sobota, 30 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ LIX

     Witam kochani bardzo serdecznie. Kolejna sobota i przed nami kolejny rozdział naszej powieści, w którym dla każdego coś miłego :)
    Zapraszam do lektury! :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Naruto chodził od ściany do ściany. Nie potrafił opisać tego, jak bardzo się nudził. Najchętniej wyszedłby już dzisiaj, ale obiecał Hinacie, że dotrwa do końca swojej szpitalnej kuracji, czyli do jutra. Pobyt tutaj wydłużał mu się tym bardziej, że nie widział się z ciemnowłosą, odkąd ta opuściła szpital. Potrafił jednak w pełni to zrozumieć. Dziwił się, że na początku nie przejawiała żadnych oznak zachowania, które świadczyłyby o przebytych doświadczeniach. Może nie chciała, aby się martwił o nią albo w pierwszej chwili nie docierało do niej co tak naprawdę się stało? To bez znaczenia. Rozumiał, jak bardzo dziewczyna się boi i minie trochę czasu, nim sama zacznie znowu czuć się pewniej poza domem.
            Chłopak podszedł do umywalki, która znajdowała się obok drzwi i popatrzył w wiszące nad nią lustro. Podobnie jak lekarze, nie mógł się nadziwić, że opuchlizna tak szybko schodzi. To samo tyczyło się rozcięcia na łuku brwiowym i pogruchotanego nosa. Rany goiły się na nim jak na psie.
            Chwilę jeszcze postał przy umywalce, po czym wrócił na swoje łóżko. Na kołdrze leżała książka, którą pożyczył z tutejszej biblioteki, jednak nie potrafił się skupić na jej treści. Przeczytawszy kilka stron odłożył ją na bok, zapominając o czym w ogóle była.
            Bez przerwy jego myśli powracały do rozmowy z inspektorem Kakashim i Itachim. Współpraca z policją. Każdemu dzieciakowi wydałoby się to nie lada gratką. Jednak dzieci nie bardzo zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie taka praca ze sobą niesie. Nie miał kiedy za bardzo pogadać o tym z Sasuke, który po zajęciach jechał prosto do pracy…
            Na samą myśl o Akatsuki, chłopaka przechodziły dreszcze. Znów obraz Hidana pojawił mu się przed oczami. Naruto zamknął powieki i potrząsnął energicznie głową, chcąc wyrzucić z niej te wszystkie obrazy, po czym opadł na poduszkę. Legł z taką siłą, że książka, która do tej pory leżała spokojnie, podskoczyła do góry, po czym upadła na podłogę. Naruto zaklął pod nosem i schylił się po przedmiot, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Nie zdążył jeszcze odpowiedzieć, a w progu stanął Kiba. Twarz miał pogodną, ręce schowane w kieszeni, ubranie jego było lekko mokre, co wskazywało na fakt, że pada śnieg z deszczem.
            - Siemasz Naru. Jak się miewasz? – przywitał się.
            - Cześć – blondyn wstał z łóżka, podniósł książkę i powolnym krokiem zbliżał się do Kiby – nudzę się. Tutaj można jajko znieść.
            - Jeszcze tylko dzisiaj. Jutro wychodzisz. Tak wpadłem, bo przyprowadziłem ci kogoś.
            Nim Naruto zdążył spytać Kibę o kim mowa, poczuł na swojej szyj przyjemny uścisk. Hinata przywarła do chłopaka całym ciałem, tak że od razu poczuł jej ciepło. Jej policzek przylegał do jego. Serce jej biło szybko, ale regularnie.
            - Tęskniłam... – rzekła cicho.
            - Hinata... – czuł jak ogarnia go radość.
            - To ja was zostawiam – odparł szatyn, który do stał za plecami dziewczyny.
            - Nie zostaniesz? – Spytał Naruto podniósłszy głowę.
            - Nie chcę wam przeszkadzać, poza tym obiecałem mamie, że ją dzisiaj będę woził po mieście.
            Hinata wypuściła ze swojego uścisku Naruto i podeszła do Kiby. Jeszcze rano pomysł przyjechania tutaj wydawał się jej straszny. Nie samego szpitala się obawiała, ale ciągle jeszcze czuje dyskomfort, gdy musi opuścić dom. Teraz jednak była szczęśliwa, a przy chłopaku czuła się bezpiecznie.
            - Twój tata wspominał, że przyjedzie po ciebie, ale jakby co, to daj znać.
            - Dziękuję – odparła dziewczyna i posłala delikatny uśmiech Inuzuce.
            - Nie ma za co... – w tej chwili w kieszeni Kiby zabrzęczał telefon.
            Chłopak wyjął komórkę i odebrał połączenie.
            - Tak mamo? Tak już jadę... będę za 10 minut... Bez Akamaru? Dlaczego mamy go nie brać? Eh... no dobrze, zastanowię się w drodze. Pa mamo.
            Szatyn rozłączył się i westchnął ciężko.
            - To będzie długi dzień.
            - Robisz za szofera? – spytał Naruto.
            - Taaa, mama wymyśliła sobie zakupy z koleżankami, a potem wyjście na kawę. Oczywiście nie pójdą z ciuchami, więc wrzucą wszystko do auta. Chciałem podjechać do nich po tych całych zakupach, ale one twierdzą, że nie wiedzą kiedy skończą i takie tam.
            Chłopak machnął ręką i schował telefon do kieszeni.
            - Lecę moi drodzy, trzymajcie się.
            Pożegnali Kibę i zostali sami w sali. Hinata znów przyległa do chłopaka, przy którym czuła się naprawdę bezpieczna. Spokój wstępował w jej umysł. Naruto przycisnął ją bardziej do siebie. Gładził delikatnie jej ciemne włosy. Zapach lawendy, który tak bardzo lubił, docierał do jego nozdrzy.
            - Tęskniłam...
            - Podobnie jak ja. Myślałem, że nie przyjdziesz.
            - Chciałam cię zobaczyć. Bałam się, ale… Kiba mnie namówił.
            Naruto spojrzał z lekkim zdziwieniem na Hinatę, która ciągle tkwiła wtulona w ramię chłopaka. Złożył delikatny pocałunek na jej skroni i przyległ do niej swoim policzkiem.
            - Nie musiałaś, jutro wychodzę i przyszedłbym do ciebie.
            - Ale chciałam…chciałam tak bardzo…
            Ciemnowłosa zacisnęła mocniej dłonie na ubraniu chłopaka.
            - Ciągle nie mogę…ciężko mi to wszystko ułożyć. Mam wrażenie, że to był zły sen, a ja naprawdę omal cię nie straciłam.
            Naruto starał się uspokoić i pocieszyć Hinatę. W końcu jego starania zaczęły przynosić rezultat. Dziewczyna powoli się uspokajała. Zaprowadził ją na łóżko i posadził, a sam usiadł obok niej.
            - O czym tak myślisz? – odezwała się dziewczyna po dłuższej chwili.
            - Ja? Właściwie o wszystkim i o niczym.
            - Nie kłam. Widzę przecież, że o czymś ważnym
            - W sumie – Naruto uśmiechnął się nieznacznie. Jak ona go dobrze znała – myślę o tym co ten gość w masce opowiadał.
            - Pan Kakashi?
