piątek, 7 listopada 2014

ROZDZIAŁ LXIX

     Witam wszystkich bardzo serdecznie, na kolejnym rozdziale, naszej powieści. Aż trudno uwierzyć, że po 15 latach manga "Naruto" dobiegła końca. Dla sporej liczby osób to większość życia. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Nie ukrywam, że nasze opowiadanie także powoli zbliża się do swojego zakończenia. Choć pewnie sami się domyślacie. Na szczęście, dziś tego zakończenia nie przedstawimy. Zamiast tego zaprezentuję kolejne starcie naszych bohaterów z Akatsuki :)
         Zapraszam do lektury!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
            Późnym popołudniem Zetsu, jak zwykle wchodził pewnym krokiem do swojego gabinetu. Zamknął za sobą drzwi i wygodnie rozsiadł się w fotelu. Wbrew pozorom, spokój który okazywał, był tylko pozorny. Od kilku dni Nagato wypytuje go o Hidana i Kakuzu, i mimo że podjął już odpowiednie działania, nie jest w stanie stwierdzić, co się z nimi dzieje. O ile z Hidanem sprawa jest utrudniona, bo wszyscy znają tylko jego imię – o ile to w ogóle imię, a nie jakiś pseudonim – o tyle z Kakuzu sprawa jest niezwykle dziwna. Facet dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
            Najgorsze w tym wszystkim było to, że to co do tej pory wychodziło mu niezwykle skutecznie – praca w konspiracji – teraz stanowiła dla niego poważne utrudnienie. Nie mógł od tak rozpocząć poszukiwań osoby zaginionej, którą był najemnik, gdyż to spowodowałoby liczne pytania, niekonieczne wygodne.
            Zetsu siedział zamyślony przed biurkiem. Nagato się niecierpliwił, trzeba było działać, jednak wtyce Akatsuki kończyły się pomysły. Jeszcze długo by tak zapewne siedział, gdyby z zamyślenia nie wyrwał go odgłos otwieranych drzwi, w których stanął Ibiki.
            Wizyta komendanta o tej porze nieco zdziwiła Zetsu. Niechętnie wstał z krzesła i przywitał przełożonego.
            - Pan komendant, wcześnie pan dziś zawitał. W czym mogę pomóc?
            - Usiądź Zetsu, mamy do pogadania.
            Mężczyzna popatrzył zdziwiony na komendanta, jednak nic nie odparł i posłusznie usiadł na swoim fotelu. Ibiki wszedł do gabinetu, jednak nie zamknął za sobą drzwi. Podszedł do krzesła, które stało przed biurkiem i usadowił się na nim, zakładając jedną nogę na drugą.
            - Powiedz mi Zetsu – zaczął spokojnie komendant – dawno tutaj pracujesz?
            - Czy dawno? – Zetsu nie krył zdziwienia – nie wiem do czego to panu, będzie już jakiś czas, może rok.
            - Rok – Ibiki odetchnął głębiej – szybko zleciało.
            - To prawda.
            - Właściwie tak się zastanawiam, jak to się stało, że do nas trafiłeś?
            - Zostałem rekomendowany…
            - Tak, wiem. Nie o to pytam.
            - Nie bardzo rozumiem.
            - Czemu Kaguya Otsutsuki mianowała właśnie ciebie?
            - Pani inspektor uznała, że jestem najlepszy.
            - No właśnie, najlepszy. Powiedz mi, czy Kaguya miała jakieś zastrzeżenia do mojej pracy?
            - Nie. Miała o panu jak najlepsze zdanie. Stawiała pana rewir za wzór dla innych placówek.
            - Właśnie! – Ibiki klasnął dłonią w kolano – Mój rewir, jak sam powiedziałeś, według pani inspektor służy za wzór. Słowem nie ma zastrzeżeń, czyli nie dzieje się nic złego prawda?
