------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W poniedziałek z samego rana Naruto, jeszcze
przed zajęciami udał się do dziekana z podaniem o rezygnację ze studiów. Co
prawda nie musiał tego robić. Mógł po prostu rzucić wszystko i wyjechać, ale
pomyślał, że może dzięki temu, że zachowa formalną ścieżkę, ktoś zajmie jego
miejsce w Akatsuki. Niech sobie skorzysta. Pod pokojem dziekana nie było
dzisiaj nikogo. W sumie to nic dziwnego, gdyż podania z prośbą o przedłużenie
sesji czy innymi pismami, w których studenci ubolewają nad swoją egzystencją,
składa się dopiero pod koniec lutego.
Stojąc
tak, starał się jeszcze raz wszystko na spokojnie przemyśleć. Dzwonił wczoraj
do wujka, który nie był zbyt zadowolony, pomysłem chłopaka o rzuceniu studiów.
Nie porozmawiali jednak za długo, gdyż ceny za połączenia międzynarodowe są
dość wygórowane.
Z
zamyślenia wyrwał chłopaka głos dziekana.
-
Witam, przepraszam, że musiałeś czekać, ale miałem ważny telefon, zapraszam.
Mężczyzna
wykonał zapraszający gest ręką i po chwili blondyn był w pokoju dziekana.
Profesor Sarutobi zamknął drzwi i wskazawszy Uzumakiemu krzesło, żeby usiadł,
również spoczął w swoim fotelu.
-
W czym mogę ci pomóc? – spytał. Jego głos był ciepły i przyjazny. Co przeczy
wszystkim stereotypom jakoby profesorowie, a zwłaszcza dziekani odnosili się
lekceważąco do studentów.
Naruto
nic nie odparł, tylko wręczył podanie. Dziekan przyjął pismo i zaczął je
uważnie czytać. Jego spokojna twarz, przez długi czas skupiona przybrała w
pewnej chwili oznaki zdziwienia. Gdy skończył czytać, spojrzał na blondyna, który
siedział przed nim ze spuszczonym wzrokiem.
-
Jesteś pewien, że tego chcesz? – spytał dziekan po dłuższej chwili.
Blondyn
nic nie odpowiedział, tylko nieznacznie kiwnął głową. Sarutobi westchnął ciężko
i odłożył podanie na biurko.
-
Nie mam prawa cię zatrzymywać, jednak chciałbym, abyś przemyślał to jeszcze
raz.
Naruto
siedział w milczeniu i nie podnosił wzroku. Dziekan wstał i powolnym krokiem
podszedł do okna, za którym rozpościerał się widok na patio, okalane z czterech
stron, przez poszczególne skrzydła wydziału, które tworzyły kwadrat.
-
Wiele się zmieniło od czasu, gdy pierwszy raz przekroczyłem progi tego wydziału
– Sarutobi przemawiał spokojnie, stojąc cały czas plecami do chłopaka –
wykładowcy byli inni, studenci byli inni, czasy też. Od początku wiedziałem, że
chcę związać swoją przyszłość z tą uczelnią. Wiele osób tego pragnęło. Nie
każdy miał ku temu predyspozycje, ale mimo wszystko było to marzeniem wielu
ludzi. Przez te wszystkie lata upartego podążania za swoimi marzeniami,
zdobywania wiedzy i umiejętności, byłem także świadkiem powolnych przemian,
które zachodziły. Ludzie stawali się bardziej zamknięci w sobie, potem
niechętni…
Dziekan
zamilkł na chwilę i westchnął ciężko.
-
Idea, której przyświecało założenie tego uniwersytetu, również uległa zmianie.
