie. Na szczęście, dziś tego zakończenia nie przedstawimy. Zamiast tego zaprezentuję kolejne starcie naszych bohaterów z Akatsuki :)
Zapraszam do lektury!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Późnym
popołudniem Zetsu, jak zwykle wchodził pewnym krokiem do swojego gabinetu.
Zamknął za sobą drzwi i wygodnie rozsiadł się w fotelu. Wbrew pozorom, spokój
który okazywał, był tylko pozorny. Od kilku dni Nagato wypytuje go o Hidana i
Kakuzu, i mimo że podjął już odpowiednie działania, nie jest w stanie
stwierdzić, co się z nimi dzieje. O ile z Hidanem sprawa jest utrudniona, bo
wszyscy znają tylko jego imię – o ile to w ogóle imię, a nie jakiś pseudonim –
o tyle z Kakuzu sprawa jest niezwykle dziwna. Facet dosłownie rozpłynął się w
powietrzu.
Najgorsze
w tym wszystkim było to, że to co do tej pory wychodziło mu niezwykle
skutecznie – praca w konspiracji – teraz stanowiła dla niego poważne
utrudnienie. Nie mógł od tak rozpocząć poszukiwań osoby zaginionej, którą był
najemnik, gdyż to spowodowałoby liczne pytania, niekonieczne wygodne.
Zetsu
siedział zamyślony przed biurkiem. Nagato się niecierpliwił, trzeba było
działać, jednak wtyce Akatsuki kończyły się pomysły. Jeszcze długo by tak
zapewne siedział, gdyby z zamyślenia nie wyrwał go odgłos otwieranych drzwi, w
których stanął Ibiki.
Wizyta
komendanta o tej porze nieco zdziwiła Zetsu. Niechętnie wstał z krzesła i
przywitał przełożonego.
-
Pan komendant, wcześnie pan dziś zawitał. W czym mogę pomóc?
-
Usiądź Zetsu, mamy do pogadania.
Mężczyzna
popatrzył zdziwiony na komendanta, jednak nic nie odparł i posłusznie usiadł na
swoim fotelu. Ibiki wszedł do gabinetu, jednak nie zamknął za sobą drzwi.
Podszedł do krzesła, które stało przed biurkiem i usadowił się na nim,
zakładając jedną nogę na drugą.
-
Powiedz mi Zetsu – zaczął spokojnie komendant – dawno tutaj pracujesz?
-
Czy dawno? – Zetsu nie krył zdziwienia – nie wiem do czego to panu, będzie już
jakiś czas, może rok.
-
Rok – Ibiki odetchnął głębiej – szybko zleciało.
-
To prawda.
-
Właściwie tak się zastanawiam, jak to się stało, że do nas trafiłeś?
-
Zostałem rekomendowany…
-
Tak, wiem. Nie o to pytam.
-
Nie bardzo rozumiem.
-
Czemu Kaguya Otsutsuki mianowała właśnie ciebie?
-
Pani inspektor uznała, że jestem najlepszy.
-
No właśnie, najlepszy. Powiedz mi, czy Kaguya miała jakieś zastrzeżenia do
mojej pracy?
-
Nie. Miała o panu jak najlepsze zdanie. Stawiała pana rewir za wzór dla innych
placówek.
-
Właśnie! – Ibiki klasnął dłonią w kolano – Mój rewir, jak sam powiedziałeś,
według pani inspektor służy za wzór. Słowem nie ma zastrzeżeń, czyli nie dzieje
się nic złego prawda?
-
Do czego pan zmierza? – Zetsu poczuł lekkie napięcie.
-
Skoro nasz posterunek jest taki wspaniały, to po jaką cholerę jeden z głównych
inspektorów komendy stołecznej naszego kraju, przysyła swojego najlepszego
człowieka? Czy nie powinno być tak, że najlepszych kierują tam, gdzie sytuacja
nie jest za ciekawa?
