piątek, 29 listopada 2013

ROZDZIAŁ XXIV

        Witam wszystkich w kolejnym rozdziale naszej powieści. Nieco wcześniej (cała godzina), gdyż udało mi się wcześniej ze wszystkim obrobić :) Jak obiecałem sporo NaruHina i mała ciekawostka na koniec rozdziału.
       Zapraszam do lektury :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wigilia 20xx roku jest pierwszą, z którą pewien blond-włosy chłopak będzie miał ciepłe wspomnienia. Naruto dokonywał ostatnich poprawek w swoim wyglądzie przed wyjściem. Miał spędzić ten radosny czas z rodziną Hinaty i trochę się denerwował, aby nie dać plamy. Ciemne spodnie i biała koszula stanowiły podstawę jego garderoby. Jeszcze tylko płaszcz, szalik i może czapka. Już miał wychodzić, gdy cofnął się w ostatniej chwili do swojego pokoju i zabrał plecak, który leżał na łóżku. Był dzisiaj mocno napakowany, jednak tylko jego właściciel wiedział, co skrywa. Ostatnie ogarnięcie wzrokiem całego mieszkania:
            Chyba wszystko wziąłem, pomyślał i opuścił mieszkanie, które nie zaznało jeszcze wigilijnej atmosfery.
            Jak to w święta, autobusy nie kursowały zbyt często, toteż Naruto trochę się wystał zanim nadjechał, dodatkowo spóźniony pojazd. Przez całą drogę wyglądał przez okno i obserwował uliczny ruch. Ludzie elegancko ubrani, obładowani kolorowymi torbami pełnymi prezentów, podążali powolnym krokiem do swoich bliskich. Dla wielu z nich było to kolejne święto do odbębnienia, które trzeba potem odchorować przy pomocy kropel żołądkowych. Naruto jednak przeszedł przyjemny dreszcz. Spędzi te święta z bliską osobą. Co prawda, gdy mieszkał jeszcze z wujkiem, obchodzili wspólnie Wigilie, jednak chłopak pamięta to jak przez mgłę. Przyjeżdżała wtedy rodzina wujka i świętowali. Młody Uzumaki już wtedy czuł, że to jednak nie to samo co u jego kolegów.
            Do domu rodziny Hyuga dotarł niecałe dwadzieścia minut przed czasem. Prószył delikatny śnieżek, jednak mimo to, było ciepło, więc spora szansa, że za parę godzin, jeśli temperatura się utrzyma, to cała ta biała pierzyna zalegająca miasto, zamieni się w pluchę.
            Zapukał do drzwi i niemal natychmiast otworzyła mu ciemnowłosa dziewczyna, która od razu przytuliła go na powitanie.
            - Część słońce – rzekł radośnie Naruto i ucałował dziewczynę.
            - Cześć kochanie – Hinata odwzajemniła pocałunek i pociągnęła chłopaka do środka.
            Dopiero gdy wszedł do środka, dostrzegł, że Hinata paraduje w fartuchu, na którym tu i ówdzie widniały świeże plamy.
            - Rozgość się, a ja wracam do mamy, pomóc jej w ostatnich przygotowaniach.
            - Spoko poradzę sobie.
            Hinata dała szybkiego całusa chłopakowi i wróciła do kuchni. Naruto w tym czasie zdjął wierzchnie ubranie i dzierżąc w rękach swój plecak udał się dalej do salonu, gdzie Hiashi kończył ustawiać stół wigilijny.
            - Dzień dobry może panu pomóc – rzekł szybko chłopak.
            - Dzień dobry chłopcze, nie, nie trzeba, już skończyłem. Dziękuję – odparł spokojnie Hiashi.
            Naruto wszedł głębiej do salonu i ujrzał jak pod oknem stoi duża, pięknie przyozdobiona choinka. Soczysta zieleń świadczyła o tym, że jeszcze rano rosła spokojnie na plantacji pełnej takich drzewek. Kolorowe bombki i światełka komponowały się ze sobą idealnie, tworząc barwną tęczę, której blask potęgowały łańcuchy, którymi drzewko było obwieszone. Blondyn patrząc na choinkę, poczuł dziwne ciepło w środku. Przypominała mu to, czego zawsze zazdrościł innym rodzinom i że teraz ma z kim obchodzić święta.
            - Cześć szwagier! – Naruto poczuł lekkie puknięcie w plecy. Odwrócił się i ujrzał młodszą kopię swojej ukochanej.
            - Cześć Hanabi, a ty nie z Konohamaru?
            - Nie, dzisiaj jest u swoich dziadków. Jutro się widzimy, mam zaproszenie do niego do domu – odparła dziewczyna, szczerząc się od ucha do ucha, po czym zwróciła się do ojca – tato, o której będzie obiad?
            - Za niecały kwadrans – odparł spokojnie Hiashi, który uporawszy się ze stołem, usiadł w swoim ulubionym fotelu.
            - To mogę na chwilę zabrać Naruto? Mam sprawę do niego.
            Hiashi popatrzył zdziwiony na dziewczynę.
            - Ale dlaczego mnie o to pytasz, a nie Hinaty?
            - Bo ona nie ma teraz nic do gadania – odparła żywo dziewczyna.
            - Nie no, to ja może pomogę w kuchni... – odparł niepewnie blondyn.
            - One dadzą sobie radę, poza tym już kończą, chodź!
            Naruto, widząc że wszelki opór nie ma sensu, udał się z Hanabi na górę do jej pokoju. W pomieszczeniu panował lekki rozgardiasz. Kilka ubrań leżało na łóżku, plecak, z którego sterczą niedbale ksiązki, walał się po ziemi. Hanabi podeszła do monitora, stojącego na biurku na wprost drzwi i włączyła go. Na ekranie pojawiło się znane chłopakowi menu z PS3. Teraz dostrzegł, że pod czerwoną bluzką, stoi spokojnie konsola, a cichy szum, który się z niej dobywał, świadczył o tym że jest na chodzie.
            - Siostra wspominała, że lubisz grywać w Tekkena, a mi brakuje rywala – rzekła Hanabi odwracając się do Naruto – niestety moja siostra nie za bardzo się nadaje na przeciwnika dla mnie, dlatego rzucam tobie wyzwanie. Gramy do pięciu zwycięstw.
            Naruto z początku z poważną miną, gdy zorientował się o co młodszej z sióstr chodzi, zaśmiał się cicho pod nosem. Odstawił plecak w kąt, podszedł do dziewczyny i wziął jednego z padów.
            - Co ty bierzesz? – spytała zdziwiona dziewczyna – to zwykły pad, weź sobie jeden z tych – mówiąc to, wskazała blondynowi kilka padów, które sądząc po logo na ich, były specjalnie przeznaczone do Tekkena.
            - Nie potrzebuję, dam ci radę tym jednym – odparł zadziornie chłopak i usadowił się wygodnie na krześle.
            - Sam chciałeś, szykuj się! – rzuciła z entuzjazmem Hanabi i włączyła grę.
            Na ekranie zamigotała cała paleta kolorów i po chwili oboje ujrzeli plansze tytułową „Tekken 6”
            - Dobra to teraz pojedynek player v.s. player po pięć postaci każdy.
            - Naruto nic nie odparł, tylko kilkoma zręcznymi ruchami wybrał swoje postacie; Jin Kazama, Nina Williams, Hwoarang, Jun Kazama, Marshall Law.
            Hanabi popatrzyła na wybór Naruto i prychnęła lekko
            - Phi, rozwalę cię szybciej niż myślałam. To są zajebiste postacie; Feng Wei, Mokujin, Raven, Lee Chaolan, Bryan Fury.
            Naruto tylko uśmiechnął się pod nosem i rozpoczęła się walka. Oboje wpatrywali się w monitor jak zahipnotyzowani, operując padami i wykonując serie kombinacji, które miały przynieść sukces ich postaciom. Pierwsza walka Jin Kazama Naruto bez problemu pokonał Feng Wei. Dalej było nieco trudniej. Było już dwa zero i w trzeciej walce Raven pokonał Jina, a potem w czwartej Ninę. Przyszła kolej na Hwoaranga, ulubioną postać Naruto. Wszelkie kombinacje wykonywał z zamkniętymi oczami, więc bez problemu ku niezadowoleniu Hanabi, pokonał Ravena, Lee i Bryana. Ostateczny wynik pojedynku 5:2 dla Naruto.
            - Ejjj! – Jęknęła Hanabi – ale jak to?!
            Naruto nic nie odparł tylko uśmiechnął się zadziornie do dziewczyny i odłożył pada na miejsce.
            - Nie tak prędko, żądam rewanżu!
            - Innym razem – odparł spokojnie – pamiętaj, że to wygrani dyktują warunki.
            Hanabi chciała coś odpowiedzieć, gdy do pokoju weszła Hinata.
            - Tutaj się chowacie. Hanabi dlaczego mi absorbujesz chłopaka? – spytała wesoło.
            - Nie lubię go. Pokonał mnie w Tekkena – odparła z naburmuszoną miną Hanabi.
            - Sama chciałaś moja droga. Czasami mam wrażenie, że ty ciągle masz czternaście lat – rzekła spokojnie Hinata. Sama lubiła czasem pograć, ale żeby zaraz tak przeżywać? – dobra chodźcie na dół, wszystko już prawie gotowe.
            Hinata chwyciła Naruto za rękę i pociągnęła chłopaka za sobą na dół. Hanabi wyłączyła konsolę i udała się za nimi.


