Witam serdecznie. Dzisiaj kolejny ciąg zmagań naszych bohaterów z Akatsuki. Kolejny i zapewne nie ostatni, dlatego bez zbędnego przeciągania. Zapraszam do lektury! :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Równo o siódmej rano odgłos budzika wyrwał
Shikamaru ze snu. Chłopak z trudem zwlókł się z łóżka, aby wyłączyć nieznośne
ustrojstwo. Sennym krokiem udał się do łazienki, gdzie przemył twarz zimną
wodą, po czym wrócił do pokoju. Przebrał się w codzienne ubranie i udał do
kuchni, gdzie jego matka przygotowywała właśnie śniadanie.
-
Wcześnie wstałeś dzisiaj – rzekła, spoglądając przez ramię na wpół śpiącego
syna.
-
Aha, mam coś do zrobienia – odparł Shikamaru, ziewając przy tym.
-
To po co tak późno się kładłeś, skoro wiedziałeś, że musisz wstać?
-
Wczoraj też miałem coś do zrobienia.
Kobieta
nic nie odparła, tylko wywróciła oczami i zabrała się z powrotem za
przygotowywanie posiłku. Chłopak podszedł do matki i podebrał z blatu dwie
kanapki.
-
Mógłbyś poczekać chociaż aż skończę.
-
Po co? Są dobre, dzięki mamo.
-
A ty dokąd?
-
Mówiłem, że mam coś do zrobienia. Będę w garażu jakby co.
Kobieta
jeszcze coś odpowiedziała, jednak Shikamaru już tego nie słyszał. Wyszedł do
przedpokoju i skierował się w kierunku drzwi, które prowadziły do garażu.
Ojciec chłopaka właśnie wyjeżdżał do pracy, toteż Nara miał teraz całe
pomieszczenie dla siebie. Podszedł do znajdującego się po przeciwległej stronie
stołu z narzędziami, na którym położył papierośnicę. Tą samą, w której
znajdowały się odciski klucza. Najdelikatniej jak tylko potrafił wyjął modelinę
z papierośnicy i położył na lekko rozwartym imadle. Następnie sięgnął po ręczny
palnik, odkręcił kurek. Z duszy zasyczał gaz wyrzucany na zewnątrz. Shikamaru
wyjął z kieszeni spodni zapalniczkę i zapalił, po czym przyłożył ją do dyszy
palnika. Gaz momentalnie zajął się ogniem, który przypominał niebieski ogon.
Pokrętłem wyregulował przepływ gazu i po chwili podłożył ogień pod modelinę,
tak aby jej bezpośrednio nie dotknął niebieski język. Przez kilkanaście sekund
podgrzewał ją w ten sposób, aż w końcu wyłączył palnik.
Odczekawszy kilka minut, wziął formę do
ręki. Była teraz twarda niczym kamień. Modelina ma to do siebie, że w
zależności od rodzaju można ją było utwardzić wysoką temperaturą, światłem lub
powietrzem. W ten oto prosty i łatwy sposób Shikamaru stał się posiadaczem
formy, z której można było odlać klucz do ksera.
-
Shikamaru? A tutaj jesteś – głos matki wyrwał go ze skupienia w jakim się
znajdował, że omal nie upuścił modeliny.
-
Tak mamo? Stało się coś? – spytał spokojnie, kładąc matrycę na stół.
-
Chciałam spytać, czy Temari będzie w ten weekend u nas, bo jadę na zakupy.
-
A co ona ma do tego? – spytał zdziwiony chłopak.
-
Jak to co?! – kobieta wydała się oburzona tym pytaniem – przecież nie pozwolę,
żeby siedziała tutaj głodna! Ja nie wiem, zero jakieś empatii w tobie! Co ona w
tobie widzi? Przychodzi, to wypada ją czymś poczęstować!
-
Dobrze już, dobrze. Będzie, będzie.
-
Tak lepiej, i skoro jesteś w domu, to może byś sprzątnął u siebie w pokoju?
-
Tak, tak…
-
Jedno „tak” wystarczy! – odparła z gniewem w głosie i wyszła z garażu. Zaraz
gdy tylko zamknęła drzwi, zapomniała niemal zupełnie o swoim małym wybuchu
gniewu.