Zetsu
przełknął głośno ślinę. Nieprzyjemne uczucie rozeszło się po całym jego ciele,
jednak za nic nie potrafił odgadnąć, o co Ibikiemu może chodzić.
-
Jeżeli podejmujemy decyzję inną niż ta, która do tej pory obowiązywała, to
znaczy, że jednak coś jest nie tak.
-
To znaczy?
-
To znaczy, że albo mi nie ufa albo… przysłała Cię na przeszpiegi.
Zetsu
poczuł w jednej chwili jak jego serce zabiło mocniej. Ciało w jednej chwili
stało się ciężkie niczym ołów, a paraliż odjął mu mowę.
-
Mówi ci coś imię… Kakuzu?
Zetsu
zadrżał, oczy rozszerzyły się i gdyby mogły, pewnie wypadłyby z oczodołów.
-
No więc jak, mówi… czy nie mówi?
-
Ja… znaczy…
-
Nie spiesz się z odpowiedzią.
-
N… nie… nie mówi – wydusił z siebie.
-
To dziwne. Bo on o tobie wspominał, nawet sporo. Chcesz posłuchać?
Ibiki
wyjął z kieszeni marynarki, niewielkich rozmiarów dyktafon i położył na biurku
przed Zetsu i nie czekając na jego reakcje, puścił nagranie. Przez chwilę
siedzieli w milczeniu i wsłuchiwali się w nagranie. Zetsu, blady niczym ściana,
nie ukrywał przerażenia. Gdy nagranie dobiegło końca, Ibiki schował dyktafon i
popatrzył na mężczyznę.
-
Zostajesz aresztowany pod zarzutem działania w organizacji przestępczej, infiltracji
policji na rzecz tejże organizacji oraz udział w morderstwach dokonanych przez
niejakiego Hidana.
Nim
Zetsu zdążył cokolwiek powiedzieć, do jego gabinetu wtargnęło dwóch wysokich
funkcjonariuszy. W jednej chwili położyli, byłego już inspektora policji na
podłodze i zakuli w kajdanki. Ibiki wstał i wyszedł z gabinetu, a zaraz za nim
dwaj funkcjonariusze wyprowadzili Zetsu.
* * *
Konan
powoli dochodziła do siebie. Nie była już tak roztrzęsiona, jednak śmierć
Kisame była dla wszystkich szokiem. Nagato stał obok kobiety. Twarz miał
zamyśloną. Jego, jak i zapewne pozostałych nurtowało pytanie - co Kisame robił
w tamtej okolicy?
Itachi
stał na uboczu. Ręce trzymał w kieszeniach. W jednej z nich trzymał komórkę, na
którą mieli pisać Kakashi, Ibiki oraz Gai, w przypadku gdyby wykonali swoje zadanie,
lub sprawy przybrały niewłaściwy obrót. Wiadomość od Gaia otrzymał jako pierwszą,
ale nie musiał jej czytać. Później nadeszła tajemnicza wiadomość od Kakashiego
„Zabuza już nikomu nie zrobi krzywdy”. Itachi nie miał czasu zbyt długo
zastanawiać się nad jej sensem, gdyż oto nadeszła kolejna wiadomość. Uchiha
zadrżał. Wiedział doskonale, że to od Ibikiego. Dyskretnie odwrócił się w
kierunku okna i wyjął komórkę. Orochimaru zerkał w tym czasie na Itachiego. Nie
jest tajemnicą, że mu nie ufał.
Uchiha
spojrzał na wyświetlacz telefonu, na którym widniała wiadomość o pomyślnej
akcji Ibikiego. Ciemnowłosy odetchnął z ulgą, ale był to tylko krótki moment
odprężenia. Sam miał się zająć Orochimaru, jednak na chwilę obecną było to
niemożliwe. Był on jeden przeciwko czwórce, jeśli szybko się nie rozdzielą, to
może być problem. Należy bowiem pamiętać, że poza Zetsu, Akatsuki musiała mieć
jeszcze jeden kontakt w policji. Ta sama osoba przysłała Zetsu tutaj. Jeśli
zechcą się z tym kimś skontaktować, może się wydać, co się stało, a wtedy
wszystko pójdzie w diabły.