* * *


            Cała piątka zanim zasiadła do wigilijnego stołu, aby podtrzymać tradycję podzieliła się opłatkiem. Rodzice Hinaty życzyli dwójce zakochanych dużo szczęścia i powodzenie w życiu. Hanabi ojciec życzył większej powściągliwości i opanowania, co dziewczyna przyjęła westchnieniem. Gdy opłatek został podzielony, zasiedli do stołu, na którym na początek zagościła tradycyjnie zupa grzybowa, a potem kolejne dania. Tematem rozmów, jak to w przypadku opiekuńczych rodziców, były dalsze plany młodzieży co do edukacji i pracy. Później Hiashi rozpoczął swoje ulubione pogawędki o historii z Naruto. Często gdy blondyn przychodził do Hinaty, mężczyzna korzystał z okazji, gdy chłopak był sam i zagadywał go na różne tematy. Jak sam kiedyś stwierdził, z żadną z trzech kobiet nie może porozmawiać o tym, co było jego konikiem. Naruto również chętnie gaworzył z Hiashim. Pewnego razu Hinata z udawaną powagą w głosie, powiedziała chłopakowi, że jeszcze trochę, a ten będzie się częściej widywał z jej ojcem niż z nią. Oczywiście, jak to zwykle u Hinaty bywa, dziewczyna nie wytrzymała długo w poważnej pozie i wybuchła śmiechem.
            - Skarbie, może nie męcz chociaż w święta Naruto – rzekła kobieta, kręcąc z politowaniem głową.
            - No już kochanie kończymy, tylko chciałem wiedzieć, co Naruto myśli o operacji Barbarossa (operacja ataku Niemiec na Związek Radziecki w czasie drugiej wojny światowej przyp.).
            - Poznasz później, a teraz chodź pomożesz mi zanieść talerze do kuchni. No już szybko – rzekła stanowczo kobieta.
            Naruto pierwszy raz, odkąd widuje się z Hinatą, widział aby to matka dziewczyny, rozporządzała Hiashim. Zawsze myślał, że to on tu wszystko trzyma twardą ręką, jednak nie zawsze jak się okazuje.
            Rodzice zabrali część nakrycia do kuchni, a Naruto wraz z Hinatą donieśli resztę. Hanabi w tym czasie, korzystając z chwili, korespondowała sms-owo z Konohamaru, który wyrażał ubolewanie, że nie ma jej z nim, bo ma dla niej fajny prezent. Dziewczyna odpisała kilka ciepłych słów i tak w kółko.
            Cała czwórka uporała się niezwykle szybko ze zmywanie, toteż po kilku minutach wszystkie naczynia były już na swoich miejscach w kredensie. Domownicy wraz ze swoim gościem siedzieli teraz przy stole i popijając wino, rozmawiali tym razem na luźne tematy, choć Hiashi od czasu do czasu próbował wrócić do przerwanej rozmowy z Naruto.
            W pewnym momencie blondyn przeprosił wszystkich i wstał od stołu, po czym szybko udał się na górę, skąd wrócił ze swoim plecakiem. Wszyscy patrzyli na niego lekko zdziwieni.
            - Chciałem bardzo państwu podziękować za zaproszenie. Są to pierwsze święta tak radosne dla mnie, a ponieważ nie jestem urodzonym mówcą, dlatego mam nadzieję, że chociaż w ten sposób będę mógł wyrazić swoją wdzięczność.
Mówiąc to chłopak wyjął z niego zapakowane w kolorowy papier pakunki, które wręczył każdemu z osobna. Wszyscy byli mile zaskoczeni. Jako pierwszy odezwał się Hiashi.
- Naruto – mężczyzna pierwszy raz zwrócił się po imieniu do blondyna. Wstał i podszedł do chłopaka – uczyniłeś naszą córkę szczęśliwą. Przyznam szczerze, że odkąd jest z tobą, stała się zupełnie inną osobą, niezwykle radosną, dlatego zawsze będziesz w naszym domu mile widziany. Bardzo dziękujemy za twój wspaniały gest, jednak nie musiałeś, co prawda jesteście razem krótko, ale jesteś traktowany na równi z członkami rodziny Hyuga.
Zarówno Naruto i Hinata, która podeszła do blondyna, spojrzeli zdumieni na Hiashiego, u którego w nielicznych momentach gościł ciepły uśmiech. Matka ciemnowłosej wstała, zbliżyła się do naszej pary i przytuliła ich oboje z rodzicielską czułością. Hinatę jak córkę, a Naruto jak syna.
- Bardzo się cieszę, że jesteście razem - dajecie dużo dodatkowego ciepła temu domowi – mówiąc to ucałowała po rodzicielsko młodych ludzi.
Hinata jak zwykle w takich sytuacjach, oma się nie rozkleiła, a i Naruto poczuł, że od słów Hiashiego i gestu kobiety mięknie mu serce. Tak wspaniale nie czuł się nigdy.
Ojciec dziewczyn otrzymał grubą, książkę poświęconą drugiej wojnie światowej z czego niezwykle się ucieszył. Matka otrzymała również książkę poświęconą rodzimym artystom.
- Jaka wspaniała! Dziękuję – rzekła uradowana kobieta – skąd wiedziałeś?
- Mają państwo dużo obrazów w domu naszych artystów, a znając pani zmysł estetyczny zgaduję, że to właśnie pani wybierała malowidła.
Słysząc to Hiashi zaśmiał się serdecznie.
- Od razu widać, że Naruto to urodzony matematyk.
- Tak to prawda – zawtórowała mu żona.
Hanabi również była zadowolona ze swojego podarku. Najnowsza część „Soul Calibour’a”, której ojciec nie chciał jej kupić za jej zachowanie w szkole. Od razu podbiegła do swojego szwagra i uściskała serdecznie.
- Daruję ci tą wygraną w Tekkena – rzekła rozradowana i szybko pomknęła do swojego pokoju, zapewne odpalić swój prezent na konsoli.
Hiashi tylko pokręcił głową. Miał coś powiedzieć córce, ale w końcu są święta.
Hinata stała ze swoim prezentem w ręku, ale nie odpakowywała. Był to niewielki pakunek zawinięty w czerwono-granatowy papier, obwiązany czerwoną tasięmką. Naruto spojrzał na dziewczynę z lekkim zdziwieniem.
- Nie chcesz odpakować? – spytał cicho.
- Chcę, ale jak będziemy sami – odparła nieśmiało dziewczyna.
- Kochanie jaka ty nie śmiała – zachichotała matka dziewczyny, co ciemnowłosa przyjęła rumieńcem na twarzy – no już lećcie do siebie, nacieszyć się sobą – dodała i pociągnęła męża do siebie – a ty mój drogi mi pomożesz.
Hiashi wyraźnie zawiedziony, że nie będzie mógł nacieszyć się swoim prezentem – przynajmniej na razie – udał się za kobietą. W tym czasie młodzi udali się na górę.

