Witam wszystkich serdecznie. Przed nami kolejny rozdział i jak zapewne się domyślacie, główną rolę będzie w nim odgrywał Itachi. Notka trochę dłuższa niż zwykle, ale przyznam się od razu, nie wiem jak wyszło. Był to rozdział, który jak do tej pory pisałem najdłużej, ale mam co do niego mieszane uczucie. Dlatego też wszelka krytyka będzie jak najbardziej wskazana.
Nie przeciągając dłużej, zapraszam do lektury!!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Itachi stał w przedpokoju. Stanowił jedyną przeszkodę
między drzwiami wyjściowymi, a chłopcami. Jedyną, ale wydawało się, że nie do
przejścia. Zarówno Sasuke jak i Kibą owładnął niepokój. Obaj zastanawiali się,
ile Itachi usłyszał, ale z wyrazu jego twarzy można się domyśleć, że całkiem
sporo.
Inuzuka dał krok w tyłu. Strach go
paraliżował i zdawał sobie całkowicie sprawę z tego, że mają niewielkie szanse
na wyjście z tego. Powędrował wzrokiem niżej i przełknął nerwowo ślinę. Za
paskiem Itachiego mignęła czarna rękojeść pistoletu. Poczuł jak nogi mu się uginają.
Dał jeszcze krok w tyłu i poczuł plecami zimną, twardą ścianę. To koniec.
Sasuke zdawał się nie dostrzegać pistoletu. Wpatrywał
się w brata. Po tym co usłyszał, był gotowy na wszystko. Jego czarne oczy
świdrowały Itachiego, który z kolei stał spokojnie, nie okazując żadnych
emocji.
- Macie poważne kłopoty – powtórzył Itachi –
możecie mi powiedzieć, co wy do cholery wyprawiacie?
- Nie zbliżaj się – odparł chłodno młodszy z
braci Uchiha.
- Nie mam zamiaru, ale musicie mi
powiedzieć, co tu się dzieje. Skąd wy to wszystko wiecie? – na twarzy Itachiego
zaczęło pojawiać się zaniepokojenie.
- Współpracujesz z mordercą...
Itachi westchnął ciężko. Powoli zaczął
rozumieć. Wtedy w firmie gdy rozmawiał z Nagato, Sasuke musiał ich podsłuchać.
Przeklął się w myślach. Chciał wyciągnąć coś o więcej od Nagato, dlatego
postanowił przyjść. Nie przewidział, że jego brat może go zauważyć i co gorsza
pójść za nim. Był zły na siebie za to, że wplatał brata w tą całą aferę.
- To nie tak...
- Nie pierdol! Pracujesz z zabójcą! – Sasuke
wybuchł i pozwolił, aby cała wściekłość z niego uszła. Kiba przyglądał się temu
z coraz większym przerażeniem.
- Czy
on zwariował? Teraz jego brat na pewno nas pozabija – Kiba drżał i
odruchowo rozglądał się za jakimś wyjściem. Ucieczka, ale jak?
- Nie rozumiesz…
- Doskonale rozumiem! Te twoje patrole, to
były kłamstwa co?! Co jeszcze ukrywałeś?!
- Pozwól sobie wytłumaczyć…
- I co mi powiesz?! Kłamałeś przez tyle
czasu, dlaczego miałoby być inaczej teraz?!
- Bo to nie jest tak. Nie pracuję z nimi…
- Do diabła z tobą i twoimi słowami! Jesteś
pieprzonym mordercą!
Sasuke miał coś dodać, gdy nagle poczuł
silne uderzenie w policzek. Zapanowała cisza, a chłopak złapał się za bolące
miejsce. Spojrzał w przerażeniu i jeszcze większym zdziwieniu na brata, który
zdzielił go otwartą ręką w twarz. Sasuke czuł jak skóra w tym miejscu go
piecze. Był gotowy na kolejny cios, jednak Itachi ani drgnął.
- Uspokoiłeś się? – spytał spokojnie starszy
z braci.
Sasuke nic nie odpowiedział. Nawet nie
drgnął stał wpatrzony brata. Kiba, który w tym czasie osunął się na podłogę,
podniósł się, ale nie wychylał zza pleców ciemnowłosego.
- Przepraszam – odparł Itachi, już łagodnym
głosem – nie chciałem.
Brat Sasuke westchnął ciężko i podniósł
wzrok ku górze, skupiając wzrok na jakimś punkcie na suficie.
- Nie chciałem cię uderzyć. Nie chciałem
także cię w to mieszać.
Sasuke odsunął rękę od policzka. On także
powoli się uspokajał. Początkowe napięcie minęło.
- Nie rozumiem.
- Nie chciałem, abyś wiedział czym się
zajmuję, ale teraz nie mam za bardzo wyjścia. Wiem, że ciężko to wygląda, ale
nie pracuję dla Akatsuki.
- Ale...