Uczelnia ta powstała z myślą o najbiedniejszych. Podczas gdy w mieście, jak i
całej okolicy, pełno było szkół dla nielicznych, dobrze sytuowanych, nasz
uniwersytet powstał z myślą o tych, których nie stać na naukę w prywatnych
szkołach. Była to swoista enklawa dla wykluczonych, która dawała szanse wybicia
się. Niestety, ta szlachetna idea z biegiem czasu wyblakła niczym zużyty
materiał. Cieszący się dobrą opinią uniwersytet, przyciągał studentów z
bogatych domów. Rodzice tychże młodzieńców żądali utworzenia oddzielnych klas
dla ich pociech i całej reszty. Był nawet pomysł, aby przekształcić tą uczelnie
w szkołę dla elit. Na szczęście ówczesny dziekan, Senju Tobirama nie zgodził
się na to. On także przeciwstawił się dzieleniu studentów ze względu na stan
pochodzenia. Duża w tym także zasługa władz miasta, które wspierały rozwój
edukacji wśród biednych. Wielka w tym zasługa brata dziekana, Senju Hashiramy,
który dzierżył wtedy ster władzy w mieście. Obaj wiele mnie nauczyli.
Dziekan
znów zamilkł i odszedł od okna, siadając na wprost Naruto, który przez cały ten
czas nie odezwał się ani słowem.
-
Niestety, dobry Hashirama odszedł, pozostawiając po sobie rozwiniętą strukturę
uniwersytetu. Władza się zmieniła, nauka zeszła na dalszy plan. Uniwersytet
potrzebował pieniędzy. Bogaci rodzice, których pociechy studiują w murach tej
uczelni, zaoferowali swoje pieniądze w zamian za przywileje dla swoich
potomków. Łatwo się domyśleć, że taki stan rzeczy, prędzej czy później
doprowadzi do patologii i sytuacji, w której bogaci będą szykanować biednych, a
profesorowie, doktorzy, elita edukacji wyższej, która powinna nie tylko stać na
straży wiedzy ale i moralności, bezsilnie się temu przygląda. Obawiają się, że
kurek z pieniędzmi zostanie zakręcony. Część z wykładowców znajdzie pracę,
gdzie indziej, ale wiele z nich wyląduje na ulicy w kolejce w urzędzie pracy. Dlatego też, gdy zostałem dziekanem,
postanowiłem wprowadzić program, którego między innymi ty jesteś członkiem.
Wszelkiego rodzaju firmy logistyczne, produkcyjne, finansowe chętnie wyłożą
pieniądze na szkolenie specjalistów, którzy będą gotowi do podjęcia pracy. Ten
zastrzyk gotówki, pozwoli nam odciąć się od wpływów bogatych. Będę mógł przywrócić
naszej uczelni, dawną chwałę i ożywić na nowo jej ideę.
Dziekan
znów zamilkł na chwilę, z uwagą przypatrywał się młodzieńcowi, który siedział
przed nim. Niebieskie oczy Naruto wyrażały smutek.
-
Wiem, że ci ciężko i żadne słowa pociechy nie zmienią twojego samopoczucia.
Chciałbym jednak, abyś nie kończył uczelni teraz. Jesteś jednym z najlepszych
studentów jakich widziałem w ciągu ostatniej dekady, nie marnuj tego.
-
Mam dość… - odparł cicho Naruto.
-
Wierzę ci. Jak już mówiłem, nie mogę cię zatrzymać, ale czuję się w obowiązku,
zrobić to co do mnie należy, abyś zmienił decyzję.
-
Po co?! – Naruto wstał omal nie przewracając krzesła – W imię czego?! Ostatnie
dwa lata męczyłem się jak nigdy przedtem. Patrzę na siebie i widzę jedynie
samotnego człowieka, którym wszyscy gardzą! Dlaczego mam sobie nie odpuścić?!
Nie zasłużyłem na taki los!
Naruto
czuł jak cała gromadzona w nim złość, uchodzi z niego. Sarutobi siedział
spokojnie w swoim fotelu. Zdawać by się mogło, że słowa i zachowanie chłopaka
powinny wywołać w nim nerwową reakcję. Zamiast tego słuchał z uwagą słów
Naruto.