Shikamaru
westchnął ciężko i wrócił do swojej pracy. Musiał zrobić odlew. Nie miał
żadnego pieca, w którym mógłby stopić jakiś twardy metal, dlatego też z jednej
z szufladek dobył niewielki stalowy drucik grubości dwóch milimetrów.
Kombinerkami uciął niewielki jego fragment i położył obok matrycy. Następnie
założył grube materiałowe rękawice i do jednej ręki wziął drut z cyny, a do
drugiej lutownicę typu „kolba”. Podłączył urządzenie do prądu i trzymając drut
nad formą, przytknął do niego powoli rozgrzewającą się lutownice.
Po
chwili kilka kropli cyny spadło do formy. Chłopak poruszał nieznacznie
drucikiem, starając się nie odrywać od niego końca lutownicy tak, aby cyna
wypełniła równomiernie dno formy. Później odłożył przybory i wziął do ręki
przygotowany uprzednio stalowy drucik, który był niewiele krótszy od formy
klucza i ułożył na zastygłej już cynie. Następnie powtórzył manewr z lutownicą
i po chwili cały otwór był wypełniony cyną po sam brzeg.
Shikamaru
odczekał dłuższą chwilę, po czym ostrożnie przechylił wieko matrycy. Gotowy
klucz wypadł na jego dłoń. Sama cyna jest niezwykle miękkim metalem, który
łatwo ulega deformacji. Dlatego stalowy drut w środku usztywniał klucz. Jednak
i tak przygotowany odlew nie był gotowy. Cynowe ząbki były miękkie i było
ryzyko, że podczas wkładania do zamka zdeformują się i klucz nie będzie
pasował.
Chłopak
delikatnie przetarł odlew papierem ściernym, chcąc wyrównać tu i ówdzie
odstające resztki cyny. Na szczęście złożyło się tak, że jego tata dorabiał
kiedyś jako ślusarz, który ku ówczesnemu niezadowoleniu jego syna, postanowił
całą swoją wiedzę w dziedzinie dorabiania kluczy, przelać właśnie na Shikamaru.
Gdy chłopak obmyślał plan włamania się do ksero, była to jedna z tych niezwykle
rzadkich chwil, gdy dziękował za upór matki, która zmusiła go do nauki zawodu.
Ojciec
Shikamaru dostał pracę w firmie ubezpieczeniowej jako analityk, jednak sprzęt
postanowił zostawić z myślą, że może się jeszcze przyda. I przydał się.
Shikamaru umieścił swój klucz w maszynie do obróbki, następnie dobył z haczyka
jeden z nieobrobiony jeszcze kluczy i ułożył obok swojego. Zamknął zatrzask,
tak aby klucze podczas obróbki się nie przesuwały. Uruchomił kamień szlifierski
i przez kilka minut wykorzystywał wiedzę nabytą podczas długich szkoleń pod
okiem ojca.
Gdy
skończył, wyjął oba klucze z zamka i jeszcze raz przyjrzał się im. Wyglądały
identycznie i gdyby nie to że cyna była bardziej gładka od metalu z którego
zrobiony jest zwykły klucz, nie widać by było żadnej różnicy. Pilnikiem
wygładził krawędzie i gotowy klucz schował do kamizelki. Formę z modeliny także
zabrał ze sobą i udał się do swojego pokoju. Nie wykorzystał jej całej, dlatego
stwierdził, że jakby ten klucz nie zadziałał, to spróbuje jeszcze raz. Czasu
było mało, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy.
* * *
Sprawdzenie
czy klucz pasuje do zamka, to już był zwykły test cierpliwości. Trzeba było
przeczekać całe zajęcia, aby spokojnie udać się do firmy.
Na
miejscu po około godzinie pracy, pod pretekstem pójścia na papierosa, zszedł
piętro niżej. Upewniwszy się wcześniej, że nikogo nie ma w pomieszczeniu z
ksero, wsunął klucz do zamka. Mechanizm zabrzęczał chłopakowi w uszach. Oto
bowiem chwila prawdy. Chłopak miał już przekręcić klucz, jednak ten nie drgnął.