            - Do czego pan zmierza? – Zetsu poczuł lekkie napięcie.
            - Skoro nasz posterunek jest taki wspaniały, to po jaką cholerę jeden z głównych inspektorów komendy stołecznej naszego kraju, przysyła swojego najlepszego człowieka? Czy nie powinno być tak, że najlepszych kierują tam, gdzie sytuacja nie jest za ciekawa?
            Zetsu przełknął głośno ślinę. Nieprzyjemne uczucie rozeszło się po całym jego ciele, jednak za nic nie potrafił odgadnąć, o co Ibikiemu może chodzić.
            - Jeżeli podejmujemy decyzję inną niż ta, która do tej pory obowiązywała, to znaczy, że jednak coś jest nie tak.
            - To znaczy?
            - To znaczy, że albo mi nie ufa albo… przysłała Cię na przeszpiegi.
            Zetsu poczuł w jednej chwili jak jego serce zabiło mocniej. Ciało w jednej chwili stało się ciężkie niczym ołów, a paraliż odjął mu mowę.
            - Mówi ci coś imię… Kakuzu?
            Zetsu zadrżał, oczy rozszerzyły się i gdyby mogły, pewnie wypadłyby z oczodołów.
            - No więc jak, mówi… czy nie mówi?
            - Ja… znaczy…
            - Nie spiesz się z odpowiedzią.
            - N… nie… nie mówi – wydusił z siebie.
            - To dziwne. Bo on o tobie wspominał, nawet sporo. Chcesz posłuchać?
            Ibiki wyjął z kieszeni marynarki, niewielkich rozmiarów dyktafon i położył na biurku przed Zetsu i nie czekając na jego reakcje, puścił nagranie. Przez chwilę siedzieli w milczeniu i wsłuchiwali się w nagranie. Zetsu, blady niczym ściana, nie ukrywał przerażenia. Gdy nagranie dobiegło końca, Ibiki schował dyktafon i popatrzył na mężczyznę.
            - Zostajesz aresztowany pod zarzutem działania w organizacji przestępczej, infiltracji policji na rzecz tejże organizacji oraz udział w morderstwach dokonanych przez niejakiego Hidana.
            Nim Zetsu zdążył cokolwiek powiedzieć, do jego gabinetu wtargnęło dwóch wysokich funkcjonariuszy. W jednej chwili położyli, byłego już inspektora policji na podłodze i zakuli w kajdanki. Ibiki wstał i wyszedł z gabinetu, a zaraz za nim dwaj funkcjonariusze wyprowadzili Zetsu.

* * *

            Konan powoli dochodziła do siebie. Nie była już tak roztrzęsiona, jednak śmierć Kisame była dla wszystkich szokiem. Nagato stał obok kobiety. Twarz miał zamyśloną. Jego, jak i zapewne pozostałych nurtowało pytanie - co Kisame robił w tamtej okolicy?
            Itachi stał na uboczu. Ręce trzymał w kieszeniach. W jednej z nich trzymał komórkę, na którą mieli pisać Kakashi, Ibiki oraz Gai, w przypadku gdyby wykonali swoje zadanie, lub sprawy przybrały niewłaściwy obrót. Wiadomość od Gaia otrzymał jako pierwszą, ale nie musiał jej czytać. Później nadeszła tajemnicza wiadomość od Kakashiego „Zabuza już nikomu nie zrobi krzywdy”. Itachi nie miał czasu zbyt długo zastanawiać się nad jej sensem, gdyż oto nadeszła kolejna wiadomość. Uchiha zadrżał. Wiedział doskonale, że to od Ibikiego. Dyskretnie odwrócił się w kierunku okna i wyjął komórkę. Orochimaru zerkał w tym czasie na Itachiego. Nie jest tajemnicą, że mu nie ufał.