Gdy
Uzumaki wyrzucił z siebie cały ból, jaki odczuwał w tym momencie, opadł z
powrotem na krzesło i z trudem hamował złość. Teraz to już na pewno wyleci z
uczelni. I dobrze, w końcu po to tu przyszedł.
Dziekan
jednak, nie okazał żadnej złości czy niechęci do blondyna. Zamiast tego wstał i
podszedł do młodzieńca.
-
Jest jeden sposób, abyś mógł uniknąć tego wszystkiego i mógł spokojnie skończyć
naukę.
Naruto
podniósł nieśmiało wzrok.
-
Indywidualny tok nauczania. Co prawda mogą z niego korzystać studenci, tylko w
specjalnych okolicznościach, podając stosowne uzasadnienie, które jest
następnie rozpatrzone, ale nie będzie z tym problemu.
Blondyn
słuchał dziekana, przez moment zastanawiając się o czym mężczyzna mówi.
-
Nie jesteś zły na uczelnię. Tylko na swoich towarzyszy. To zrozumiałe, jednak
jeśli rzucisz studia w tym momencie, stracisz pracę w Akatsuki. Rzucić wszystko
jest bardzo łatwo, ale potem można tego żałować. Dlatego chciałbym abyś
przemyślał moją propozycję i przyszedł do mnie za kilka dni. Jeśli nie zmienisz
zdania, wówczas zaakceptuję twoje podanie, jednak jeśli zdecydowałbyś się
pociągnąć studia jeszcze pół roku, obiecuję, że dołożę wszelkich starań, aby te
ostatnie miesiące były dla ciebie o wiele lepsze niż ostatnie dwa lata.
* * *
Gdy
Naruto wychodził z pokoju dziekana, niemal natychmiast wpadł na Sasuke, który
jak się okazało, czekał na niego.
-
Więc jednak złożyłeś to podanie? – spytał ciemnowłosy. Starał się zachować
obojętność, jednak dało się odczuć, że szkoda mu będzie rozstawać się z
przyjacielem.
-
Nie, nie złożyłem.
-
Zmieniłeś zdanie? – Sasuke wyglądał teraz na zaciekawionego.
-
Zaproponował mi indywidualny tok nauczania. Nie musiałbym chodzić na zajęcia
tylko na dyżury do wykładowców.
-
Zawsze to jakieś rozwiązanie – Sasuke poczuł, jakby mu ulżyło – na pewno lepsze
to, niż poprzednie.
-
Może masz rację. Zostało mi pół roku, przemęczę się, a Ameryka nie ucieknie.
-
Czyli wyjazd aktualny, tyle że przesunięty.
-
Tak, chyba tak.
-
Od kiedy zaczynasz ten nowy program?
-
Mam mu dać znać w przeciągu tygodnia.
-
Czyli dzisiaj idziesz z nami na zajęcia?
-
Nie, wracam do domu.
-
A to dlaczego?
-
Nie mam ochoty, poza tym muszę to wszystko przemyśleć.
-
A co tu do przemyśliwania? Skończ te studia, a potem osobiście cię wypierdolę
do Afryki.
-
Chyba do Ameryki.
-
Do Afryki na Saharę żreć piasek. Nie wyślę cię do metropolii żadnej bo wstyd
przynosisz.
-
Goń się leszczu – Naruto, jakby wymiana tych uszczypliwych uwag z Sasuke
nieznacznie poprawiła humor.
-
Dobra, skoro tak ci się do domu spieszy, ale w robocie mam nadzieję się
zjawisz?
Naruto
przez chwilę nic nie odpowiedział. Zupełnie zapomniał, że trzeba iść do pracy,
a tam spotkać się z Shion twarzą w twarz. Od ich ostatniego spotkania, w ogóle
nie rozmawiali. Blondyn zastanawiał się, jak teraz będą wyglądały relacje
między nimi.