- Tak wiem – Itachi opuścił wzrok na brata –
przypuszczam, że usłyszałeś moją rozmowę z Nagato...
- Z dyrektorem...?
- Tak. To jego oficjalne stanowisko. Jakiś
czas temu, gdy zaczęły się te zabójstwa, których ofiarami byli potomkowie
właścicieli firm, które Akatsuki chciało przejąć, mój szef zlecił mi
przeniknięcie w jej struktury. Dał mi odpowiednie namiary i tak oto wstąpiłem w
ich szeregi. Jak się okazało miał rację. Akatsuki wynajmowała zabójcę, który
porywał dziecko konkretnej osoby. Ojciec sprzedawał powoli udziały, aby mieć
pieniądze na wynajem prywatnych detektywów, opłacanie śledztw. Nigdy jednak nie
udało się dopaść zabójcy. Ciało zostało znajdowane, rodzina pogrążała się w
rozpaczy. Wtedy zjawiało się Akatsuki proponujące wykupienie firmy, bo kto chce
prowadzić dalej działalność po stracie swojego dziecka. To samo Akatsuki z
resztą, wykupywało wcześniej sprzedawane udziały. Moim zadaniem było przeniknięcie
w szeregi Akatsuki i zlokalizowanie zabójcy, ale bezskutecznie.
- O kurwa! – Sasuke momentalnie zamarł.
Itachi spojrzał na brata.
- Co się stało?
- Naruto...
- Co Naruto?
- Naruto pojechał za zabójcą! – Kiba, który
dopiero teraz się otrząsnął, wyskoczył zza pleców Sasuke – Hidan porwał Hinatę,
a Naruto za nim pojechał!
Itachi zadrżał. W wielkim osłupieniu
spoglądał na chłopaków.
- Chcecie powiedzieć, że Naruto wie gdzie
jest zabójca i za nim pojechał?!
- T...tak – odparł nerwowo Kiba.
- Jasna cholera! Jest w ogromnym
niebezpieczeństwie! On nie wie, z kim ma do czynienia!
Itachi podskoczył do Kiby i chwycił go za
ramiona.
- Gdzie oni są?!
- Pojechali do starych magazynów za
osiedlem.
Itachi puścił Kibę, przez co chłopak omal
nie wylądował z powrotem na podłodze. Starszy Uchiha szybkim ruchem wyjął
telefon z kieszeni i wybrawszy numer, zwrócił się do chłopaków:
- Zbierajcie się! Nie mamy czasu!
W słuchawce odezwał się czyjś głos. Itachi
nie bawiąc się w żadne konwenanse wyrzucił z siebie kilka słów:
- Jedźcie do starych magazynów! Tam jest
zabójca! Spieszcie się, bo lada chwila ktoś zginie!
* * *
Kakashi wraz z Gaiem jechali po raz kolejny
w kierunku starych magazynów. Tego wieczoru to właśnie im przypadło
obserwowanie tego obiektu. Czytelnik na pewno już wie o tym, że drugi, miał
pilnować właśnie Itachi.
-
Gai, czy możesz jechać wolniej? Chciałbym tam dojechać w jednym kawałku.
-
Kakashi, młodość nie czeka, młodość pędzi – odparł z entuzjazmem Gai.
-
Dlatego nie chciałbym jej kończyć na jakimś drzewie.
Gai
zwolnił choć dalej upierał się, że młodzieńczy gniew w nim buzuje. Kakashi westchnął
z ulgą i miał juz wrócić do swoich rozmyślań, gdy nagle zadzwoniła jego
komórka. Siwowlosy sięgnął po telefon, który leżał przed nim i odebrał.
Wiedział kto dzwoni. Poza Gaiem, tylko dwie osoby miały ten numer
-
Co się stało?
Przez
chwilę panowała cisza. Głos w słuchawce zdradzał pewną nerwowość.
-
Co?! – Kakashi omal nie zerwał się z siedzenia – jesteśmy w drodze!
Hatake
szybko się rozłączył.
-
Gai! Cała naprzód! Musimy jak najszybciej dojechać do starych magazynów!
-
No! To rozumiem! – odparł Gai, który jeszcze nie zaznajomiony z treścią
rozmowy, nadusił z całych sil pedał gazu. Koła zabuksowały i auto popędziło z
całą mocą.
Po
drodze Kakashi wytłumaczył przebieg rozmowy z Itachim. Sprawa była naprawdę
poważna. Nie dość, że zabójca porwał jakąś dziewczynę, to na domiar złego, w
ślad za nimi popędził jakiś chłopak. Hatake przez całą drogę starał się
odgadnąć o co w tym wszystkim chodzi. Skąd wziął się ten chłopak? Czyżby
zabójca miał pomocnika? A może ten chłopak jedzie na ratunek dziewczynie?
Kakashi niecierpliwił się coraz bardziej.
Droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Właśnie wyjechali z osiedla i podążali
przez las.
Po
kilku minutach skręcili w boczną drogę, która prowadziła prosto do magazynów.