            - Tak, on i ten z dziwnymi brwiami. Gdy myślę sobie, jak daleko to zabrnęło, to aż mi się wierzyć nie chce.
            - Rozważasz jego propozycję?
            - Tak – Naruto poprawił się na łóżku i siedział teraz lekko pochylony do przodu, podczas gdy dziewczyna opierała się o ścianę.
            - Chciałem, o tym pogadać z tobą, ale później.
            - Dlaczego nie teraz? – Hinata popatrzyła zdziwiona na blondyna.
            - Nie chciałem cię denerwować i tak sporo przeżyłaś, a…
            - To nie jest takie ważne. Owszem boję się, ale jeszcze gorzej się będę czuła, gdy cię zaniedbam z powodu swoich lęków.
            - Nie mów tak…
            - Naruto – Hinata wyprostowała się i spoglądała teraz na profil Naruto. Jego spojrzenie było wyraźnie skoncentrowane. Myśli zdawały się nie latać gdzieś wokół różnych spraw, ale koncentrowały się na jednym punkcie.
            - Bo widzisz ja…
            - Chcesz im pomóc? – spytała cicho dziewczyna.
            Blondyn popatrzył na Hinatę. Spodziewał się dojrzeć w jej oczach strach czy też smutek. zamiast tego tkwiło w nich zdecydowanie.
            - Pamiętam co mówiłeś parę dni temu – zaczęła dziewczyna – twoje intencje wyrażone były nie tylko w słowach ale i gestach, w oczach. Wiele ostatnio przeszliśmy i bardzo, ale to bardzo się boję – Hinata spojrzała przed siebie, po czym lekko spuściła wzrok – ale jeszcze bardziej będę się bała o ciebie, wiedząc, że dalej przebywasz z tymi ludźmi. Możesz stamtąd odejść, ale zarówno ty jak i ja wiemy, że to nie rozwiąże sprawy. Oni znów popełnią zbrodnię, potem kolejną i kolejną. Nie cofną się przed niczym. Będę się bała o ciebie tak bardzo, że nie jestem w stanie opisać tego słowami. Jednak jeżeli jesteś zdecydowany pomóc im w ujęciu tych bandziorów, to wiedz, że mimo mojego strachu, będę cię wspierała.
            Naruto otworzył szerzej oczy. Szok jakiego doznał w wyniku słów dziewczyny, był naprawdę ogromny.
            - Będę przy tobie do samego końca. Chcę tylko, abyś mi coś obiecał.
            - Słucham…
            Hinata znów odwróciła twarz w kierunku blondyna i przysunęła ją bliżej twarzy chłopaka. Ich spojrzenia spotkały się. Naruto czuł jej ciepło na swoich policzkach. Oczy dziewczyny ciągle wyrażały powagę.
            - Obiecaj mi, że nic, ale to nic ci się nie stanie. Obiecaj, że będziesz uważał. Obiecaj… – przysunęła się jeszcze bliżej i ułożyła głowę na ramieniu chłopaka, dodatkowo obejmując go lewą ręką – obiecaj, że nigdy cię nie stracę…
            Drobna dłoń dziewczyny gładziła jego blond włosy. Ile sił kosztowało ją to wyznanie, tego ona sama nawet nie wie. Po tym wszystkim zmuszona była pokonać strach o siebie i swojego ukochanego. Mogła przecież powiedzieć, żeby to zostawił. Wybłagałaby, ażeby dał spokój i nie mieszał się do tego. Wiedziała jednak, że tek, którego tak bardzo kocha mimo iż spełni jej prośbę, będzie czuł się z tym źle. Jest szansa, aby chociaż trochę naprawić ten świat i Naruto zrobi wszystko, aby to wykorzystać. Ona natomiast obiecała sobie, że zawsze będzie u jego boku.
            - Hinata… dziękuję i obiecuję.
            Naruto uniósł nieznacznie ręce, objął dziewczynę i przytulił ją do siebie.

* * *

            Gdy tylko Itachi usłyszał to, co Sasuke miał do powiedzenia, omal nie wyskoczył z butów.
            - Cholera Sasuke! – pierwszy raz ciemnowłosy słyszał, jak jego starszy brat podnosi głos.
            Itachi chodził nerwowo po mieszkaniu, podczas gdy Sasuke siedział spokojnie w fotelu i spozierał na brata. Sakura siedziała po lewej stronie na kanapie i przyglądała się zaistniałej sytuacji. Wiedziała, że jej ukochany jest zdecydowany, dlatego nic się nie odzywała. Było jej ciężko zaakceptować jego decyzję, ale w ostateczności, z ciężkim sercem, zgodziła się z nim.
            - Sakura, powiedz mu coś – Itachi w akcie rozpaczy podszedł do dziewczyny, licząc na to, że może ona przemówi jego bratu do rozsądku.
            - Przykro mi, próbowałam ale… - zaczęła nieśmiało Haruno.
            Itachi westchnął ciężko. Zrozumiał, że w niej nie ma sojusznika. Zrezygnowany opadł na kanapę obok dziewczyny i oparł czoło na jednej ręce.
            - Ja zwariuję. Sasuke – podniósł spojrzenie na brata – jesteś tego pewny?
            Sasuke nic nie odparł tylko pokiwał twierdząco głową.
            - No to klops. Skąd ten pomysł? Co ci strzeliło do łba?
            - Mam swoje powody – odparł beznamiętnie brat.
            - A mówisz, że to Naruto ma poronione pomysły.
            - Bo ma.
            - Ja wiem, że podpalenie osiedlowego śmietnika nie jest normalne, ale lepsze to, niż ładowanie w się w taki bajzel.
            - Przepraszam… – Sakura jakby ośmielona zabrała głos – co Naruto zrobił?
            - Nie chwalił ci się? – spytał spokojnie Sasuke – najebał się kiedyś i podpalił kosz, do którego ludzie wrzucali makulaturę.
            - Ale po co on to zrobił?
            - Cholera go wie, był najebany.
            - Sam mu dawałeś ogień i go podjudzałeś.
            - Skąd mogłem wiedzieć, że ten baran to zrobi?
            - Z tego co pamiętam z waszych zeznań, to sam próbowałeś to zrobić, ale byłeś jeszcze bardziej pijany niż on. Nie byłeś w stanie otworzyć pudełka zapałek. Na dołku wydmuchałeś 3 promile.
            - Byliście na policji?! – Sakura najwyraźniej zapomniała o temacie przewodnim i w wielkim szoku patrzył na swojego chłopaka. Nie była w stanie wyobrazić go sobie pijanego.
            - Byli. Stwierdzono jednak, że są tak pijani, że nie mogli tego zrobić. Dobrze, że akurat miałem dyżur. W przeciwnym bowiem razie skończyłoby się na izbie wytrzeźwień. Ich zeznania wzięto natomiast za pijackie majaczenie.
            Sasuke machnął ręką i odwrócił głowę w stronę okna, wyraźnie zawstydzony wybrykami przeszłość.
            - Dobra, ale odbiegliśmy od tematu – Itachi znów przybrał poważną minę.
            W tym czasie Sakura dalej siedziała, jakby ją ktoś wbił w tą kanapę.