-
Nie pierdol tylko idziesz. Pocałowałeś się z Shion, wielkie mi halo – Sasuke
wyrwał Naruto z zamyślenia – sądziłem, że jednak będziecie z Hinatą, ale po tym
co ostatnio powiedziałeś… ciężko mi to mówić, ale skoro tak wybrała… może
faktycznie zacząć wszystko od nowa…
Naruto
nic nie odparł, tylko ruszył wolnym krokiem na przód, wzdłuż korytarza.
Zamyślony, nie zauważył nawet, jak kilka kroków od niego, jego grupa stoi pod
salą i czeka na zajęcia. Kiba, Sai i Shino rozmawiali o czymś, choć zwykle
rozmowny Inuzuka, teraz ograniczał swoje wypowiedzi do pojedynczych słów.
Hinata stała oparta o ścianę i zdawała się jakby zamyślona. Sakura i Ino
natomiast, stały obok przyjaciółki i także się nie odzywały.
W
pewnej chwili Haruno dojrzała zbliżających się Naruto i Sasuke.
-
Hej chłopaki! Naruto, Sasuke, tutaj! – krzyknęła wesoło i pomachała im.
Kiba,
na sam dźwięk imienia blondyna, poczuł nieprzyjemne ciarki na plecach i
odruchowo dał krok w tył, starając się zejść blondynowi z pola widzenia.
Hinata
poczuła, jak serce zaczyna jej mocniej bić. Podniosła wzrok na Naruto, który
zbliżał się powolnym krokiem. Minął właśnie nierozłączne trio Kiby i szedł w
jej kierunku. Czuła jak policzki się jej rumienią, zupełnie jak wtedy, gdy
jeszcze nie byli razem.
-
Naruto…
Blondyn
stał i odwrócił lekko głowę. Za nim stał Kiba, który z początku schowany między
przyjaciół, teraz stał dwa kroki za blondynem.
-
Naruto… - powtórzył Kiba, jednak zdawało się, że sił starcz mu tylko na
wypowiedzenie imienia Uzumakiego.
Blondyn
nic nie odparł. Stał w milczeniu odwrócony plecami do Kiby i podobnie jak
reszta, nic nie mówił.
-
Naruto, ja… chciałem… żebyś podszedł na chwilę...
Blondyn
westchnął ciężko, zamknął na chwilę oczy i w jednej chwili, nie wiadomo jak,
poczuł jak wypełnia go fala gniewu. W jednej chwili rzucił się na Kibę i
chwyciwszy go za bluzkę, z całych sił przygniótł go do ściany. Gestem tym
zaskoczył nie tylko wszystkich dookoła, ale także i siebie.
-
Czego ty kurwa chcesz ode mnie?! – Cała ta złość, która nagle skumulowała swoje
olbrzymie pokłady, dawała upust w słowach, które wykrzykiwał Naruto – czego
kurwa?! Co ja ci takiego zrobiłem?!
Wypowiadając
ostatnie słowa, przyciągnął Kibę do siebie i znów cisnął nim o ścianę. Sasuke,
który stał najbliżej nich, doskoczył do blondyna, chcąc ich rozdzielić.
-
Czego kurwa chcesz?! Masz to czego chciałeś!! Odpierdol się wreszcie ode mnie!!
Już mnie nie zobaczysz!! Słyszysz?! Nie zobaczysz mnie!! Nie zasyfię ci już
twojego pierdolonego powietrza!!
-
Naruto dość! – Sasuke chwycił przyjaciela obiema rękoma za ręce i odciągnął od
Kiby – wystarczy! Nie warto!
-
Sasuke… - Naruto poczuł jak jego ciało drży, a jego samego dopada rozpacz – co
ja kurwa takiego zrobiłem?!
Ciemnowłosy
trzymał przyjaciela, lecz jego uścisk stawał się coraz słabszy, aż w końcu
puścił blondyna, który teraz drżał. Reszta grupy podeszła bliżej. Wszyscy byli
zszokowani sceną, która miała miejsce. Hinata poczuła dziwne ukłucie w sercu, a
łzy powoli zaczęły napływać do jej oczu.
