piątek, 10 października 2014

ROZDZIAŁ LXV

    Witam serdecznie. Dzisiaj kolejny ciąg zmagań naszych bohaterów z Akatsuki. Kolejny i zapewne nie ostatni, dlatego bez zbędnego przeciągania. Zapraszam do lektury! :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Równo o siódmej rano odgłos budzika wyrwał Shikamaru ze snu. Chłopak z trudem zwlókł się z łóżka, aby wyłączyć nieznośne ustrojstwo. Sennym krokiem udał się do łazienki, gdzie przemył twarz zimną wodą, po czym wrócił do pokoju. Przebrał się w codzienne ubranie i udał do kuchni, gdzie jego matka przygotowywała właśnie śniadanie.
            - Wcześnie wstałeś dzisiaj – rzekła, spoglądając przez ramię na wpół śpiącego syna.
            - Aha, mam coś do zrobienia – odparł Shikamaru, ziewając przy tym.
            - To po co tak późno się kładłeś, skoro wiedziałeś, że musisz wstać?
            - Wczoraj też miałem coś do zrobienia.
            Kobieta nic nie odparła, tylko wywróciła oczami i zabrała się z powrotem za przygotowywanie posiłku. Chłopak podszedł do matki i podebrał z blatu dwie kanapki.
            - Mógłbyś poczekać chociaż aż skończę.
            - Po co? Są dobre, dzięki mamo.
            - A ty dokąd?
            - Mówiłem, że mam coś do zrobienia. Będę w garażu jakby co.
            Kobieta jeszcze coś odpowiedziała, jednak Shikamaru już tego nie słyszał. Wyszedł do przedpokoju i skierował się w kierunku drzwi, które prowadziły do garażu. Ojciec chłopaka właśnie wyjeżdżał do pracy, toteż Nara miał teraz całe pomieszczenie dla siebie. Podszedł do znajdującego się po przeciwległej stronie stołu z narzędziami, na którym położył papierośnicę. Tą samą, w której znajdowały się odciski klucza. Najdelikatniej jak tylko potrafił wyjął modelinę z papierośnicy i położył na lekko rozwartym imadle. Następnie sięgnął po ręczny palnik, odkręcił kurek. Z duszy zasyczał gaz wyrzucany na zewnątrz. Shikamaru wyjął z kieszeni spodni zapalniczkę i zapalił, po czym przyłożył ją do dyszy palnika. Gaz momentalnie zajął się ogniem, który przypominał niebieski ogon. Pokrętłem wyregulował przepływ gazu i po chwili podłożył ogień pod modelinę, tak aby jej bezpośrednio nie dotknął niebieski język. Przez kilkanaście sekund podgrzewał ją w ten sposób, aż w końcu wyłączył palnik.
Odczekawszy kilka minut, wziął formę do ręki. Była teraz twarda niczym kamień. Modelina ma to do siebie, że w zależności od rodzaju można ją było utwardzić wysoką temperaturą, światłem lub powietrzem. W ten oto prosty i łatwy sposób Shikamaru stał się posiadaczem formy, z której można było odlać klucz do ksera.
            - Shikamaru? A tutaj jesteś – głos matki wyrwał go ze skupienia w jakim się znajdował, że omal nie upuścił modeliny.
            - Tak mamo? Stało się coś? – spytał spokojnie, kładąc matrycę na stół.
            - Chciałam spytać, czy Temari będzie w ten weekend u nas, bo jadę na zakupy.
            - A co ona ma do tego? – spytał zdziwiony chłopak.
            - Jak to co?! – kobieta wydała się oburzona tym pytaniem – przecież nie pozwolę, żeby siedziała tutaj głodna! Ja nie wiem, zero jakieś empatii w tobie! Co ona w tobie widzi? Przychodzi, to wypada ją czymś poczęstować!
            - Dobrze już, dobrze. Będzie, będzie.
