wtorek, 6 października 2015

NOWY BLOG

Witam wszystkich bardzo serdecznie i jednocześnie zapraszam do lektury mojego najnowszego opowiadania "Łowca"

Akcja powieści dzieję się w XIX wiecznej Europie, a jej pierwowzorem jest słynna powieść Brama Stockera "Dracula"

http://witold-lowca.blogspot.com/

Serdecznie zapraszam :)

wtorek, 18 listopada 2014

EPILOG

      Witam wszystkich. Wcześniej niż planowałem, ale udało mi się skończyć Epilog wcześniej niż planował i postanowiłem, że tyle razy musieliście czekać na kolejne rozdziały, że tutaj nie będę przeciągał czasu oczekiwania.
       Przed nami zakończenie naszej powieści. Krótkie, ale mam nadzieję, że usatysfakcjonuje wszystkich :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
            Od ostatnich wydarzeń minęło dwa i pół roku. Przez ten czas bohaterowie naszej powieści, zarówno ci z pierwszego jak i dalszych planów, udanie przebrnęli przez egzamin licencjacki, a następnie magisterski. Każde z nich z lepszą bądź gorszą oceną na dyplomie opuściło mury uczelni i zaczęło nowy rozdział w swoim życiu. Zmiany zaszły także wśród starszych bohaterów, ale po kolei.
            Sai w dalszym ciągu spotykał się z Ino, która od pewnego czasu dawała swojemu wybrankowi wyraźnie do zrozumienia, że oczekuje czegoś więcej niż zwykłego chodzenia ze sobą. Nie wie dziewczyna, że chłopak poczynił już pewne kroki w tym kierunku.
            Kiba od roku spoyka się z Tamaki, dziewczyną która przeprowadziła się na jego osiedle, tydzień wcześniej zanim się poznali. Początki były ciężkie, gdyż dziewczyna, jako ogromna miłośniczka kotów, nie była z początku dobrze postrzegana przez Akamaru, który jednak z czasem, przywiązał się do nowej towarzyszki swojego pana.
            Shino rozpoczął pracę naukową na uczelni. Dobre wyniki z Algebry sprawiły, że został przyjęty jako doktorant do katedry zajmującej się właśnie tą dziedziną matematyki. Już pierwszego dnia podczas zajęć ze swoimi studentami dał się poznać, jako wzór dyscypliny, co nie do końca przypadło studentom do gustu.
            Temari oraz Shikamaru, jako pierwsi z całej paczki postanowili przypieczętować swój związek. Ślub ich odbył się zaraz po zdaniu egzaminów magisterskich. Na chwilę obecną oboje mieszkają u rodziców Shikamaru, jednak powoli planują przeprowadzkę do swojego nowego mieszkania, które chłopak otrzymał w spadku po swoich dziadkach. Temari dostała pracę w banku, na stanowisku specjalisty do spraw ryzyka. O losach Shikamaru opowiemy w dalszej części.
            Kakashi oraz Gai wrócili do swojego macierzystego rewiru, gdzie kontynuują swoją pracę. Hatake awansował na komendanta i podjął ścisłą współprace z Ibikim, który za operację Akatsuki otrzymał awans na szefa komendy wojewódzkiej. Gai został mianowany zastępcą Kakashiego i nieformalnie jest jego prawą ręką.
            Sam Ibiki postawił sobie za cel, kontynuowanie śledztwa i zdobycie informacji oraz dowodów na to, że członek komendy głównej - Kagui Otsutsuki - jest zamieszana w aferę korupcyjną. O jego działaniach wiedzą tylko Kakashi, Gai oraz Itachi.
            Po awansie Ibikiego, krok na przód w swojej karierze zrobił także Itachi. Uchiha objął stanowisko, które uprzednio zajmował właśnie Ibiki.
            Reakcja Sakury na ślub Temari z Shikamaru oraz na wieść o tym, że Ino także planuje wyjść za mąż, była dość łatwa do przewidzenia. Sasuke, który do romantyków nie należał, nie miał łatwego życia do momentu, gdy z własnej, nieprzymuszonej woli, poprosił Haruno o rękę. Młodzi postanowili, że na chwilę obecną zamieszkają u Sasuke, a później, jeśli los będzie łaskawy zrobią krok w kierunku własnego gniazdka.
            Co do trójki naszych bohaterów, których nazwiska stały się znane w środowisku policyjnym, dzięki ich akcji w Akatsuki, dzięki wnioskowi Itachiego jako szefa komendy głównej Konoha oraz samego Ibikiego, otrzymali propozycję pracy w policji. I tak Shikamaru po długich namowach ze strony Temari, rozpoczął pracę w wydziale do spraw przestępstw elektronicznych oraz zabezpieczeń elektronicznych. Naruto oraz Sasuke razem trafili do wydziału zabójstw, gdzie osobistą pieczę nad tą dwójką sprawował Itachi. Starszy z braci Uchiha na każdym kroku udzielał im porad oraz czuwał nad przebiegiem ich szkolenia.
            Hinata, jeszcze w trakcie trwania piątego roku, zamieszkała u Naruto. Nie chcąc jednak być ciężarem dla niego, dorabiała po zajęciach w firmie swojego ojca.  Rodzice dziewczyny z jednej strony szczęśliwi, z drugiej musieli pogodzić się z tym, że ich starsza córka opuszcza rodzinny dom. Hyuga, po otrzymaniu dyplomu, otrzymała propozycję pracy na uczelni w katedrze rachunku prawdopodobieństwa. Z początku miała pracować razem z Naruto, jednak chłopak wybrał pracę w policji.