            - Niestety, ale obawiam się, że zdobycie tych dokumentów może nie być wcale takie proste. Pamiętaj, że drzwi do biura zabezpieczane są szyfrem, którego nawet ja nie znam. Potem musicie spakować teczki i wynieść. Jedna to jeszcze, ale ich jest kilka i w kieszeń ich nie włożysz. Załóżmy nawet, że jakimś cudem dostaniesz się do środka. Potrzebujesz czujki, która w miarę szybko cię ostrzeże. Sasuke, to nie są żarty. Ci ludzie są zdolni do najgorszego.
            Itachi, mimo iż wiedział już, że nie ma szans na odwiezienie brata od tego pomysłu, dalej próbował. Od czasu, gdy zginęli ich rodzice, był za niego odpowiedzialny. Robił wszystko to, co robiłby każdy rodzic chroniący swoje dziecko przed niebezpieczeństwem.
            Dyskusja, a raczej monolog Itachiego, trwały w najlepsze, gdy w pewnej chwili odezwał się dziwnej telefonu, leżącego na stole. Sasuke sięgnął po telefon i spojrzawszy na wyświetlacz odebrał połączenie.
            - Co tam Naruto? Co? Poczekaj wezmę cię na głośno-mówiący.
            Nim blondyn zdążył zdać pytanie w stylu „po chuj”, wszyscy w mieszkaniu słyszeli już jego głos.
            - Dobra mów teraz.
            - No dobra, więc powiem krótko. Zdecydowałem się na pomoc policji.
            - Co takiego?! - Itachi zerwał się z kanapy i podszedł szybkim krokiem do telefonu – Naruto czy tobie również odbiło?!
            - Kto tak krzyczy? Itachi? Co wy tam robicie?
            - Bzykami się kurwa, a co możemy robić? – odparł Sasuke z ironią w głosie.
            - Cześć Naruto – przywitała się Sakura, która również podeszła – jak się czujesz? Słyszałam, że wychodzisz jutro.
            - Hej Sakura, wszystko w porządku. Tak wychodzę, bo oszaleć idzie. Co wy tam wszyscy robicie?
            - Bawimy się w trójkącik – prychnął Sasuke – słuchaj, czy ja dobrze usłyszałem? Zdecydowałeś się nam pomóc?
            - Tak… zaraz… jakie wam? Chcesz powiedzieć, że…
            - Że ja też w to wchodzę. Właściwie chciałem ci to zaproponować, ale skoro sam się wyrywasz, to nie będę nawet musiał wpadać do ciebie.
            - Wal się! No to super!
            - Rozum postradaliście – Itachi pokiwał głową, wyraźnie załamany. Miał nadzieję, że przynajmniej jeden z nich, będzie na tyle rozważny, aby powiedzieć drugiemu „nie”. Niestety zdrowy rozsądek jak widać, nie był ich mocną stronę.
            - Słuchaj Naruto – rzekł Sasuke, ignorując brata – jutro wpadniemy po ciebie do szpitala, jak będziesz wychodził i obgadamy całą sprawę.
            - Dobra spoko. Sam też kończę póki co, bo Hinata jest, tylko wyszła na chwilę do łazienki.
            - Hinata? – Sakura przepchnęła się do słuchawki – przekaż, że wpadnę później do niej!
            - Spoko przekaże. No dobra to tyle chciałem powiedzieć. Fajnie, że nie stchórzyłeś Sasuke.
            - Jeśli ty nie, to ja tym bardziej – odparł z lekkim uśmiechem Sasuke – trzymaj się.
            - Wy też. Na razie.
            Naruto rozłączył się i w pokoju zapanowała cisza. Sasuke prze z chwilę bawił się telefonem. Sakura usiadła, w właściwie wepchnęła się chłopakowi na kolana. Itachi natomiast wrócił na kanapę i opadł na nią w tym samym miejscu, w którym siedział kilka minut temu.
            - No pięknie – westchnął starszy z braci – no dobra, skoro się uparliście nie ma rady. Poinformuję Kakashiego i Gaia, ale jeśli chcecie brać w tym udział, to umówimy się co do jednej rzeczy.
- Jakiej mianowicie?
- Że słuchacie się mnie – głos Itachiego zabrzmiał stanowczo – o wszystkich ruchach mnie informujecie. Żadnej samowolki.
Sasuke i Sakura spoglądali uważnie na starszego Uchihę.
- Dodatkowo, jeżeli powiem, że akcja jest skończona, to znaczy, że akcja jest skończona. Czy to jasne?
Sakura od razu pokiwała głową. Mimo, że wcale jej to nie dotyczyło. Sasuke również, choć nie tak energicznie jak jego dziewczyna.
Itachi oparł się na kanapie i odchylił głowę do tyłu. Jego wzrok tkwił na suficie, na którym równiutko była położona gładź, nadająca mu jednolitą, białą barwę. Niech to się już wreszcie skończy.

* * *

Dochodził późny wieczór. Nagato siedział w swoim biurze. Na biurku przed nim leżała komórka, w którą od dłuższego czasu się wpatrywał nieobecnym wzrokiem. Z każda kolejną chwila był coraz bardziej zaniepokojony. Nagłe zniknięcie Kakuzu stanowi podwójny problem. Po pierwsze nie wiadomo co się dzieje z samym najemnikiem, a po drugie był on jedyną osobą, która kontaktowała się z zabójcą. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, iż z relacji Zetsu wynika, że Kakuzu nie wpadł w ręce policji. Gdyby tak było, ten od razu poinformowałby Nagato. Żadnych wieści jednak nie było. Gdzie zatem do cholery podziewam się Kakuzu?
            Nagato zerwał się z fotela i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu. Taki nagły przypływ emocji zdarza mu się bardzo rzadko. Akari, która właśnie weszła do biura, zatrzymała się zaraz za drzwiami. Mężczyzna odwrócił się w jej kierunku. Jego fioletowe oczy zdawały się przeszywać spojrzeniem wszystko, co spotkały na swojej drodze. Kobiera pierwszy raz poczuła się nieswojo w jego obecności. Za Akari do pokoju weszła Konan. Ta widząc, w jakim stanie jest Nagato, podeszła bliżej.
            - Nagato... – glos jej był cichy i delikatny.
            Mężczyzna zatrzymał się i omiótł spojrzeniem Konan, potem znów Akari. Wziął głęboki oddech i przysiadł na brzegu biurka.
            - Są jakieś wieści? – spytał spokojnym głosem, choć był wyraźnie zdenerwowany.
            - Żadnych – Konan zbliżyła się jeszcze bardziej i stała teraz obok lidera – telefon Kakuzu milczy. Zetsu nic nie wie. Obiecał zbadać sprawę, ale to wymaga czasu.
            Wszyscy zebrani w pokoju milczeli, jedynie Orochimaru zabrał głos:
            - A Itachi? – spytał spokojnie ciemnowłosy.
            - Jeśli Zetsu nic nie wie, to Uchiha zapewne także – odpowiedziała Akari – spotkamy się z nim jutro, jak co tydzień będzie zdawał raport.
            Orochimaru zabłysły oczy. Nigdy nie krył się ze swoją niechęcią do Itachiego.
            - Wiem Orochimaru, co ci chodzi po głowie – rzekł twardo Nagato – ciągle nie ufasz Itachiemu. Nawet jeśli byłoby tak, jak myślisz, to nie sądzę, żeby Uchiha by na tyle głupi, aby cokolwiek działać przeciwko nam. Pamiętaj, że jego brat jest na wyciągnięcie ręki i on o tym wie. Nawet jeśli byłby wtyką, nie zaryzykowałby.