            - Tak lepiej, i skoro jesteś w domu, to może byś sprzątnął u siebie w pokoju?
            - Tak, tak…
            - Jedno „tak” wystarczy! – odparła z gniewem w głosie i wyszła z garażu. Zaraz gdy tylko zamknęła drzwi, zapomniała niemal zupełnie o swoim małym wybuchu gniewu.
            Shikamaru westchnął ciężko i wrócił do swojej pracy. Musiał zrobić odlew. Nie miał żadnego pieca, w którym mógłby stopić jakiś twardy metal, dlatego też z jednej z szufladek dobył niewielki stalowy drucik grubości dwóch milimetrów. Kombinerkami uciął niewielki jego fragment i położył obok matrycy. Następnie założył grube materiałowe rękawice i do jednej ręki wziął drut z cyny, a do drugiej lutownicę typu „kolba”. Podłączył urządzenie do prądu i trzymając drut nad formą, przytknął do niego powoli rozgrzewającą się lutownice.
            Po chwili kilka kropli cyny spadło do formy. Chłopak poruszał nieznacznie drucikiem, starając się nie odrywać od niego końca lutownicy tak, aby cyna wypełniła równomiernie dno formy. Później odłożył przybory i wziął do ręki przygotowany uprzednio stalowy drucik, który był niewiele krótszy od formy klucza i ułożył na zastygłej już cynie. Następnie powtórzył manewr z lutownicą i po chwili cały otwór był wypełniony cyną po sam brzeg.
            Shikamaru odczekał dłuższą chwilę, po czym ostrożnie przechylił wieko matrycy. Gotowy klucz wypadł na jego dłoń. Sama cyna jest niezwykle miękkim metalem, który łatwo ulega deformacji. Dlatego stalowy drut w środku usztywniał klucz. Jednak i tak przygotowany odlew nie był gotowy. Cynowe ząbki były miękkie i było ryzyko, że podczas wkładania do zamka zdeformują się i klucz nie będzie pasował.
            Chłopak delikatnie przetarł odlew papierem ściernym, chcąc wyrównać tu i ówdzie odstające resztki cyny. Na szczęście złożyło się tak, że jego tata dorabiał kiedyś jako ślusarz, który ku ówczesnemu niezadowoleniu jego syna, postanowił całą swoją wiedzę w dziedzinie dorabiania kluczy, przelać właśnie na Shikamaru. Gdy chłopak obmyślał plan włamania się do ksero, była to jedna z tych niezwykle rzadkich chwil, gdy dziękował za upór matki, która zmusiła go do nauki zawodu.
            Ojciec Shikamaru dostał pracę w firmie ubezpieczeniowej jako analityk, jednak sprzęt postanowił zostawić z myślą, że może się jeszcze przyda. I przydał się. Shikamaru umieścił swój klucz w maszynie do obróbki, następnie dobył z haczyka jeden z nieobrobiony jeszcze kluczy i ułożył obok swojego. Zamknął zatrzask, tak aby klucze podczas obróbki się nie przesuwały. Uruchomił kamień szlifierski i przez kilka minut wykorzystywał wiedzę nabytą podczas długich szkoleń pod okiem ojca.
            Gdy skończył, wyjął oba klucze z zamka i jeszcze raz przyjrzał się im. Wyglądały identycznie i gdyby nie to że cyna była bardziej gładka od metalu z którego zrobiony jest zwykły klucz, nie widać by było żadnej różnicy. Pilnikiem wygładził krawędzie i gotowy klucz schował do kamizelki. Formę z modeliny także zabrał ze sobą i udał się do swojego pokoju. Nie wykorzystał jej całej, dlatego stwierdził, że jakby ten klucz nie zadziałał, to spróbuje jeszcze raz. Czasu było mało, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy.