* * *

            W pokoju ciemnowłosej, Hinata, gdy tylko zamknęła drzwi, przylgnęła do Naruto, który pogładził ją głowie.
            - Dziękuję, że przyszedłeś. Nawet nie wiesz jak mi zależało, aby spędzić święta z tobą – rzekła czule dziewczyna.
            - To chyba ja dziękuję tobie i twoim rodzicom. Pierwszy raz od wielu lat spędzam święta z bliskimi.
            Oboje usiedli na łóżku dziewczyny, opierając się o ścianę. W pokoju panował przyjemny półmrok. Dziewczyna przez jakiś czas przyglądała się prezentowi i odłożyła na biurko obok. Zanim Naruto zdążył coś powiedzieć wstała i podeszła do szafy z ubraniami, którą otworzyła i skąd wyjęła równie mały pakuneczek zawinięty w pomarańczowo czarny papier. Z tym przedmiotem wróciła do chłopaka.
            - Proszę kochanie, wesołych świąt – rzekła cicho rumieniąc się przy tym.
            Naruto spojrzał czule na dziewczynę i wyciągnął rękę, jednak nie prezent a delikatnie chwycił przedramię dziewczyny i przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna straciła równowagę i upadła wprost na Naruto, który ją przytulił do siebie. Nie chcąc być dłużną Hinata szybko pchnęła blondyna i przewróciwszy go na plecy, położyła się na nim. Ich twarze były teraz bardzo blisko siebie, jej białe oczy znalazły jego błękit. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, po czym dziewczyna delikatnie się nachyliła i obdarowała chłopaka namiętnym pocałunkiem. Jej ciemne włosy, opadły całkiem na dół, zasłaniając głowę Naruto i gdzieniegdzie łaskocząc po twarzy. Jemu jednak to nie przeszkadzało i oddawał każdy namiętny gest, którym obdarowywała go Hinata.
Zakochani na chwilę odkleili się od siebie. Hinata popatrzyła swoimi białymi oczami na blondyna. Na jej ustach gościł ciepły uśmiech, który chłopak tak kochał.
- Nie jesteś ciekaw co dostałeś? – spytała zalotnie ciemnowłosa.
- Trochę – odparł wesoło Naruto i przytulił dziewczynę – ale odpakuję pod warunkiem, że ty odpieczętujesz swój prezent.
- To zróbmy to jednocześnie – zaproponowała, na co Naruto przystał i od razu chwycił swój prezent dla Hinaty i podał dziewczynie.
Oboje powoli odwijali swoje prezenty. Pierwszy był Naruto, który znalazł pod warstwą papieru małe, podłużne pudełeczko, czarnego koloru. Chłopak otworzył wieczko i ujrzał nietypowy wisiorek. Zielony podłużny kamień przypominający kryształ, zaczepiony na rzemyku z dwoma mniejszymi szarymi kamyczkami, po jednym z każdej strony. Chłopak pamięta, że widział kiedyś właśnie ten wisiorek w jakimś sklepie i bardzo mu się wtedy spodobał, jednak cena była wtedy lekko zaporowa, szczególnie że kupił wtedy, ze znacznym wyprzedzeniem prezent dla Hinaty. Naruto wziął go do ręki i podziwiał z radością w swoich błękitnych oczach.
Hinata w tym czasie odpakowała swój prezent. Gwiazdkowy papier skrywał w swoim płacie granatowa apaszkę z wyszywanymi wzorami dalekiego wschodu. Ciemnowłosa niezwykle interesowała się tą tematyką, a dodatkowo kochała wszelkiego rodzaju apaszki i chusty, toteż podarunek sprawił jej radość. Gdy rozwinęła chustę, aby ją przymierzyć, z materiału wypadło niewielkie pudełeczko szarej barwy i opadło delikatnie na łóżko. Dziewczyna podniosła je lekko zaskoczona i przyglądając mu się przez chwilę, otworzyła. W środku znajdował się srebrny łańcuszek z niewielki medalionem w kształcie kółka, na którym był wygrawerowany japoński znak miłości oraz bransoleta, stanowiąca komplet wraz z wisiorkiem.
- Dziękuję… - rzekła cicho dziewczyna, na której twarzy gościł ciepły uśmiech.
Naruto spojrzał na ciemnowłosą i przysunął się bliżej do niej, składając na jej ustach pocałunek.
- To ja dziękuję kochanie. Trochę mi głupio teraz…
- Dlaczego?
- Bo mój prezent to taki pospolity przy twoim i w ogóle…
- Przestań – Hinata objęła Naruto i przycisnęła do siebie – wiesz, że ja nie lubię ekstrawaganckich rzeczy. Kocham cię i nie musisz mi nic kupować, no może poza kwiatkiem od czasu do czasu.
Naruto poczuł znów to ciepłe uczucie na sercu, popatrzył na dziewczynę, która nieznacznie się odsunęła i podwinęła włosy do góry, odsłaniając swoją śliczną długą szyję. Blondyn z początku zauroczony cudnym widokiem swojej dziewczyny, dopiero po chwili zorientował się, że ona chce, aby jej pomógł założyć naszyjnik. Chłopak wziął biżuterię do ręki i delikatnie zawinął ją na szyi dziewczyny, zapinając na zatrzask z tyłu. Hinata opuściła włosy i w tym momencie Naruto chwycił jej rękę. Pocałował delikatnie jej przegub i nałożył bransoletkę, która nie wiadomo kiedy znalazła się w jego dłoni.
- Wyglądasz ślicznie, jak zawsze – rzekł ciepło Naruto, co Hinata przyjęła kolejnym rumieńcem.
Blondyn chciał już założyć swój naszyjnik, gdy poczuł ciepłe dłonie dziewczyny na swoich. Rzemyk przeszedł z jego silnych rąk, do jej delikatnych i objąwszy chłopaka na wysokości szyi, zawiązała mocny supełek.
- Można powiedzieć, że jesteśmy naznaczeni, jak po ślubie – zaśmiał się chłopak.
- Ślu…ślubie? – Hinata poczerwieniała jeszcze bardziej i omal nie zemdlała, na co Naruto po raz kolejny się zaśmiał.
- Hinata no co ty? Nie będę cię przecież prosił o rękę, bez obaw – dodał po chwili, widząc zakłopotanie dziewczyny.
- Nie…? – u Hinaty zagościły mieszane uczucia. Byli krótko ze sobą, więc w tym momencie nie ma nawet mowy o tego typu pomysłach, ale jakoś dziwnie się poczuła, słysząc taką odpowiedź.
Długo jednak nie zaprzątała sobie tym głowy, bo do pokoju wpadła właśnie siostra Hinaty, obwieszczając, żeby zeszli na dół, bo matka właśnie podała ciasto.

* * *

            Cmentarz na obrzeżach Konoha w ten dzień świecił niemal pustkami. Gdzieniegdzie przewijały się pojedyncze osoby, które nie miały z kim spędzić, tego radosnego dnia i przychodzili na groby swoich bliskich. Część z nich przychodziła na chwilę, aby postać w ciszy, część siadała na ławkach i również oddawała się zadumie, jeszcze inni cicho rozmawiali ze zmarłymi sądząc, że ci im odpowiedzą.
            Dwie postacie ubrane w czarne płaszcze zimowe, podobnie jak inni, stały przy jednym z grobów. Mężczyzna o ciemno-ryduch włosach i fioletowych oczach oraz kobieta z fioletowymi włosami. Oboje stali w milczeniu. Od czasu do czasu mijali ich pojedynczy przechodnie, zajęci swoimi rozmyślaniami. Kobieta trzymała w rękach wiązankę.
Mężczyzna podszedł do grobu i schyliwszy się nad nim, kilkoma ruchami ręki, sprzątnął z niego cały śnieg. Jego ruchy były płynne i energiczne, twarz nie zdradzała żadnych emocjo. Spojrzenie miał równie zimne, jak wiatr, który delikatnie smagał ich twarze.
            Gdy skończył, wyprostował się, jednak jego oczy ciągle tkwiły utkwione w płycie nagrobnej. Kobieta podeszła bliżej.
            - Nagato…
            - Połóż kwiaty – odparł chłodno.
            Kobieta bez słowa sprzeciwu wypełniła polecenie. Serce jej drżało, czuła że łzy podchodzą jej do oczu. Od czasu śmierci ich przyjaciela, zmienił się nie do poznania. Stał się zimny, nieczuły, gardził nią. Ona to czuła, jednak mimo to dalej go kochała. On wolał jednak inną równie bezwzględną… Akari… czy to wszystko nie poszło już za daleko? Nawet się nie obejrzała a ten szalony wir wciągnął także ją. Kiedyś byli szczęśliwi, teraz liczyła się tylko zemsta. Wiedziała, że on tego pragnie, dla niego tu jest, to on ją trzyma. Wystarczy jedno jego słowo i to wszystko się zmieni. On jednak milczał, nic nie mówił, ale ona czekała i wierzyła, że w końcu powie coś, że zakończy ten szalony marsz ku zgubie. Ból, który nadszedł niespodziewanie, który został przyniesiony po stracie bliskiej osoby. Ból który ona teraz odczuwała, bo ona też straciła. Kocha go, przez to cierpi. Miłość przynosi ból, ból przynosi cierpienie, cierpienie przynosi nienawiść, a nienawiść śmierć. Z miłości do niego podążała w ramiona śmierci. Nie fizycznej, ale mentalnej, gdzie dusza ludzka zatraca się i oddaje samemu diabłu. To także śmierć bo mimo, że człowiek dalej żyje to dusza wypalona odchodzi w nicość i nic już tej pustki nie wypełnia. Zostaje tylko powłoka, a w środku nic… to nawet gorsze od śmierci.
            Nagato odwrócił wzrok od kamiennej płyty. Patrzył teraz na kobietę, która stała obok ze spuszczoną głową. Co czuł? Co o niej sądził? Nie ma takiego człowieka na ziemi, który by to odgadł. A może ona już dla niego nie istniała? Była tylko pustą skorupą bez żadnej wartości. Nie miała odwagi podnieść wzroku, nie chciała widzieć jego oczu, takich obcych.
            - Wracamy Konan – rzekł w końcu chłodno. Choć kobiecie zdawało się, że w tej zimnej skale, tli się jeszcze jakiś słaby płomień.
            Oboje powoli oddalali się od grobu, na którym spoczywała wiązanka białych róż, przeplatanych wstęgą. Zimny marmur skrywał pod sobą, ból i tajemnicę znaną tylko im, jedynie czarny napis obwieszcza nazwisko pochowanego. Nikomu jednak nic ono nie mówi