            - Igrasz z ogniem Nagato – odparł stanowczo Orochimaru. Jego oczy, zabłysły żółtym blaskiem – bezgranicznie wierzysz w tego młokosa. Jesteś głupcem jeśli…
            - Milcz! – Nagato zerwał się ze stołu. Odepchnął od siebie Konan i dał kilka kroków na przód – nie waż się nigdy podnosić na mnie głosu i zwracać tym tonem!
            Zapanowała cisza. Każdy spoglądał za zmianę, to na Orochimaru to na lidera.
            - No, no Orochimaru doigrałeś się – Kisame wyszczerzył swoje spiłowane zęby w szyderczym uśmiechu. Dobył z kieszeni swój ulubiony nóż i zaczął nim obracać w palcach.
            - Zamknij się, nic nie warty rybi łbie – prychnął Orochimaru.
            - Waż słowa albo cię zabiję!
            - Dość! – Akari włączyła się do dyskusji – załatwiajcie sobie swoje pseudo-męskie porachunki gdzie indzie. Mamy ważniejsze sprawy na głowie.
            Kisame i Orochimaru umilkli. Nagato podszedł w tym czasie do żony.
            - Najważniejsze jest teraz prowadzenie firmy – rzekł spokojnym tonem lider – brakuje nam ludzi. Kakuzu zniknął, a poza tym, że był specem od brudnej roboty, odpowiadał także za logistykę. Musimy jak najszybciej zorganizować rekrutację na to stanowisko. Póki się nie odnajdzie, nowa osoba będzie pełniła obowiązki w firmie.
            - Myślę – wtrącił Kisame – że mam kogoś takiego.
            Wszystkie oczy były skierowane teraz na mężczyznę z niebieską czupryną.
            - Ktoś taki jak on będzie idealnie pasował do tego stanowiska i nie tylko. Doskonale go zresztą znacie. Nie mógł przystąpić do naszej organizacji wcześniej w związku z pewnymi…obowiązkami.
            - Czy masz na myśli… - odezwała się Konan.
            - Tak moja droga – mówiąc to Kisame odsłonił wszystkie swoje zęby – to mój dobry znajomy z czasów, gdy wspólnie organizowaliśmy akcje przemytnicze: Momochi Zabuza.

* * *

            Momochi Zabuza wydawał się odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Kisame nie musiał go szczególnie wprowadzać w obowiązki, gdyż jego kompan, poza działalnością przestępczą, miał bogate CV.
            Pracował kiedyś w firmie tranzytowej, która świadczyła usługi dużym firmom. Późnie zmienił zawód na mniej legalny i zajmował się przemytem wzdłuż wschodniej granicy. Jego klientami byli zwykle ludzie mieszkający poza granicami, a chcący dostać się do kraju Ognia w celu uzyskania lepszej pracy. Zabuza dzięki kontaktom nabytym w poprzedniej pracy, przeprowadził dziesiątki, jeśli nie setki takich przewozów. To podczas jednej z takich akcji poznał Kisame, który później zaproponował mu pracę dla Akatsuki.
            Zabuza z początku odmówił, gdyż był w trakcie realizacji większego zlecenia dla pewnej grupy przestępczej, działającej przy granicy. Polegało ono na przewiezieniu dużej ilości alkoholu i wyrobów tytoniowych, które na wschodzie można było sprzedać, znacznie się przy tym wzbogacając. Duża akcyza na tego typu używki, a co za tym idzie, wysokie ceny sprawiają, że obywatele Kraju Dźwięku chętnie sięgają do nielegalnych źródeł dystrybucji.
            Teraz jednak, gdy zlecenie zostało wypełnione, Zabuza postanowił skorzystać z oferty. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, pieniądze nie były głównym motywem działania. Owszem były ważne, jednak bardziej od nich cenił wyzwania. Nie lubił siedzieć zbyt długo w jednym miejscu. Lawirował między legalnym życiem, a przestępczym półświatkiem. Balansował między tymi układami niczym linoskoczek na swojej linie i ci jakiś czas oddawał skok to w jedną, to w drugą stronę.
            Akatsuki, firma działająca z jednej strony legalnie: sprzedając legalnie towary, z drugiej, prowadząc ciemne interesy, wynajmując zabójcę, wydała się Zabuzie doskonałym miejscem. Czuł, że pracując dłużej na granicy, zaczyna popadać w rutynę, że się po prostu nudzi.
            Moment dla samej organizacji także był idealny. Zniknął główny logistyk firmy. Potrzeba było specjalistę od zaraz. Dodatkowo kogoś zaufanego, z przeszłością. W tym właśnie momencie Kisame przypomniał Nagato o swoim przyjacielu. Jak się okazało, sama rekomendacja z ust Hoshigakiego wystarczyła albo Nagato już zawczasu sprawdził kim jest jego potencjalny współpracownik.
            Zabuza siedział w gabinecie, który jeszcze parę dni temu zajmował Kakuzu. Pomieszczenie było urządzone skromnie, wręcz surowo. Momochi nie zamierzał jednak nic w nim zmieniać. W myśl swojej zasady „nie przywiązuj się do danego miejsca, w którym i tak nie planujesz zagrzać miejsca”. Przeglądał właśnie dokumenty dostaw. Nie przeszkadzało mu to, że już pierwszego dnia był rzucony w wir pracy. Nie cierpiał bezczynności. Zawsze musiało się coś dziać w jego życiu. Podniósł głowę i spojrzał na kalendarz. Za parę dni ma zostać przedstawiony pracownikom jako nowy specjalista do spraw logistyki.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
        Na dziś to wszystko. Jak obiecałem niespodzianka będzie i mam nadzieję, że Zabuza was miło zaskoczy. Przyznam, że zdecydowałem się na ten ruch w ostatniej chwili, ale miałem swoje powody, które ujawnię nieco później :)
        Następny rozdział już za tydzień (6 września), a w nim: Jak przebiegnie planowanie w sprawie Akatsuki? Coś dla fanów NaruHina. Coś dla fanów SasuSaku. Coś dla fanów Shikamaru - czyli powrót Nara.
           Do zobaczenia za tydzień :)

piątek, 22 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ LVIII

     Witam wszystkich, przed nami kolejny rozdział powieści. Dzisiaj wszystkiego po trochu, a atrakcji mam nadzieję nie zabraknie :)
    Zapraszam do lektury! :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Następnego dnia Kiba postanowił udać się do Hinaty, aby sprawdzić jak dziewczyna się czuje. Przez całą drogę myślał o tym, czy w ogóle będzie chciała z nim rozmawiać. Ba! Czy nie wyrzuci go z domu. W końcu czemu miałaby go gościć u siebie? Postanowił jednak, że nawet jeśli dziewczyna nie będzie go miała ochoty widzieć, to przynajmniej upewni się, że wszystko w porządku.