Naruto
odwrócił głowę i wzrokiem przebiegł po wszystkich, po czym zatrzymał się na
ciemnowłosej. Jego oczy wyrażały tyle smutku, ile tylko można sobie w
najgorszych scenariuszach wyobrazić. Oddychał ciężko. Fala złości, która przed
chwilą w nim kipiała, nagle zniknęła.
-
Mam nadzieję, że będzie wam dobrze – rzekł po dłuższej chwili, patrząc na
Hinatę, po czym spuścił wzrok i skierował swoje kroki w kierunku wyjścia.
-
Naruto… - Hinacie drżał głos. Chciała coś powiedzieć, zatrzymać go, ale nie
potrafiła.
Kiba,
który dopiero teraz doszedł do siebie, podszedł do Sasuke.
-
Dzięki za pomoc, gdyby nie ty, ten świr pewnie…
Nie
dokończył, gdyż nagle silne uderzenie pięścią w brzuch pozbawiło Inuzukę całego
powietrza. Szatyn jeszcze nie do końca wiedząc co się dzieje, poczuł silną dłoń
na swojej szyi, która momentalnie go prostuje i po chwili chłopak znów stał w
gnieciony w ścianę.
-
Ty pierdolony śmieciu, jeszcze raz powiesz coś takiego, a cię zabiję! – Sasuke
wzmocnił uścisk i Kiba, który ciągle odczuwał skutki ciosu w brzuch, zaczął się
dusić.
-
Sasuke zostaw! Zrobisz mu krzywdę! – Sakura doskoczyła do chłopaka, jednak
widząc wzrok Uchihy, zaniechała dalszych działań.
Ciemnowłosy
nic nie odparł. Puścił Kibę, który opadł na ziemie niczym worek kartofli,
trzymając się za brzuch.
-
Nic mu nie zrobię. Zabiłbym śmiecia, a poszedłbym siedzieć jak za człowieka.
Sasuke
popatrzył za przyjacielem i już miał ruszyć za nim, gdy nagle jego wzrok
zwrócił się w kierunku Hinaty. Ciemnowłosa dziewczyna stała i nie hamowała łez,
które jej napływały do oczu. Uchiha chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się.
Nie ma to wszystko sensu. Bez słowa udał się za przyjacielem, który właśnie
wychodził z budynku uczelni.
* * *
Naruto od kilku godzin siedział w swoim
mieszkaniu, przy stole i wpatrywał się w podanie o skreślenie z listy studentów.
Ciągle rozmyślał nad słowami dziekana, jednak od czasu do czasu, mimowolnie,
wracał myślami do sceny z Kibą. Właściwie tego zdarzenia, niezbyt dobrze
pamiętał. Uczucie złości, które nim wtedy owładnęło, zdawać by się mogło,
wyparło wszystkie inne rzeczy z umysłu chłopaka, pozostawiając nienawiść.
Naruto przeszedł dreszcz po plecach, który wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na
zegarek, na którym widniała godzina czternasta. Jeszcze dwie godzinki do
wyjścia.
Przeciągnął
się na krześle i wstał. Aby nie myśleć o tym wszystkim postanowił wziąć się za
jakąś, nie rozrywkę. Podszedł do konsoli i włożył do czytnika Tekkena 5. Przez
chwilę słychać było jak laser pracuje, aż na ekranie telewizora, pojawiła się
tytułowa plansza. Nie zdążył jednak rozegrać pierwszej walki, gdy usłyszał
dzwonek do drzwi.
-
Kurwa mać! Kogo licho niesie?
Blondyn
rzucił pada na fotel i skierował się w kierunku drzwi, które natychmiast
otworzył.
-
Powiedziałem, że nie mam ochoty rozmawiać z wamiii...
Chłopak
miał już wygłosić swoja litanię na natarczywość kolejnych domokrążców, którzy
pragną wcisnąć ludziom swoje towary. W porę jednak się powstrzymał, gdyż
zamiast spodziewanych naciągaczy, stali przed nim jego przyjaciele: Sasuke i
Sakura.