Itachi
schował telefon do kieszeni i wrócił do pozostałej czwórki. Każdy zastanawiał
się co teraz począć.
-
Kakuzu, Hidan, Kisame, Zabuza, Zetsu – wyliczała Akari – Nagato, musimy się
dowiedzieć, co się dzieje.
-
Co mianowicie proponujesz? – spytał lider. Głos o dziwo miał spokojny.
-
Nasz kontakt w policji. Ta sama osoba, która poleciła Zetsu – wtrącił nagle
Orochimaru.
-
O kurwa… - Itachi zadrżał.
-
Orochimaru! – Nagato podniósł głos, jednak ciemnowłosy zdawał się go ignorować.
-
Masz jakieś obiekcje Itachi? – Orochimaru wyprostował się i przeszył Uchihe
wzrokiem.
-
Ja… nie sądziłem, że mamy kogoś jeszcze w ekipie.
-
Chcesz powiedzieć, że się nie domyśliłeś? – Orochimaru ciągnął temat, zbliżając
się do Uchihy.
Itachi
stał wyprostowany i spokojnie czekał na to co Orochimaru zrobi, koncentrując
przy tym całą swoją silną wolę.
-
A jak tam twój brat Itachi? Solidny z niego pracownik.
-
Orochimaru, czy tobie odbija? – Konan dała krok do przodu, jednak mężczyzna
zatrzymał ją gestem ręki.
-
Czy podobnie jak Ty, który nie wiedziałeś nic o Zetsu, on nie wie nic o tobie?
-
Tknij go, a cię zabiję – odparł spokojnie Itachi, chwytając prawą ręką za
koszulę Orochimaru.
-
Dosyć tego! – lider wkroczył między nich, rozdzielając od siebie – Orochimaru!
Odbiło ci?! Mało mamy kłopotów?
-
Kłopotów – mężczyzna odwrócił się i odszedł na kilka kroków.
Przez
chwilę stał tak plecami do wszystkich, po czym odwrócił się z wyciągniętym
telefonem. Itachi zadrżał. Odruchowo sięgnął do kieszeni spodni i zorientował
się, że jego komórka zniknęła.
-
To nie ja sprawiam kłopoty! Ten wredny sukinsyn od początku był szpiegiem! –
Krzyknął Orochimaru.
-
Orochimaru, co ty bredzisz?! – Konan podeszła do mężczyzny i chwyciła komórkę,
którą trzymał w ręku.
-
Popatrz sobie na korespondencje naszego przyjaciela.
Kobieta
zaczęła wertować telefon, a z każdą chwilą jej mina przybierała coraz bardziej
przerażony wyraz. Gdy podniosła wzrok, ujrzała czarną lufę pistoletu skierowaną
w jej stronę.
-
Jesteście wszyscy zatrzymani, pod zarzutem przynależności do organizacji
przestępczej, dokonywania morderstw oraz malwersacji podatkowych. Macie prawo
zachować milczenie. Od tej pory cokolwiek powiecie może być użyte przeciwko
wam. Macie prawo do adwokata, jeśli was nie stać, zostanie wam przydzielony
prawnik z urzędu.
Wszyscy
popatrzeli na Itachiego, niczym rażeni piorunem. Nawet Orochimaru był tym
zaskoczony, jednak nie na długo. Już dawno podejrzewał Itachiego, dlatego gdy
Konan wertowała jego telefon, sam niepostrzeżenie dobył broń ze skrytki pod
blatem biurka, przy którym stał. Trzeba było czekać tylko na okazję.
-
Ręce za głowę i na kolana! Ale już!