            Inuzuka zaparkował pod bramą posiadłości Hyuga. Wyłączył silnik, wysiadł z samochodu, po czym zamknął go i ruszył w kierunku furtki. Nacisnął przycisk domofonu i czekał. Serce łopotało mu w klatce piersiowej. Ciągle miał w pamięci ostatnie spotkanie z ciemnowłosą. Krzyk jej ciągle rozbrzmiewał w jego głowie. Z zamyślenia wyrwał go głos, dobywający się z domofonu. To była ona.
            - Słucham?
            Kiba zawahał się czy coś powiedzieć.
            - Słucham? – spytała głośniej.
            - Hinata, to ja... – odparł niepewnie Kiba.
            - K...kto?
            - To ja, Kiba.
            Zapanowała cisza. Chłopak słyszał w domofonie nierówny oddech dziewczyny. W końcu zabrzęczał elektryczny zamek. Pchnął furtkę i po chwili stał już przed drzwiami domu. Dość długo czekał, zanim skrzydło uchyliło się i w progu stanęła Hinata. Kiba przyjrzał się jej uważnie. Wyglądała znacznie lepiej niż kilka dni temu. Cera znacznie się poprawiła, opuchlizna, która znajdowała się pod oczami, zniknęła. Jednak coś zaniepokoiło chłopaka. Twarz Hinaty zdradzała strach.
            - Kiba... wejdź proszę – ciemnowłosa odsunęła się i wpuściła chłopaka do środka, po czym zamknęła drzwi – nie wiedziałam, że przyjdziesz, a jestem sama.
            Głos jej drżał. Stała w przedpokoju ubrana w swoją fioletowo-białą bluzę, spodnie dresowe stanowiące komplet z górną częścią ubrania. Dłonie miała złączone i od czasu do czasu bawiła się nerwowo palcami. Chciał jej coś powiedzieć, pocieszyć, ale nie wiedział za bardzo co.
            - Chodźmy na górę – rzekła cicho i oboje udali się do pokoju dziewczyny.
            - Byłem u Naruto – powiedział, gdy tylko weszli przekroczyli próg.
            Dziewczyna zadrżała, jej spojrzenie jakby się ożywiło. Wspomnienie ostatniej rozmowy, tak przyjemne dla niej, ciągle tkwiło w jej pamięci. Pragnęła znów go zobaczyć. Poczuć jego bliskość.
            - Ma się dobrze, szybko dochodzi do siebie. Pewnie dzwonił do ciebie, ale prosił, żeby cię pozdrowić.
            Hinata patrzyła w milczeniu na Kibę. Każde słowo wypowiadane przez niego, koiło jej serce.
            - Będę uciekał – rzekł nagle chłopak – chciałem, wiedzieć jak się czujesz. Jakbyś czegoś potrzebowała daj znać.
            Miał się już zbierać, gdy poczuł jak dziewczyna łapie go za rękę. Spojrzał w jej białe oczy, w których wypisane było zarówno olbrzymie cierpienie, jak i powoli zastępująca je ulga.
            - Kiba... – rzekła cicho dziewczyna.
            - Słucham? – głos Kiby, był miękki i przyjazny.
            - Dziękuję...
            - Nie musisz, dziękować – Kiba spuścił wzrok – jeśli choć w niewielkim stopniu mogę naprawić te krzywdy, które wam wyrządziłem.
            - Nie mówmy o tym. To już było. Liczy się to co jest teraz i to co będzie.
            Kiba poczuł mimowolnie ulgę w sercu na słowa dziewczyny. Mimo, że ciągle czuł do siebie obrzydzenie, był wdzięczny dziewczynie za te słowa.
            - Mam prośbę...
            - Wszystko Hinata – odparł Kiba z lekkim entuzjazmem.
            - Chciałabym, żebyś przez ten czas odwiedzał Naruto w miarę możliwości. Ja... ja nie chcę wychodzić z domu. Obiecałam mu, że będę go widywać, ale… boję się… nie potrafię.
            - Hinata...
            - Boję się... po prostu się boję. Wiem, że już nie ma czego, ale...
            - Nie musisz się bać, ale zrobię to. Nawet chętnie. Jutro do niego wpadnę po południu.
            - Dziękuję Kiba – mówiąc te słowa, na twarzy Hinaty, zagościł delikatny uśmiech.
            Inuzuka posiedział jeszcze chwilę u dziewczyny, po czym zebrawszy się, postanowił wrócić do domu. Gdy był w drodze, czuł jak całe napięcie z niego uchodzi. Tak bardzo bał się reakcji Hinaty, a teraz ze spokojnym sumieniem wracał do domu. Na myśl o tym, że odzyskał przyjaciółkę i że ona znów jest szczęśliwa ze swoim ukochanym, uśmiechnął się do siebie. Postanowił, że zrobi wszystko, aby pomóc im obojgu, zawsze gdy będą potrzebowali pomocy.
            Z tą myślą wrócił do domu. Ledwo zaparkował samochód i wszedł do domu, a już chwycił za komórkę i wybrał numer do Naruto. Po chwili Uzumaki odebrał telefon.
            - Cześć Naru.
            - Siemka, co tam Kiba?
            - Byłem u Hinaty. Pomyślałem, że chcesz wiedzieć co u niej.
            - Jasne, że chce! – głos blondyna ożywił się – co u niej?!
            - W porządku. Wygląda o wiele lepie, w każdym razie ten narkotyk chyba całkowicie został wypłukany z jej organizmu – W tym momencie Kiba zawahał się, czy powiedzieć o tym, że o ile fizycznie Hinata czuje się lepiej, o tyle psychicznie już nie. Uznał jednak, że Naruto powinien wiedzieć, co się dzieje – co mnie martwi to, to że wspomnienia o tym co miało miejsce, są jeszcze dość silne.
            - Co chcesz przez to powiedzieć? – Naruto głos wydał się nerwowy.
            - Boi się. Przez jakiś czas będzie siedziała w domu, ale nie wiem jak długo.
            Dało się słyszeć westchnięcie Uzumakiego.
            - Tak wiem – rzekł po dłuższej chwili – dzisiaj w nocy dzwoniła do mnie. Czułem, że jest bardzo zdenerwowana.
            - A więc mówiła ci?
            - Tak, ale przez telefon to też nie to samo, co widzieć tą osobę.
            - Nie martw, się będę wpadał do niej z notatkami. Nie zawali uczelni, a jak się już wykaraskasz z tego szpitala, to pomożemy jej z tego wyjść.
            - Dzięki. Przyda się pomoc.
            - A ty jak się dzisiaj miewasz?
            - W miarę dobrze, nosi mnie i najchętniej już bym się stąd wyrwał.
            - Wierzę ci, ale wypocznij lepiej. Najważniejsze, że Hinata jest bezpieczna.
            - Tak, to prawda. Nie wiem jak ci dziękować.
            Kiba zamilkł na chwilę. Zastanawiał się czy dobrze usłyszał.
            - Gdyby nie ty...
            - Gdyby nie ja, nie doszłoby pewnie do tego. Rozdzieliłem was i przeze mnie Hinata omal nie skończyła, jako kolejna ofiara.
            - On ją miał na oku już dawno. Gdybyś nie pojechał za nimi i nas nie zaalarmował, skończyłoby się to najgorszym z możliwych scenariuszy.
            - Tak, ale…
            - Żadnych ale, to już przeszłość i niech tak zostanie.
            Kiba pokiwał głową, zupełnie tak jakby Naruto go widział. Był wdzięczny za te słowa.