-
Jeśli mamy sobie iść, to powiedz – rzekł spokojnie Sasuke, bez typowej dla
siebie ironii w głosie.
-
Nie, spoko, myślałem, że to ktoś inny – odparł szybko blondyn – nie
spodziewałem się was, myślałem, że jesteście na zajęciach.
-
Postanowiliśmy się urwać i zobaczyć jak się miewasz – odparła Sakura. Podobnie
jak Sasuke, czuła współczucie dla Naruto, zwłaszcza że podobnie jak jej towarzyszowi,
cała ta sytuacja z Kibą, wydawała się podejrzana.
-
Normalnie – Naruto wzruszył ramionami i zaprosił przyjaciół do środka.
Sakura
i Sasuke weszli do mieszkania i zostawiwszy swoje okrycia w przedpokoju udali
się do pokoju chłopaka. Sasuke od razu usiadł w fotelu, bawiąc się padem,
Sakura zaś rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym panował delikatny nieład.
Łóżko stało nie pościelone, na stole stał niedomyty talerz po kanapkach, a
piżama chłopaka walała się po podłodze.
-
Przepraszam za bałagan, jakoś nie miałem kiedy ogarnąć – rzekł blondyn, widząc
grymas twarzy Sakury, która lubiła porządek.
Naruto
szybko sprzątnął piżamę i pościelił łóżko. W tym czasie Sasuke stoczył jedną
walkę w Tekkena, za co został zrugany przez Sakurę. Gdy blondyn skończył cała
trójka usiadła na łóżku i oparła się plecami o ścianę.
-
Dzięki, że wpadliście – powiedział pierwszy Naruto, któremy faktycznie zrobiło
się lżej na sercu na myśl, że ma z kim pogadać.
-
Nie musisz – odparła Sakura – martwiliśmy się trochę o ciebie.
-
Chyba nie sądziliście, że sobie żyły podetnę – Naruto, jakby się lekko
uśmiechnął, wypowiadając te słowa.
-
Nie, ale tak nagle zaatakowałeś Kibę i trochę... – Haruno nie wiedziała jak
dokończyć.
-
Rozumiem – twarz Naruto, w jednej chwili przybrała poważny wyraz.
-
W sumie nawet żałuję, że mu nie przypierdoliłeś zanim cię powstrzymałem – dodał
Sasuke wpatrując się w okno.
-
Sasuke! – Sakura omal nie podskoczyła.
-
Tylko dlatego powstrzymałem Naruto, aby chłopak nie miał problemów potem za
pobicie, ale sama musisz przyznać, że temu dupkowi należy się wpierdol.
-
No nie wiem. Naruto, czy ty wtedy, naprawdę nic...
-
Pytasz czy mu nie spuściłem wpierdol?
-
No, tak, właściwie tak można to ująć.
-
Nie. W ogóle go nie spotkałem, a nawet jakbym spotkał, to co? Przecież od dwóch
miesięcy był spokój, nawet rozmawiał ze mną normalnie. Po co miałbym to robić?
-
Ja mu wierzę – odparł szybko Sasuke.
Sakura
przez dłuższą chwilę się wahała. Wzięła kilka głębszych oddechów i w końcu
odparła;
-
Ja również ci wierzę, ale te ślady pobicia...
-
A co się dziwisz? – znów wtrącił się Sasuke – sam mówił, że szlajał się po tej
okolicy, która jest jedną z gorszych w mieście. Na co liczył? Że go tu ciepło
przywitają chlebem i solą?
Sakura
znów nic nie odpowiedziała. Miała coraz większy mętlik w głowie, ale
jednocześnie, duży kamień spadł jej z serca. Nie miała dowodów, ale coraz
bardziej wierzyła w to, że Naruto nie jest winny. A skoro sama w to wierzy, to
może się jej uda przekonać o tym Hinatę. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie
jeden szczegół. Dlaczego Naruto tak dzisiaj naskoczył na Kibę? Czy aż tak go
rozwścieczyło to kłamstwo? Ale w takim razie, dlaczego nie zrobił takiej
awantury wcześniej?