* * *

            Lato powoli opuszczało Konohę, ustępując miejsca jesieni. Pierwsze liście opadały już z drzew, ścieląc chodniki wielokolorowym dywanem. Naruto przechadzał się po parku nieopodal swojej byłej uczelni, to w jedną to w drugą stronę. Umówił się tutaj na spotkanie z Hinatą po pracy. Chciał być przed dziewczyną, dlatego wyjątkowo wcześniej wyszedł tego dnia z komisariatu.
            Powiał delikatny wietrzyk. Chłopak schował odruchowo twarz w kołnierzu kurtki, choć wcale nie odczuwał zimna. Spojrzał na zegarek. Dochodziła godzina osiemnasta. Hinata powinna zaraz się zjawić. Był lekko zdenerwowany. Chciał usiąść na ławce, gdzie leżał jego plecak, lecz zaraz wstał i znów zaczął nerwowo krążyć po chodniku.
            Rozejrzał się po parku, po którym snuło się leniwie kilka osób. Głównie studentów, którzy właśnie skończyli zajęcia.
            - Naruto – cichy, przyjemny głos dotarł do swojego ucha.
            Odwrócił lekko głowę. Zapach lawendy dotarł do jego nozdrzy. Spojrzenie  zaś napotkało piękne białe oczy, których widok tak uwielbiał.
            - Hinata… - nie dokończył, tylko delikatnie ucałował ukochaną.
            - Przepraszam za spóźnienie, trochę mi się przeciągnęły zajęcia.
            - W porządku, nic się nie stało. Mam nadzieję, że nie jesteś nazbyt surowa dla swoich studentów?
            Dziewczyna zaśmiała się cicho.
            - Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno, to my siedzieliśmy w tych ławkach – Naruto spojrzał w kierunku budynku ich dawnego wydziału.
            - To prawda – odparła Hinata i delikatnie chwyciła chłopaka za rękę.
            - Pewne rzeczy się kończą, a zaczynają inne – rzekł, tym razem bardziej do siebie niż do dziewczyny.
            - Gdy zdawałam na uczelnię… nie sądziłam, że aż tyle się zmieni w moim życiu.
            Naruto popatrzył na Hinatę.
            - Myślałam, że opuszczę jej mury i właściwie poza tym papierkiem, który otrzymam, nic się nie zmieni. Wszystko będzie dalej takie, jak było przedtem. Nie wierzyłam, że los może potoczyć się inaczej.
            - Hinata…
            - Aż poznałam Ciebie.
            Naruto spojrzał zdumiony na dziewczynę.
            - Wtedy na tym przystanku… gdy powiedziałeś mi, że mnie kochasz… wtedy pierwszy raz poczułam, że…
            Nie dokończyła. Naruto położył delikatnie palec na jej ustach i spojrzał w głębie jej oczu.
            - Nigdy nie pozwolę, abyś kiedykolwiek myślała, że nie jesteś zdolna do zmiany swojego losu. Jesteś wyjątkowa i silna, zdolna do wielkich rzeczy.
            - Ale… ja tak nie myśla…
            - Widzę to w twoich oczach.
            Dziewczyna nic nie odparła. Delikatny rumieniec wystąpił na jej twarzy.
            - Śliczna jesteś, gdy się tak rumienisz.
            Ciepły uśmiech, którym obdarowała chłopaka, sprawił że Naruto poczuł przyjemne ciepło w sercu.
            - Tylko dzięki tobie byłem w stanie dotrzeć tu, gdzie jestem teraz. Gdy myślałem, że już nie będzie nigdy lepiej, ty zjawiłaś się na mojej drodze i za każdym razem rozjaśniałaś moje ciemne aleje.
            Naruto westchnął cicho.
            - Gdyby nie ty, pewnie siedziałbym teraz w Stanach, bez wykształcenia, bez perspektyw… bez rodziny…
            - Naruto…
            Chłopak drugi raz nie pozwolił jej dokończyć.
            - To dzięki tobie i twojej rodzinie odżyłem na nowo.
            Chłopak ujął delikatnie dłonie Hinaty.
            - Chciałem się dzisiaj spotkać z tobą, właśnie tutaj. Na terenie kampusu, gdzie życie zaczęło się dla mnie na nowo. Pragnąłem tego, ponieważ zaczęło się właśnie dzięki tobie.
            Dziewczyna spojrzała na chłopaka. Jego słowa sprawiły, że serce dziewczyny zabiło mocniej. Chciała rzucić mu się na szyję, on jednak odsunął się nieznacznie i spojrzał w bok.
            - Chciałem się tutaj z tobą spotkać, gdyż pragnę zakończyć ten etap mojego życia, który wtedy zacząłem.
            - Naru… - dziewczyna poczuła lekki niepokój. Serce zabiło mocniej.
            - Chcę zacząć nowy rozdział w moim życiu. Nie z tobą jako moją dziewczyną…
            - Ale… ale – dziewczyna zadrżała.
            - Chciałbym zacząć ten nowy rozdział z tobą… jako moją żoną.
            Hinata zaniemówiła. W jednej chwili nie wiedziała czy to co właśnie usłyszała, to prawda, czy tylko jej się wydawało. Jeśli jednak miała jakieś wątpliwości, to następne kilka chwil na pewno je rozwiało.
            Naruto niepostrzeżenie dobył z kieszeni kurki niewielkie pudełeczko, niebieskiej barwy. Nim dziewczyna zdążyła zareagować, chłopak otworzył je. W Środku znajdował się śliczny pierścionek z białego złota i niewielkim diamentem, zdobiącym jego czubek.
            Serce dziewczyny zabiło mocniej. Poczuła jak do oczu napływają jej łzy, które powoli spływały pod wpływem nagłego przypływu radości.
            - Hinata Hyuga – rzekł cicho Naruto, chwytając ciemnowłosą za rękę, a w drugiej trzymają otwarte pudełko z pierścionkiem – czy uczynisz mi tą radość i wyjdziesz za mnie?
            - Ja… Ja…
            Naruto milczał. Podobnie jak Hinacie, jemu także serce waliło niczym młot. Starał się uspokoić oddech, jednak emocje brały górę. Tego wieczoru chciał zmienić całe swoje życie. Chciał dzielić wszystkie przeżycia, doznania, uczucia z dziewczyną, która stała przed nim, wpatrzona swoimi białymi oczami.
            Hinata momentalnie rzuciła się chłopakowi na szyję. Łzy pociekły jej po policzkach. Wtuliła swoją głowę w jego ramię i nie hamując płaczu, odpowiedziała:
            - Tak! Wyjdę za ciebie! Kocham cię… kocham cię Naruto, całym sercem!
            Uzumaki poczuł jak ogromny ciężar spada mu z serce. W jednej chwili objął dziewczynę i przycisnął ją do siebie. To przyjemne ciepło, które zawsze od niej emanowała i tym razem rozeszło się po nim. Wtulił twarz w jej ciemne włosy i poczuł ścisk w gardle.
            - Kocham cię Naruto… - rzekła cicho dziewczyna.
            - Ja ciebie również kocham Hinata – odparł i obdarował dziewczynę pocałunkiem równie namiętnym, jak tego dnia, gdy pocałowali się po raz pierwszy.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
       To już koniec naszej powieści. Powieści, którą, gdy zaczynałem pisać, miała mieć maksymalnie 15 rozdziałów, a którą dzięki wam, waszym komentarzom udało mi się rozbudować. Przyznam szczerze, że gdyby ktoś mi powiedział, że to opowiadanie będzie miało 70 rozdziałów, to w życiu bym nie uwierzył.
      Szczególnie chciałem podziękować Soli-chan, której twórczość mnie zainspirowała do stworzenia własnej powieści. Disarray oraz rip LunarBird CLH za wszystkie uwagi i wskazówki, których starałem się przestrzegać podczas pisania kolejnych rozdziałów. Wszystkim komentującym, których było naprawdę sporo. Wiedzcie, że to dzięki waszym komentarzom, waszym ciepłym słowom miałem nieustającą wenę do tworzenia kolejnych rozdziałów. Jeszcze raz wszystkim dziękuję :)
          Cóż mogę powiedzieć na temat samego opowiadania. Niestety bywa tak, że wszystko ma swój koniec. Większe dzieła miały swoje zakończenia. Dlaczego zdecydowałem się zakończyć? Wątek, wokół której się toczyła opowieść, zakończył się. Nie chciałem przedłużać na siłę i wymyślać nowych wątków, gdyż nie chciałem zabić tego co stworzyłem, a co Wy tak polubiliście/pokochaliście. Uznałem, że moment, w którym Akatsuki zostanie pokonane, będzie najlepszy do tego. Nie jest także łatwo bezustannie tworzyć. Poczułem, że czas na odpoczynek i naładowanie baterii, aby nie ulec wypaleniu.
         Częstym pytaniem padającym ostatnio było, czy będzie kontynuacja. Powiem szczerze, że nie planuję. Ten etap jest zamknięty. Nie należy nigdy mówić nigdy, ale jak wspomniałem wcześniej, nie chcę zepsuć tego co stworzyłem przez kontynuowanie na siłę.
         Drugim pytaniem, jakie się tu ukazywało było, czy stworze kolejne opowiadanie NaruHina. Powiem szczerze, że sam nie wiem. Mam co prawda pomysł (jeszcze nie do końca kompletny) na kolejne opowiadania, ale czy będzie to NaruHina? Może gdyby manga "Naruto" trwała dalej, to byłoby wielce prawdopodobne. Jednak wraz z jej zakończeniem uznałem, że ten świat zostawię w spokoju, a stworzę coś całkowicie swojego od zera. Ale jak będzie ostatecznie, przekonam się dopiero, gdy zacznę znów pisać.
           Kiedy i czy w ogóle spodziewać się kolejnego opowiadania? Przyznam szczerze, że tego sam nie wiem. Jeśli już bym miał znów publikować, to najwcześniej na wiosnę, ale nie chcę niczego obiecywać, żeby potem was nie zawieść. Na chwilę obecną muszę skupić się na pracy, a co przyniesie przyszłość, zobaczymy :)
           Jeszcze raz wszystkim bardzo dziękuję za wsparcie, którego mi tutaj udzielaliście waszymi komentarzami. Mam nadzieję, że czas, który spędziliście, czytając kolejne rozdziały, był mile przez was spędzonym :) Taki był w sumie zamysł mojego opowiadania :)
          Korzystając z okazji, zapraszam wszystkich do lektury blogów, których linki znajdziecie na moim blogu. Szczególnie moją uwagę przykuł blog autorki Clarissa Narusuji "NaruHina - miłość jest wieczna". Opublikowane jest już 8 rozdziałów, a opowiadanie ma spory potencjał. Trzymam kciuki za to, aby wena Cię nie opuściła :)
            Tak więc żegnamy się z naszymi bohaterami i do zobaczenia! :)