* * *

            Sprawdzenie czy klucz pasuje do zamka, to już był zwykły test cierpliwości. Trzeba było przeczekać całe zajęcia, aby spokojnie udać się do firmy.
            Na miejscu po około godzinie pracy, pod pretekstem pójścia na papierosa, zszedł piętro niżej. Upewniwszy się wcześniej, że nikogo nie ma w pomieszczeniu z ksero, wsunął klucz do zamka. Mechanizm zabrzęczał chłopakowi w uszach. Oto bowiem chwila prawdy. Chłopak miał już przekręcić klucz, jednak ten nie drgnął. Przełknąwszy głośno ślinę, spróbował jeszcze raz i znów bez rezultatu.
            Serce zabiło mu mocniej. Chłopak cofnął rękę, zostawiając klucz w zamku. Potem znów spróbował. Nacisnął delikatnie i znów przekręcił. Ciągle nic. Zdenerwowany miał już wyjął klucz z zamka, gdy dostrzegł w czym był problem. W tym całym przejęciu, nie wsadził go po prostu do końca. Klucz wystawał milimetr przed zamkiem, toteż ząbki w zamku nie weszły do odpowiednich zapadek w kluczu.
Shikamaru pokręcił zrezygnowany głową. Czuł jak pot zbiera mu się na czole. Wsunął klucz do końca i tym razem zamek przekręcił się bez najmniejszych oporów. Szczęknęła zapadka, co znaczyło, że pokój był teraz otwarty. Chłopak przekręcił w drugą stronę, znów dało się słyszeć trzask zamka i drzwi były na nowo zamknięte.
            Odetchnąwszy z ulgą, wyjął klucz i schował go do kieszeni od kamizelki. Jeszcze tego samego dnia, napisał do Naruto i Sasuke znaną już czytelnikowi informację.

* * *

            Chłopcy kończyli kserować ostatnie kartki. Teraz należało tylko podrzucić oryginały z powrotem na miejsce. Shikamaru zadecydował, że zrobi to osobiście, a pomoże mu Naruto. Sasuke miał się zająć kopiami.
            Obaj ruszyli na górę. Upewniwszy się, że na korytarzu jest spokojnie, szybko przeszli pod pokój dyrekcji. Naruto chciał już, aby Shikamaru wystukał kod, jednak ciemnowłosy ostudził jego zapał.
            - Ej! Co jest Shika…
            - Chicho bądź – mówiąc to wyjął swój telefon i wybrał jakiś numer.
            Przez chwilę stał z słuchawką przy uchu, oczekując aż ktoś podniesie słuchawkę, jednak bez skutecznie.
            - Jaja sobie robisz? Później zadzwonisz do Temari! – Naruto wyglądał na oburzonego.
            Shikamaru odsunął słuchawkę od ucha i wyłączył wybieranie numeru.
            - Nie dzwoniłem do Temari.
            - Jak nie? To do kogo w takim razie?
            - Do Nagato.
            - Czy tobie odpierdoliło?! – Naruto momentalnie wpadł w szał, omal nie upuszczając teczek z dokumentami.
            - Nie drzyj się. Dzwoniłem, bo chciałem mieć pewność, że nikt nie odbierze. Zatem nikogo nie ma.
            - Aha… - Naruto przybrał teraz minę zakłopotanego – ale co jeśli…
            - Co jeśli mają telefon, który pokazuje numer połączenia przychodzącego? No cóż. To nie jest mój numer. Zmieniłem swoją kartę SIM na kupioną dzisiaj kartę ze startera. Po akcji ją wyrzucę.
            Naruto nic już nie odparł tylko pokiwał głową. Shikamaru urósł w jego oczach do rangi geniusza. Ciemnowłosy w tym czasie wystukał kod i po chwili drzwi stały przed nimi otworem. Uzumaki wszedł do środka i zaczął układać dokumenty w szafie, święcąc sobie latarką w komórce. Shikamaru stał w tym czasie na czatach.
            Praca w ciemności przychodziła blondynowi z trudem. O ile przy wyładowywaniu teczek, gdy towarzyszył mu Shikamaru, trwało to szybciej, tak teraz, miał wrażenie, że jego ruchy są 3 razy wolniejsze. A może to świadomość, że teraz musi się z tym sam uporać, sprawiała że ogarniały go czarne myśli? Każdą teczkę układał najszybciej jak tylko umiał. Ręce mu się trzęsły, jednak nie tylko jemu udzielało się zdenerwowanie. Shikamaru, który stał przy rogu korytarza, także czuł jak serce mu wali. W tym momencie najbardziej docierało do nich to, że nie zadzierają z byle kim, a przy ewentualnej wpadce muszą liczyć tylko na siebie.
            W pewnej chwili Nara zadrżał. Usłyszał jak ktoś otwiera drzwi od klatki schodowej, miał się już schować bardziej, gdy poznał, że to Sasuke. Ciemnowłosy wchodził właśnie do swojego pokoju. Shikamaru miał tylko nadzieję, że Shion nie zacznie pytać o Naruto. Przypomniawszy sobie jednak to, jak jeszcze niecałą godzinę temu, Uchiha ją potraktował, Shikamaru odetchnął z ulgą.