-
Naru... – zaczęła nieśmiało Sakura – rozmawiałeś z Hinatą?
-
Nie.
-
Może spróbujesz?
-
Nie ma sensu.
-
Naruto! Co ty gadasz?!
-
Nie mówiłeś jej Sasuke?
-
Nic. Jeśli ktoś ma o tym mówić to tylko ty.
-
Co miałeś powiedzieć? Chłopaki! O co chodzi?! – Sakura wydawała się wyraźnie
poirytowana faktem, że czegoś nie wie – Nie bądźcie świnie, powiedzcie.
Naruto
westchnął ciężko i opowiedział Sakurze, jak umiał najdokładniej o tym jak
widział Hinatę z Kibą w galerii handlowej. Opowiedział także epizod z Shion.
Haruno z każdą kolejną chwilą otwierała coraz szerzej oczy, a twarz w żaden
sposób nie potrafiła ukryć zdziwienia. W końcu gdy Naruto doszedł do pocałunku
z białowłosą, przez co Sakura omal nie spadła z łóżka.
Gdy
Naruto skończył opowiadać, w pokoju zapanowała cisza. Sakura ciągle nie mogła
dojść do siebie po tym co usłyszała. Bo jak uwierzyć w to, że dziewczyna, która
poza tym jednym jedynym chłopakiem świata nie widziała, nagle wpada w objęcia
innego? Nie, tu musi być coś nie tak. To przecież nie możliwe.
-
Na...ru.. czy ty – Sakura z trudem dobierała słowa – czy ty, na pewno... znaczy
jesteś pewien, że to była Hinata?
Naruto
nic nie odparł. Siedział nieruchomo, oparty o ścianę, podkuliwszy nogi, oparł
łokcie na kolanach, w wzrok skierował w podłogę. Dziewczyna mogła odebrać
milczenie chłopaka, jako odpowiedź twierdzącą. W myśli zganiła się za to. Co to
za głupie pytanie? Przecież on ją wszędzie pozna i do tego Kiba. Różowowłosej
nagle powoli wszystko zaczęło się układać. Nie pasujące do siebie w pierwszej
chwili klocki, nagle zaczęły tworzyć spójną całość. W jednej chwili przypomniało się jej co
kiedyś mówił Sasuke o imprezie u Kiby, o zalotach Inuzuki względem Hinaty.
Teraz ta kłótnia, rozstanie i finał tej historii, który jest wszystkim doskonale
znany.
-
To parszywa gnida! – Sakura poczuła, że momentalnie w niej zawrzało – parszywy
pchlarz, cholerny dupek, ja mu kurwa nogi z dupy powyrywam!
Sasuke
spojrzał na dziewczynę, która aż się trzęsła ze złości. Naruto z kolei siedział
dalej wpatrzony przed siebie, jakby nigdy nic.
-
O czym ty mówisz?
-
Jak to o czym?! To oczywiste, ale ja jestem głupia!
-
Tyle to i ja wiem, ale o co ci chodzi?
Sakura
syknęła ze złości na kąśliwa docinkę Uchihy i nie pozostała dłużna:
-
Tyle wiesz, ale tyłek to cię kręci co? Niby głupia, ale władzę nad tobą posiadam.
Sasuke
prychnął i nic już nie odpowiedział. Sakura natomiast podjęła przerwany wątek.
-
Kiba, ten dupek, wszystko ukartował. Ta niby bójka i ta scena w galerii! Tak
bardzo chciał być z Hinatą, że okłamał wszystkich, nawet ją! Co za pieprzona
menda. Dwa miesiące strugał takiego grzecznego, spokojnego, że niby się
zmienił, a tu proszę!