Przełknąwszy głośno ślinę, spróbował jeszcze raz i znów bez rezultatu.
Serce
zabiło mu mocniej. Chłopak cofnął rękę, zostawiając klucz w zamku. Potem znów
spróbował. Nacisnął delikatnie i znów przekręcił. Ciągle nic. Zdenerwowany miał
już wyjął klucz z zamka, gdy dostrzegł w czym był problem. W tym całym
przejęciu, nie wsadził go po prostu do końca. Klucz wystawał milimetr przed
zamkiem, toteż ząbki w zamku nie weszły do odpowiednich zapadek w kluczu.
Shikamaru pokręcił zrezygnowany głową. Czuł
jak pot zbiera mu się na czole. Wsunął klucz do końca i tym razem zamek
przekręcił się bez najmniejszych oporów. Szczęknęła zapadka, co znaczyło, że
pokój był teraz otwarty. Chłopak przekręcił w drugą stronę, znów dało się
słyszeć trzask zamka i drzwi były na nowo zamknięte.
Odetchnąwszy
z ulgą, wyjął klucz i schował go do kieszeni od kamizelki. Jeszcze tego samego
dnia, napisał do Naruto i Sasuke znaną już czytelnikowi informację.
* * *
Chłopcy
kończyli kserować ostatnie kartki. Teraz należało tylko podrzucić oryginały z
powrotem na miejsce. Shikamaru zadecydował, że zrobi to osobiście, a pomoże mu
Naruto. Sasuke miał się zająć kopiami.
Obaj
ruszyli na górę. Upewniwszy się, że na korytarzu jest spokojnie, szybko
przeszli pod pokój dyrekcji. Naruto chciał już, aby Shikamaru wystukał kod,
jednak ciemnowłosy ostudził jego zapał.
-
Ej! Co jest Shika…
-
Chicho bądź – mówiąc to wyjął swój telefon i wybrał jakiś numer.
Przez
chwilę stał z słuchawką przy uchu, oczekując aż ktoś podniesie słuchawkę,
jednak bez skutecznie.
-
Jaja sobie robisz? Później zadzwonisz do Temari! – Naruto wyglądał na
oburzonego.
Shikamaru
odsunął słuchawkę od ucha i wyłączył wybieranie numeru.
-
Nie dzwoniłem do Temari.
-
Jak nie? To do kogo w takim razie?
-
Do Nagato.
-
Czy tobie odpierdoliło?! – Naruto momentalnie wpadł w szał, omal nie upuszczając
teczek z dokumentami.
-
Nie drzyj się. Dzwoniłem, bo chciałem mieć pewność, że nikt nie odbierze. Zatem
nikogo nie ma.
-
Aha… - Naruto przybrał teraz minę zakłopotanego – ale co jeśli…
-
Co jeśli mają telefon, który pokazuje numer połączenia przychodzącego? No cóż.
To nie jest mój numer. Zmieniłem swoją kartę SIM na kupioną dzisiaj kartę ze
startera. Po akcji ją wyrzucę.
Naruto
nic już nie odparł tylko pokiwał głową. Shikamaru urósł w jego oczach do rangi
geniusza. Ciemnowłosy w tym czasie wystukał kod i po chwili drzwi stały przed
nimi otworem. Uzumaki wszedł do środka i zaczął układać dokumenty w szafie,
święcąc sobie latarką w komórce. Shikamaru stał w tym czasie na czatach.
Praca
w ciemności przychodziła blondynowi z trudem. O ile przy wyładowywaniu teczek,
gdy towarzyszył mu Shikamaru, trwało to szybciej, tak teraz, miał wrażenie, że
jego ruchy są 3 razy wolniejsze. A może to świadomość, że teraz musi się z tym
sam uporać, sprawiała że ogarniały go czarne myśli? Każdą teczkę układał
najszybciej jak tylko umiał. Ręce mu się trzęsły, jednak nie tylko jemu
udzielało się zdenerwowanie. Shikamaru, który stał przy rogu korytarza, także
czuł jak serce mu wali. W tym momencie najbardziej docierało do nich to, że nie
zadzierają z byle kim, a przy ewentualnej wpadce muszą liczyć tylko na siebie.