„Tu spoczywa Yahiko
Ur. 20 luty 19xx
Zm. 14 marca 20xx”

* * *

            Jashin nie uznaje świąt. Dla niego ludzkość jest stracona i nic tego nie zmieni. Liczy się tylko śmierć. Przelana krew bezbożników daje mu siłę. Tą krew przelewał jego najwierniejszy sługa. Prorok krwawego Boga, niósł nie słowo, a miecz, którym podrzynał gardła grzeszników.
            Hidan spędzał święta w swoim mieszkaniu. Nie oddawał się modlitwom. Korzystając ze zdobytej wiedzy, ulepszał swój narkotyk. To nim otumaniał ofiary, dzięki czemu stawały się uległe. Podrzucał tabletkę do drinku ofiary, gdzie szybko się rozpuszczała. Po jej spożyciu człowiek, traci kontrolę nad sobą. Nie mdleje ani nie traci przytomności. Wyłącza się zdrowy rozsądek i logiczne myślenie. Ofiara jest podatna na wszelkie sugestie. Dlatego też Hidan nigdy nie miał problemu z wyprowadzeniem ofiary z lokalu. Pozbawiona świadomości istota robiła wszystko, co zasugerował jej stalowo-włosy.
Był tylko jeden problem. Silny narkotyk rozkładał się niezwykle długo, nawet po tym jak przestaje działać, pozostaje długi czas w organizmie. U ostatniej z ofiar znaleziono ślady tej toksyny i gdyby nie interwencja Zetsu, który zniszczył wszelkie dowody w tej sprawie, kto wiem jakby to się dalej potoczyło. Każdy kolejny dowód, może przybliżyć policję do rozwiązania sprawy, nie można do tego dopuścić.
Hidan o tym wiedział. Kakuzu, kilka dni po ostatnim zabójstwie, zjawił się u niego w domu. Sprawa musi być naprawdę poważna, skoro spotkali się w cztery oczy, pomimo wcześniejszych ustaleń. Wyjaśnił mu wszystko i kazał Hidanowi coś z tym zrobić.

Stalowo-włosy od dwóch dni pracował nad nową formułą. Osłabienie narkotyku niwelowało szanse wykrycia, lecz każdy medal ma dwie strony. Słabszy nie działał już tak dobrze i musiał być co jakiś czas dozowany, aby zaczął działać. W końcu ofiara traciła powoli kontakt z otoczeniem, ale na to potrzeba czasu. Pierwsza dawka została ofierze zaaplikowana, jednak dopiero po czwartej umysł zacznie się wyłączać.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
           Na dziś to wszystko moi drodzy. Jak zawsze dziękuję za wasze komentarze i zapraszam jednocześnie na kolejny rozdział już za tydzień 7 Grudnia (sobota) a w nim:
Coś dla miłośników SasuSaku i ShikaTema czyli Wigilia w innych domach. Będzie coś także dla fanów Kakashiego: czy jego Wigilia jest równie tak radosna? O tym wszystkim już za tydzień, tak więc do zobaczenia! :)

sobota, 23 listopada 2013

ROZDZIAŁ XXIII

Witam wszystkich kochanych czytelników. Powracam jak co tydzień z kolejnym rozdziałem. Dziś po trochu, dla każdego. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu :)
Zapraszam do lektury :)
-------------------------------------------------------------------------------------------------

Na uniwersytecie Konoha, podobnie jak na innych uczelniach w kraju, rozpoczął się ostatni tydzień zajęć, przed świąteczną przerwą. Wszyscy studenci byli już myślami przy wigilijnym obiedzie, dyskutując o daniach jakie będą spożywać i którą część rodziny zaproszą. Dla co po niektórych jest to także ostatni moment na dokonanie zakupu prezentów dla najbliższych.
            Ze względu na panującą atmosferę rozleniwienia, Naruto stwierdził, że poniedziałkowym korepetycjom poświęci mniej czasu niż planował. Uzumakiemu także udzieliło się powszechnie panujące poczucie lenistwa. Parę ostatnich zadań i jak prawdziwy wykładowca, puścił studentów, którzy niczym jeden mąż, ukłonili się chłopakowi i podziękowali za naukę, czym sprawili mu niemałą radość. Naruto pożegnał wszystkich i jako ostatni opuścił salę. Zaraz gdy wyszedł, poczuł jak ciemnowłosa dziewczyna wtula się w niego. Zapach lawendy doszedł do jego nozdrzy, sprawiając radość.
            - Cześć kochanie! już po? – spytała Hinata tuląca się do chłopaka.
            - Tak słońce. Nie chciało mi się dłużej prowadzić korków, a i oni dziś niechętni do nauki. Ale powiedz jak tam na dyżurze?
            - Średnio, ten gość ma raczej blade pojęcie o przedmiocie. Jak mi tłumaczył to się miotał strasznie. On chyba faktycznie korzysta z gotowych odpowiedz jak robi kolokwia. Wolę przychodzić do ciebie.
            - Spoko dla ciebie mam dyżur 24 na dobę – odparł z uśmiechem chłopak.
            - Jeszcze trochę a pomyślisz, że jestem z tobą dlatego, że dobrze tłumaczysz? – zaśmiała się Hinata
            - A nie dlatego? – Odparł wesoło Naruto.
            - Wiesz, że nie.
            - Czyli źle tłumaczę? – obruszył się blondyn.
            - Dobrze wiesz, że nie to chciałam powiedzieć!
            - Już nie złość się – rzekł chłopak i pocałował ciemnowłosą – co teraz robisz?
            - Nic specjalnego, wracam do domu, a czemu pytasz?
            - Bo Gaara i Kankuro chcieli się spotkać dzisiaj na trochę. Może Temari i Shika wpadną.
            - Chętnie. A gdzie idziemy?
            - Niedaleko jest taki pub „Kurama” do którego czasem chodziliśmy po pracy. Nic wielkiego bo to w końcu poniedziałek, a poza tym oni nie są jakimiś imprezowiczami.
            - „Kurama”? Fajna nazwa, ale w ogóle nie kojarzę.
            - Spokojnie – Naruto zaśmiał się cicho – żadna tam mordownia.
            Ciemnowłosa uśmiechnęła się do chłopaka i po paru minutach, byli już w drodze na umówione miejsce.