            Uchiha spojrzał na wyświetlacz telefonu, na którym widniała wiadomość o pomyślnej akcji Ibikiego. Ciemnowłosy odetchnął z ulgą, ale był to tylko krótki moment odprężenia. Sam miał się zająć Orochimaru, jednak na chwilę obecną było to niemożliwe. Był on jeden przeciwko czwórce, jeśli szybko się nie rozdzielą, to może być problem. Należy bowiem pamiętać, że poza Zetsu, Akatsuki musiała mieć jeszcze jeden kontakt w policji. Ta sama osoba przysłała Zetsu tutaj. Jeśli zechcą się z tym kimś skontaktować, może się wydać, co się stało, a wtedy wszystko pójdzie w diabły.
            Itachi schował telefon do kieszeni i wrócił do pozostałej czwórki. Każdy zastanawiał się co teraz począć.
            - Kakuzu, Hidan, Kisame, Zabuza, Zetsu – wyliczała Akari – Nagato, musimy się dowiedzieć, co się dzieje.
            - Co mianowicie proponujesz? – spytał lider. Głos o dziwo miał spokojny.
            - Nasz kontakt w policji. Ta sama osoba, która poleciła Zetsu – wtrącił nagle Orochimaru.
            - O kurwa… - Itachi zadrżał.
            - Orochimaru! – Nagato podniósł głos, jednak ciemnowłosy zdawał się go ignorować.
            - Masz jakieś obiekcje Itachi? – Orochimaru wyprostował się i przeszył Uchihe wzrokiem.
            - Ja… nie sądziłem, że mamy kogoś jeszcze w ekipie.
            - Chcesz powiedzieć, że się nie domyśliłeś? – Orochimaru ciągnął temat, zbliżając się do Uchihy.
            Itachi stał wyprostowany i spokojnie czekał na to co Orochimaru zrobi, koncentrując przy tym całą swoją silną wolę.
            - A jak tam twój brat Itachi? Solidny z niego pracownik.
            - Orochimaru, czy tobie odbija? – Konan dała krok do przodu, jednak mężczyzna zatrzymał ją gestem ręki.
            - Czy podobnie jak Ty, który nie wiedziałeś nic o Zetsu, on nie wie nic o tobie?
            - Tknij go, a cię zabiję – odparł spokojnie Itachi, chwytając prawą ręką za koszulę Orochimaru.
            - Dosyć tego! – lider wkroczył między nich, rozdzielając od siebie – Orochimaru! Odbiło ci?! Mało mamy kłopotów?
            - Kłopotów – mężczyzna odwrócił się i odszedł na kilka kroków.
            Przez chwilę stał tak plecami do wszystkich, po czym odwrócił się z wyciągniętym telefonem. Itachi zadrżał. Odruchowo sięgnął do kieszeni spodni i zorientował się, że jego komórka zniknęła.
            - To nie ja sprawiam kłopoty! Ten wredny sukinsyn od początku był szpiegiem! – Krzyknął Orochimaru.
            - Orochimaru, co ty bredzisz?! – Konan podeszła do mężczyzny i chwyciła komórkę, którą trzymał w ręku.
            - Popatrz sobie na korespondencje naszego przyjaciela.
            Kobieta zaczęła wertować telefon, a z każdą chwilą jej mina przybierała coraz bardziej przerażony wyraz. Gdy podniosła wzrok, ujrzała czarną lufę pistoletu skierowaną w jej stronę.
            - Jesteście wszyscy zatrzymani, pod zarzutem przynależności do organizacji przestępczej, dokonywania morderstw oraz malwersacji podatkowych. Macie prawo zachować milczenie. Od tej pory cokolwiek powiecie może być użyte przeciwko wam. Macie prawo do adwokata, jeśli was nie stać, zostanie wam przydzielony prawnik z urzędu.
            Wszyscy popatrzeli na Itachiego, niczym rażeni piorunem. Nawet Orochimaru był tym zaskoczony, jednak nie na długo. Już dawno podejrzewał Itachiego, dlatego gdy Konan wertowała jego telefon, sam niepostrzeżenie dobył broń ze skrytki pod blatem biurka, przy którym stał. Trzeba było czekać tylko na okazję.