W
pewnej chwili Nara zadrżał. Usłyszał jak ktoś otwiera drzwi od klatki
schodowej, miał się już schować bardziej, gdy poznał, że to Sasuke. Ciemnowłosy
wchodził właśnie do swojego pokoju. Shikamaru miał tylko nadzieję, że Shion nie
zacznie pytać o Naruto. Przypomniawszy sobie jednak to, jak jeszcze niecałą
godzinę temu, Uchiha ją potraktował, Shikamaru odetchnął z ulgą.
* * *
Sasuke
wszedł do pokoju, jak gdyby nigdy nic. Z całej trójki ciemnowłosy miał najmocniejsze
nerwy. Usadowiwszy się za biurkiem omiótł spojrzeniem pomieszczenie. Każdy
siedział na sowim miejscu. Nawet ta idiotka Shion zajęta była pracą, mimo że
oczy miała czerwone. Ciemnowłosy nie zareagował na ten widok, tylko spokojnie
wrócił do obowiązków. Póki co, jego rola się skończyła.
Naruto
długi czas się nie pojawiał. Wydało się to Sasuke dziwne, ale pomyślał, że może
Shikamaru coś jeszcze wymyślił. Nie zastanawiając się dalej nad tym, wertował
przez jakiś czas dokumenty, gdy nagle komórka zawibrowała na jego stole. Podniósł
wzrok na telefon. Wiadomość, którą otrzymał była od Naruto. Zdziwiony uniósł
telefon i gdy tylko odczytał sms-a zamarł.
* * *
Naruto
skończył właśnie układać teczki. Zamykał właśnie szafę, gdy nagle do pokoju
ktoś wparował i zamknął za sobą drzwi. Serce podskoczyło blondynowi do gardła.
Zaraz zapali się światło, a on ujrzy całą bandę stojącą nad nim, z rządzą mordu
w oczach. Ukatrupią go i nawet nie zostawią po sobie śladów.
-
Naruto, mamy problem – to był Shikamaru. Uzumaki na chwilę się uspokoił, jednak
dopiero teraz uświadomił sobie, co zaszło.
-
Shikamaru… co do diabła?
-
Właź pod stół!
-
Ale…
-
Natychmiast!
Ledwo
wgramolili się pod duży brązowy mebel i ułożyli na krzesłach tak, że od
spodniej części blatu dzieliło ich kilka centymetrów, ktoś od zewnątrz otworzył
drzwi. Światło nagle rozjaśniło pokój. Naruto kątem oka widział spod blatu
tylko dwie pary nóg który powoli przemieszczały się po pomieszczeniu. Drzwi
zamknęły się i dopiero teraz chłopców doszły dźwięki rozmowy.
-
Co do kurwy nędzy? – Shikamaru był
nie mniej zdenerwowany od Naruto – Miało
ich dzisiaj nie być.
-
Nie pokoi mnie to wszystko Konan. To już grubo ponad tydzień, a ani Hidan, ani
Kakuzu nie dali znaków życia! – nerwowy głos Orochimaru przeszył ciała
chłopców, którzy znajdowali się o kilka centymetrów od niego.
-
Nie musisz podnosić głosu Orochimaru – kobieta, w przeciwieństwie do mężczyzny,
mówiła spokojnie, nie zdradzając najmniejszych oznak zdenerwowania.
-
Przyznasz, jednak że to niepokojące?! Nawet Zetsu nie wie, co się z nimi
dzieje. A jeśli wpadli?
-
Gdzie się podziała twoja umiejętność chłodnej kalkulacji? Przecież gdyby
wpadli, to Zetsu by nas od razu poinformował.
Mężczyzna
nic nie odparł, tylko przeszedł się po pokoju. Odsunął jedno z krzeseł, to
które znajdowało się tuż przed głową Shikamaru, a za nogami Naruto. Obaj
zadrżeli, a mięśnie napięły się do granic możliwości. Nara uruchomił cały swój umysł,
starając się wymyślić, jak ich wyciągnąć z tej pułapki, niestety miał bardzo
ograniczone pole manewru.