Wszyscy
posłusznie wykonali polecenie. Orochimaru zdążył w tym czasie schować broń za
paskiem spodni. Daj mi parę sekund, a cię
rozwalę – myślał.
Tak
naprawdę Itachi nie miał teraz zbyt wielkiego pola manewru. Sprawa się mocno
pokomplikowała. Miał się zająć samym Orochimaru, a teraz trzymał na muszce całą
szajkę, po którą miał przyjechać Ibiki z ludźmi. Itachi spojrzał na zegarek.
Dochodziła piąta, za oknem powoli zaczęło się ściemniać. Zaraz swoją zmianę
zacznie Sasuke i Naruto. Itachi przeklął pod nosem. Chciał to załatwić możliwie
najdyskretniej, ale nie było wyjścia.
Podszedł
ostrożnie do Orochimaru.
-
Komórka – rzekł, starając się zachować spokój.
-
Weź ją sobie – odparł z drwiną mężczyzna.
-
Nie będę powtarzał – Itachi wymierzył w głowę Orochimaru.
-
Nie bądź śmieszny. Zastrzelisz mnie?
-
Powiedziałem…
-
Weź ją sobie – odparł, tym razem z uśmiechem.
Itachi
czuł, że przegrywa tą walkę. Miał kategoryczny zakaz używania broni. Co prawda
oni o tym nie wiedzieli, ale nawet mimo to, nie mógł od tak zacząć do nich
strzelać. Przepisy w tej kwestii są bardzo surowe. Pochylił się lekko i sięgnął
do kieszeni marynarki, gdzie Orochimaru schował telefon. Druga rzecz, która go
hamowała bardziej niż kodeks: już raz zabił człowieka. Uczucie, które
towarzyszy wtedy człowiekowi, jest straszne. Itachi nie miał ochoty kolejny raz
przez to przechodzić.
W
jednej chwili Orochimaru machnął ręką, odpychając nieznacznie Itachiego, który
na moment stracił równowagę. Mężczyzna szybko wstał i dobył broni. Właśnie
wymierzał, w Uchihe ale dostrzegł, że Itachi znów stoi twardo na nogach.
Zmienił więc zamysł i jednym skokiem dopadł do drzwi, które prowadziły do
biura, w którym pracowali Naruto i Sasuke.
Jasna cholera! Itachi bez namysłu
pognał za nim. Orochimaru swoim wejściem, najpierw wzbudził ogromne zdumienie
wśród ludzi, jednak kiedy ktoś dostrzegł błysk broni w jego ręku, podniósł się
krzyk.
-
On ma broń!
Zapanowała
ogólna panika. Wszyscy jak jeden mąż rzucili się do wyjścia. Orochimaru, widząc,
że nie przebije się przez ten tłum, dopadł szybko jedną z tych osób i
postawiwszy ją przed sobą, przyłożył jej lufę pistoletu do głowy.
Itachi,
który dopiero po dłuższej chwili odnalazł się w panującym zgiełku, gdy tylko
dojrzał Orochimaru, wymierzył w niego, jednak bardzo szybko opuścił broń. Czuł
jak ręce mu drżą. Przerażenie ogarniało jego umysł. Osobą, której Orochimaru
przykładał właśnie broń do głowy, był nie kto inny tylko jego brat.
-
Sasuke…
-
Ani kroku! Bo rozwalę twojemu braciszkowi łeb.
Pokój
wyludnił się niemal natychmiast. Prawie wszyscy z przerażeniem na ustach
opuścili pomieszczenie i skierowali się do wyjścia. Jak się okazało zostały w
nim tylko cztery osoby. Itachi, Orochimaru, Sasuke i Naruto, który staranowany
przez napierający tłum, właśnie podnosił się z podłogi. Szybko znieruchomiał,
gdy tylko ujrzał Sasuke przytrzymywanego przez Orochimaru.