            - Nie przejmuj się i trzymaj się tam, za parę dni wyjdę, to się spijemy.
            - W takim razie ja stawiam – odparł Kiba serdecznie – póki co zdrowiej tam.
            - Postaram się, trzymaj się.
            - Ty też.
            Kiba rozłączył się, ale jeszcze długi czas stał na środku przedpokoju. Nie zauważył jak Akamaru szturcha go pyskiem, domagając się swojej porcji pieszczot. Na twarzy szatyna zagościł uśmiech.

* * *

            Zanim Sasuke zdążył przekroczyć próg domu Sakury, dziewczyna już wisiała na jego szyi.
            - Sasuke, kochany! – dziewczyna zdobyła się na najczulszy ton, na jaki było ją stać.
            - Stało się coś? – spytał zdziwiony chłopak.
            Sakura odsunęła głowę i popatrzyła gniewnym spojrzeniem.
            - A musiało coś się stać?! Nie mogę cię już przytulić ot tak? A może już ci się znudziłam?!
            - No masz, zaczyna się – westchnął Sasuke – nie znudziłaś, po prostu….
            - Po prostu co? – spytała dziewczyna, ciągle wisząc swoim ukochanym.
            - Wszystko to co się wydarzyło.
            Należy wspomnieć, że pomimo stanowczego zakazu Itachiego, Sasuke opowiedział Sakurze, co się zdarzyło. Uznał, że dziewczyna i tak by się domyśliła. Hinata w szpitalu, Naruto w szpitalu. Sakura bardzo dobrze zna się z rodzicami ciemnowłosej, więc trzymanie tego wszystkiego w sekrecie nie miało sensu. Odkąd to zrobił, dziewczyna przejawiała wzmożoną troskę o niego, co momentami było uciążliwe. Należy jej jednak oddać sprawiedliwość, że nie postąpiła tak jak mają w zwyczaju jej koleżanki i nie przekazała informacji dalej. Wiedział, że w kwestii dochowania tajemnicy może jej zaufać w pełni.
            - Widziałeś się z Naruto?
            - Tak, byłem dziś u niego.
            - I jak z nim?
            - Jak zwykle, wkurwiający.
            Sakura zachichotała. Na słowa chłopaka poczuła ulgę, w końcu Naruto był jej przyjacielem. A odkąd są razem z Hinatą, poczuła jeszcze większą sympatię do niego.
            - Cieszę się, że wszystko dobrze, dzisiaj wieczorem pójdę się spotkać z Hinatą.
            Sasuke pokiwał głową i uwolniwszy się w końcu z objęć dziewczyny, zdjął kurtkę i powiesił w przedpokoju. Następnie oboje udali się do pokoju dziewczyny. Uchiha od razu usiadł na łóżko. Sakura natomiast ustawiła przed nimi laptopa, nastawiła film, po czym wtuliła się w swojego ukochanego. Mieli spędzić dzisiaj spokojne popołudnie, na wspólnym oglądaniu, jednak Sasuke ani na moment nie potrafił skupić się na fabule filmu. Nie uszło to oczywiście uwadze dziewczyny, która po pewnym czasie oswobodziła się z jego objęcia i usiadła obok, opierając plecami o ścianę.
            - Sasuke… - rzekła cicho, jednak nie wiedziała za bardzo, jak ma zacząć rozmowę.
            Chłopak nic nie odparł. Nawet nie drgnął. Siedział wpatrzony przed siebie, jakby w ścianie, znajdującej się na wprost niego, było coś co przykuło jego uwagę.
            - Dalej myślisz o tym, co powiedział wam ten policjant?
            Uchiha popatrzył na dziewczynę. Jej zielone oczy wyrażały troskę i niepokój. Gdy chłopak pierwszy raz jej o tym opowiadał, ta kategorycznie zabroniła mu brania w tym udziału. Cała ta historia potrafiła nawet u osoby postronnej, wywołać przerażenie. Pomyśleć, że to wszystko działo się tuż obok. Sasuke najwyraźniej jednak nie potrafił tego wyrzucić z myśli. Chciał pomóc bratu, który kiedyś uratował mu życie. Przynajmniej tyle mógł dla niego zrobić. Poza tym, było coś o czym Sakura nie wiedziała. Nie było tego widać po ciemnowłosym, ale czuł się źle z tym, że posądził Itachiego o współprace z tymi bandziorami.
            - Sasuke, obiecałeś…
            - Wiem… ale nie wiem czy dotrzymam słowa.
            - Jak to? – Sakura wyprostowała się. Oczy jej rozszerzyły się i nie wiedziała, czy to co teraz czuje to bardziej zdumienie czy strach – ale…ale…
            - Sakura – rzekł spokojnie, ale stanowczo chłopak – ci ludzie są niebezpieczni…
            - Właśnie! Są niebezpieczni, a ty na upartego chcesz się pakować w sam środek tego wszystkiego?! – W oczach Sakury pojawiły się łzy.
            - Nie bardzo mi się to uśmiecha. Ale bez pomocy mogą jeszcze długo pracować nad tą sprawą. W tym czasie te dupki spierdolą gdzieś daleko. Muszą odpowiedzieć za to co zrobili! – Sasuke mimowolnie podniósł głos. Jego oczy zmieniły się. Nie były już zamyślone, a pełne nienawiści – zrozum, że oni nie cofną się przed niczym. A co jeśli Zetsu nie jest jedyną wtyką w policji? Co jeśli w jakiś sposób zorientują się, że my o wszystkim wiemy? Co jeśli uderzą w naszych najbliższych? Co jeśli…
            Sasuke zawiesił glos i wstał z łóżka. Przeszedł kilka kroków po pokoju i stanął przy oknie, bokiem do dziewczyny. Sakura obserwowała jego profil. Każdy mięsień jego twarzy był napięty. Oczy wpatrzone były w dal. Po policzkach dziewczyny spływały kolejne łzy, które następnie skapywały na koc.
            - Co jeśli, będą chcieli skrzywdzić ciebie? – dokończył cicho chłopak, wyglądając dalej przez okno, za którym malował się biały pejzaż.
            Dziewczyna poczuła jak jej serce bije mocniej. Wstała i podeszła do ukochanego. Stała za jego plecami i delikatnie objąwszy go w pasie, przycisnęła do siebie i ułożyła swoją głowę na jego ramieniu. Sasuke czuł jak bije jej serce, ona zaś czuła jego powolny, spokojny oddech. Zamknęła oczy i przycisnęła swoją głowę do jego skroni. Przyjemne ciepło rozchodziło się po ciele chłopaka. Nawet jego twarde serce, musiało czuć w tej chwili ulgę. Powoli podniósł swoje ręce i delikatnie chwycił przedramiona dziewczyny, przyciskając je bardziej do siebie. Nieznacznie odwróci głowę tak, że jego usta napotkały jej skroń.
            - Kocham cię i boję się o ciebie. – rzekła cicho dziewczyna, po czym podniosła głowę i obdarowała go delikatnym pocałunkiem.

* * *

            Itachi siedział oparty na krześle, palcami stukając o blat stołu, po którego drugiej stronie znajdował się Kakuzu. To prowizoryczne miejsce przesłuchań zostało zrobione w mieszkaniu, które wynajmowali Kakashi i Gai. Normalnie znajdowały się tu stosy dokumentów i kilka rzeczy osobistych, jednak po przyprowadzeniu tutaj najemnika, wszystko zostało przeniesione do drugiego, mniejszego pokoju.