Naruto
w tym czasie, który leżał przed nim tak, że Shikamaru widział podeszwy jego
butów, sięgnął powoli go kieszeni spodni. Wyjął z nich komórką, która następnie
powędrowała w okolice jego twarzy. Miał plan i mimo iż nie miał pełnej
gwarancji powodzenia, musiał zaryzykować. Na szczęście jeszcze przed akcją
wyciszył telefon, a wibracje były na tyle ciche, że nawet teraz gdyby ktoś do
niego zadzwonił, nikt by nie usłyszał.
Blondyn
wziął kilka głębszych oddechów i najciszej jak tylko potrafił zaczął wystukiwać
wiadomość w telefonie.
„Sasuke, mamy problem, pomóż nam.
Schowaliśmy się w biurze Nagato, bo dwójka z nich wróciła. Na klatce schodowej
jak idziemy do pokoju z ksero, znajduje się alarm przeciwpożarowy. Uruchom go!”
Chłopak
wziął jeszcze jeden oddech i wybrał opcje wyślij wiadomość. Niebieska strzałka
oznaczająca wysyłanie wiadomości świeciła przez długi czas. Naruto serce waliło
niczym młot. Docierały do niego odgłosy rozmowy, ale nie same słowa. Orochimaru
siedział na krześle i mówił coś nerwowym tonem. Konan stała oparta o stół i
ograniczała się do krótkich odpowiedzi.
W
pewnej chwili ekran komórki zabłysł. Chłopak spojrzał na ekran i zbladł.
Wiadomość się nie wysłała. Po chwili przyszedł do niego sms od operatora sieci
„Brak środków na koncie…”
-
Jakie kurwa brak środków?!?!?! – Chłopak
musiał wytężyć całą swoją silną wolę, aby nie wrzasnąć na całe gardło. Teraz
sytuacja była naprawdę poważna.
Naruto
trzęsła się ręka tak, że omal nie upuścił telefonu. Na szczęście adrenalina,
którą teraz jego organizm produkował, sprawiła że strach jeszcze całkowicie nim
nie zawładnął i resztki świadomości analizowały beznadziejną sytuację, z której
istniała jeszcze szansa wyrwania się.
Uzumaki zapisał poprzednią wiadomość w kopiach
roboczych, a następnie zabrał się za pisanie nowej. Była to wiadomość, którą
każdy użytkownik telefonów na kartę znał niczym mantrę, gdy nagle zabrakło
środków na jego koncie. Wiadomość o treści „SOS” wysyłany na numer operatora,
zasilała konto dodatkową złotówką, która była później potrącana przy nowym
doładowaniu.
Wysłał
sms-a i czekał. Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Wiadomość zwrotna
przychodziła prawie od razu po wysłaniu sms-a, a teraz miał wrażenie, że mijają
długie minuty.
-
No! Dalej kurwa!
W końcu telefon zawibrował w jego dłoni.
„Uprzejmie informujemy…”
-
Spierdalajcie!
Nerwowym ruchem wszedł do folderu kopii roboczych, obiecując
sobie jednocześnie, że jak teraz wysiądzie mu bateria w telefonie, to wyjdzie
spod tego stołu i zacznie się napierdzielać się z każdym kto jest w tym pokoju,
a potem ucieknie jak najdalej stąd.
Otworzył wcześniej zapisaną wiadomość i znów
w napięciu obserwował niebieską strzałkę. Wiadomość była długa, toteż trochę
czasu minęło zanim została w pełni wysłana. Naruto miał wrażenie, że w ciągu
tych kilku minut postarzał się o ładnych parę lat.
-
Sasuke, rusz tą dupę! – jakby same
myśli miały już pchnąć Uchihę do działania.
* * *
Uchiha
nie musiał czytać dwa razy. Wiedział doskonale, że musi się spieszyć. Gdy tylko
wyszedł z pokoju, popędził od razu na miejsce, które opisał mu Naruto. Tam jak
się okazało, stało dwóch gości, którzy przy otwartym oknie popalali papierosy.