piątek, 14 listopada 2014

ROZDZIAŁ LXX

        Witam wszystkich bardzo serdecznie na kolejnym (70!) rozdziale naszej powieści. Przed nami ciąg dalszy zmagań naszych bohaterów z Akatsuki, dlatego też bez zbędnego przeciągania, zapraszam do lektury! :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
           Nim Nagato zdążył się podnieść z ziemi, poczuł silne kopnięcie w bok, które posłało go z powrotem w zaspę śniegu. Rozpędzony Naruto z najwyższym trudem zachował równowagę na śliskiej nawierzchni. To dało czas liderowi Akatsuki na pozbieranie się. Nagato odturlał się na parę kroków od chłopaka i szybkim ruchem podniósł ciało z powrotem na nogi. Uzumaki, gdy tylko udało mu się zachować równowagę, ruszył znów do ataku. Tym jednak razem Nagato, był przygotowany i pierwszy cios, wymierzony w jego twarz zdołał zablokować, a następnie skontrować prostym kopnięciem w żebra chłopaka.
            Blondyn odskoczył na dwa kroki. W jednej chwili przypomniała mu się ostatnia walka z Hidanem. Gdy zadawał cios za ciosem, które dawały nikłe rezultaty. Nawet gdy trafiał, zdawało się, że na zabójcy jego uderzenia nie robią wrażenia.
            Tym razem, mimo że walka dopiero się zaczynała, było inaczej. Zarówno pierwszy cios, który doszedł do celu, jak i drugi, zablokowano, Nagato musiał poczuć. W tej walce szanse były wyrównane i Naruto zamierzał to wykorzystać.
            - Cholerny gówniarzu! – wrzasnął Nagato – wszystko zniszczyliście! Wszystko!
            - Zamknij pysk! – chłopak z miejsca zaczął nacierać na lidera.
            Zadawał cios za ciosem, jednak jego ruchy nie były takie płynne, gdyż jednocześnie musiał uważać, aby na śliskiej nawierzchni nie stracić równowagi i nie upaść. Na szczęście Nagato miał ten sam problem. Najmniejszy błąd mógł spowodować upadek i natychmiastowe przechylenie się szali zwycięstwa na drugą stronę.
            Pierwsze kilka ciosów Naruto wymierzone w korpus przeciwnika doszły do celu. Kolejna seria została zablokowana i skontrowana. Teraz Nagato był w natarciu. Dwa silne kopnięcie, wymierzone w głowę, trzecie nieoczekiwanie dla chłopaka, wycelowane było w kolana. Chłopak w ostatniej chwili podskoczył, unikając prawdopodobnie złamania nogi. Nagato nie przerywał. Pozwolił, aby siła pędu, która prowadziła jego nogę, obróciła jego ciało i gdy był już tyłem do Naruto, w jednej chwili wyrzucił drugą nogę za siebie, podpierając się rękoma i trafił chłopaka w uda.
            Naruto zaklął pod nosem i odskoczył na dwa kroki. Cios nie był mocny, ale precyzyjny. Udo bolało go niemiłosiernie.
            Nagato zerwał się z ziemie i znów zaatakował. Miał właśnie zadać kolejną serię ciosów, gdy nagle Naruto, markując kontruderzenie, rzucił się na bok i do przodu, tak że w jednej chwili znalazł się z lewej strony napastnika. Wymierzył silne kopnięcie i trafił w tylnią część stawu kolanowego.
            Nagato syknął z bólu i momentalnie opadł na bolące kolano. Chłopak wyprostował drugą nogę i Nagato tylko cudem zablokował uderzenie idące na jego głowę.
            Obaj leżeli na ziemie. Odległość jaka ich dzieliła, nie była większa niż cztery stopy. Ciężko dusząc spoglądali na siebie. W oczach jednego była rządza mordu, u drugiego, determinacja aby wszystko to skończyło się tu i teraz.
            Zerwali się z ziemi niemal jednocześnie. Zwarli w silnym uścisku i przez dłuższą chwilę jeden starał się wywrócić drugiego na ziemię. Podczas jednej z prób Naruto nieznacznie odchylił głowę i wymierzył nią silny cios trafiając czołem w kość policzkową Nagato. Mężczyzna zawył, ale nie poluzował uścisku. W jednej chwili obaj znaleźli się z powrotem na ziemi. Naruto zadawał teraz ciosy na oślep. Kilka z nich doszło do celu, ale sam także przyjął kilka. Ostatni trafił w brodę i chłopakowi pociemniało w oczach. Odruchowo zadał kilka uderzeń nogami i zrobił przewrót do tyłu.
            Ledwo zdołał się podnieść z ziemi, już musiał unikać uderzenia ze strony przeciwnika. Nagato dzierżył w ręku metalową rurę i wymachiwał nią jak szalony. Naruto dokonywał akrobatycznych cudów, aby uniknąć trafienia. Cofał się za każdym razem, gdy Nagato brał zamach. W pewnej chwili stracił równowagę na śliskiej powierzchni i upadł na ziemię. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Nagato, który mierzył się właśnie do uderzenia, gdy w jednej chwili, jakby pod wpływem niewidzialnej siły, odleciał na bok, upadając na oblodzoną ziemię i gubiąc broń.
            Naruto, który śledził lot przeciwnika, popatrzył w miejsce, gdzie ten przed chwilą stał.
            - To wszystko na co cię stać Naruto?
            - Sasuke!
            Uchiha stał obok blondyna, wpatrzony w Nagato, który właśnie podnosił się z ziemi.
            - Skąd ty tu…?
            - Biegłem za wami. Co prawda straciłem was na chwilę z oczu, ale po drodze zostawiliście za sobą tyle zamieszania, że bez trudu was odnalazłem.
            Naruto podniósł się z ziemi i stanął obok przyjaciela.
            - Szykuj się. Nie wiem czy mój brat się zjawi, dlatego musimy załatwić tego dupka.
            - Nie inaczej.
            Nagato spojrzał w ich kierunku. Dwóch rywali sprawiło, że nie czuł się już tak pewnie. Teraz zamiast walki, musiał wymyślić coś, aby mógł uciec.
            Nie miał jednak na to zbyt wiele czasu, gdyż dwójka przyjaciół ruszyła na niego niemal jednocześnie. Pierwsze ciosy zadał Sasuke, Nagato miał już skontrować, jednak za chwilę w jego miejscu zjawił się Naruto, który zadał kolejną serię.
            Atakowali, bądź na przemian, bądź jednocześnie. Nagato mógł jedynie parować ataki. Szaleńcze ataki zdawały się nie mieć końca. Lider Akatsuki przyjmował na siebie coraz większą ilość i tylko gruby płaszcz, który miał na sobie uchronił go przed poważnymi obrażeniami.
            Sasuke zadał silne kopnięcie z prawej strony. Nagato zablokował. Z lewej nadeszło uderzenie pięścią od Naruto, które także zablokował, ale trzeciego ciosu od Sasuke nie zdołał zablokować. Nerka zapiekła i Nagato przechylił się odruchowo w stronę, skąd nadszedł cios, odsłaniając drugi bok. Naruto wykorzystał to i kopnął, omal nie tracąc przy tym równowagi.
            Nagato dał kilka kroków do tyłu i upadł na ziemię, trzymając się za bolące miejsca.
            - Nie przestawaj Naruto! – Sasuke rzucił się pierwszy.
            Naruto popędził tuż za nim. Nie miał świeżych sił jak Uchiha, dlatego jego ruchy były nieco wolniejsze.
            Nagato przyjął pierwsze kopnięcie na ręce. Sasuke trafił piszczelem i poczuł jak przeszywa go silny ból. Lider wykorzystał to i wybił jedną nogę do góry, trafiając Uchihę w pierś odrzucając go na kilka kroków. Naruto odruchowo zatrzymał się, jednak nie zdążył odskoczyć. Sasuke wpadł na niego i po chwili oboje leżeli już na ziemi.
            - Teraz mam szansę.
            Nagato zerwał się z ziemi, jednak ciosy, które do tej pory przyjął, dawały mu się we znaki. Próbował biec, jednak każdy krok przychodził mu z trudem. Lewe kolano dawało się najmocniej we znaki.
            - Dokąd łajzo! – Naruto pierwszy się podniósł i gdy tylko dostrzegł, że lider ucieka, ruszył za nim.
            Sasuke także wstawał z ziemi i w tym momencie dostrzegł, jak Uzumaki wyskoczył do przodu i nogami wylądował na plecach Nagato. Obaj runęli na ziemie niczym dwa kamienie. Uchiha dobiegł do nich i silnym uderzeniem w plecy odrzucił Nagato, dla którego ta walka oznaczała niekończący się ciąg upadków.
            - Wstawaj Naruto! – Uchiha chwycił przyjaciela za ramię i pomógł mu się podnieść.
            Blondyn ciężko oddychał. Długi bieg i walka zrobiły swoje. Miał tylko nadzieję, że ich rywal jest równie zmęczony co oni. Nagato leżał twarzą w śniegu i długi czas się nie podnosił. Sasuke i Naruto spoglądali na leżącego przed nimi mężczyznę. W końcu Uchiha podszedł bliżej. Wziął zamach chcąc kopnąć Nagato w bok, gdy mężczyzna przekręcił się nieznacznie, wymierzając cios w kolano chłopaka.
            Uchiha poczuł jak staw, pod wpływem ciosu oraz jego własnym ciężarem poddaje się. Noga w jednej chwili ugięła się i chłopak padł na ziemię.
            - Sasuke!
            Naruto ruszył przyjacielowi na pomoc, jednak Nagato stanął mu na drodze. Chłopak teraz dopiero dostrzegł, że mężczyzna ma całą zakrwawioną twarz. Zaciśnięte zęby, rysowały się wyraźnie na jego licu. Z oczu biła furia.
            - Zabije cię! Potem twojego przyjaciela! Już zbyt długo stajecie mi na drodze!
            Walka rozgorzała na nowo. Naruto i Nagato wymieniali ciosy, jednak ich impet i szybkość nie były już takie jak na początku. Zmęczenie udzielało się obydwu. Zarówno Naruto jak i jego przeciwnik oddychał ciężko, a każdy następny ruch powodował ból.
            W czasie gdy tamta dwójka wymieniała ciosy, Sasuke z bólem na twarzy, chwycił się za kolano.
            - Kurwa mać! – wrzasnął – cholerny idiota ze mnie… powinienem był to przewidzieć.
            Próbował wstać, jednak ból który go przeszył, powalił go z powrotem na ziemie. Odruchowo chwycił potężną garść śniegu i przyłożył ją do kolana. Zimny okład złagodził ból na tyle skutecznie, że Sasuke odzyskał całkowicie kontakt z otoczeniem. Rozejrzał się po okolicy i dojrzał jak Naruto zmaga się z liderem Akatsuki.
            - Cholera nie wstanę…
            Spojrzał na nogę i znów na walczących.
            - Gdyby udało mi się go zajść od tyłu.
            Sasuke powoli podnosił się z ziemie. Cały ciężar spoczywał teraz na prawej nodze. Drobnymi podskokami zbliżał się do walczącej dwójki, która słabła w oczach.
            - Ty gówniarzu… skąd… w tobie tyle za… zawzięcia… - Nagato ledwo potrafił dobrać słowa.
            - Takie… geny – Naruto podpierał się na jednej nodze. Chciał atakować, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Z początku wydawało się, że walka będzie o wiele łatwiejsza niż z Hidanem. Po części tak było, jednak Nagato wykazywał równie wielką determinację do walki co sam Uzumaki.
            Gdy tak stali wpatrzeni na siebie, Naruto kątem oka dostrzegł jak Sasuke podnosi się z ziemi i powoli zbliża się do Nagato.
            - Muszę go zając czymś.
            - Nagato…
            - Czego chcesz…
            - Po… poddaj się…
            Nagato popatrzył na niego zdumiony i gdyby mógł, wybuchłby teraz gromkim śmiechem.
            - Ty chyba… żartujesz?!
            - Poddaj się… - Naruto nic lepszego nie przychodziło do głowy, ze wszystkich możliwych tekstów do zaserwowania, ten był najgłupszy. Jednak ważne żeby Nagato skupił całą swoją uwagę na nim.
            Sasuke powoli zbliżał się do mężczyzny. Dzieliło go już tylko parę kroków, jednak w tej chwili dla niego, była to naprawdę długa droga.
            - Tylko się nie odwróć, tylko się nie odwróć.
            Sasuke widział już tylko plecy Nagato. Napiął mięśnie sprawnej nogi i wybił się do przodu, chwytając Nagato pod ramionami.
            - Co do diabła?! – Nagato wrzasnął niczym opętany.
            - Teraz Naruto! – Sasuke przyciągnął Nagato do siebie i trzymał ile tylko miał sił, mimo, że mężczyzna starał się mu wyrwać.
            Naruto nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ze wszystkim co miał ruszył do przodu. Nagato Nie wiedząc co robić, wymierzył proste kopnięcie w Uzumakiego. Chłopak odbił cios na bok i był już przy dwójce. Ze wściekłością w oczach zaczął wymierzać kolejne uderzenie pięściami. Ciosy trafiały wszędzie, twarz, tułów ręce. Trwała nieustająca lawina uderzeń, które zmieniały twarz Nagato w krwawą miazgę.
            - Nie przestawaj Naruto!!
            Sasuke zacisnął zęby. Ból w nodze był coraz mocniejszy. Czuł jak pod naporem ciosów Naruto, on i Nagato cofają się do tyłu. Uzumaki dalej atakował. Prawa, lewa, prawa, lewa. Kostki miał zdarte do krwi. Każdy cios sprawiał ogromny ból, jednak nie przestawał uderzać. Znów zaatakował korpus. Nagato zakaszlał, plując krwią. Kolejne ciosy spadły na jego twarz, łamiąc nos, wybijając dwa zęby, rozcinając łuk brwiowy.
            - Wal! Kurwa, napierdalaj! – Sasuke wrzeszczał. Czuł że Nagato słabnie, ale dalej trzymał go w swoim uścisku. Nie zamierzał puszczać, niech padnie nieprzytomny, cokolwiek, byleby już nie wstał.
            Naruto ciosy słabły. Furia z jaką nacierał na początku, ustąpiła. W końcu przestał i cofnąwszy się parę kroków i osunął się na kolana. Nagato stał, przytrzymywany przez Sasuke. Jego twarz wyglądała niczym krwawa miazga. Oczy niemal całkowicie zniknęły pod opuchlizną, która zaczęła się pojawiać. Z ust i nosa leciała krew. Sasuke zwolnił uścisk i bezwładne ciało lidera opadło na ziemie. Zaraz po nim upadł i Uchiha. Ból w nodze znów się nasilił. Ciemnowłosy odwrócił się na plecy i ciężko oddychając spojrzał na Naruto, który klęczał na ziemi, podparty na rękach.
            - Naruto…
            Blondyn podniósł wzrok.
            - Ale żałośnie… musimy wyglądać.
            Uzumaki nic nie odparł, tylko lekko się uśmiechnął. Wstał na nogi i chwiejnym krokiem podszedł do przyjaciela, któremu pomógł wstać. Sasuke wsparł się na Naruto i mimo bólu, zdołał ustać na sprawnej nodze.
            Przez chwilę stali i w milczeniu przyglądali się Nagato. Mężczyzna leżał na śniegu i ciężko oddechył. Śnieg po jego głową, przybrał czerwony kolor. Na twarzy porobiły się zakrzepy. Co jakiś czas krztusił się, wypluwając ślinę zmieszaną z krwią.
            - To… - Naruto ledwo łapał oddech – to…
            - … koniec? Tak… koniec.
            - Co teraz?
            - Zgnije w pierdlu… chociaż powinien zdechnąć.
            Naruto miał spytać o coś jeszcze, jednak usłyszał krzyk i odgłosy jakby ktoś biegł w ich kierunku.
            - Sasuke! Naruto!
            Obaj przyjaciele podnieśli wzrok i ujrzeli pędzącego w ich kierunku Itachiego. Starszy z braci pokonał ostatnie kilkanaście metrów kilkoma susami i już stał przy nich. Widok zmęczonego Naruto i Sasuke przyprawił go i ciarki, jednak gdy spojrzał na leżące przed nim ciało Nagato, zdumienie wypędziło wszystkie inne myśli.
            - Co… co tu się stało?!
            - Dostał wpierdol – odparł Sasuke spokojnym głosem.
            - Jak… jak to?
            - Normalnie… nagrabił sobie…
            Itachi westchnął ciężko.
            - Ty kretynie… po jaką cholerę się tu pchaliście?!
            Obaj spojrzeli na Itachiego, którego twarz przybrała surowy wyraz. Sasuke nigdy nie widział brata tak wściekłego.
            - Po cholerę się narażaliście?!
            - Nie mogliśmy mu pozwolić uciec – odparł niepewnie Naruto.
            - Chcieliśmy to skończyć, tu i teraz – dodał Sasuke.
            Itachi westchnął po raz kolejny i pokręcił głową. Chłopcy nieznacznie opuścili twarze. Po chwili jednak poczuli na swoich czołach lekki uścisk. Podnieśli głowy. Itachi trzymał dwa wyprostowane palce na ich czołach i spoglądał na nich. Surowe spojrzenie zniknęło z jego twarzy. Zamiast tego pojawił się na niej lekki uśmiech.
            - Powinienem was zdrowo opierdolić, ale powiem tylko… spisaliście się chłopcy.
            Naruto i Sasuke popatrzyli na Itachiego potem na siebie. Blondyn wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
            - Czego się szczerzysz? – spytał Sasuke.
            - Tak po prostu.
            Sasuke nic nie odparł, a na jego twarzy także zagościł uśmiech.