* * *

            Gdy dotarli do pubu i weszli do środka, Naruto dojrzał braci, którzy siedzieli przy stoliku pod oknem i pili piwo. Lokal swoim wyglądem przypominał klasyczny, angielski PUB. Długi barmański stół na wprost wejścia był ozdobiony podwieszonymi kuflami, które barman co chwila zdejmował i napełniał złocistym płynem. Stoliki były porozstawiane po obu stronach lokalu. Z prawej strony znajdowała się strefa dla palących, a z lewej dla niepalących. Wnętrze pomieszczenia przyozdobione było drewnianymi meblami tu i ówdzie z ciemnego brązowego drewna oraz zielonymi zasłonami w oknach. Naruto odetchnął z ulgą, gdyż chłopaki wybrali tą drugą strefę, bo niezbyt przepadał za zapachem papierosów. Także i Hinata niezbyt lubiła nadmiaru dymu wokół siebie.
            Co prawda było jeszcze wcześnie, ale ponad połowa stolików była już obsadzona. Głównie przez studentów, którzy sądząc po plecakach przy nodze, dopiero co skończyli zajęcia, ale także i starsze towarzystwo, zagościło w te progi.
            Naruto poprowadził przez stoliki Hinatę. Kankuro, jak tylko zobaczył zbliżającą się parę wstał i podszedł do nich z uśmiechem.
            - Witajcie kochani! – rzekł i przytulił dwójkę do siebie – fajnie, że wpadliście! – dodał i zaprowadził ich do stolika.
            Naruto i Hinata usiedli na wprost braci. Nie zdążyli jeszcze przywitać się z Gaarą, gdy Kankuro zaoferował piwo:
            - To czego się napijecie? Polecam Gamabunte, genialny browar! Barman! – Naruto miał już coś powiedzieć, ale Kankuro tak szybko się oddalił, że nie było już sensu biec za przyjacielem.
            - Taaa... Hinata... trzeźwi stąd nie wyjdziemy.
            - Nie jesteś motorem, a poza tym będziesz miał pretekst żeby mnie odprowadzić – zaśmiała się dziewczyna.
            - No niby tak...
            - Jakie niby tak? – wtrącił niespodziewanie Gaara z uśmiechem – pozwolisz kobiecie pijanej wracać do domu i to samej!?
            - Nie! Nie to, ale....pijanej?! – Hinata pijana... te dwa słowa w ogóle nie pasowały do siebie. To był istny oksymoron. Usiłował sobie wyobrazić pijaną dziewczynę, ale żadna, nawet najbardziej bujna wyobraźnia nie sprostałaby temu zadaniu.
            Gaara zaśmiał się wesoło i upił łyk piwa. Po chwili wrócił Kankuro z dwoma kuflami, które postawił przed parą. Nie zapomniał o takim detalu jak sok i słomka do piwa dla Hinaty.
            - Pijcie. Na koszt firmy! – rzekł wesoło.
            - Dobra, ale następną kolejkę, ja stawiam – odparł Naruto unosząc się honorem.
            - Spoko, spoko, przypomnę ci to – zaśmiał się Gaara.
            - No powiedzcie jak tam u was? – spytał Kankuro siadając na swoje miejsce.
            - Bardzo dobrze, odpukać – odparła Hinata – i popatrzyła na blondyna, który akurat popijał piwo, opierając się o oparcie krzesła.
            - Nawet lepiej – rzekł blondyn odstawiwszy kufel i uśmiechnął się do dziewczyny – powiedzcie jak tam Temari? Ostatnio jej na uczelni nie widzę.
            - A ona zaliczyła wcześniej wszystko i ostatnie dwa tygodnie wzięła sobie „wolne”. Pojechała się spotkać z rodzicami przed świętami, bo potem przyjeżdża tutaj.
            - Tutaj na święta? – Naruto popatrzył zdziwiony.
            - Tak. Rodzice Shikamaru zaprosili ją do siebie – odparł Kankuro.
            - Gość spoko – wtrącił Gaara – ale jakiś taki nijaki. Nie chciałem pytać Temari, ale czy on coś ćpa? – spytał poważnie czerwono-włosy
            Hinata omal nie wypluła piwa, które właśnie piła. Naruto z kolei wybuchł śmiechem.
            - Nie, nie ćpa skąd ten pomysł? – spytał blondyn powstrzymując śmiech. Nie bawiło go pytanie, a raczej sposób w jaki Gaara je zadał.
            - No bo on zawsze jakiś taki niemrawy, jakby miał zjazd – odparł Gaara z ciągle poważną miną.
            - Nie, Shikamaru nie ćpa, on po prostu tak ma – odrzekła Hinata, która przestała się krztusić piwem.
            - Dobra zostawmy go, ważne że jest spoko – rzekł Kankuro – Naruto słuchaj jest interes.
            - Zaczynam się bać – odparł Uzumaki spoglądając wyzywająco na przyjaciela.
            - Otóż organizuję sylwestra jak wiesz w budynku pobliskiej szkoły i potrzebujemy kelnerów. Pisałbyś się, czy masz może już plany – mówiąc ostatnie słowa spojrzał na Hinatę.
            Para spojrzała na siebie. Nie pomyśleli właśnie, aby nic nie zorganizować. Sądzili po prostu, że pójdą na miasto, na pokaz fajerwerków a potem zjedzą wspólną kolację.
            - Tak właściwie to nie mamy nic konkretnego w planach – odparła pierwsza Hinata.
            - Jakoś tak szybko zleciało – dodał Naruto – w ogóle wypadło mi z głowy, wiesz przecież, że nie obchodziłem sylwestra już od dawna.
            - Spoko rozumiem, tak tylko pytam bo potrzebuję kogoś i pomyślałem w pierwszej kolejności o was.
            - A to znaczy, że Hinata też by miała pracować?
            - No jasne, im nas więcej tym lepiej.
            Naruto zamyślił się na chwilę. Kiedyś już pracował w sylwestra i było nawet wesoło. Z początku trochę pracy, ale potem to się głównie siedzi i samemu baluje. Ale to było w czasach gdy był sam. Hinata pewnie będzie wolała się zabawić.
            - Kochanie jeśli chcesz to nie ma problemu, chętnie bym poszła wam pomóc.
            Blondyn popatrzył na ciemnowłosą z lekkim zdziwieniem.
            - Jesteś pewna, że chcesz?
            - Całkowicie – odparła radośnie dziewczyna.
            - No dobra, w takim razie wpisz nas na listę.
            - No to super – odrzekł radośnie Kankuro i upił łyk piwa – spoko nie będzie dużo roboty. Chodzi o to aby obsługiwać bar i gości przy stolikach. Po świętach pomoglibyście nam przy rozstawianiu stołów i przyozdabianiu sali balowej. Po zabawie paru moich ziomków zadeklarowało, że za kilka flaszek poustawiają stoły z powrotem w salach.
            - No to spoko, a dużo nas tam będzie?
            - Z wami mamy już cztery osoby do pomocy, plus ja i Gaara to razem sześć osób, więc spokojnie damy radę. Mamy już zamówioną orkiestrę i dwóch kucharzy.
            - A kto jeszcze będzie nam pomagał? Znam ich?
            - Tak to są… - Kanko przerwał na chwilę i popatrzył w stronę wejścia – o właśnie idą.
            Naruto i Hinata spojrzeli także w stronę drzwi wejściowych i ujrzeli jak w ich stronę podąża raźnym krokiem Temari i wlokący się za nią Shikamaru.
            - Cześć wszystkim – rzuciła wesoło blondynka – mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo, Shikamaru nie mógł się zebrać.
            - Nie to że nie mogłem, ale mi się nie chciało – odparł spokojnie Shikamaru – zimno jak diabli, kto w taką pogodę wychodzi z domu?
            - Ja a ty mi towarzyszysz – odparła ze śmiechem Temari i natychmiast przysiadła się do stolika, a Nara przysiadł obok niej.
            - Nie zapomniałeś o czym? – spytała Temari z ironią?
            - Przecież zdjąłem czapkę.
            - A piwo dla mnie?
            Shikamaru pogrzebał chwilę w kieszeni spodni i wyjął zmiętoszony banknot o niewielkim nominale.
            - Sorry baby, no cash.
            - No jaja sobie chyba robisz?! Przecież masz pracę!
            - Tak i jak w każdej tego typu pracy, nie płacą mi z góry.
            - Rusz dupę i nie marudź – warknęła Temari.
            - Idę, idę siedź cicho już – zrezygnowany Shikamaru wstał i udał się leniwym krokiem do baru.
            - Ja nie wiem jak ja z nim wytrzymuję. Hinata mam nadzieję, że twój balast nie jest aż tak uciążliwy – blondynka popatrzyła wymownie na ciemnowłosą.
            Hinata zaczerwieniła się i przylgnęła do Naruto.
            - Nie jestem, widzisz jak mnie kocha? – odparł dziarsko blondyn.
            Temari wywróciła oczami, kogo ona pytała? Przecież to oczywiste, że Hinata nie da złego słowa powiedzieć na Naruto. Blondynowi nie schodził uśmiech z twarzy, a w tym czasie wrócił Shikamaru z dwoma kuflami piwa, które postawił na stole. Temari nie omieszkała wyrzucić mu, że jednak miał dość pieniędzy na dwa piwa. Kankuro i Gaara, którzy do tej pory chichotali, wybuchli śmiechem. Nie wiedzieć czemu, kłótnie ich siostry z jej chłopakiem bawił ich serdecznie. Po chwili przestali i Kankuro wrócił do tematu sylwestra. Poinformował przybyłych, że Naruto i Hinata pomogą im w organizacji, dzięki czemu mieli kompletny skład. Chwilę jeszcze rozmawiali o planowej imprezie, po czym rozmowa zeszła na inne tematy.
            Zabawili w barze ładnych kilka godzin. W końcu postanowili się rozejść, w końcu jutro kolejny roboczy dzień. Hinata i Naruto pożegnali resztę ekipy i udali się do domu dziewczyny.
            Gdy byli już na miejscu i chłopak chciał pożegnać się z dziewczyną, ciemnowłosa chwyciła go za rękę. Naruto spojrzał na nią zdziwiony, chciał już spytać co się stało, lecz Hinata go uprzedziła
            - Naruto… chciałam tylko spytać, czy masz może plany na święta?
            - Na święta? Nie, nie mam, a dlaczego pytasz?
            - Bo widzisz – Hinata przez chwilę się wahała – chciałabym cię zaprosić do nas.
            Naruto otworzył usta ze zdziwienia. Tego się nie spodziewał, owszem byli razem z Hinatą już jakiś czas, ale mimo to zaskoczyła go tą propozycją. Mało tego sprawiła mu ogromną radość.
            - H…Hinata dziękuję, a twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko? W końcu to spotkanie rodzinne…
            Nie dokończył bo poczuł jak dziewczyna wtula się w niego.
            - Na pewno nic nie będą mieli, już ich pytałam. Poza tym jesteś mi bliską osobą i nie wyobrażam sobie, abyśmy spędzali święta osobno – rzekła dziewczyna spoglądając na blondyna, a na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech.
            - Dziękuję Hinata – odparł Naruto i ucałował dziewczynę – na pewno przyjdę, tylko nie mam żadnych prezentów dla twojej rodziny.
            - Przestań! To nie jest najważniejsze. Po prostu przyjdź – ciemnowłosa znów przytuliła się do Naruto.
            Chłopak poczuł to przyjemne ciepło, które go spowija za każdym razem gdy Hinata jest tak blisko.
            Przez chwilę jeszcze tak stali, aż w końcu dziewczyna weszła do domu, a Naruto udał się na przystanek autobusowy.