-
Sasuke, co do diabła…? – Naruto wyprostował się powoli.
-
Ty gnoju! Nie zbliżaj się – Orochimaru odwrócił się w jego stronę. Żółte oczy
błysnęły, rażąc niczym piorun. Chłopak przełknął głośno ślinę i cofnął się
nieznacznie.
W
pewnej chwili usłyszał za sobą kroki. Obejrzał się i dostrzegł przez szklane drzwi
jak Nagato, Akari i Konan uciekają z biura. Dopiero teraz powoli docierało do
niego, co się stało.
-
Nagato! – wrzasnął Itachi.
-
Nie ruszaj się, bo twój braciszek oberwie!
Itachi
zacisnął zęby i spojrzał na brata, który ku jego zdziwieniu, nie był na tyle
przerażony, na ile powinien człowiek w takiej sytuacji. Mógł zaryzykować i
strzelić. W końcu podmienił wszystkie gronie na repliki. Być może, gdyby tu
stał ktos inny, wymierzyłby i pociągnął za spust. Bał się jednak ryzykować.
Kurwa mać, niedobrze – Naruto powoli
dochodził do siebie, po całym zamieszaniu – Nagato
ucieka. Ale nie mogę zostawić Sasuke samego. Kurwa, kurwa, kurwa…
- Naruto… - rzekł cicho Sasuke.
-
Zamknij się gnoju!
-
Co z Nagato? – Uchiha zdawał się całkowicie ignorować groźby, rzucane przez
mężczyznę.
-
Uciekł.
-
To go kurwa goń!
Naruto
przez moment stał zszokowany. Nie wiedział, czy Sasuke żartuje, czy mówi
poważnie.
-
Nie martw się o mnie! Goń tego skurwiela! Skoro ucieka, znaczy, że nie ma
broni! – wrzasnął Sasuke.
Naruto
nie trzeba było więcej powtarzać. W jednej chwili rzucił się do drzwi. Szarpnął
nimi i zniknął za ścianą.
-
Ty cholerny gnoju! – Orochimaru, nim Naruto wybiegł, wymierzył w chłopak i miał
już strzelić. Pistolet jednak nie wypalił.
-
Jesteś głupszy Orochimaru niż myślałem – Sasuke zaśmiał się szokując zarówno
przestępcę, jak i swojego brata - gdy tak machałeś mi pistoletem przed twarzą,
dostrzegłem, że na jego lufie jest napisane „REPLIKA”.
Mężczyzna
zbladł w jednej chwili, przez moment przypatrywał się wygrawerowanemu napisowi.
Jak to możliwe? Przecież sam tą broń
umieszczałem. Orochimaru czuł jak traci panowanie nad sobą. Chwycił mocniej
chłopaka, nie dając mu szans na wyrwanie się.
-
To nie koniec! Nie dostaniesz mnie! – wrzeszczał niczym oszalały.
-
Poddaj się – Itachi poczuł jak kamień spada mu z serca, więc jednak Orochimaru
miał w ręku niegroźną zabawkę – zaraz będzie tu policja, nie masz szans. Poddaj
się!
Uchiha
dał krok naprzód i powoli chował broń. Miał ochotę rozwalić Orochimaru głowę,
jednak postanowił załatwić to inaczej. Musiał się spieszyć, gdyż Naruto pędził
za niebezpiecznym przestępcą i diabli wiedzą jak to się może skonczyć.
-
Odsuń się! – Orochimaru dał krok w tyłu, odruchowo przykładając pistolet do
głowy chłopaka, mimo iż wiedział, że to tylko atrapa.
Itachi
na chwilę się zatrzymał, po czym znów dał krok na przód. W tej chwili
Orochimaru odrzucił pistolet i szybkim ruchem dobył zza pazuchy nożyk. Ostrze
było niewielkie i służyło do otwierania listów, jednak wbite w szyje mogło stać
się śmiertelną bronią.