* * *

            Od walki Naruto i Sasuke z Nagato minął miesiąc. Ibiki siedział właśnie w zaciszu swojego gabinetu. Mimo iż panowała jeszcze kalendarzowa zima, druga połowa lutego okazała się dość ciepła. Roztopy przeplatały się z opadami śniegu. Jednak atmosfera w mediach wokół sprawy Akatsuki była gorąca. Policja podała co prawda tylko kilka szczegółów co do operacji likwidacji organizacji przestępczej, jaką była Akatsuki, jednak dziennikarze prześcigali się w spekulacjach. Nie jest potrzebne, aby przytaczać ich treść, gdyż wyobraźnia dziennikarska w takich przypadkach, zwłaszcza jeśli jej właściciel nie jest zaznajomiony z tematem, tworzy historie godne nagrody literackiej z zakresu sensacji.
            Komendant siedział przy swoim biurku i popijał ulubioną herbatę. Przed nim rozłożone były akta oznaczone tytułem „Akatsuki”, które postanowił przewertować, zanim schowa je do pudła przeznaczonego do archiwum. Część z nich zawierała dane personalne poszczególnych osób, wraz z informacją na temat śmierci, bądź wyrokiem sądu. Ibiki przelatywał szczegółowe dane i skupiał się na dwóch ostatnich zagadnieniach:
            Momochi Zabuza: Ciało znalezione w lesie nieopodal miejsca zamieszkania, zmiażdżone przez samochód. Kierowca uciekł z miejsca zdarzenia. W wyniku spalenia pojazdu, nie udało się ustalić właściciela pojazdu. Sprawa skierowana do umorzenia.
            Ibiki zatrzymał się na chwilę w tym miejscu. Jeszcze raz przewertował notatkę. Pokręcił lekko głową. Kakashi…
            Kakuzu Takigakure: Podejrzany o pracę w organizacji o charakterze przestępczym. Podejrzany o współudział w morderstwach. Znaleziony martwy w swojej celi. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok, stwierdzono zatrucie cyjankiem potasu.
            Hidan (nazwisko nieznane): Podejrzany o dokonanie serii morderstw na terenie Konoha (tutaj spis zamordowanych osób). Złapany podczas próby zabójstwa dwóch osób, schwytany i przewieziony na komisariat. Zmarł na skutek wykrwawienia podczas próby samobójczej poprzez odgryzienie języka.
            Hoshigaki Kisame: Podejrzany o pracę w organizacji o charakterze przestępczym. Podejrzany o współudział w morderstwach. Podejrzany o malwersacje podatkowe dokonywane przez kompanię Akatsuki. Zmarł podczas próby ucieczki, przejechany przez samochód.
            Orochimaru: Podejrzany o pracę w organizacji o charakterze przestępczym. Podejrzany o współudział w morderstwach. Podejrzany o malwersacje podatkowe dokonywane przez kompanię Akatsuki. Czynne stawianie oporu podczas próby zatrzymania, próba popełnienia morderstwa na zakładniku. Postrzelony podczas obławy, przebywa w szpitalu policyjnym skąd zostanie przewieziony do zakładu karnego o złagodzonym rygorze. Wyrok skazujący 15 lat pozbawienia wolności bez prawa do wcześniejszego zwolnienia. (Do akt załączona notka lekarska: pacjent do końca życia będzie poruszał się na wózku).
            Ibiki pokręcił głową i westchnął po raz drugi. Ehh Itachi…
            Akari Urokiri: Żona Nagato, współzałożycielka firmy Akatsuki. Podejrzana o pracę w organizacji o charakterze przestępczym. Podejrzana o współudział w morderstwach. Podejrzana o malwersacje podatkowe dokonywane przez kompanię Akatsuki. Zbiegła podczas próby zatrzymania. Wysłany list gończy. Schwytana tydzień później, podczas próby przekroczenia granicy. Przyznała się do winy. Wyrok skazujący: dożywotnie pozbawienie wolności bez prawa do wcześniejszego zwolnienia.
            Konan: Podejrzana o pracę w organizacji o charakterze przestępczym. Podejrzana o współudział w morderstwach. Podejrzana o malwersacje podatkowe dokonywane przez kompanię Akatsuki. Zbiegła podczas próby zatrzymania. Wysłany list gończy. Schwytana tydzień później wraz z Akari Urokiri, podczas próby przekroczenia granicy. Przyznała się do winy. Wyrok skazujący: dożywotnie pozbawienie wolności bez prawa do wcześniejszego zwolnienia.
            Zetsu: Były funkcjonariusz policji postawiony w stan oskarżenia. Podejrzany o pracę w organizacji o charakterze przestępczym. Podejrzany o współudział w morderstwach. Podejrzany o malwersacje podatkowe dokonywane przez kompanię Akatsuki. Podejrzany o inwigilowanie policji na rzecz organizacji przestępczej. Wyrok skazujący: degradacja oraz usunięcie z policji w trybie natychmiastowym. Dożywotni wyrok więzienia bez prawa do wcześniejszego zwolnienia.
            Nagato: Główny założyciel kompani Akatsuki. Podejrzany o pracę w organizacji o charakterze przestępczym. Podejrzany o współudział w morderstwach. Podejrzany o malwersacje podatkowe dokonywane przez kompanię Akatsuki. Czynne stawianie oporu podczas próby zatrzymania. Schywany podczas próby ucieczki, na jednym z pobliskich osiedli. Podczas pościgu, który miał miejsce w starej fabryce, spadł ze schodów, chcąc wymknąć się na dach. Przez tydzień przebywał w szpitalu policyjnym skąd został przeniesiony do zakładu karnego. Wyrok skazujący: dożywotnie pozbawienie wolności bez prawa do wcześniejszego zwolnienia.
            Ibiki zamknął teczkę. Przez długi czas przyglądał się jej w milczeniu. W końcu wrzucił ją do pudełka, które stało obok jego biurka z napisem „Archiwum II-15”. Dopił  herbatę, która była już zimna i spokojnym krokiem opuścił swój gabinet.