            - Ręce za głowę i na kolana! Ale już!
            Wszyscy posłusznie wykonali polecenie. Orochimaru zdążył w tym czasie schować broń za paskiem spodni. Daj mi parę sekund, a cię rozwalę – myślał.
            Tak naprawdę Itachi nie miał teraz zbyt wielkiego pola manewru. Sprawa się mocno pokomplikowała. Miał się zająć samym Orochimaru, a teraz trzymał na muszce całą szajkę, po którą miał przyjechać Ibiki z ludźmi. Itachi spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta, za oknem powoli zaczęło się ściemniać. Zaraz swoją zmianę zacznie Sasuke i Naruto. Itachi przeklął pod nosem. Chciał to załatwić możliwie najdyskretniej, ale nie było wyjścia.
            Podszedł ostrożnie do Orochimaru.
            - Komórka – rzekł, starając się zachować spokój.
            - Weź ją sobie – odparł z drwiną mężczyzna.
            - Nie będę powtarzał – Itachi wymierzył w głowę Orochimaru.
            - Nie bądź śmieszny. Zastrzelisz mnie?
            - Powiedziałem…
            - Weź ją sobie – odparł, tym razem z uśmiechem.
            Itachi czuł, że przegrywa tą walkę. Miał kategoryczny zakaz używania broni. Co prawda oni o tym nie wiedzieli, ale nawet mimo to, nie mógł od tak zacząć do nich strzelać. Przepisy w tej kwestii są bardzo surowe. Pochylił się lekko i sięgnął do kieszeni marynarki, gdzie Orochimaru schował telefon. Druga rzecz, która go hamowała bardziej niż kodeks: już raz zabił człowieka. Uczucie, które towarzyszy wtedy człowiekowi, jest straszne. Itachi nie miał ochoty kolejny raz przez to przechodzić.
            W jednej chwili Orochimaru machnął ręką, odpychając nieznacznie Itachiego, który na moment stracił równowagę. Mężczyzna szybko wstał i dobył broni. Właśnie wymierzał, w Uchihe ale dostrzegł, że Itachi znów stoi twardo na nogach. Zmienił więc zamysł i jednym skokiem dopadł do drzwi, które prowadziły do biura, w którym pracowali Naruto i Sasuke.
            Jasna cholera! ­Itachi bez namysłu pognał za nim. Orochimaru swoim wejściem, najpierw wzbudził ogromne zdumienie wśród ludzi, jednak kiedy ktoś dostrzegł błysk broni w jego ręku, podniósł się krzyk.
            - On ma broń!
            Zapanowała ogólna panika. Wszyscy jak jeden mąż rzucili się do wyjścia. Orochimaru, widząc, że nie przebije się przez ten tłum, dopadł szybko jedną z tych osób i postawiwszy ją przed sobą, przyłożył jej lufę pistoletu do głowy.
            Itachi, który dopiero po dłuższej chwili odnalazł się w panującym zgiełku, gdy tylko dojrzał Orochimaru, wymierzył w niego, jednak bardzo szybko opuścił broń. Czuł jak ręce mu drżą. Przerażenie ogarniało jego umysł. Osobą, której Orochimaru przykładał właśnie broń do głowy, był nie kto inny tylko jego brat.
            - Sasuke…
            - Ani kroku! Bo rozwalę twojemu braciszkowi łeb.
            Pokój wyludnił się niemal natychmiast. Prawie wszyscy z przerażeniem na ustach opuścili pomieszczenie i skierowali się do wyjścia. Jak się okazało zostały w nim tylko cztery osoby. Itachi, Orochimaru, Sasuke i Naruto, który staranowany przez napierający tłum, właśnie podnosił się z podłogi. Szybko znieruchomiał, gdy tylko ujrzał Sasuke przytrzymywanego przez Orochimaru.