Błysk
stali w ręku szaleńca, zadziałał na Itachiego niczym kubeł zimnej wody.
Momentalnie sięgnął po broń i wymierzając, pociągnął za spust. Rozległ się huk
wystrzału i po chwili Orochimaru odskoczył od Sasuke, puszczając go wolno.
Chłopak szybko odskoczył na bok. Mężczyzna wył z bólu i trzymał się za
krwawiącą rękę, w której niedawno trzymał ostrze.
Do
pokoju wbiegło kilka osób, które zaintrygował huk dobywający się z tego
miejsca. Gdy dostrzegli Itachiego z dymiącą bronią w ręku i Orochimaru, który
krwawił niczym zarzynane prosie, pobledli ze strachu.
-
Policja! – Itachi machnął służbową legitymacją – wracajcie do swoich pokoi!
Zebrani,
nawet nie drgnęli. Patrzyli przerażeni, to na Orochimaru, to na Itachiego.
-
Nie słyszeliście co powiedział?! Wypierdalać stąd! – Sasuke wrzasnął na całe
gardło.
Krzyk
podziałał. W jednej chwili wszyscy rozbiegli się, a gdzie, to już Sasuke ie
obchodziło.
-
Nieźle. Powinieneś pracować w policji…
Nie
dokończył gdyż Sasuke, w jednej chwili wybiegł z pokoju, krzycząc tylko, że
„musi pomóc temu idiocie”.
-
Sasuke! – krzyknął Itachi, jednak bezskutecznie – szlag by to trafił! Po cholerę
się pcha!
Spojrzał
w stronę Orochimaru, który stał parę kroków od niego, z ranną ręką uniesioną ku
górze, tak aby krwawić jak najmniej. Miało
być bez broni, ale mam to gdzieś. Uchiha stał teraz przed kolejnym
dylematem. Jego brat pędził wraz z Naruto za Nagato. W pierwszej chwili chciał
ruszyć im pomóc, ale w tym wypadku co zrobić z Orochimaru?
-
Co Itachi… - mężczyzna ciężko oddychał – boisz się o braciszka?
-
Zamknij się.
-
Hahaha leć za nim, leć – mimo beznadziejnego położenia, Orochimaru powoli
odzyskiwał zmysły. To jaką huśtawkę nastrojów przeszedł teraz ten człowiek,
zadziwiało Itachiego. A może dotarło do niego, że jest w beznadziejnej sytuacji
i tak naprawdę nie ma nic do stracenia?
-
Jasna cholera… - Itachi sięgnął po kajdanki i podszedł do Orochimaru.
-
I do czego mnie przykujesz? Do klamki?
Itachi
rozejrzał się po pomieszczeniu. Faktycznie pole manewru było niewielkie. Jedyną
opcją wydawała się rura do kaloryfera, ale co za problem dla silnego mężczyzny,
nawet rannego, wyrwać pokrętło?
-
Kuku… czas ucieka… ciekawe czy twój braciszek i jego kolega, dadzą rade Nagato?
Aż szkoda, że tego nie…
Nie
dokończył. Huk wystrzału przerwał jego mowę w kulminacyjnym momencie. Chwytając
się za kolano, które roztrzaskała właśnie kula pistoletu, upadł na podłogę.
Krzyk rozniósł się po całym piętrze, mrożąc krew w żyłach wszystkim
pracownikom. Orochimaru wił się na podłodze niczym wąż, schwytany w potrzask.
Itachi wymierzył ponownie i znów strzelił, dziurawiąc drugie kolano. Kanonada
wrzasków dzwoniła w jego uszach. Uchina jednak zdawał się tym nie przejmować,
dobył z tylnej kieszeni spodni kajdanki, które założył na jedyną zdrową
kończynę. Następnie pociągnął Orochimaru kilka metrów i drugi koniec kajdanek,
przypiął do kaloryfera.