* * *

            Sasuke wszedł do pokoju, jak gdyby nigdy nic. Z całej trójki ciemnowłosy miał najmocniejsze nerwy. Usadowiwszy się za biurkiem omiótł spojrzeniem pomieszczenie. Każdy siedział na sowim miejscu. Nawet ta idiotka Shion zajęta była pracą, mimo że oczy miała czerwone. Ciemnowłosy nie zareagował na ten widok, tylko spokojnie wrócił do obowiązków. Póki co, jego rola się skończyła.
            Naruto długi czas się nie pojawiał. Wydało się to Sasuke dziwne, ale pomyślał, że może Shikamaru coś jeszcze wymyślił. Nie zastanawiając się dalej nad tym, wertował przez jakiś czas dokumenty, gdy nagle komórka zawibrowała na jego stole. Podniósł wzrok na telefon. Wiadomość, którą otrzymał była od Naruto. Zdziwiony uniósł telefon i gdy tylko odczytał sms-a zamarł.

* * *

            Naruto skończył właśnie układać teczki. Zamykał właśnie szafę, gdy nagle do pokoju ktoś wparował i zamknął za sobą drzwi. Serce podskoczyło blondynowi do gardła. Zaraz zapali się światło, a on ujrzy całą bandę stojącą nad nim, z rządzą mordu w oczach. Ukatrupią go i nawet nie zostawią po sobie śladów.
            - Naruto, mamy problem – to był Shikamaru. Uzumaki na chwilę się uspokoił, jednak dopiero teraz uświadomił sobie, co zaszło.
            - Shikamaru… co do diabła?
            - Właź pod stół!
            - Ale…
            - Natychmiast!
            Ledwo wgramolili się pod duży brązowy mebel i ułożyli na krzesłach tak, że od spodniej części blatu dzieliło ich kilka centymetrów, ktoś od zewnątrz otworzył drzwi. Światło nagle rozjaśniło pokój. Naruto kątem oka widział spod blatu tylko dwie pary nóg który powoli przemieszczały się po pomieszczeniu. Drzwi zamknęły się i dopiero teraz chłopców doszły dźwięki rozmowy.
            - Co do kurwy nędzy? – Shikamaru był nie mniej zdenerwowany od Naruto – Miało ich dzisiaj nie być.
            - Nie pokoi mnie to wszystko Konan. To już grubo ponad tydzień, a ani Hidan, ani Kakuzu nie dali znaków życia! – nerwowy głos Orochimaru przeszył ciała chłopców, którzy znajdowali się o kilka centymetrów od niego.
            - Nie musisz podnosić głosu Orochimaru – kobieta, w przeciwieństwie do mężczyzny, mówiła spokojnie, nie zdradzając najmniejszych oznak zdenerwowania.
            - Przyznasz, jednak że to niepokojące?! Nawet Zetsu nie wie, co się z nimi dzieje. A jeśli wpadli?
            - Gdzie się podziała twoja umiejętność chłodnej kalkulacji? Przecież gdyby wpadli, to Zetsu by nas od razu poinformował.
            Mężczyzna nic nie odparł, tylko przeszedł się po pokoju. Odsunął jedno z krzeseł, to które znajdowało się tuż przed głową Shikamaru, a za nogami Naruto. Obaj zadrżeli, a mięśnie napięły się do granic możliwości. Nara uruchomił cały swój umysł, starając się wymyślić, jak ich wyciągnąć z tej pułapki, niestety miał bardzo ograniczone pole manewru.