Sasuke stanął niczym wryty. Miał ochotę zrzucić ich obu ze schodów, połamać
karki, cokolwiek, byleby się ich pozbyć.
-
Tym kurwom leśnym zachciało się jarania
akurat teraz?! I to przy samym alarmie?!
Starając się ukryć zdenerwowanie zszedł kilka stopni niżej,
palacze jednak nie zwracali na niego najmniejszej uwagi.
-
Wypierdalać stąd!
* * *
-
Skończyłeś się już żalić? – Konan była wyraźnie poirytowana, tym że Orochimaru
nie dawał jej spokoju. Owszem zniknięcie najemnika i zabójcy było dziwne i
komplikowało sprawy, ale robienie rabanu o to, w niczym nie poprawiało
sytuacji.
-
Tak skończyłem – Orochimaru wstał i z znów zaczął się przechadzać po pokoju – a
co Nagato o tym myśli?
-
Skąd mam wiedzieć? Myślisz, że to ma znaczenie?
-
Do cholery, jest przecież liderem!
-
Mówiłam ci, żebyś nie podnosił głosu?
Orochimaru
nic nie odparł, tylko prychnął wrogo na kobietę. Nie przepadał za nią. Jego
zdaniem, jako prawa ręka Nagato była niezwykle pyszałkowata. To już wolał
Akari, żonę lidera. Ona przynajmniej nie wywyższała się.
-
Kurwa, Sasuke… co ty robisz?! Włącz ten
przeklęty alarm!
Naruto oddychał cicho, lecz jemu samemu wydawało się, że oboje
zaraz usłyszą jego oddech. Nerwowo ściskał komórkę w ręku. Shikamaru był
wściekły. Nie tylko na to, że znaleźli się w tej beznadziejnej sytuacji, ale
także na fakt, że niczego nie potrafił wymyślić. Gdyby chociaż udało mu się
porozumieć z Naruto.
Orochimaru
znów usiadł na krześle, a nogi oparł na dolnej poręczy krzesła, na której
Shikamaru trzymał głowę.
-
Tylko nim nie rusz – modlił się
chłopak, po czym dodał – i weź tu kurwa
rzuć palenie.
* * *
Sasuke
nie wytrzymał. Miał już ruszyć i pozbyć się natrętnych palaczy, gdy ci nagle
sami, wyrzuciwszy niedopałki za okno, wrócili do biura. Dwoma susami chłopak
wbiegł na górę i bez zastanowienia rozbił plastikową osłonkę, wciskając
przycisk uruchamiający alarm.
W
całym budynku rozległ się dźwięk syren. Wszyscy, którzy do tej pory byli
skupieni na swojej pracy, nagle spojrzeli w kierunku dzwonków alarmowych i
wstali od swoich miejsce. Początkowe zdziwienie przeradzało się w
zaniepokojenie i po chwili wszyscy zaczęli opuszczać swoje pokoje.
* * *
-
Słyszysz? – Konan podniosła wzrok.
-
Tak – Orochimaru wstał z krzesła – alarm przeciwpożarowy?
-
Najwidoczniej. Chodź sprawdzimy co się dzieje.
Oboje
szybkim krokiem opuścili pokój, zostawiając światło zapalone. Gdy tylko
zamknęli drzwi, chłopcy zsunęli się z krzeseł na podłogę i powoli wysunęli spod
stołu.
-
Mamy farta z tym pożarem – rzekł Shikamaru, któremu kamień spadł z serca.
-
Raczej ogarniętego kolegę – odparł Naruto – dobra robota Sasuke.
-
Sasuke? – Shikamaru popatrzył zdziwiony na blondyna i dopiero teraz dostrzegł
telefon komórkowy w jego ręku – chcesz powiedzieć, że…
-
Tak. Napisałem mu, żeby włączył alarm. Wydało mi się to jedyną szansą na
pozbycie się ich.
Shikamaru
nic nie odparł, tylko nieznacznie się uśmiechnął. Musiał przyznać, że jeśli
chodzi o szybkość planowania i działania w sytuacjach pod ogromną presją,
Naruto był w tym mistrzem.