* * *

            - Co teraz Kakashi? – Gai dopijał swój sok i spojrzał na Hatake.
            Kakashi przez długi czas milczał, mieszając łyżką swój napój.
            - A co ma być? – podniósł wzrok na przyjaciela.
            - Wracamy do siebie?
            - Kiedyś trzeba.
            - To wszystko dziwne – Gai odchylił się na krześle – zostaliśmy tu przysłani, aby pomóc miejscowej policji, tym czasem nam pomogła trójka studentów.
            Na chwilę zamilkli. Do ich stolika podeszła kelnerka z zapytanie czy podać coś jeszcze. Gai próbując oczarować ją swoim urokiem osobistym, odparł że niczego więcej nie potrzebują. Dziewczyna jednak zdawała się w ogóle go nie zauważać. Wpatrzona była w Kakashiego i można było odnieść wrażenie, że to jego postać jest pretekstem dla którego zdecydowała się podejść do nich. Hatake podziękował i dziewczyna z uśmiechem odeszła od stolika.
            - Ja nie wiem. Jak ty to robisz?
            Kakashi zdawał się nie słuchać Gaia. Zamiast tego nieoczekiwanie wrócił do przerwanego wątku.
            - Nie doceniamy następnego pokolenia i to nasz błąd. Ci trzej są naprawdę wyjątkowi.
            - Mówisz o dziewczynie? A nie! O nich…. Taaaak! Młodzi i silni!
            - Dobrze by było, aby więcej takich ludzi pracowało w policji.
            - Spotkasz się z nimi?
            - A po co? – Kakashi popatrzył zdumiony.
            - No… pogratulować, uścisnąć dłoń… w końcu dokonali nie lada wyczynu.
            - Myślałem o tym, ale stwierdziłem, że zostawię ich w spokoju. Dla nich to było dość silne przeżycie i myślę, że najlepiej będzie im o tym nie przypominać. Niech się oswoją. Poza tym – Kakashi wyprostował się na krześle – nie potrzebują mojego uścisku ręki, aby musieli się poczuć wyjątkowi. Jak sam powiedziałeś, dokonali wielkiej rzeczy i myślę, że oni to wiedzą.
            - Hmm… racja Kakashi. To więc… wypijmy za zakończenie sprawy Akatsuki.
            - Twoje zdrowie Gai.
            Za oknem świeciło słońce. Zdawać by się mogło, że nie zima, a wiosna otacza Konohę swoim lekkim płaszczem.

* * *

            Szóstka przyjaciół spotkała się tego dnia u Sasuke. Minęło pięć tygodni od ostatniego spotkania z Nagato na terenie starej fabryki. Naruto, Hinata, Sakura, Sasuke, Shikamaru oraz Temari siedzieli przy stole zastawionym smakołykami. Podzieliwszy się tradycyjnie, według płci, każda z grup poruszała interesujące ją tematy.
            - Sasuke, kiedy ci to badziewie zdejmą? – Spytał Naruto, stukając w gips, który Uchiha miał na nodze. Pamiątka po walce z Nagato.
            - Już pytałeś głąbie. Jeszcze miesiąc muszę w tym pochodzić – odparł Uchiha popijając piwo – wkurwia mnie ten gips. Kolano mnie swędzi i za Chiny ludowe nie mogę się podrapać.
            - Ja nie wiem, jak mogłeś dać się tak podejść – prychnął Uzumaki.
            - Ty sobie lepiej przypomnij, kto ci dupę uratował.
            - Panowałem nad sytuacją. Miałem właśnie zaatakować.
            - Nie pierdol.
            - Miesiąc szybko zleci – odparł spokojnie Shikamaru – już minęło pięć tygodni. Choć domyślam się, że chodzenie z tym czymś musi być upierdliwe.
            - No, prawda – Naruto przeciągnął się na fotelu – Akatsuki zostało zlikwidowane. Bandziory siedzą za kratkami wszystko fajne, ale…
            - Ale co, marudo?
            - No… nie mam pracy.
            - Dupy nie zawracaj – Sasuke machnął ręką – władze uczelni w porozumieniu z komendantem policji postanowiły przyznać ci stypendium równoznaczne z normalną pensją pracowniczą, którą można było zarobić w Akatsuki. Na dodatek dalej masz stypendium naukowe. Słowem, jak na studenta masz w cholerę kasy za friko.
            - No wiem, ale jakoś ta głupio…
            - Jak ci nie pasuje, to oddaj tą kasę komuś kto jej potrzebuje. Na przykład mnie.
            - Nigdy w życiu!
            - To się zamknij.
            - Znowu się kłócicie? – Sakura podeszła do chłopcow i zgromiła ich swoim spojrzeniem – na pięć minut nie można was zostawić, bo wy się już zaczynace szarpać.
            - Naruto marudzi – Parsknął Sasuke.
            - Naruto taki już jest i nic na to nie poradzimy – wtrąciła Temari – cieszmy się, że w ogóle jest.
            Uzumaki poczuł jak policzki robią mu się czerwone na ten komplement.
            - Ja się cieszę… niezależnie od niczego – rzekła cicho Hinata i usiadła obok ukochanego.
            - Czy Naruto w ogóle ma jakieś wady twoim zdaniem? – Sakura spytała zrezygnowana.
            - Jakieś zapewne ma, ale co z tego, skoro jego zalety rekompensują je w zupełności, a nawet więcej…
            - Chyba się zrobiło słodko – Shikamaru wstał od stołu.
            - W tobie to za grosz romantyzmu – Temari ofuknęła się na Nara, który podszedł do niej.
            - Uważasz, że jestem mało romantyczny?
            - Ty? Mało romantyczny? W twoim przypadku mało, to za dużo powiedziane! Ty przecież…
            Nie dokończyła. Shikamaru pochylił się nad nią i pocałunkiem sprawił, że Temari umilkła. Po chwili chłopak odchylił głowę od dziewczyny.
            - Dalej uważasz, że nie jestem romantyczny?
            - Nie… Nie… absolutnie.
            Pozostała czwórka parsknęła śmiechem. Przez resztę wieczoru, jedli i rozmawiali, śmiejąc się przy tym od czasu do czasu.
            Itachi, który w tym czasie leżał na łóżku w pokoju brata i czytał książkę, przysłuchiwał się odgłosom zabawy. Co chwila uśmiechał się do siebie przy tym. Podobnie jak oni, wiedział, że koszmar, który trawił Konoha przez kilka ostatnich miesięcy, wreszcie się skończył i znów mogli się bawić jak dawniej.

* * *

            Naruto i Hinata wracali od Sasuke do mieszkania chłopaka. Teraz kiedy widmo Akatsuki całkowicie zwinęło swoje czarne skrzydła znad ich głów, czuli się naprawdę lekko. Trzymając się za ręce szli i cieszyli się sobą.
            - Ciągle nie mogę uwierzyć… - rzekła cicho dziewczyna.
            - Hmm?
            - Że to już. Ten koszmar się skończył.
            - Prawda. Szybko się to wszystko potoczyło, jak się o tym myśli.
            - Tak się cieszę, że tobie nic się nie stało.
            - Mnie? – Naruto twarz promieniała uśmiechem – ja jestem niezniszczalny.
            Dziewczyna nic nie oparła, tylko zachichotała.
            - Ale powiem ci coś w sekrecie.
            - Co takiego?
            - Jest inna rzecz, która cieszy mnie jeszcze bardziej.
            - Jaka mianowicie? – Hinata popatrzyła pytająco na chłopaka.
            Naruto zatrzymał się. Ciemnowłosa również przystanęła, lekko zdziwiona. Uzumaki nic nie odpowiedział, tylko momentalnie przyciągnął dziewczynę do siebie. Uwięziona w jego ramionach, zarumieniła się lekko. Chciała coś powiedzieć, jednak chłopak przycisnął swoje usta do jej i oboje zatonęli w namiętnym pocałunku. Na długie minuty czas dla nich stanął. Byli tylko oni i nikt więcej. Hinata objęła chłopaka za szyję i ich pocałunek stał się jeszcze namiętniejszy. W końcu, gdy poczuli że zaczyna im brakować powietrza, odsunęli nieznacznie od siebie twarze. Zapatrzeni w siebie, przez długi czas stali w milczeniu, po czym Naruto szepnął, tak cicho, że tylko Hinata mogła go teraz usłyszeć.
            - Właśnie ta.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
           Rozdział dobiegł końca i cóż mogę rzec. Końca dobiega także nasza historia. Jednak dzisiejszy rozdział nie był ostatnim. W najbliższym czasie, a najpóźniej w sobotę, ukaże się Epilog, na który bardzo serdecznie zaprasza. W nim także odpowiem na pytania, które ukazały się w komentarzach do ostatniego rozdziału. Jeśli macie także jakieś nowe, które chcielibyście zadać, piszcie jak najbardziej. Chętnie na nie odpowiem :)
           Epilog przewidziany jest na środę, ale jeśli się nie ukaże, to znaczy, że jeszcze go poprawiam. W każdym razie bądźcie spokojni, na pewno wam się spodoba :)
           Do zobaczenia!!