            - Sasuke, co do diabła…? – Naruto wyprostował się powoli.
            - Ty gnoju! Nie zbliżaj się – Orochimaru odwrócił się w jego stronę. Żółte oczy błysnęły, rażąc niczym piorun. Chłopak przełknął głośno ślinę i cofnął się nieznacznie.
            W pewnej chwili usłyszał za sobą kroki. Obejrzał się i dostrzegł przez szklane drzwi jak Nagato, Akari i Konan uciekają z biura. Dopiero teraz powoli docierało do niego, co się stało.
            - Nagato! – wrzasnął Itachi.
            - Nie ruszaj się, bo twój braciszek oberwie!
            Itachi zacisnął zęby i spojrzał na brata, który ku jego zdziwieniu, nie był na tyle przerażony, na ile powinien człowiek w takiej sytuacji. Mógł zaryzykować i strzelić. W końcu podmienił wszystkie gronie na repliki. Być może, gdyby tu stał ktos inny, wymierzyłby i pociągnął za spust. Bał się jednak ryzykować.
            Kurwa mać, niedobrze – Naruto powoli dochodził do siebie, po całym zamieszaniu – Nagato ucieka. Ale nie mogę zostawić Sasuke samego. Kurwa, kurwa, kurwa…
            - Naruto… - rzekł cicho Sasuke.
            - Zamknij się gnoju!
            - Co z Nagato? – Uchiha zdawał się całkowicie ignorować groźby, rzucane przez mężczyznę.
            - Uciekł.
            - To go kurwa goń!
            Naruto przez moment stał zszokowany. Nie wiedział, czy Sasuke żartuje, czy mówi poważnie.
            - Nie martw się o mnie! Goń tego skurwiela! Skoro ucieka, znaczy, że nie ma broni! – wrzasnął Sasuke.
            Naruto nie trzeba było więcej powtarzać. W jednej chwili rzucił się do drzwi. Szarpnął nimi i zniknął za ścianą.
            - Ty cholerny gnoju! – Orochimaru, nim Naruto wybiegł, wymierzył w chłopak i miał już strzelić. Pistolet jednak nie wypalił.
            - Jesteś głupszy Orochimaru niż myślałem – Sasuke zaśmiał się szokując zarówno przestępcę, jak i swojego brata - gdy tak machałeś mi pistoletem przed twarzą, dostrzegłem, że na jego lufie jest napisane „REPLIKA”.
            Mężczyzna zbladł w jednej chwili, przez moment przypatrywał się wygrawerowanemu napisowi. Jak to możliwe? Przecież sam tą broń umieszczałem. Orochimaru czuł jak traci panowanie nad sobą. Chwycił mocniej chłopaka, nie dając mu szans na wyrwanie się.
            - To nie koniec! Nie dostaniesz mnie! – wrzeszczał niczym oszalały.
            - Poddaj się – Itachi poczuł jak kamień spada mu z serca, więc jednak Orochimaru miał w ręku niegroźną zabawkę – zaraz będzie tu policja, nie masz szans. Poddaj się!
            Uchiha dał krok naprzód i powoli chował broń. Miał ochotę rozwalić Orochimaru głowę, jednak postanowił załatwić to inaczej. Musiał się spieszyć, gdyż Naruto pędził za niebezpiecznym przestępcą i diabli wiedzą jak to się może skonczyć.
            - Odsuń się! – Orochimaru dał krok w tyłu, odruchowo przykładając pistolet do głowy chłopaka, mimo iż wiedział, że to tylko atrapa.
            Itachi na chwilę się zatrzymał, po czym znów dał krok na przód. W tej chwili Orochimaru odrzucił pistolet i szybkim ruchem dobył zza pazuchy nożyk. Ostrze było niewielkie i służyło do otwierania listów, jednak wbite w szyje mogło stać się śmiertelną bronią.