-
Nie zmienia to faktu, że mu się udało – odparł Sasuke i spojrzał na Naruto,
który dalej siedział cicho.
-
Trzeba się spotkać z Hinatą! – Sakura aż wstała z łóżka – spotkać i powiedzieć,
co o tym myślimy. Powiedzieć jakim dupkiem jest Kiba! Nie jest za późno, przecież
ślubu nie brali! Wiem! Zadzwonię do niej, żeby przyjechała!
Sakura
z miejsca doskoczyła do stołu, na którym leżała jej torebka. Chwilę w niej gmerała,
po czym wyjęła swoją komórkę.
-
Niech przyjeżdża i sama jej powiem o tym wszystkim. Uwierzy mi, a potem
napierdolimy Kibie – rzekła, szukając w telefonie numery ciemnowłosej.
-
Nie – Naruto cichym, lecz stanowczym głosem ostudził zapał Sakury. Dziewczyna
popatrzyła na niego zdziwiona.
-
Co nie? O co ci chodzi? Przecież wystarczy, że z nią pogada i...
-
Powiedziałem nie!
Naruto
wstał z łóżka i powolnym krokiem podszedł do Sakury. Gdy stał tuż obok, wziął
od niej komórkę i wyłączył ją.
-
Co ty robisz?! Odbija ci?! – Sakura omal nie rzuciła się na chłopaka, chcąc mu
zabrać telefon – o co ci chodzi?!
-
To nie ma sensu – odparł blondyn, nie patrząc w stronę dziewczyny.
-
Co nie ma sensu?! Odbiło ci czy co?!
-
Sakura! – Sasuke również wstał – zostaw go.
-
Co?! Ty też?! No nie wierze! Ja się poddaję! – Sakura machnęła ręką i opadła na
fotel, który stał obok stołu, po czym zwróciła się do Naruto – możesz mi to
wytłumaczyć, dlaczego robisz z siebie takiego męczennika? Przecież możesz być
szczęśliwy z nią, a ty... ty...
-
Mam dość – odparł cicho chłopak, odwrócony plecami do Sakury – mam dość!
Rozumiesz?!
Sakura
zamilkła i ciarki przeszły po jej plecach. Takiego zdenerwowanego Naruto widziała
drugi raz w życiu. Pierwszy raz dziś rano. Haruno jakby wbiła się głębiej w
fotel, nie chcąc rozwścieczyć Naruto.
-
Mam dość tego cholernego miasta! Mam dość ludzi, którzy tu żyją! Mam dość, że
prawie wszyscy traktują mnie jak śmiecia! Mam dość tego nieustającego
przeczucia, że jestem kimś gorszym! Dość mam Kiby, Shino, Saia i reszty tej
bandy! Dość mam złudzeń, że może coś się zmieni!
Naruto
z każdym kolejnym słowem podnosił głos, a oczy powoli wypełniały się łzami. Gdy
skończył, cieniutkie strugi słonej wody spływały mu po policzkach. Ciężko
oddychając, niemal dosłownie oklapł na podłogę, gdzie siedząc, oparł głowę o
zaciśnięte pięści i dał upust swojemu bólowi, który przez tyle lat gromadzony w
najgłębszych czeluściach serca, wychodził teraz na zewnątrz, rozrywając jego
ściany na strzępy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Tak jak przewidywaliście, tak łatwo Naruto nie wysłałem do USA, ale kto wie co będzie potem :P Jak zawsze dziękuję za wasze komentarze i cieszę się, że opowiadanie spełnia wasze oczekiwania :)
Następny rozdział tradycyjnie w sobotę za tydzień (3 maja), a w nim: Rozterki Hinaty i rozmowa - kim jest jej przyjaciel? Jak będą teraz wyglądały relacje Naruto z Shion? Akatsuki znów powraca - z kim spotkał się Nagato? Czy nasi bohaterowie zaczynają układać sobie życie na nowo? O tym wszystkim już w następnym rozdziale za tydzień.
Do zobaczenia !!