piątek, 7 listopada 2014

ROZDZIAŁ LXIX

     Witam wszystkich bardzo serdecznie, na kolejnym rozdziale, naszej powieści. Aż trudno uwierzyć, że po 15 latach manga "Naruto" dobiegła końca. Dla sporej liczby osób to większość życia. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Nie ukrywam, że nasze opowiadanie także powoli zbliża się do swojego zakończenia. Choć pewnie sami się domyślacie. Na szczęście, dziś tego zakończenia nie przedstawimy. Zamiast tego zaprezentuję kolejne starcie naszych bohaterów z Akatsuki :)
         Zapraszam do lektury!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
            Późnym popołudniem Zetsu, jak zwykle wchodził pewnym krokiem do swojego gabinetu. Zamknął za sobą drzwi i wygodnie rozsiadł się w fotelu. Wbrew pozorom, spokój który okazywał, był tylko pozorny. Od kilku dni Nagato wypytuje go o Hidana i Kakuzu, i mimo że podjął już odpowiednie działania, nie jest w stanie stwierdzić, co się z nimi dzieje. O ile z Hidanem sprawa jest utrudniona, bo wszyscy znają tylko jego imię – o ile to w ogóle imię, a nie jakiś pseudonim – o tyle z Kakuzu sprawa jest niezwykle dziwna. Facet dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
            Najgorsze w tym wszystkim było to, że to co do tej pory wychodziło mu niezwykle skutecznie – praca w konspiracji – teraz stanowiła dla niego poważne utrudnienie. Nie mógł od tak rozpocząć poszukiwań osoby zaginionej, którą był najemnik, gdyż to spowodowałoby liczne pytania, niekonieczne wygodne.
            Zetsu siedział zamyślony przed biurkiem. Nagato się niecierpliwił, trzeba było działać, jednak wtyce Akatsuki kończyły się pomysły. Jeszcze długo by tak zapewne siedział, gdyby z zamyślenia nie wyrwał go odgłos otwieranych drzwi, w których stanął Ibiki.
            Wizyta komendanta o tej porze nieco zdziwiła Zetsu. Niechętnie wstał z krzesła i przywitał przełożonego.
            - Pan komendant, wcześnie pan dziś zawitał. W czym mogę pomóc?
            - Usiądź Zetsu, mamy do pogadania.
            Mężczyzna popatrzył zdziwiony na komendanta, jednak nic nie odparł i posłusznie usiadł na swoim fotelu. Ibiki wszedł do gabinetu, jednak nie zamknął za sobą drzwi. Podszedł do krzesła, które stało przed biurkiem i usadowił się na nim, zakładając jedną nogę na drugą.
            - Powiedz mi Zetsu – zaczął spokojnie komendant – dawno tutaj pracujesz?
            - Czy dawno? – Zetsu nie krył zdziwienia – nie wiem do czego to panu, będzie już jakiś czas, może rok.
            - Rok – Ibiki odetchnął głębiej – szybko zleciało.
            - To prawda.
            - Właściwie tak się zastanawiam, jak to się stało, że do nas trafiłeś?
            - Zostałem rekomendowany…
            - Tak, wiem. Nie o to pytam.
            - Nie bardzo rozumiem.
            - Czemu Kaguya Otsutsuki mianowała właśnie ciebie?
            - Pani inspektor uznała, że jestem najlepszy.
            - No właśnie, najlepszy. Powiedz mi, czy Kaguya miała jakieś zastrzeżenia do mojej pracy?
            - Nie. Miała o panu jak najlepsze zdanie. Stawiała pana rewir za wzór dla innych placówek.
            - Właśnie! – Ibiki klasnął dłonią w kolano – Mój rewir, jak sam powiedziałeś, według pani inspektor służy za wzór. Słowem nie ma zastrzeżeń, czyli nie dzieje się nic złego prawda?
            - Do czego pan zmierza? – Zetsu poczuł lekkie napięcie.
            - Skoro nasz posterunek jest taki wspaniały, to po jaką cholerę jeden z głównych inspektorów komendy stołecznej naszego kraju, przysyła swojego najlepszego człowieka? Czy nie powinno być tak, że najlepszych kierują tam, gdzie sytuacja nie jest za ciekawa?
            Zetsu przełknął głośno ślinę. Nieprzyjemne uczucie rozeszło się po całym jego ciele, jednak za nic nie potrafił odgadnąć, o co Ibikiemu może chodzić.
            - Jeżeli podejmujemy decyzję inną niż ta, która do tej pory obowiązywała, to znaczy, że jednak coś jest nie tak.
            - To znaczy?
            - To znaczy, że albo mi nie ufa albo… przysłała Cię na przeszpiegi.
            Zetsu poczuł w jednej chwili jak jego serce zabiło mocniej. Ciało w jednej chwili stało się ciężkie niczym ołów, a paraliż odjął mu mowę.
            - Mówi ci coś imię… Kakuzu?
            Zetsu zadrżał, oczy rozszerzyły się i gdyby mogły, pewnie wypadłyby z oczodołów.
            - No więc jak, mówi… czy nie mówi?
            - Ja… znaczy…
            - Nie spiesz się z odpowiedzią.
            - N… nie… nie mówi – wydusił z siebie.
            - To dziwne. Bo on o tobie wspominał, nawet sporo. Chcesz posłuchać?
            Ibiki wyjął z kieszeni marynarki, niewielkich rozmiarów dyktafon i położył na biurku przed Zetsu i nie czekając na jego reakcje, puścił nagranie. Przez chwilę siedzieli w milczeniu i wsłuchiwali się w nagranie. Zetsu, blady niczym ściana, nie ukrywał przerażenia. Gdy nagranie dobiegło końca, Ibiki schował dyktafon i popatrzył na mężczyznę.
            - Zostajesz aresztowany pod zarzutem działania w organizacji przestępczej, infiltracji policji na rzecz tejże organizacji oraz udział w morderstwach dokonanych przez niejakiego Hidana.
            Nim Zetsu zdążył cokolwiek powiedzieć, do jego gabinetu wtargnęło dwóch wysokich funkcjonariuszy. W jednej chwili położyli, byłego już inspektora policji na podłodze i zakuli w kajdanki. Ibiki wstał i wyszedł z gabinetu, a zaraz za nim dwaj funkcjonariusze wyprowadzili Zetsu.