* * *

            Wieczory zapadały teraz niezwykle szybko. Już o godzinie osiemnastej słońce chował się za horyzontem i gdyby nie chmury oraz śnieg, które odbijały jego promienie, na jedenastym piętrze jednego z biurowców, byłoby niemal całkowicie ciemno. Rudowłosy mężczyzna o fioletowych włosach stał na swoim ulubionym miejscu przy oknie i obserwował miasto pokryte białym puchem. Obok niego stała kobieta o fioletowych włosach. Mocny makijaż podkreślał jej pomarańczowe oczy, które przyglądały się z uwagą i pożądaniem mężczyźnie.
            - Nagato – rzekła cicho kobieta, kładąc mu rękę na ramieniu – już późno…
            Mężczyzna nic nie odparł, tylko lekko obrócił głowę kierunku kobiety. Czuł teraz zapach jej perfum i widział dwie iskry wpatrzone w niego. Od kiedy założył tą firmę i nakierował jej działalność, coraz mnie czasu poświęcał kobiecie, którą kocha. Jednak nie chciał okazywać słabości. Zebrał w tej firmie najgorsze szumowiny w świecie biznesu i musiał przed nimi być twardym graczem rynku. Dla nich liczyły się pieniądze, nie ważny był sposób, ale skutek. Cel uświęcał środki. On natomiast żył zemstą.
            - Za chwilę Akari. Proszę zamknij pozostałe pomieszczenia, zaraz dojdę do ciebie na parking.
            - Dobrze – kobieta powolnym krokiem odeszła od mężczyzny. Gdy doszła do drzwi, odwróciła się w jego kierunku. Jej wzrok, zawsze zimny, teraz był przepełniony pożądaniem, współczuciem i miłością. Po chwili wyszła z pokoju zostawiając Nagato samego ze swoimi myślami.