-
Nie wierć się tak, to może się nie wykrwawisz – odparł i pochylił się nad
mężczyzną, którego ciało wyginały spazmy bólu.
Dobył
telefon z kieszeni marynarki, który Orochimaru mu uprzednio zabrał i wychodząc z pokoju, wybrał numer do Ibikiego.
-
Przyjeżdżaj do siedziby Akatsuki. Orochimaru ujęty, zmiana planów, podążam za
Nagato. Wyślij list gończy za nim oraz Akari i Konan… Gdzie szukać Orochimaru?...
kieruj się za wrzaskami…
Skończył
rozmowę i schował telefon. Następnie wszedł do jednego z pomieszczeń.
Pracownicy, gdy tylko ujrzeli uzbrojonego Itachiego, w jednej chwili odsunęli
się maksymalnie pod ścianę. Tylko jedna osoba, siedziała na swoim miejscu.
-
Shikamaru, mam prośbę.
-
Co takiego?
-
Za niecałe pół godziny przyjedzie tutaj komendant Ibiki. Wskaż im miejsce,
gdzie leży przykuty Orochimaru. Powiedz mu, że jesteś gościem od kodu, będzie
wiedział o co chodzi.
-
W porządku, a ty gdzie idziesz?
-
Pomóc chłopakom. Gonią Nagato.
Po
tych słowach Itachi wybiegł z pokoju i popędził w kierunku klatki schodowej.
* * *
-
Mnie chyba zdrowo popierdoliło!
Naruto
dopiero po jakimś czasie uświadomił sobie, że rzucił się w pogoń za niebezpiecznym
przestępcą, który pośrednio jest odpowiedzialny za te wszystkie morderstwa,
które miały ostatnio miejsce. Były nawet chwile, że chłopak chciał się
zatrzymać i odpuścić pościg, jednak jego nogi zdawały się żyć własnym życiem.
Po
niemal samobójczej gonitwie po schodach, wybiegł z budynku. Chwilę się
rozglądał, gdy dostrzegł nieopodal postać w czarnym płaszczu, która pędziła
przed siebie, oddalając się od chłopaka z każdą sekundą.
Naruto
przeklął wszystko na czym świat stoi o ruszył za nim, łamiąc tym samym
obietnicę złożoną rodzicom Hinaty. Miał więcej nie ryzykować, ale świadomość,
tego że to wszystko może skończyć się tu i teraz, napędzała go, dodając sił.
Mimo trzaskającego mrozu, chłopak czuł jak krew w nim buzuje. Wybiegł właśnie
na ulicę, którą uciekał Nagato i bez chwili wahania pobiegł za nim.
Był
tak zaaferowany, że nie zwracał uwagi na ludzi, których mijał. Co chwila
potrącał jakiegoś pieszego, który wygrażał mu pięścią lub obelgami.
Długi
bieg powoli dawał się blondynowi we znaki. Płuca paliły niemiłosiernie, nogi
były coraz cięższe, jednak sądząc po zmniejszającej się odległości między nim,
a Nagato, można przypuszczać, że lider Akatsuki także słabnie.
-
Nagato!! – wrzasnął na całe gardło. W tej chwili człowiek biegnący przed nim,
nie był ani poważnym biznesmenem, dyrektorem ogromnej korporacji. Był zwykłym,
był zwykłym przestępcą, któremu nie należy się żaden szacunek.
Gonitwa
przeciągała się. Obaj nawet nie zauważyli, jak z centrum biznesowego,
znajdującego się w ich mieście, wbiegli wprost do jednej z biedniejszych
dzielnic. Odrapane kamienice, stare – często niesprawne – auta zalegające
ulice, margines społeczny krążący po ulicach. To wszystko składało się na
typowy obraz tej części Konoha.
Naruto
zbliżał się coraz bardziej do Nagato. Momentami zdawało się, że chłopak ściszał
jego ciężki oddech.