            Błysk stali w ręku szaleńca, zadziałał na Itachiego niczym kubeł zimnej wody. Momentalnie sięgnął po broń i wymierzając, pociągnął za spust. Rozległ się huk wystrzału i po chwili Orochimaru odskoczył od Sasuke, puszczając go wolno. Chłopak szybko odskoczył na bok. Mężczyzna wył z bólu i trzymał się za krwawiącą rękę, w której niedawno trzymał ostrze.
            Do pokoju wbiegło kilka osób, które zaintrygował huk dobywający się z tego miejsca. Gdy dostrzegli Itachiego z dymiącą bronią w ręku i Orochimaru, który krwawił niczym zarzynane prosie, pobledli ze strachu.
            - Policja! – Itachi machnął służbową legitymacją – wracajcie do swoich pokoi!
            Zebrani, nawet nie drgnęli. Patrzyli przerażeni, to na Orochimaru, to na Itachiego.
            - Nie słyszeliście co powiedział?! Wypierdalać stąd! – Sasuke wrzasnął na całe gardło.
            Krzyk podziałał. W jednej chwili wszyscy rozbiegli się, a gdzie, to już Sasuke ie obchodziło.
            - Nieźle. Powinieneś pracować w policji…
            Nie dokończył gdyż Sasuke, w jednej chwili wybiegł z pokoju, krzycząc tylko, że „musi pomóc temu idiocie”.
            - Sasuke! – krzyknął Itachi, jednak bezskutecznie – szlag by to trafił! Po cholerę się pcha!
            Spojrzał w stronę Orochimaru, który stał parę kroków od niego, z ranną ręką uniesioną ku górze, tak aby krwawić jak najmniej. Miało być bez broni, ale mam to gdzieś. Uchiha stał teraz przed kolejnym dylematem. Jego brat pędził wraz z Naruto za Nagato. W pierwszej chwili chciał ruszyć im pomóc, ale w tym wypadku co zrobić z Orochimaru?
            - Co Itachi… - mężczyzna ciężko oddychał – boisz się o braciszka?
            - Zamknij się.
            - Hahaha leć za nim, leć – mimo beznadziejnego położenia, Orochimaru powoli odzyskiwał zmysły. To jaką huśtawkę nastrojów przeszedł teraz ten człowiek, zadziwiało Itachiego. A może dotarło do niego, że jest w beznadziejnej sytuacji i tak naprawdę nie ma nic do stracenia?
            - Jasna cholera… - Itachi sięgnął po kajdanki i podszedł do Orochimaru.
            - I do czego mnie przykujesz? Do klamki?
            Itachi rozejrzał się po pomieszczeniu. Faktycznie pole manewru było niewielkie. Jedyną opcją wydawała się rura do kaloryfera, ale co za problem dla silnego mężczyzny, nawet rannego, wyrwać pokrętło?
            - Kuku… czas ucieka… ciekawe czy twój braciszek i jego kolega, dadzą rade Nagato? Aż szkoda, że tego nie…
            Nie dokończył. Huk wystrzału przerwał jego mowę w kulminacyjnym momencie. Chwytając się za kolano, które roztrzaskała właśnie kula pistoletu, upadł na podłogę. Krzyk rozniósł się po całym piętrze, mrożąc krew w żyłach wszystkim pracownikom. Orochimaru wił się na podłodze niczym wąż, schwytany w potrzask. Itachi wymierzył ponownie i znów strzelił, dziurawiąc drugie kolano. Kanonada wrzasków dzwoniła w jego uszach. Uchina jednak zdawał się tym nie przejmować, dobył z tylnej kieszeni spodni kajdanki, które założył na jedyną zdrową kończynę. Następnie pociągnął Orochimaru kilka metrów i drugi koniec kajdanek, przypiął do kaloryfera.