            Naruto w tym czasie, który leżał przed nim tak, że Shikamaru widział podeszwy jego butów, sięgnął powoli go kieszeni spodni. Wyjął z nich komórką, która następnie powędrowała w okolice jego twarzy. Miał plan i mimo iż nie miał pełnej gwarancji powodzenia, musiał zaryzykować. Na szczęście jeszcze przed akcją wyciszył telefon, a wibracje były na tyle ciche, że nawet teraz gdyby ktoś do niego zadzwonił, nikt by nie usłyszał.
            Blondyn wziął kilka głębszych oddechów i najciszej jak tylko potrafił zaczął wystukiwać wiadomość w telefonie.
„Sasuke, mamy problem, pomóż nam. Schowaliśmy się w biurze Nagato, bo dwójka z nich wróciła. Na klatce schodowej jak idziemy do pokoju z ksero, znajduje się alarm przeciwpożarowy. Uruchom go!”
            Chłopak wziął jeszcze jeden oddech i wybrał opcje wyślij wiadomość. Niebieska strzałka oznaczająca wysyłanie wiadomości świeciła przez długi czas. Naruto serce waliło niczym młot. Docierały do niego odgłosy rozmowy, ale nie same słowa. Orochimaru siedział na krześle i mówił coś nerwowym tonem. Konan stała oparta o stół i ograniczała się do krótkich odpowiedzi.
            W pewnej chwili ekran komórki zabłysł. Chłopak spojrzał na ekran i zbladł. Wiadomość się nie wysłała. Po chwili przyszedł do niego sms od operatora sieci
„Brak środków na koncie…”
            - Jakie kurwa brak środków?!?!?! – Chłopak musiał wytężyć całą swoją silną wolę, aby nie wrzasnąć na całe gardło. Teraz sytuacja była naprawdę poważna.
            Naruto trzęsła się ręka tak, że omal nie upuścił telefonu. Na szczęście adrenalina, którą teraz jego organizm produkował, sprawiła że strach jeszcze całkowicie nim nie zawładnął i resztki świadomości analizowały beznadziejną sytuację, z której istniała jeszcze szansa wyrwania się.
             Uzumaki zapisał poprzednią wiadomość w kopiach roboczych, a następnie zabrał się za pisanie nowej. Była to wiadomość, którą każdy użytkownik telefonów na kartę znał niczym mantrę, gdy nagle zabrakło środków na jego koncie. Wiadomość o treści „SOS” wysyłany na numer operatora, zasilała konto dodatkową złotówką, która była później potrącana przy nowym doładowaniu.
            Wysłał sms-a i czekał. Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Wiadomość zwrotna przychodziła prawie od razu po wysłaniu sms-a, a teraz miał wrażenie, że mijają długie minuty.
            - No! Dalej kurwa!
            W końcu telefon zawibrował w jego dłoni.
„Uprzejmie informujemy…”
            - Spierdalajcie!
            Nerwowym ruchem wszedł do folderu kopii roboczych, obiecując sobie jednocześnie, że jak teraz wysiądzie mu bateria w telefonie, to wyjdzie spod tego stołu i zacznie się napierdzielać się z każdym kto jest w tym pokoju, a potem ucieknie jak najdalej stąd.
Otworzył wcześniej zapisaną wiadomość i znów w napięciu obserwował niebieską strzałkę. Wiadomość była długa, toteż trochę czasu minęło zanim została w pełni wysłana. Naruto miał wrażenie, że w ciągu tych kilku minut postarzał się o ładnych parę lat.
            - Sasuke, rusz tą dupę! – jakby same myśli miały już pchnąć Uchihę do działania.