* * *

SPOTKANIE PO LATACH
(W nie tak dawnej przeszłości)
            Kakuzu w pierwszej chwili chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz gdy poznał dawnego kompana z wojska, na jego zwykle ponurej twarzy zagościł uśmiech.
            - Hidan no proszę!! Kopę lat! – przywitał towarzysza.
            Hidan od razu poznał swojego kolegę z wojska.
            - Witaj – odparł stalowo-włosy, jednak bez emocji w głosie. Nie dlatego, że czuł niechęć do Kakuzu, a dlatego, że jego umysł był w tym stanie, w którym wszelkie uczucia są tylko pustymi słowami.
            Zdziwaczał jeszcze bardziej. Pomyślał w pierwszej chwili Kakuzu i natychmiast przypomniał sobie incydent sprzed lat. Na myśl o tym, ciarki przeszły mu po plecach. Miał się już pożegnać z Hidanem i pójść dalej w swoją stronę, gdy nagle coś go tknęło i postanowił zaprosić towarzysza do pobliskiego lokalu. Jashinista przez długi czas wpatrywał się w swojego rozmówce, po czym przyjął zaproszenie.
            Po niespełna dwudziestu minutach byli już w jednej z restauracji. Kakuzu, który lubił luksus, zamówił dla siebie indyka z nadzienie oraz solidny dzban piwa. Hidan z kolei, jak przystało na zagorzałego wroga wszelkiego luksusu, zamówił jedynie naleśniki i szklankę soku.
            Kakuzu patrzył na to z niedowierzaniem, przeżuwając kolejne kęsy swojego jedzenie On naprawdę jest dziwny.
            - No opowiadaj jak tam u ciebie? – Kakuzu starał się zacząć rozmowę. Ciągle jednak się sobie dziwił, że zdecydował się na spotkanie z Hidanem.
            - U mnie nic szczególnego – odparł spokojnie Jashinista.
            - No, ale czym się zajmujesz?
            - Szukam ofiar.
            Kakuzu omal nie udławił się swoim kawałkiem mięsa. Przez chwilę krztusił się niemiłosiernie, zwracając na siebie uwagę pozostałych bywalców lokalu. Gdy skrawek indyka dał już spokój jego przełykowi, Kakuzu szybkim ruchem opróżnił do połowy swój kufel z piwem. Przez chwilę patrzył zdziwiony na swojego towarzysza po czym parsknął śmiechem.
            - Dobre! To ci się udało!
            Hidan popatrzył spokojnym, beznamiętnym wzrokiem na towarzysza, który widząc jego spojrzenie, momentalnie spoważniał.
            - Co ty gadasz? Odbiło ci? – Kakuzu wyglądał teraz na mocno zaniepokojonego. Odruchowo sięgnął do pasa, pistolet był na swoim miejscu.
            - Możesz się nie bać nie chodzi mi o ciebie – rzekł spokojnie Hidan, który jakby odczytał niepokój towarzysza. Przynajmniej na razie – dodał w myślach.
            Kakuzu zmiarkował stalowo-włosego uważnie. Ten siedział spokojnie i popijał swój sok, rozglądając się spokojne po lokalu.
            - Widzę tu kilka zabłąkanych, zepsutych dusz. Jashin miałby tutaj wspaniałą pożywkę – rzekł w końcu Hidan, ale jakby bardziej do siebie niż do kompana.
            Kakuzu przyglądał mu się z coraz większym zdziwieniem. Docierało do niego, że siedzi z najzwyklejszym świrem, który albo naprawdę zabija albo cierpi na rozdwojenie jaźni. W każdym innym przypadku najemnik od razu uznałby drugi wariant za jak najbardziej oczywisty, ale tutaj miał do czynienia z Hidanem.  Gościem, który bez mrugnięcia okiem, posłał dwoje ludzi do piachu, a potem żył sobie spokojnie, jakby nigdy nic.
Zaczęło go nachodzić dziwne uczucie. Czuł, że nie ma najmniejszej ochoty siedzieć dłużej w towarzystwie tego wariata. Miał już nawet wstać i oddalić się, zostawiając psychopatę samego, gdy nagle naszła go pewna myśl.
- Powiedz mi właściwie… - zaczął niepewnie Kakuzu – dlaczego mi to mówisz? Przecież mogę za chwilę pod pretekstem wyjścia do toalety, nakablować glinom.
- Nie zrobisz tego – odparł spokojnie Hidan.
- Skąd taka pewność? – Kakuzu omal nie wstał. Przez moment naprawdę chciał donieść policji, co ten gnojek sobie myśli?
- Po pierwsze co im doniesiesz? Zabiłem kogoś? Nagrałeś mnie?
Tu mnie dupek ma…
- Po drugie jesteś na bakier z policją prawda?
Kakuzu momentalnie zdębiał. Skąd on może to wiedzieć?! Nie możliwe, musi blefować, ale po jaką cholerę?
- Skąd wiem? To proste, sposób w jaki mówisz na policję „gliny” świadczy o tym, że jesteś z nimi na bakier no i ta twoja reakcja na moje słowa. Nieźle musiałeś narozrabiać mój drogi.
Dziwne… jego ton głosu i sposób wypowiedzi zmieniły się. Brzmi teraz bardziej normalnie, o ile w stosunku do niego można w ogóle użyć takiego słowa. Co ty kurwa kombinujesz?
- No dobrze powiedzmy, że masz rację hipotetycznie – Kakuzu postanowił ciągnąć grę – ale to co mówiłeś to była twoja prowokacja, aby się przekonać czy faktycznie jestem tym złym, mam rację?
- Masz – odrzekł spokojnie Hidan, którego nie tylko głos, ale i wzrok się zmienił. Nie był pusty jak do tej pory, lecz miał w sobie chytrość.
- To powiedz mi dlaczego w ogóle postanowiłeś mnie sprowokować? Przecież nie dałem ci żadnych powodów, abyś myślał o mnie takimi kategoriami.
- Dałeś mi ich aż nadto – mówiąc to Hidan wskazał głową na strój rozmówcy – płaszczyk, buty, szal, zegarek też niczego sobie no i to jedzenie. Nie żałujesz grosza.
- Ano nie żałuje, co mam się ograniczać, ale to nie jest argument.
- Wręcz przeciwnie. Pamiętasz co mi mówiłeś, jak spytałem o twój powód zaciągnięcia się do wojska? Zarobek. Już w koszarach kombinowałeś, jak się szybko wzbogacić na kontrabandzie na terenie jednostki. Pamiętasz?
- Pamiętam i co w związku z tym? – spytał lekko poirytowany Kakuzu.
- Ludzie tak łatwo się nie zmieniają, zwłaszcza jeśli w gre wchodzą pieniądze. Pozwala mi to więc założyć, że zaraz po wojsku wybrałeś pracę. Ciężko jednak się w naszym kraju wzbogacić uczciwym zarobkiem, toteż zacząłeś się bawić w gangsterkę. Popraw mnie, jeśli się mylę.
Kakuzu słuchał z otwartymi ustami. Jego oczy był pełne zdziwienia. Ten wariat w pięć minut go rozszyfrował. To się robi niebezpieczne, trzeba go sprzątnąć. Jednak i tym razem Hidan ubiegł jego myśli.
- Spokojnie nie mam zamiaru ci w tym przeszkadzać. Chciałem jednak wiedzieć, w jakiej „branży” działasz.
- Ja… - Kakuzu przez chwilę się wahał – w zasadzie, to od wszystkiego jestem…
- A zbieranie informacji? – spytał poważnie Hidan – tym także się zajmujesz?
- To zależy jakie – odparł Kakuzu, który momentalnie się uspokoił. O co mu chodzi do diabła?
- Czy potrafiłbyś wskazać osoby, które posiadają pewne cechy, na przykład status majątkowy, zamieszkanie itp.
- Nie chodzi o konkretną osobę, a raczej konkretną grupę? – Najmniej nawet nie zauważył, jak zaczął ze stalowo-włosym rozmawiać tak, jakby ten był jego klietem.
- Dokładnie.
- Można, choć to trochę dziwne – Kakuzu upił łyk piwa – zwykle ludzie pytają o konkretne osoby. Podają podstawowe dane i proszę o takie informacje jak; nawyki, gdzie pracuje, co robi po pracy. Jestem chodzącą kamerą.
- Mnie chodzi tylko o konkretną grupę. Bogaci ludzie tego miasta, posiadający duże majątki, może być rodzina. Adresy, przyzwyczajenia i inne tego typu rzeczy. Dałoby radę?
Kurwa robi się naprawdę poważnie, a może on jest gliną? Nie no nie możliwe taki świr?
- Możliwe jak najbardziej, jednak moim zdaniem bez sensu… - Kakuzu momentalnie olśniło. Przecież parę godzin temu Nagato kazał mu znaleźć sposób na pozbywanie się rodziny konkurencji, aby zostawić jak najmniej śladów. Najprościej byłoby kogoś wynająć z zewnątrz, aby ten ktoś nie wiedział że pracuje dla Akatsuki. Lider przeznaczył nawet na ten cel specjalne pieniądze. Wydaje się, że Kakuzu nie musi już szukać. Ktoś taki sam się znalazł.
- Powiedz mi – Kakuzu ściszył nieco ton głosu – co chcesz zrobić? – czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Spotkał na swojej drodze wiele osób, wyzbytych z uczuć, strachu, ale Hidan sprawiał, że przechodziły mu ciarki po plecach.
- Zabić – odparł krótko stalowo-włosy popijając sok. Jego głos i spojrzenie znów się zmieniły. Tak jak na początku, zdawał się nieobecny.
Kakuzu omal otworzył szerzej oczy. Zdecydowanie to świr, ale jeśli dobrze to rozgrać. Najemnik dopił swoje piwo i poprosił kelnera o kolejne. Czuł, że na trzeźwo przestaje ogarniać, to co się dzieje w tej chwili.
- Zabić powiadasz… – Kakuzu starał się panować nad głosem, aby mu nie drżał – mówisz jakbyś miał o tym pojęcie – dodał, a jego głos stawał się pewniejszy, lekko zabarwiony ironią.
- Skąd wiesz, że nie mam?
- A niby gdzie miałbyś się tego nauczyć? W szkole? – Najmniej czuł, że powoli traci cierpliwość do tego wariata.
Kakuzu miał mieszane uczucia. Z jednej strony wiedział do czego Hidan jest zdolny, wiedział że ten świr potrafi zabijać, ale tu nie chodzi tylko o pociągnięcie za spust. Trupy zostawiają ślady nie tylko fizyczne, ale i w psychice, a czy ten tutaj siędzący przed nim jegomość był dostatecznie wytrzymały? Kakuzu musiał być pewny swojego wyboru.
- Hidan tutaj nie chodzi o jakichś pijaków. Pytasz się mnie o bogatych ludzi, a ci zazwyczaj poza pieniędzmi, mają także szerokie wpływy. Mogę dla ciebie znaleźć konkretne informacje, ale jaką mogę mieć pewność, że nie wpadniesz? A jeśli wpadniesz to na pewno zaczną zadawać pytania, skąd mogę wiedzieć, że mnie nie sypniesz, że jestem twoim informatorem?
Hidan uśmiechnął się tajemniczo do rozmówcy i powoli sięgnął do kieszeni spodni. Kakuzu przyglądał się z uwagą, każdemu gestowi staolow-włosego. Po chwili Jashinista wyjął z kieszeni niewielką, owalną kapsułkę białego koloru i położył na stole.
- Co to jest? – spytał zaciekawiony najemnik.
- Trucizna mojej produkcji.
- Co proszę? Bawisz się w chemika?
- Można tak powiedzieć – znów głos Hidana się zmienił. Kakuzu po raz kolejny poczuł ten nieprzyjemny dreszcz – zabija niemal natychmiast po połknięciu, wystarczy rozgryźć i wchłonąć.
- Rozumiem… - Kakuzu nie zadawał pytań. Wielu zabójców działało w te sposób. Trzymali w ustach kapsułkę, która zawierała w sobie truciznę. Gdy wpadali w ręce wymiaru sprawiedliwości, przegryzali osłonę i połykali truciznę, po czym umierali, czy to w trakcie konwoju czy też w więzieniu. Oczywiście prasa o tym nie wiedziała, dlatego nieraz do gazet czy telewizji trafiały fałszywe komunikaty o zastrzeleniu przestępcy bądź powieszeniu się w celi, czy też więziennych porachunkach.
- Dobrze masz truciznę, ale skąd pewność, że się nie zawahasz jej użyć?
Hidan nic nie odparł, rozejrzał się po stole i wziął do ręki nóż, który leżał przed nim. Przez chwilę przyglądał mu się z uwagą, po czym szybkim ruchem przeciął sobię żyłę tuż przy nadgarstku. Krew trysnęła silnym strumieniem, barwiąc skrawek obrusu na czerwono. Kakuzu Odskoczył od stołu, przewracając przy tym krzesło. Miał już wrzasnąć, ale Hidan go ubiegł.
- Za parę minut wykrwawię się na śmierć. Jashin wymaga ofiar, mogę to być albo ja albo ktoś kogo mi wskazał. To czy mi wierzysz czy nie to twoja sprawa, jednak czas ucieka. Zdecyduj… pomożesz mi czy nie?
Krew tryskała z rany raz mocniej raz słabiej, świadczyło to o tym że serce pracuje. Pulsowanie stawało się coraz szybsze, to ubytek krwi sprawiał, że serce starało się pracować szybciej, aby przepompować pozostałą krew, która dostarczało tlenu do organizmu.
Kakuzu przerażenie malowało się na twarzy, widział już wiele, ale coś takiego, aby ktoś bez żadnych emocji poderżnął sobie żyły? Tego jeszcze nie było.
- Dosyć – niemalże krzyknął Kakuzu – wierzę ci świrze!
Hidan popatrzył na swojego towarzysza. W jego czerwonych oczach nie było żadnych emocjo, zupełniej jakby się patrzyło w próżnię. Z kieszeni spodni wyjął chustkę i przykrył nią krwawiącą ranę, po czym silnym chwytem ścisnął przedramię powyżej rany, tamując krwotok. Krew przestała już tryskać, jednak mimo to materiał chustki szybko zmienił śnieżną barwę na kolor purpury. Kakuzu uspokoił nieco emocje i usiadł z powrotem przy stole.
- Kurwa, przecież tu wygląda teraz jak w ubojni bydła – rzekł, gdy rozejrzał się po stole.
Dostrzegł, że ten znaczny ubytek krwi odbił się na jego rozmówcy. Hidan pobladł, jego spojrzenie zrobiło się mętne. Mimo to Kakuzu czuł przez skórę, że ten szaleniec, nawet w tak fatalnym stanie jest gotów na wszystko.
W pewnej chwili do stolika podszedł kelner. Gdy miał już zwrócić uwagę obojgu, że ich zachowanie przeszkadza innym gościom, ujrzał krwawe ślady na obrusie. Miał już coś powiedzieć, jednak i tym razem Hidan, pomimo osłabienia, wykazał się przytomnością umysłu.
- To nic skaleczyłem się podczas krojenia, przepraszam za kłopot. Oczywiście zapłacimy za wszystko – rzekł cicho, posyłając kelnerowi zimne spojrzenie, które niejednego zniechęciłoby do dalszej rozmowy.
Mężczyzna nic nie odparł i drżącym głosem poprosił jedynie, aby zachowywali się nieco ciszej, po czym odszedł od stolika, co chwila potykając się o swoje nogi.
Kakuzu przyglądał się z uwagą temu zdarzeniu i nie miał już wątpliwości. Kogoś takiego potrzebował. Kogoś kto wykona brudną robotę, a dodatkowo wariata. Ktoś taki nie zostanie powiązany z poważną firmą jaką jest Akatsuki.
- Hidan… - rzekł niepewnie – zgadzam się.
Stalowo-włosy popatrzył na rozmówce. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Przez chwilę spoglądał ponad głowę Kakuzu, po czym odparł:
- A więc skoro tak, to chciałbym, abyś dostarczał mi co jakiś czas informacje o bogatych rodzinach tego miasta lub ewentualnie jednego członka takiej rodziny. Ważne aby był dobrze sytuowany.
- Jak rozumiem wykończysz tego kogoś?
- Tak, ale to już moja sprawa. Aha jeszcze coś.
- Co takiego?
- Zakładam, że taka usługa kosztuje. Ile?
Kakuzu momentalnie zrobił wielkie oczy ze zdziwienia. Przecież to on miał płacić zabójcy. Na jego ustach mimowolnie zagościł uśmiech, co nie uszło uwadze Hidana.
- Nie spodziewałem się, że tak szybko przejdziemy do konkretów. Dla ciebie niech będzie 50 tysięcy za głowę.
- Niech będzie – odparł spokojnie Hidan, który w przeciwieństwie do Kakuzu, sprawiał wrażenie niewzruszonego. Zachowywał się tak, jakby nie rozmawiali o morderstwach, zabieraniu życia, tylko jakby to było zwykłe wyjście do sklepu mięsnego.
- Co jaki czas będę te zlecenia?
- Dostosuję się do ciebie. W chwili obecne data nie ma dla mnie znaczenia.
- Daj jakieś namiary na siebie w takim razie. Będziemy się kontaktować tylko wtedy, gdy będę miał coś dla ciebie, aby ustalić termin i miejsce spotkania i ewentualnie gdyby coś niespodziewanego miało miejsce. W żadnym innym wypadku. Ty masz do mnie nie dzwonić, chyba że coś by się stało.
- Niech będzie – odparł spokojnie stalowo-włosy
Mężczyźni wymienili się numerami telefonów. Kakuzu specjalnie na tą okazję, sprawił sobie nowy telefon na kartę. W razie gdyby Hidan wpadł w ręce policji wraz z listą kontaktów, Kakuzu po prostu spali kartę SIM razem z telefonem. Nie jest ona przypisana do niego, więc ślad się urwie. Co prawda łatwo namierzyć, gdzie i skąd odbywały się połączenia, ale Kakuzu już miał miejsce, z którego będzie wykonywał połączenia.