            - Nie wierć się tak, to może się nie wykrwawisz – odparł i pochylił się nad mężczyzną, którego ciało wyginały spazmy bólu.
            Dobył telefon z kieszeni marynarki, który Orochimaru mu uprzednio zabrał i  wychodząc z pokoju, wybrał numer do Ibikiego.
            - Przyjeżdżaj do siedziby Akatsuki. Orochimaru ujęty, zmiana planów, podążam za Nagato. Wyślij list gończy za nim oraz Akari i Konan… Gdzie szukać Orochimaru?... kieruj się za wrzaskami…
            Skończył rozmowę i schował telefon. Następnie wszedł do jednego z pomieszczeń. Pracownicy, gdy tylko ujrzeli uzbrojonego Itachiego, w jednej chwili odsunęli się maksymalnie pod ścianę. Tylko jedna osoba, siedziała na swoim miejscu.
            - Shikamaru, mam prośbę.
            - Co takiego?
            - Za niecałe pół godziny przyjedzie tutaj komendant Ibiki. Wskaż im miejsce, gdzie leży przykuty Orochimaru. Powiedz mu, że jesteś gościem od kodu, będzie wiedział o co chodzi.
            - W porządku, a ty gdzie idziesz?
            - Pomóc chłopakom. Gonią Nagato.
            Po tych słowach Itachi wybiegł z pokoju i popędził w kierunku klatki schodowej.

* * *

            - Mnie chyba zdrowo popierdoliło!
            Naruto dopiero po jakimś czasie uświadomił sobie, że rzucił się w pogoń za niebezpiecznym przestępcą, który pośrednio jest odpowiedzialny za te wszystkie morderstwa, które miały ostatnio miejsce. Były nawet chwile, że chłopak chciał się zatrzymać i odpuścić pościg, jednak jego nogi zdawały się żyć własnym życiem.
            Po niemal samobójczej gonitwie po schodach, wybiegł z budynku. Chwilę się rozglądał, gdy dostrzegł nieopodal postać w czarnym płaszczu, która pędziła przed siebie, oddalając się od chłopaka z każdą sekundą.
            Naruto przeklął wszystko na czym świat stoi o ruszył za nim, łamiąc tym samym obietnicę złożoną rodzicom Hinaty. Miał więcej nie ryzykować, ale świadomość, tego że to wszystko może skończyć się tu i teraz, napędzała go, dodając sił. Mimo trzaskającego mrozu, chłopak czuł jak krew w nim buzuje. Wybiegł właśnie na ulicę, którą uciekał Nagato i bez chwili wahania pobiegł za nim.
            Był tak zaaferowany, że nie zwracał uwagi na ludzi, których mijał. Co chwila potrącał jakiegoś pieszego, który wygrażał mu pięścią lub obelgami.
            Długi bieg powoli dawał się blondynowi we znaki. Płuca paliły niemiłosiernie, nogi były coraz cięższe, jednak sądząc po zmniejszającej się odległości między nim, a Nagato, można przypuszczać, że lider Akatsuki także słabnie.
            - Nagato!! – wrzasnął na całe gardło. W tej chwili człowiek biegnący przed nim, nie był ani poważnym biznesmenem, dyrektorem ogromnej korporacji. Był zwykłym, był zwykłym przestępcą, któremu nie należy się żaden szacunek.
            Gonitwa przeciągała się. Obaj nawet nie zauważyli, jak z centrum biznesowego, znajdującego się w ich mieście, wbiegli wprost do jednej z biedniejszych dzielnic. Odrapane kamienice, stare – często niesprawne – auta zalegające ulice, margines społeczny krążący po ulicach. To wszystko składało się na typowy obraz tej części Konoha.
            Naruto zbliżał się coraz bardziej do Nagato. Momentami zdawało się, że chłopak ściszał jego ciężki oddech.