* * *

            Uchiha nie musiał czytać dwa razy. Wiedział doskonale, że musi się spieszyć. Gdy tylko wyszedł z pokoju, popędził od razu na miejsce, które opisał mu Naruto. Tam jak się okazało, stało dwóch gości, którzy przy otwartym oknie popalali papierosy. Sasuke stanął niczym wryty. Miał ochotę zrzucić ich obu ze schodów, połamać karki, cokolwiek, byleby się ich pozbyć.
            - Tym kurwom leśnym zachciało się jarania akurat teraz?! I to przy samym alarmie?!
            Starając się ukryć zdenerwowanie zszedł kilka stopni niżej, palacze jednak nie zwracali na niego najmniejszej uwagi.
            - Wypierdalać stąd!

* * *

            - Skończyłeś się już żalić? – Konan była wyraźnie poirytowana, tym że Orochimaru nie dawał jej spokoju. Owszem zniknięcie najemnika i zabójcy było dziwne i komplikowało sprawy, ale robienie rabanu o to, w niczym nie poprawiało sytuacji.
            - Tak skończyłem – Orochimaru wstał i z znów zaczął się przechadzać po pokoju – a co Nagato o tym myśli?
            - Skąd mam wiedzieć? Myślisz, że to ma znaczenie?
            - Do cholery, jest przecież liderem!
            - Mówiłam ci, żebyś nie podnosił głosu?
            Orochimaru nic nie odparł, tylko prychnął wrogo na kobietę. Nie przepadał za nią. Jego zdaniem, jako prawa ręka Nagato była niezwykle pyszałkowata. To już wolał Akari, żonę lidera. Ona przynajmniej nie wywyższała się.
            - Kurwa, Sasuke… co ty robisz?! Włącz ten przeklęty alarm!
            Naruto oddychał cicho, lecz jemu samemu wydawało się, że oboje zaraz usłyszą jego oddech. Nerwowo ściskał komórkę w ręku. Shikamaru był wściekły. Nie tylko na to, że znaleźli się w tej beznadziejnej sytuacji, ale także na fakt, że niczego nie potrafił wymyślić. Gdyby chociaż udało mu się porozumieć z Naruto.
            Orochimaru znów usiadł na krześle, a nogi oparł na dolnej poręczy krzesła, na której Shikamaru trzymał głowę.
            - Tylko nim nie rusz – modlił się chłopak, po czym dodał – i weź tu kurwa rzuć palenie.

* * *

            Sasuke nie wytrzymał. Miał już ruszyć i pozbyć się natrętnych palaczy, gdy ci nagle sami, wyrzuciwszy niedopałki za okno, wrócili do biura. Dwoma susami chłopak wbiegł na górę i bez zastanowienia rozbił plastikową osłonkę, wciskając przycisk uruchamiający alarm.
            W całym budynku rozległ się dźwięk syren. Wszyscy, którzy do tej pory byli skupieni na swojej pracy, nagle spojrzeli w kierunku dzwonków alarmowych i wstali od swoich miejsce. Początkowe zdziwienie przeradzało się w zaniepokojenie i po chwili wszyscy zaczęli opuszczać swoje pokoje.