* * *

            Konan powoli dochodziła do siebie. Nie była już tak roztrzęsiona, jednak śmierć Kisame była dla wszystkich szokiem. Nagato stał obok kobiety. Twarz miał zamyśloną. Jego, jak i zapewne pozostałych nurtowało pytanie - co Kisame robił w tamtej okolicy?
            Itachi stał na uboczu. Ręce trzymał w kieszeniach. W jednej z nich trzymał komórkę, na którą mieli pisać Kakashi, Ibiki oraz Gai, w przypadku gdyby wykonali swoje zadanie, lub sprawy przybrały niewłaściwy obrót. Wiadomość od Gaia otrzymał jako pierwszą, ale nie musiał jej czytać. Później nadeszła tajemnicza wiadomość od Kakashiego „Zabuza już nikomu nie zrobi krzywdy”. Itachi nie miał czasu zbyt długo zastanawiać się nad jej sensem, gdyż oto nadeszła kolejna wiadomość. Uchiha zadrżał. Wiedział doskonale, że to od Ibikiego. Dyskretnie odwrócił się w kierunku okna i wyjął komórkę. Orochimaru zerkał w tym czasie na Itachiego. Nie jest tajemnicą, że mu nie ufał.
            Uchiha spojrzał na wyświetlacz telefonu, na którym widniała wiadomość o pomyślnej akcji Ibikiego. Ciemnowłosy odetchnął z ulgą, ale był to tylko krótki moment odprężenia. Sam miał się zająć Orochimaru, jednak na chwilę obecną było to niemożliwe. Był on jeden przeciwko czwórce, jeśli szybko się nie rozdzielą, to może być problem. Należy bowiem pamiętać, że poza Zetsu, Akatsuki musiała mieć jeszcze jeden kontakt w policji. Ta sama osoba przysłała Zetsu tutaj. Jeśli zechcą się z tym kimś skontaktować, może się wydać, co się stało, a wtedy wszystko pójdzie w diabły.
            Itachi schował telefon do kieszeni i wrócił do pozostałej czwórki. Każdy zastanawiał się co teraz począć.
            - Kakuzu, Hidan, Kisame, Zabuza, Zetsu – wyliczała Akari – Nagato, musimy się dowiedzieć, co się dzieje.
            - Co mianowicie proponujesz? – spytał lider. Głos o dziwo miał spokojny.
            - Nasz kontakt w policji. Ta sama osoba, która poleciła Zetsu – wtrącił nagle Orochimaru.
            - O kurwa… - Itachi zadrżał.
            - Orochimaru! – Nagato podniósł głos, jednak ciemnowłosy zdawał się go ignorować.
            - Masz jakieś obiekcje Itachi? – Orochimaru wyprostował się i przeszył Uchihe wzrokiem.
            - Ja… nie sądziłem, że mamy kogoś jeszcze w ekipie.
            - Chcesz powiedzieć, że się nie domyśliłeś? – Orochimaru ciągnął temat, zbliżając się do Uchihy.
            Itachi stał wyprostowany i spokojnie czekał na to co Orochimaru zrobi, koncentrując przy tym całą swoją silną wolę.
            - A jak tam twój brat Itachi? Solidny z niego pracownik.
            - Orochimaru, czy tobie odbija? – Konan dała krok do przodu, jednak mężczyzna zatrzymał ją gestem ręki.
            - Czy podobnie jak Ty, który nie wiedziałeś nic o Zetsu, on nie wie nic o tobie?
            - Tknij go, a cię zabiję – odparł spokojnie Itachi, chwytając prawą ręką za koszulę Orochimaru.
            - Dosyć tego! – lider wkroczył między nich, rozdzielając od siebie – Orochimaru! Odbiło ci?! Mało mamy kłopotów?
            - Kłopotów – mężczyzna odwrócił się i odszedł na kilka kroków.
            Przez chwilę stał tak plecami do wszystkich, po czym odwrócił się z wyciągniętym telefonem. Itachi zadrżał. Odruchowo sięgnął do kieszeni spodni i zorientował się, że jego komórka zniknęła.
            - To nie ja sprawiam kłopoty! Ten wredny sukinsyn od początku był szpiegiem! – Krzyknął Orochimaru.
            - Orochimaru, co ty bredzisz?! – Konan podeszła do mężczyzny i chwyciła komórkę, którą trzymał w ręku.
            - Popatrz sobie na korespondencje naszego przyjaciela.
            Kobieta zaczęła wertować telefon, a z każdą chwilą jej mina przybierała coraz bardziej przerażony wyraz. Gdy podniosła wzrok, ujrzała czarną lufę pistoletu skierowaną w jej stronę.
            - Jesteście wszyscy zatrzymani, pod zarzutem przynależności do organizacji przestępczej, dokonywania morderstw oraz malwersacji podatkowych. Macie prawo zachować milczenie. Od tej pory cokolwiek powiecie może być użyte przeciwko wam. Macie prawo do adwokata, jeśli was nie stać, zostanie wam przydzielony prawnik z urzędu.
            Wszyscy popatrzeli na Itachiego, niczym rażeni piorunem. Nawet Orochimaru był tym zaskoczony, jednak nie na długo. Już dawno podejrzewał Itachiego, dlatego gdy Konan wertowała jego telefon, sam niepostrzeżenie dobył broń ze skrytki pod blatem biurka, przy którym stał. Trzeba było czekać tylko na okazję.
            - Ręce za głowę i na kolana! Ale już!
            Wszyscy posłusznie wykonali polecenie. Orochimaru zdążył w tym czasie schować broń za paskiem spodni. Daj mi parę sekund, a cię rozwalę – myślał.
            Tak naprawdę Itachi nie miał teraz zbyt wielkiego pola manewru. Sprawa się mocno pokomplikowała. Miał się zająć samym Orochimaru, a teraz trzymał na muszce całą szajkę, po którą miał przyjechać Ibiki z ludźmi. Itachi spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta, za oknem powoli zaczęło się ściemniać. Zaraz swoją zmianę zacznie Sasuke i Naruto. Itachi przeklął pod nosem. Chciał to załatwić możliwie najdyskretniej, ale nie było wyjścia.
            Podszedł ostrożnie do Orochimaru.
            - Komórka – rzekł, starając się zachować spokój.
            - Weź ją sobie – odparł z drwiną mężczyzna.
            - Nie będę powtarzał – Itachi wymierzył w głowę Orochimaru.
            - Nie bądź śmieszny. Zastrzelisz mnie?
            - Powiedziałem…
            - Weź ją sobie – odparł, tym razem z uśmiechem.
            Itachi czuł, że przegrywa tą walkę. Miał kategoryczny zakaz używania broni. Co prawda oni o tym nie wiedzieli, ale nawet mimo to, nie mógł od tak zacząć do nich strzelać. Przepisy w tej kwestii są bardzo surowe. Pochylił się lekko i sięgnął do kieszeni marynarki, gdzie Orochimaru schował telefon. Druga rzecz, która go hamowała bardziej niż kodeks: już raz zabił człowieka. Uczucie, które towarzyszy wtedy człowiekowi, jest straszne. Itachi nie miał ochoty kolejny raz przez to przechodzić.
            W jednej chwili Orochimaru machnął ręką, odpychając nieznacznie Itachiego, który na moment stracił równowagę. Mężczyzna szybko wstał i dobył broni. Właśnie wymierzał, w Uchihe ale dostrzegł, że Itachi znów stoi twardo na nogach. Zmienił więc zamysł i jednym skokiem dopadł do drzwi, które prowadziły do biura, w którym pracowali Naruto i Sasuke.
            Jasna cholera! ­Itachi bez namysłu pognał za nim. Orochimaru swoim wejściem, najpierw wzbudził ogromne zdumienie wśród ludzi, jednak kiedy ktoś dostrzegł błysk broni w jego ręku, podniósł się krzyk.
            - On ma broń!
            Zapanowała ogólna panika. Wszyscy jak jeden mąż rzucili się do wyjścia. Orochimaru, widząc, że nie przebije się przez ten tłum, dopadł szybko jedną z tych osób i postawiwszy ją przed sobą, przyłożył jej lufę pistoletu do głowy.
            Itachi, który dopiero po dłuższej chwili odnalazł się w panującym zgiełku, gdy tylko dojrzał Orochimaru, wymierzył w niego, jednak bardzo szybko opuścił broń. Czuł jak ręce mu drżą. Przerażenie ogarniało jego umysł. Osobą, której Orochimaru przykładał właśnie broń do głowy, był nie kto inny tylko jego brat.
            - Sasuke…
            - Ani kroku! Bo rozwalę twojemu braciszkowi łeb.
            Pokój wyludnił się niemal natychmiast. Prawie wszyscy z przerażeniem na ustach opuścili pomieszczenie i skierowali się do wyjścia. Jak się okazało zostały w nim tylko cztery osoby. Itachi, Orochimaru, Sasuke i Naruto, który staranowany przez napierający tłum, właśnie podnosił się z podłogi. Szybko znieruchomiał, gdy tylko ujrzał Sasuke przytrzymywanego przez Orochimaru.
            - Sasuke, co do diabła…? – Naruto wyprostował się powoli.
            - Ty gnoju! Nie zbliżaj się – Orochimaru odwrócił się w jego stronę. Żółte oczy błysnęły, rażąc niczym piorun. Chłopak przełknął głośno ślinę i cofnął się nieznacznie.
            W pewnej chwili usłyszał za sobą kroki. Obejrzał się i dostrzegł przez szklane drzwi jak Nagato, Akari i Konan uciekają z biura. Dopiero teraz powoli docierało do niego, co się stało.
            - Nagato! – wrzasnął Itachi.
            - Nie ruszaj się, bo twój braciszek oberwie!
            Itachi zacisnął zęby i spojrzał na brata, który ku jego zdziwieniu, nie był na tyle przerażony, na ile powinien człowiek w takiej sytuacji. Mógł zaryzykować i strzelić. W końcu podmienił wszystkie gronie na repliki. Być może, gdyby tu stał ktos inny, wymierzyłby i pociągnął za spust. Bał się jednak ryzykować.
            Kurwa mać, niedobrze – Naruto powoli dochodził do siebie, po całym zamieszaniu – Nagato ucieka. Ale nie mogę zostawić Sasuke samego. Kurwa, kurwa, kurwa…
            - Naruto… - rzekł cicho Sasuke.
            - Zamknij się gnoju!
            - Co z Nagato? – Uchiha zdawał się całkowicie ignorować groźby, rzucane przez mężczyznę.
            - Uciekł.
            - To go kurwa goń!
            Naruto przez moment stał zszokowany. Nie wiedział, czy Sasuke żartuje, czy mówi poważnie.
            - Nie martw się o mnie! Goń tego skurwiela! Skoro ucieka, znaczy, że nie ma broni! – wrzasnął Sasuke.
            Naruto nie trzeba było więcej powtarzać. W jednej chwili rzucił się do drzwi. Szarpnął nimi i zniknął za ścianą.
            - Ty cholerny gnoju! – Orochimaru, nim Naruto wybiegł, wymierzył w chłopak i miał już strzelić. Pistolet jednak nie wypalił.
            - Jesteś głupszy Orochimaru niż myślałem – Sasuke zaśmiał się szokując zarówno przestępcę, jak i swojego brata - gdy tak machałeś mi pistoletem przed twarzą, dostrzegłem, że na jego lufie jest napisane „REPLIKA”.
            Mężczyzna zbladł w jednej chwili, przez moment przypatrywał się wygrawerowanemu napisowi. Jak to możliwe? Przecież sam tą broń umieszczałem. Orochimaru czuł jak traci panowanie nad sobą. Chwycił mocniej chłopaka, nie dając mu szans na wyrwanie się.
            - To nie koniec! Nie dostaniesz mnie! – wrzeszczał niczym oszalały.
            - Poddaj się – Itachi poczuł jak kamień spada mu z serca, więc jednak Orochimaru miał w ręku niegroźną zabawkę – zaraz będzie tu policja, nie masz szans. Poddaj się!
            Uchiha dał krok naprzód i powoli chował broń. Miał ochotę rozwalić Orochimaru głowę, jednak postanowił załatwić to inaczej. Musiał się spieszyć, gdyż Naruto pędził za niebezpiecznym przestępcą i diabli wiedzą jak to się może skonczyć.
            - Odsuń się! – Orochimaru dał krok w tyłu, odruchowo przykładając pistolet do głowy chłopaka, mimo iż wiedział, że to tylko atrapa.
            Itachi na chwilę się zatrzymał, po czym znów dał krok na przód. W tej chwili Orochimaru odrzucił pistolet i szybkim ruchem dobył zza pazuchy nożyk. Ostrze było niewielkie i służyło do otwierania listów, jednak wbite w szyje mogło stać się śmiertelną bronią.
            Błysk stali w ręku szaleńca, zadziałał na Itachiego niczym kubeł zimnej wody. Momentalnie sięgnął po broń i wymierzając, pociągnął za spust. Rozległ się huk wystrzału i po chwili Orochimaru odskoczył od Sasuke, puszczając go wolno. Chłopak szybko odskoczył na bok. Mężczyzna wył z bólu i trzymał się za krwawiącą rękę, w której niedawno trzymał ostrze.
            Do pokoju wbiegło kilka osób, które zaintrygował huk dobywający się z tego miejsca. Gdy dostrzegli Itachiego z dymiącą bronią w ręku i Orochimaru, który krwawił niczym zarzynane prosie, pobledli ze strachu.
            - Policja! – Itachi machnął służbową legitymacją – wracajcie do swoich pokoi!
            Zebrani, nawet nie drgnęli. Patrzyli przerażeni, to na Orochimaru, to na Itachiego.
            - Nie słyszeliście co powiedział?! Wypierdalać stąd! – Sasuke wrzasnął na całe gardło.
            Krzyk podziałał. W jednej chwili wszyscy rozbiegli się, a gdzie, to już Sasuke ie obchodziło.
            - Nieźle. Powinieneś pracować w policji…
            Nie dokończył gdyż Sasuke, w jednej chwili wybiegł z pokoju, krzycząc tylko, że „musi pomóc temu idiocie”.
            - Sasuke! – krzyknął Itachi, jednak bezskutecznie – szlag by to trafił! Po cholerę się pcha!
            Spojrzał w stronę Orochimaru, który stał parę kroków od niego, z ranną ręką uniesioną ku górze, tak aby krwawić jak najmniej. Miało być bez broni, ale mam to gdzieś. Uchiha stał teraz przed kolejnym dylematem. Jego brat pędził wraz z Naruto za Nagato. W pierwszej chwili chciał ruszyć im pomóc, ale w tym wypadku co zrobić z Orochimaru?
            - Co Itachi… - mężczyzna ciężko oddychał – boisz się o braciszka?
            - Zamknij się.
            - Hahaha leć za nim, leć – mimo beznadziejnego położenia, Orochimaru powoli odzyskiwał zmysły. To jaką huśtawkę nastrojów przeszedł teraz ten człowiek, zadziwiało Itachiego. A może dotarło do niego, że jest w beznadziejnej sytuacji i tak naprawdę nie ma nic do stracenia?
            - Jasna cholera… - Itachi sięgnął po kajdanki i podszedł do Orochimaru.
            - I do czego mnie przykujesz? Do klamki?
            Itachi rozejrzał się po pomieszczeniu. Faktycznie pole manewru było niewielkie. Jedyną opcją wydawała się rura do kaloryfera, ale co za problem dla silnego mężczyzny, nawet rannego, wyrwać pokrętło?
            - Kuku… czas ucieka… ciekawe czy twój braciszek i jego kolega, dadzą rade Nagato? Aż szkoda, że tego nie…
            Nie dokończył. Huk wystrzału przerwał jego mowę w kulminacyjnym momencie. Chwytając się za kolano, które roztrzaskała właśnie kula pistoletu, upadł na podłogę. Krzyk rozniósł się po całym piętrze, mrożąc krew w żyłach wszystkim pracownikom. Orochimaru wił się na podłodze niczym wąż, schwytany w potrzask. Itachi wymierzył ponownie i znów strzelił, dziurawiąc drugie kolano. Kanonada wrzasków dzwoniła w jego uszach. Uchina jednak zdawał się tym nie przejmować, dobył z tylnej kieszeni spodni kajdanki, które założył na jedyną zdrową kończynę. Następnie pociągnął Orochimaru kilka metrów i drugi koniec kajdanek, przypiął do kaloryfera.
            - Nie wierć się tak, to może się nie wykrwawisz – odparł i pochylił się nad mężczyzną, którego ciało wyginały spazmy bólu.
            Dobył telefon z kieszeni marynarki, który Orochimaru mu uprzednio zabrał i  wychodząc z pokoju, wybrał numer do Ibikiego.
            - Przyjeżdżaj do siedziby Akatsuki. Orochimaru ujęty, zmiana planów, podążam za Nagato. Wyślij list gończy za nim oraz Akari i Konan… Gdzie szukać Orochimaru?... kieruj się za wrzaskami…
            Skończył rozmowę i schował telefon. Następnie wszedł do jednego z pomieszczeń. Pracownicy, gdy tylko ujrzeli uzbrojonego Itachiego, w jednej chwili odsunęli się maksymalnie pod ścianę. Tylko jedna osoba, siedziała na swoim miejscu.
            - Shikamaru, mam prośbę.
            - Co takiego?
            - Za niecałe pół godziny przyjedzie tutaj komendant Ibiki. Wskaż im miejsce, gdzie leży przykuty Orochimaru. Powiedz mu, że jesteś gościem od kodu, będzie wiedział o co chodzi.
            - W porządku, a ty gdzie idziesz?
            - Pomóc chłopakom. Gonią Nagato.
            Po tych słowach Itachi wybiegł z pokoju i popędził w kierunku klatki schodowej.