* * *

            Obaj mężczyźni opuszczali restauracje. Pożegnali się szybko i każdy udał się w swoją stronę.
            Kakuzu wciąż, nie mógł uwierzyć w to co się działo przez ostatnią godzinę. Spotkanie z Hidanem, rozmowa z nim, to podcięcie żył i w końcu wynajęcie. Właściwie to Kakuzu został wynajęty przez stalowo-włosego, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności najemnik zyskał na tym podwójnie. Znalazł idealnego zabójcę, któremu nie musi płacić. Sam zgarnie trochę pieniędzy, wystarczy że co jakiś czas będzie podsuwał mu informacje o osobach, których Akatsuki chce się pozbyć. Do Kakuzu dopiero teraz wszystko powoli dochodziło, a z każdym krokiem wizja szybkiego zdobycia łatwego szmalu, sprawiała że na jego twarzy gościł coraz większy uśmiech. Lubił pieniądze, uwielbiał… Kochał je wręcz i nie krył się z tym. Uwielbiał luksusy i władze, które one dają. Był tak przejęty, że nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielką pogardę do niego czuje Jashinista.
            Najemnik miał dzisiaj jeszcze jedną rzecz do wykonania. Miał zameldować Nagato o owocach jego działań.

* * *

            Na miejscu był po pół godzinie. Nagato jeszcze nie opuścił biura. Siedział w swoim fotelu i rozkoszował się ponętnym ciałem swojej małżonki, która namiętnymi pocałunkami dodawała rozkosz swojemu mężowi. Mężczyzna delikatnie masował jej ramiona, powolnymi ruchami rąk błądził po jej plecach, wywołując u niej przyjemne dreszcze. Ich usta co chwila spotykały się w namiętnym pocałunku. Dawno nie kochali się z takim pożądaniem. Te ciągłe planowania, transakcje, fałszywe księgi finansowe. Wszystko to z powodu zemsty, którą oboje powzięli, a która nie raz odbijała się na ich życiu prywatnym.
            Także teraz, nie dane im było w pełni nacieszyć się sobą. Odezwał się dzwonek telefonu, który stał obok na biurku. Nagato niechętnie, ale przerwał pieszczoty i podniósł słuchawkę, ku niezadowoleniu jej żony, która wstała i stanęła obok.
            - Mam nadzieję, że to pilne – rzekł surowym tonem.
            - Przepraszam, że przeszkadzam. Sekretarka powiedziała, że jesteś zajęty… - głos Kakuzu brzmiał niepewnie, słysząc rozgoryczenie lidera.
            - Owszem przeszkadzasz! Prosiłem, aby mi nie przeszkadzano!
            - Znalazłem idealnego kandydata na zabójce – rzekł szybko Kakuzu, stwierdzając że nie ma sensu bawić się w długi wstęp.
            Nagato przez chwilę nic nie mówił. Spojrzał jedynie na małżonkę, która przyglądała mu się z uwagą. Słyszała całą rozmowę i jakby nieznacznie się uśmiechnęła.
            - Doskonale – odparł Nagato łagodniejszym tonem – w takim razie przyjedź jutro rano. Omówimy wszystko dokładnie. Ile zaoferował?
            - 50 tysięcy, ale… - Kakuzu przerwał na chwilę, miał już powiedzieć o przebiegu tej rozmowy, ale szybko zmienił zdanie - … ale powiedział, że to zależy od zlecenia, w każdym razie wstępnie 50 tysięcy za osobę.
            - Czyli mnie niż się spodziewaliśmy, tym lepiej dla nas – odparł spokojnie lider – dobrze, przyjedź jutro do biura, porozmawiamy na spokojnie.
            - W porządku w takim razie do zobaczenia jutro.
Kakuzu rozłączył się. Nagato odłożył słuchawkę i znów spojrzał na małżonkę, która zalotnie zbliżyła się do niego i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek

* * *

Gdy tylko Kakuzu dotarł do budynku, w którym znajdowało się biuro Akatsuki, natychmiast wsiadł do windy i wjechał na odpowiednie piętro. Będąc już na górze, skierował swoje kroki do pokoju lidera, jednak tuż przed drzwiami napotkał przed wejściem przeszkodę do w postaci Konan. Kobieta siedziała i wyglądała na wyraźnie zdenerwowaną,. Kakuzu nie miał zamiaru odgadywać o co chodzi, jednak chcąc dostać się do szefa, musiał być miły dla niej.
- Cześć Konan, szef u siebie – rzekł spokojnym głosem.
- Tak jest zajęty – odparła sucho kobieta, nie podnosząc wzroku, znad dokumentów, które studiowała.
- Domyślam się, jednak prosił, abym się z nim mógł zobaczyć, gdy załatwię dla niego zabójcę.
Kobieta dopiero teraz spojrzała na najemnika. Miała czerwone oczy. Płakała? Kurwa ta to zawsze ma jakiś problem.
- Zabronił mi wpuszczać kogokolwiek.
- To chociaż włącz interkom, jeśli mu nie przekażę dzisiaj to znów podniesie raban, że nie jest informowany.
- Rób co chcesz – odparła kobieta i jakby od niechcenia uruchomiła urządzenie.
Gdy Kakuzu usłyszał groźny głos lidera, poczuł się z początku niepewnie, jednak na wieść o znalezieniu zabójcy, Nagato szybko zmienił ton. Gdy doszło do pytania o kwotę za jaką Hidan zgodzi się pracować, Kakuzu już miał odpowiedzieć, gdy nagle zaświtał mu pewien pomysł.

* * *


            Po kilku minutach najemnik był już na parkingu i otwierał drzwi swojego samochodu, do którego szybko wsiadł. Przez długi czas siedział bez ruchu, starając się uspokoić oddech. Ciągle nie mógł uwierzyć, jak łatwe pieniądze sobie zorganizował. Nie dość, że Hidan będzie płacił za informacje, to jeszcze członkowie Akatasuki, sądząc że to dla zabójcy, będą tak naprawdę opłacali jego: Kakuzu. Najemnik uśmiechnął się pod nosem do siebie i przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik zawył groźnie i po chwili samochód ruszył z piskiem opon w kierunku, który znał tylko jego właściciel.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

         Kolejny rozdział za nami. Już wszystko jasne jeśli chodzi o naszego Hidana, teraz tylko pytanie co będzie robił dalej :)
         Następny rozdział tradycyjnie za tydzień 30 listopada a w nim: Coś dla fanów NaruHina czyli Święta w domu rodziny Hyuga, plus mała niespodzianka na zakończenie rozdziału.
        Pozdrawiam i do zobaczenia za tydzień :)))))