* * *

            - Słyszysz? – Konan podniosła wzrok.
            - Tak – Orochimaru wstał z krzesła – alarm przeciwpożarowy?
            - Najwidoczniej. Chodź sprawdzimy co się dzieje.
            Oboje szybkim krokiem opuścili pokój, zostawiając światło zapalone. Gdy tylko zamknęli drzwi, chłopcy zsunęli się z krzeseł na podłogę i powoli wysunęli spod stołu.
            - Mamy farta z tym pożarem – rzekł Shikamaru, któremu kamień spadł z serca.
            - Raczej ogarniętego kolegę – odparł Naruto – dobra robota Sasuke.
            - Sasuke? – Shikamaru popatrzył zdziwiony na blondyna i dopiero teraz dostrzegł telefon komórkowy w jego ręku – chcesz powiedzieć, że…
            - Tak. Napisałem mu, żeby włączył alarm. Wydało mi się to jedyną szansą na pozbycie się ich.
            Shikamaru nic nie odparł, tylko nieznacznie się uśmiechnął. Musiał przyznać, że jeśli chodzi o szybkość planowania i działania w sytuacjach pod ogromną presją, Naruto był w tym mistrzem.
            Szybko podnieśli się z ziemi i ruszyli w kierunku drzwi. Naruto delikatnie uchylił skrzydło i gdy upewnili się, że teren jest czysty, wybiegli z gabinetu i zatrzymali się dopiero na rogu. Naruto wychylił się nieznacznie i spostrzegł, że zarówno Konan jak i Orochimaru byli zajęci ewakuacją. Wyczekali momentu, gdy oboje udali się do kolejnego pokoju i sami zmieszawszy się z tłumem, upuścili budynek.
            Jak się okazało na dole czekał już na nich Sasuke, który pierwszy ich zauważył i przywołał do siebie.
            - Dobra robota Sasuke, jednak przydajesz się na coś – Naruto uśmiechał się do przyjaciela.
            - Ty natomiast sprawiasz same problemy, jak zawsze – prychnął Sasuke i poklepawszy przyjaciela po ramieniu, spytał już ciszej – Udało się?
            - Udało. Pozostaje już tylko jedna rzecz – odparł spokojne Shikamaru.
            Nara sięgnął drżącymi jeszcze rękoma do kieszeni i wydobył z nich paczkę papierosów. Wyjął jeden i odpalił zapalniczkę. Pomarańczowy płomień przez chwilę rozjaśniał jego twarz, po czym schował zapalarkę. Zaciągnął się głęboko i wypuścił z ust duży kłąb białego dymu.
            - Cholera jasna – rzekł nagle Shikamaru.
            - Co jest? – spytał Sasuke, który popatrzył na Nara zdenerwowanym spojrzeniem.
            - Wybrałem zły moment na rzucenie palenia – odparł Shikamaru i ponownie się zaciągnął.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
            Na dziś koniec, jednak nie koniec zmagań naszych bohaterów. Chłopaki póki co dają radę i dzielnie stawiają czoła przeciwnościom losu :) Zapraszam wszystkich do komentowania. Ewentualne uwagi, również są mile widziane.
            Następny rozdział tradycyjnie za tydzień (18 października), a w nim: Kto rzuci podejrzenie na trójkę naszych przyjaciół? Rozmowa z kierownictwem - jak się skończy? Czy kopie dokumentów wpadną w niepowołane ręce? Na koniec co przyjemnego :)
          Do zobaczenia za tydzień!!! :)

9 komentarzy:

  1. Bardzo dobry rozdział, budujący napięcie. Jestem ciekaw jak oni radzą sobie z tak dużym stresem, no robi się ciekawie. Czekam na kolejną dawkę emocji. Weny

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie skończyłam czytać twoje opowiadanie i muszę powiedzieć, że to najlepszy blog jaki udało mi się do tej pory spotkać :)) rozdział bardzo dobry :3 ( wiesz, że jeszcze 4 chaptery i koniec mangi Naruto? uduszę tego Kisiela chyba ;-;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna epicka notka czekam na następną XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie serce do gardła mi podeszlo, ale Naruto zachował zimną krew :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział o mało co nie przyprawił mnie o zawał serce. Takiego napięcia nie miałem od czasu kiedy nauczyciele robili nocną inspekcje na wycieczce szkolnej, kiedy ukrywałem się w łazience nie swojego pokoju. Ale jakoś mi się upiekło.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału
    Pozdrawiam

    P.S. Zapraszam na nowy rozdział pieczecprzeznaczenia.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Ekstra rozdział :) Chwile grozy jak w dreszczowcu, ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Mam nadzieje, że teraz będzie z górki ;) i skończą się problemy chłopaków.
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny budujący napięcie rozdział.

    Zapraszam na bloga NaruHina w postapokaliptycznym świecie
    http://narutokonohaschool.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. No i to jest niezła akcja, od czasu tego wątku z mordercą było nudno jak cholera a teraz to się czytało z zapartym tchem ;) oby więcej takich akcji xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział. Jeden z najlepszych :D
    Zapraszam do mnie
    http://milosny-odwyk.blogspot.com/2014/10/rozdzia-3_24.html

    OdpowiedzUsuń