Szybko
podnieśli się z ziemi i ruszyli w kierunku drzwi. Naruto delikatnie uchylił
skrzydło i gdy upewnili się, że teren jest czysty, wybiegli z gabinetu i
zatrzymali się dopiero na rogu. Naruto wychylił się nieznacznie i spostrzegł,
że zarówno Konan jak i Orochimaru byli zajęci ewakuacją. Wyczekali momentu, gdy
oboje udali się do kolejnego pokoju i sami zmieszawszy się z tłumem, upuścili
budynek.
Jak
się okazało na dole czekał już na nich Sasuke, który pierwszy ich zauważył i
przywołał do siebie.
-
Dobra robota Sasuke, jednak przydajesz się na coś – Naruto uśmiechał się do
przyjaciela.
-
Ty natomiast sprawiasz same problemy, jak zawsze – prychnął Sasuke i
poklepawszy przyjaciela po ramieniu, spytał już ciszej – Udało się?
-
Udało. Pozostaje już tylko jedna rzecz – odparł spokojne Shikamaru.
Nara
sięgnął drżącymi jeszcze rękoma do kieszeni i wydobył z nich paczkę papierosów.
Wyjął jeden i odpalił zapalniczkę. Pomarańczowy płomień przez chwilę rozjaśniał
jego twarz, po czym schował zapalarkę. Zaciągnął się głęboko i wypuścił z ust
duży kłąb białego dymu.
-
Cholera jasna – rzekł nagle Shikamaru.
-
Co jest? – spytał Sasuke, który popatrzył na Nara zdenerwowanym spojrzeniem.
-
Wybrałem zły moment na rzucenie palenia – odparł Shikamaru i ponownie się
zaciągnął.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na dziś koniec, jednak nie koniec zmagań naszych bohaterów. Chłopaki póki co dają radę i dzielnie stawiają czoła przeciwnościom losu :) Zapraszam wszystkich do komentowania. Ewentualne uwagi, również są mile widziane.
Następny rozdział tradycyjnie za tydzień (18 października), a w nim: Kto rzuci podejrzenie na trójkę naszych przyjaciół? Rozmowa z kierownictwem - jak się skończy? Czy kopie dokumentów wpadną w niepowołane ręce? Na koniec co przyjemnego :)
Do zobaczenia za tydzień!!! :)
Bardzo dobry rozdział, budujący napięcie. Jestem ciekaw jak oni radzą sobie z tak dużym stresem, no robi się ciekawie. Czekam na kolejną dawkę emocji. Weny
OdpowiedzUsuńwłaśnie skończyłam czytać twoje opowiadanie i muszę powiedzieć, że to najlepszy blog jaki udało mi się do tej pory spotkać :)) rozdział bardzo dobry :3 ( wiesz, że jeszcze 4 chaptery i koniec mangi Naruto? uduszę tego Kisiela chyba ;-;)
OdpowiedzUsuńKolejna epicka notka czekam na następną XD
OdpowiedzUsuńNormalnie serce do gardła mi podeszlo, ale Naruto zachował zimną krew :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńTen rozdział o mało co nie przyprawił mnie o zawał serce. Takiego napięcia nie miałem od czasu kiedy nauczyciele robili nocną inspekcje na wycieczce szkolnej, kiedy ukrywałem się w łazience nie swojego pokoju. Ale jakoś mi się upiekło.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału
Pozdrawiam
P.S. Zapraszam na nowy rozdział pieczecprzeznaczenia.blog.pl
Ekstra rozdział :) Chwile grozy jak w dreszczowcu, ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Mam nadzieje, że teraz będzie z górki ;) i skończą się problemy chłopaków.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nowego rozdziału
Pozdrawiam :D
Świetny budujący napięcie rozdział.
OdpowiedzUsuńZapraszam na bloga NaruHina w postapokaliptycznym świecie
http://narutokonohaschool.blog.pl/
No i to jest niezła akcja, od czasu tego wątku z mordercą było nudno jak cholera a teraz to się czytało z zapartym tchem ;) oby więcej takich akcji xD
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Jeden z najlepszych :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://milosny-odwyk.blogspot.com/2014/10/rozdzia-3_24.html