* * *

            - Mnie chyba zdrowo popierdoliło!
            Naruto dopiero po jakimś czasie uświadomił sobie, że rzucił się w pogoń za niebezpiecznym przestępcą, który pośrednio jest odpowiedzialny za te wszystkie morderstwa, które miały ostatnio miejsce. Były nawet chwile, że chłopak chciał się zatrzymać i odpuścić pościg, jednak jego nogi zdawały się żyć własnym życiem.
            Po niemal samobójczej gonitwie po schodach, wybiegł z budynku. Chwilę się rozglądał, gdy dostrzegł nieopodal postać w czarnym płaszczu, która pędziła przed siebie, oddalając się od chłopaka z każdą sekundą.
            Naruto przeklął wszystko na czym świat stoi o ruszył za nim, łamiąc tym samym obietnicę złożoną rodzicom Hinaty. Miał więcej nie ryzykować, ale świadomość, tego że to wszystko może skończyć się tu i teraz, napędzała go, dodając sił. Mimo trzaskającego mrozu, chłopak czuł jak krew w nim buzuje. Wybiegł właśnie na ulicę, którą uciekał Nagato i bez chwili wahania pobiegł za nim.
            Był tak zaaferowany, że nie zwracał uwagi na ludzi, których mijał. Co chwila potrącał jakiegoś pieszego, który wygrażał mu pięścią lub obelgami.
            Długi bieg powoli dawał się blondynowi we znaki. Płuca paliły niemiłosiernie, nogi były coraz cięższe, jednak sądząc po zmniejszającej się odległości między nim, a Nagato, można przypuszczać, że lider Akatsuki także słabnie.
            - Nagato!! – wrzasnął na całe gardło. W tej chwili człowiek biegnący przed nim, nie był ani poważnym biznesmenem, dyrektorem ogromnej korporacji. Był zwykłym, był zwykłym przestępcą, któremu nie należy się żaden szacunek.
            Gonitwa przeciągała się. Obaj nawet nie zauważyli, jak z centrum biznesowego, znajdującego się w ich mieście, wbiegli wprost do jednej z biedniejszych dzielnic. Odrapane kamienice, stare – często niesprawne – auta zalegające ulice, margines społeczny krążący po ulicach. To wszystko składało się na typowy obraz tej części Konoha.
            Naruto zbliżał się coraz bardziej do Nagato. Momentami zdawało się, że chłopak ściszał jego ciężki oddech.
            Nagle mężczyzna skręcił w lewo i przebiegł przez wyrwę w betonowym murze. Naruto cudem unikając poślizgu, również skręcił w tamtą stronę. Biegli właśnie po wielkim placu z drogą, która prowadziła do starej fabryki motocykli. Budynek już od wielu lat straszył pustymi murami, jednak zarówno Nagato jak i Naruto, w ogóle nie rejestrowali gdzie się znajdują.
            W pewnej chwili lider Akatsuki poślizgnął się i tylko cudem nie wywrócił się na ziemię. To dało czas Naruto na dogonienie go. Chłopak nie zastanawiał się nawet sekundy. W jednej chwili wybił się i obiema nogami, trafił mężczyznę prosto w plecy.
            Nagato całkowicie stracił równowagę i upadł na ścieg. Naruto, który także zaliczył upadek podczas zadawania ciosu, podnosił się właśnie z ziemi. Strzepnąwszy z siebie śnieg, spojrzał na podnoszącego się Nagato.
            - Teraz już nigdzie nie uciekniesz bydlaku!
            Po tych słowach blondyn ruszył wprost na mężczyznę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
           Na dziś koniec i z góry przepraszam, że w takim punkcie kończę, ale pracuję nad dalszą częścią i musiałem rozdzielić akcję na dwa rozdziały :) Zapraszam oczywiście do komentowania, jak i wytykania uwag :)
             Następny rozdział za tydzień. Możliwe, że będzie mały poślizg, ze względu na dużą ilość pracy, dlatego jeśli nie będzie w sobotę, to ukaże się w niedziele. Tak wiec data 15 - 16 listopada. A co w rozdziale? Naruto walczy z Nagato - jaki będzie przebieg? Kto mu pomoże? Jak się zakończy? O tym i znacznie więcej, już za tydzień :)
              Do zobaczenia!!