            Uchiha sprawiał wrażenie spokojnego, jednak w jego umyśle roiło się od rozważań. Mieli już Hidana, Kakuzu nieświadomie obciążył siebie, Nagato i Zetsu. Zostali jeszcze Kisame, Konan, Akari i Orochimaru. Na myśl o tym ostatnim, Itachi zacisnął pięści. Mężczyzna o wężowych oczach budził w nim niechęć. Nie ma co się dziwić, w końcu on jako jedyny nigdy nie był do końca przekonany do Uchihy. Na dodatek, odkąd Sasuke zaczął tam pracować i przebywać w bliskim sąsiedztwie tego osobnika, Itachi musiał zwiększyć częstotliwość wizyt w firmie, aby mieć oko na brata.
            - Długo jeszcze tak planujesz mnie trzymać? – Kakuzu był wyraźnie zdenerwowany tą całą sytuacją.
            - Tyle ile będzie trzeba.
            - To jakieś kpiny! Nie masz prawa…
            - Podaj mnie do sądu.
            Kakuzu zacisnął zęby, aż te mu zazgrzytały. Był zły, nie tylko na Itachiego i tych dwóch pomagierów, ale także na siebie. Zgubiła go jego miłość do pieniędzy. Znaczone banknoty, które były przeznaczone pierwotnie dla zabójcy, a które on sobie przywłaszczył – podobnie z resztą jak i poprzednie wpłaty – naprowadziły policję na niego. Gdyby wiedział. Nie wpłacałby tych pieniędzy do banku, a tak? Siedzi tutaj, zakuty w kajdanki i nic nie może zrobić. Całość ułatwił Itachiemu fakt, że Kakuzu postanowił wpłacić pieniądze na konto, w tym samym banku, z którego były wypłacane. Prezes spisał się na medal.
            - Tobie już nic nie pomoże – odparł spokojnie Itachi, po chwili namysłu – właściwie wkopałeś nie tylko siebie, ale także i paru członków korporacji plus zdemaskowałeś policyjną wtykę.
            Kakuzu nic nie odpowiedział tylko prychnął i odwrócił głowę.
            - Moglibyśmy przyznać ci status świadka koronnego…
            - Daruj sobie! – przerwał nagle najemnik – świadek koronny, nie rozśmieszaj mnie. I ma mi to poprawić humor? Dacie mi nowe nazwisko, pracę, a w zamian każecie wsypać resztę. A co potem? Myślisz, że ja się urodziłem wczoraj?! Wynajmą jakiegoś najemnika, który dowie się o mojej nowej tożsamości i gówno będzie z tego waszego programu ochrony świadków.
            Kakuzu w tym momencie zaczął się śmiać.
            - Umieścili jednego kreta, to jaki problem wstawić jeszcze jednego?! Zesracie się, ale niczego ode mnie nie wyciągniecie!
            Itachi skrzywił się nieznacznie. Niestety Kakuzu miał rację. Teraz gdy było już na sto procent wiadomo, że Zetsu jest podstawiony, rodziło się kolejne pytanie. Kto go umieścił w komendzie głównej Konoha? Czy w innych miastach też ktoś taki działał? Ibiki obiecał zająć się tą sprawą. W końcu były agent służb specjalnych, ma swoje dojścia. Większe niż niejeden wysokiej rangi komendant, ale nawet on potrzebował czasu. Zwłaszcza, że trzeba było uważać, żeby nie zdemaskować się przed Zetsu.
            - No więc skończmy ten cyrk i lepiej będzie dla was, żebyście mnie wypuścili. W końcu jeżeli chcecie mnie trzymać, to musicie załatwić to formalnie, a z tego co się domyślam, nie za bardzo chcecie się ujawniać – na ustach Kakuzu zagościł uśmiech. Doskonale wiedział, że trójka policjantów ma związane ręce.
            Itachi miał ochotę strzelić najemnikowi między oczy, potem tym samym pistoletem rozwalić Zetsu, jednak blokował go rozkaz. Żadnych trupów. Broni używać tylko w ostateczności. Tak brzmiał.
            - Sąd nie będzie zadowolony, że mnie tu trzymacie wbrew prawu.
            - Sąd nie ma tu nic do gania – Itachi wstał spokojnie i przeszedł się po pokoju.
            - Jak to nie, przecież…
            - Protokół zatrzymania jest sporządzony, nawet go podpisałeś.
            - Co ty pieprzysz? – na twarzy najemnika zagościło niedowierzanie.
            Itachi wyjął z kieszeni marynarki złożony na dwa, papier. Rozłożył go i podetknął Kakuzu pod sam nos. Był to protokół zatrzymania z widniejącym podpisem najemnika.
            - Skąd to masz?! – Kakuzu poderwał się z krzesła. Chciał się rzucić na Itachiego, jednak kajdanki, które miał, znacznie ograniczały zakres ruchów.
            - Nie powiedziałem ci najlepszego – odparł spokojnie Uchiha, chowając pismo z powrotem do kieszeni – następnego dnia, po tym jak poprosiłem prezesa banku o pomoc, udałem się jeszcze raz do tego miłego pana. Poprosiłem go, aby jeśli to będzie możliwe, pracownicy jego banku, podsunęli osobie, która będzie wpłacać znaczone pieniądze, dodatkową kartkę do podpisania. Jak wiesz podczas każdej wpłaty musisz podpisać kwitki. Jak myślisz ile takich podpisów złożyłeś?
            Kakuzu otworzył szerzej oczy. Czuł, że w gardle mu zaschło. Opadł bezwładnie na krzesło i wpatrywał się w Itachiego, który stał oparty o ścianę.
            - Dałem prezesowi wzór, który miał rozesłać do wszystkich placówek. Był to zwykły policyjny szablon, na który wystarczyło potem nanieść tylko napis tytuł:  protokół zatrzymania. Daty i całą resztę dopisze się potem.
            Kakuzu czuł jak się w nim gotuje. Szarpnął rękoma jeszcze raz, jednak metalowe kajdanki nie puszczały. Uchiha ciosem z otwartej ręki prosto w czoło najemnika do reszty ostudził jego zapał.
W tej chwili do mieszkania wpadł energicznym krokiem Kakashi. Stał w drzwiach do pokoju. Oddech miał przyspieszony, najwyraźniej te kilkanaście stopni na klatce schodowej pokonywał w biegu. Itachi odwrócił wzrok od Kakuzu i spojrzał na siwowłosego.
            - Co się stało? – spytał zdziwiony.
            - Hidan nie żyje… - wyrzucił szybko Kakashi.
            - Co takiego?! – Zarówno Itachi jak i Kakuzu wydali okrzyk zdziwienia. Najmnik poderwał się momentalnie z krzesła.
            - Jak to możliwe?! Co się stało?! – Uchiha starał się opanować emocje, jak tylko mógł.
            Kakashi uspokoił nieco oddech.
            - Odgryzł sobie język.
            Przez długi czas panowała cisza. Zarówno Uchiha jak i Kakuzu wiedzieli, czym to grozi. Nawet jeśli ofiara się nie wykrwawi, to leżąc na plecach, udusi się własną krwią.