Nagle
mężczyzna skręcił w lewo i przebiegł przez wyrwę w betonowym murze. Naruto
cudem unikając poślizgu, również skręcił w tamtą stronę. Biegli właśnie po
wielkim placu z drogą, która prowadziła do starej fabryki motocykli. Budynek
już od wielu lat straszył pustymi murami, jednak zarówno Nagato jak i Naruto, w
ogóle nie rejestrowali gdzie się znajdują.
W
pewnej chwili lider Akatsuki poślizgnął się i tylko cudem nie wywrócił się na
ziemię. To dało czas Naruto na dogonienie go. Chłopak nie zastanawiał się nawet
sekundy. W jednej chwili wybił się i obiema nogami, trafił mężczyznę prosto w
plecy.
Nagato
całkowicie stracił równowagę i upadł na ścieg. Naruto, który także zaliczył
upadek podczas zadawania ciosu, podnosił się właśnie z ziemi. Strzepnąwszy z
siebie śnieg, spojrzał na podnoszącego się Nagato.
-
Teraz już nigdzie nie uciekniesz bydlaku!
Po
tych słowach blondyn ruszył wprost na mężczyznę.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na dziś koniec i z góry przepraszam, że w takim punkcie kończę, ale pracuję nad dalszą częścią i musiałem rozdzielić akcję na dwa rozdziały :) Zapraszam oczywiście do komentowania, jak i wytykania uwag :)
Następny rozdział za tydzień. Możliwe, że będzie mały poślizg, ze względu na dużą ilość pracy, dlatego jeśli nie będzie w sobotę, to ukaże się w niedziele. Tak wiec data 15 - 16 listopada. A co w rozdziale? Naruto walczy z Nagato - jaki będzie przebieg? Kto mu pomoże? Jak się zakończy? O tym i znacznie więcej, już za tydzień :)
Do zobaczenia!!
Smuci mnie fakt końca oryginalnego "Naruto" a także powolny koniec twojego opowiadania, jest na prawdę świetne i tak jak myślałeś twoje umiejętności pisarskie z czasem poprawiły się do perfekcji ! Rozdział świetny i aż nie mogę uwierzyć, że to już ponad rok od 1 rozdziału.Gratuluję i jak wielki fan liczę (oraz zachęcam) do dalszego pisania.Jakieś kolejne historie w tym uniwersum które stworzyłeś (czyli inaczej mówiąc ciąg dalszy twojego opowiadania) byłyby mile widziane ;) Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez "Naruto" i twojego opowiadania co tydzień.Mam nadzieję, że tak szybko nas nie opuścisz i zaserwujesz kolejną świetną przygodę :D Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńSTAŁO SIĘ NARUHINA STAŁĄ SIE PARĄ POWIEM WIĘCEJ MAŁŻEŃSTWEM W RZECZYWISTOŚCI W MANDZE NAPRAWDĘ TO JEST NAJSZCZĘŚLIWSZY DZIEŃ W MOIM ŻYCIU POWIEM WIECEJ JEDEN Z NAJSZCZĘŚLIWSZYCH MOMENTÓW W HISTORII HEH NARUHINA LOVE FOREVER !!!
OdpowiedzUsuńNARUHINA FOREVER , ponoć ma być 3 seria ale z ich dziećmi
OdpowiedzUsuń. A co do twojego opowiadania to jest GENIALNE , i nie kończ tego tak szybko
Błagam Cię, nie kończ tego opowiadania podwójnego zakończenia nie zniosę. Wierzę w to że potrafił byś wymyślić jeszcze dużo wątków które by nas zafascynowały. To najlepszy blog na jaki trafiłam i czytam go już 3 raz od początku. Gdybyś wydał książkę to bym stała pierwsza w kolejce żeby ją kupić. Wiem że to co dobre szybko się kończy ale mam nadzieje że z twoim opowiadaniem tak nie będzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawia i życzy dużo weny twoja największa fanka.