            Nagle mężczyzna skręcił w lewo i przebiegł przez wyrwę w betonowym murze. Naruto cudem unikając poślizgu, również skręcił w tamtą stronę. Biegli właśnie po wielkim placu z drogą, która prowadziła do starej fabryki motocykli. Budynek już od wielu lat straszył pustymi murami, jednak zarówno Nagato jak i Naruto, w ogóle nie rejestrowali gdzie się znajdują.
            W pewnej chwili lider Akatsuki poślizgnął się i tylko cudem nie wywrócił się na ziemię. To dało czas Naruto na dogonienie go. Chłopak nie zastanawiał się nawet sekundy. W jednej chwili wybił się i obiema nogami, trafił mężczyznę prosto w plecy.
            Nagato całkowicie stracił równowagę i upadł na ścieg. Naruto, który także zaliczył upadek podczas zadawania ciosu, podnosił się właśnie z ziemi. Strzepnąwszy z siebie śnieg, spojrzał na podnoszącego się Nagato.
            - Teraz już nigdzie nie uciekniesz bydlaku!
            Po tych słowach blondyn ruszył wprost na mężczyznę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
           Na dziś koniec i z góry przepraszam, że w takim punkcie kończę, ale pracuję nad dalszą częścią i musiałem rozdzielić akcję na dwa rozdziały :) Zapraszam oczywiście do komentowania, jak i wytykania uwag :)
             Następny rozdział za tydzień. Możliwe, że będzie mały poślizg, ze względu na dużą ilość pracy, dlatego jeśli nie będzie w sobotę, to ukaże się w niedziele. Tak wiec data 15 - 16 listopada. A co w rozdziale? Naruto walczy z Nagato - jaki będzie przebieg? Kto mu pomoże? Jak się zakończy? O tym i znacznie więcej, już za tydzień :)
              Do zobaczenia!!

4 komentarze:

  1. Smuci mnie fakt końca oryginalnego "Naruto" a także powolny koniec twojego opowiadania, jest na prawdę świetne i tak jak myślałeś twoje umiejętności pisarskie z czasem poprawiły się do perfekcji ! Rozdział świetny i aż nie mogę uwierzyć, że to już ponad rok od 1 rozdziału.Gratuluję i jak wielki fan liczę (oraz zachęcam) do dalszego pisania.Jakieś kolejne historie w tym uniwersum które stworzyłeś (czyli inaczej mówiąc ciąg dalszy twojego opowiadania) byłyby mile widziane ;) Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez "Naruto" i twojego opowiadania co tydzień.Mam nadzieję, że tak szybko nas nie opuścisz i zaserwujesz kolejną świetną przygodę :D Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. STAŁO SIĘ NARUHINA STAŁĄ SIE PARĄ POWIEM WIĘCEJ MAŁŻEŃSTWEM W RZECZYWISTOŚCI W MANDZE NAPRAWDĘ TO JEST NAJSZCZĘŚLIWSZY DZIEŃ W MOIM ŻYCIU POWIEM WIECEJ JEDEN Z NAJSZCZĘŚLIWSZYCH MOMENTÓW W HISTORII HEH NARUHINA LOVE FOREVER !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. NARUHINA FOREVER , ponoć ma być 3 seria ale z ich dziećmi
    . A co do twojego opowiadania to jest GENIALNE , i nie kończ tego tak szybko

    OdpowiedzUsuń
  4. Błagam Cię, nie kończ tego opowiadania podwójnego zakończenia nie zniosę. Wierzę w to że potrafił byś wymyślić jeszcze dużo wątków które by nas zafascynowały. To najlepszy blog na jaki trafiłam i czytam go już 3 raz od początku. Gdybyś wydał książkę to bym stała pierwsza w kolejce żeby ją kupić. Wiem że to co dobre szybko się kończy ale mam nadzieje że z twoim opowiadaniem tak nie będzie.
    Pozdrawia i życzy dużo weny twoja największa fanka.

    OdpowiedzUsuń