            - Cholera jasna! – Itachi zaklął – i tak sporo ryzykowaliśmy, umieszczając go na osiedlowym komisariacie!
Do tej pory można było sprzedawać tamtejszym policjantom historyjkę, że to złodziej odpowiedzialny za napad na bank w pierwszym lepszym mieście. Nie zadawali pytań. Ale teraz? Jaki funkcjonariusz uwierzy, że zwykły rabuś, któremu groziło najwyżej pięć lat, postanowił popełnić samobójstwo? I to w taki sposób?
- Gai jest na miejscu – rzekł chłodno Kakashi – to on mnie zawiadomił. Chciał go przesłuchać i gdy wszedł do izolatki, znalazł go w kałuży krwi.
- Zawiadomił karetkę?
- Nie.
Itachi spojrzał uważniej na Kakashiego.
- Kazałem mu nie dzwonić. Już nie żył, gdy Gai był na miejscu. Dzwoniłem do Ibikiego. Ma załatwić transport ciała. Jeśli będziemy mieli szczęście, to tamtejszy komisariat opuści tylko plotka o tym, że jakiś świr się zabił.
            Uchiha przełknął nerwowo ślinę. Spokój jakim emanował Kakashi w zaistniałej sytuacji, zadziwiał Itachiego. Hatake mówił o tym wszystkim, jakby dla niego takie sytuacje były codziennością.
            - Trzeba wymyślić jeszcze historyjkę, którą sprzedamy tamtejszym policjantom. Rabuś odpada, oni się nie zabijają.
            - Narkoman.
            - Co takiego?
            - Zaraz, gdy tylko odtransportowaliśmy Hidana na miejsce, wspomniałem, że jest narkomanem, który jest podejrzany o handel prochami. Uzależniony, na głodzie, jest zdolny do wielu rzeczy, między innymi do samobójstwa.
            - A nie miało być tak, że…
            - Tak, mieliśmy ustalić, że zatrzymany jest niebezpiecznym przestępcą, podejrzanym o napad na bank w Sunie. Poznawszy jednak profil Hidana, stwierdziłem, że wersja o narkomanie będzie bardziej prawdopodobna.
            Itachi pokręcił głową i nie wiedząc czemu, zaśmiał się sam do siebie. Jednak to co Ibiki mówi o Kakashim, to prawda. Gość jest nie tylko piekielnie skuteczny, ale potrafi przewidywać kilka kroków na przód.
            - Zatem przy odrobinie szczęścia, w świat policyjny pójdzie tylko pogłoska o tym, że w celi zabił się narkoman na głodzie – rzekł spokojnie Kakashi, który spojrzał na stojącego obok Kakuzu.
            Najemnikowi trzęsły się ręce. Był gotowy na wiele. Na to, że zostanie schwytany, na przesłuchania. Jednak nigdy nie przypuszczał, że trafi w ręce takich ludzi. Zdawał sobie sprawę dopiero teraz, że ci goście tutaj, to nie zwykli funkcjonariusze i że Zetsu nie miał prawa o nich wiedzieć. Poczuł jak nogi się pod nim uginają i opadł na podłogę. Położenie w jakim się teraz znalazł, było naprawdę beznadziejne. Z jednej strony znajduje się w rękach gości, których nie krępują żadne przepisy, z drugiej… No właśnie… z drugiej strony organizacja, która ma swoje dojścia w policji, która dopadłaby go w mgnieniu oka, gdyby ten zdecydował się na współpracę.
            Najemnik poczuł jak cały świat wiruje mu w głowie. Powoli także docierało do niego, że Hidan, ten sam, którego poznał kilkanaście lat temu w wojsku, którego uważał za zimnego sukinsyna. Ten Hidan, który bez mrugnięcia okiem, zabijał każdego kto mu się nawinie, teraz leży w kałuży swojej własnej krwi.
            Było mu duszno i po raz pierwszy w życiu poczuł prawdziwy strach.
            - Więc jak będzie? – do świata rzeczywistego przywrócił go głos Kakashiego – będziesz z nami współpracował? Czy też nie?
            Kakuzu podniósł wzrok. Stało nad nim dwóch, zdecydowanych na wszystko gości. Sprzątną go i śladu po nim nie będzie albo zamkną w pierdlu na resztę życia. Chociaż z tajniakami bardziej prawdopodobny wydawał się pierwszy scenariusz. Pójdzie na współpracę, sprzątnie go Akatsuki.
            - Będziesz mówić? – Kakashi patrzył spokojnie na najemnika.
            Co powinien zrobić? Każde z wyjść wydawało się beznadziejne. Cokolwiek by nie powziął, będzie skazany na porażkę.
            Poczuł silny uścisk na ramieniu i nie wiedząc nawet kiedy, znalazł się z powrotem na krześle. Na wprost niego siedział teraz nie Itachi, a właśnie Kakashi. Spojrzenie jego było zimne. Kakuzu czuł jak koszula na jego plecach, robi się mokra od potu. Starał się uspokoić oddech, ale bezskutecznie.
            Jest trzecie wyjście. W jego umyśle zaświtał pewien pomysł.
            - Skoro i tak jestem przegrany, to niech się skurwiele pomęczą.
            Z tą myślą, wymuskał językiem niewielką ampułkę, którą do tej pory trzymał między policzkiem za dziąsłami. Szklany pojemniczek, wielkości paznokcia zawierał cyjanek. Kakuzu umieścił go tam na wszelki wypadek, żywiąc nadzieję, że nie będzie potrzebny. Szklana powłoka skrzypiała o kości. Przez długi czas wahał się. Chciał nawet wypluć kapsułkę. Może jednak pójść na współpracę? Nie, to koniec.
            Kakuzu napiął mięśnie twarzy. Kapsułka między zębami zachrzęściła, po czym pękła na kilka mniejszych kawałków. Smak gorzkich migdałów rozszedł się po całej jamie ustnej. Jeszcze nie jest za późno. Jeszcze może wszystko wypluć. Ślina zmieszała się z trucizną. Wystarczy otworzyć usta. Najemnik napiął mięśnie całego ciała. Odgłos przełykanej śliny wypełnił jego uszy i nagle jakby wszystko ucichło. Nie był w pokoju z dwoma policjantami, ale zupełnie sam. Nie dochodziły do niego żadne odgłosy. Podniósł głowę do góry. Biały sufit, który do tej pory wisiał nad nim solidnie, zdawał się powoli opadać i kręcić się. Wirował coraz szybciej i szybciej, aż w końcu zniknął i zapanowała ciemność.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
           Na dziś koniec. Przyznam, że długo zastanawiałem się co zrobić z naszą dwójką byłych wojskowych. W końcu (w ostatniej chwili) zdecydowałem się na taki manewr, gdyż to rozwiązanie najlepiej pasowało do ich profili psychologicznych.
          Następny rozdział tradycyjnie za tydzień (30 sierpnia), a w nim: Jak przebiegnie zebranie w siedzibie Akatsuki i jaka jest propozycja Kisame? Kto odwiedzi Naruto w szpitalu? O czym Sasuke chce porozmawiać z Itachim? 
          O tym wszystkim, plus kolejna niespodzianka, już za tydzień :)
          Do zobaczenia!!