Gdy tylko dojechali Gai dostrzegł, że brama jest otwarta, a zaraz za nią stoi
motocykl.
-
Motor tutaj? I to zimą? – Gai wydawał się mocno zaskoczony.
-
Może to tego chłopaka? – odpowiedział bardziej do siebie niż do Maito.
-
Cholera, który to może być budynek?
Mężczyźni
starali się zlokalizować ślady, które ewentualnie zostawił by zabójca lub
właściciel motocykla. Jednak wiatr i lekko prószący śnieg, zacierały wszelkie
nierówności. Rozdzielali się i zaczęli po kolei sprawdzać każdy budynek. Czas
uciekał, a każdy kolejny budynek okazał się nietrafiony. Powoli zaczęli tracić
nadzieję, gdy w pewnej chwili uszu Kakashiego doszedł krzyk. Hatake zatrzymał
się usiłując zlokalizować miejsce, z którego dochodził głos. Okazało się, że
miał swoje źródło w jednym z budynków, w rejonie który pominęli. Nie czekając
ani chwili, siwowłosy odszukał Gaia i razem z nim skierował się w miejsce, skąd
doszedł ich krzyk.
Było to wydzielone miejsce, na którym stały
w rzędzie cztery mniejsze magazyny. Postanowili znów się rozdzielić i sprawdzić
po dwa budynki każdy. Kakashi udał się szybko do pierwszego z lewej. Ciągle
miał w pamięci słowa komendanta, który kazał, jeśli to tylko możliwe, dostarczyć
mordercę żywego na przesłuchanie. Teraz jednak ważniejsze było, zdążyć na czas
i uratować ofiary.
* * *
Ciało Naruto opadło bezwładnie na ziemię i
spoczywało teraz u stóp Hidana. Mężczyzna oddychał ciężko. Walka z chłopakiem
dała mu się mocno we znaki. Przez dłuższą chwilę starał się uspokoić oddech.
Chłopak leżał nieprzytomny w powiększającej się kałuży krwi. Hidan kopnął lekko
ciało i upewniwszy się, że blondyn nie stanowi już zagrożenia, odwrócił się w
kierunku Hinaty. Dziewczyna klęczała, trzymając się za brzuch i wpatrywała w
Hidana. Nie za wiele jej to jednak dało, gdyż otumanienie narkotykiem nie
minęło całkowicie. Dodatkowo panujące ciemność, sprawiały, że Hinata widziała
tylko niewyraźne sylwetki.
-
N...Naruto... gdzie jesteś? – szeptała, choć jej samej zdawało się, że jej głos
roznosi się po całym budynku.
Hidan
splunął. Dopiero teraz poczuł w ustach słodki smak krwi. Zdziwiony otarł ręką
usta i spojrzał na czerwony ślad na dłoni. Zdumiony przez moment, zastanawiał
się kiedy chłopak go trafił. Z wściekłością w oczach ruszył zdecydowanym
krokiem w kierunku Hinaty, którą, gdy tylko był wystarczająco blisko, kopnął z całej
siły w brzuch. Pierwszy raz czuł jak traci nad sobą panowanie, a złość bierze
górę nad umysłem. Dziewczyna opadła na podłogę, usiłując złapać powietrze.
Mężczyzna rozglądał się za swoją brzytwą, która leżała kilka kroków na lewo.
Jednym susem znalazł się przy ostrzu, które pochwycił i odwrócił do Hinaty.
-
Już wystarczająco długo mi przeszkadzaliście! Zabije cię, a potem poderżnę
gardło twojemu chłopakowi!
Hidan
wziął zamach i miał już ciąć, gdy nagle usłyszał krzyk, a potem potężny cios w
żebra posłał go na ziemię.
-
Uderzenie wiatru!
Jashinista
z hukiem upadł na podłogę, gubiąc po drodze swoje ostrze. Ledwo łapiąc oddech,
chwycił się za bolące miejsce. Miał wrażenie, że kości mu trzeszczą. Dopiero po
chwili, gdy doszedł do siebie, spojrzał w miejsce skąd nadszedł cios i dostrzegł
wysokiego mężczyznę o czarnych włosach i bujnych brwiach. Z podniesioną gardą
był wyraźnie gotowy do walki.
Hidan
podniósł się na jedno kolano i syknął z bólu. Po chwili stał już na obu nogach.
Był niższy od swojego przeciwnika o pół głowy. Przez dłuższy moment zastanawiał
się kim jest jego przeciwnik.
-
Nawet nie próbuj – odparł spokojnie Gai, jednak sam aż emanował energią. W
rzeczywistości modlił się o to, aby Hidan zaatakował. Brakowało mu walki.
Jashinista
w pierwszej chwili miał się rzucić na rywala, gdy nagle poczuł jak coś
chłodnego przywiera mu do skroni. Lekko odwrócił wzrok w prawo i ujrzał
najpierw ciemną lufę pistoletu, a potem dopiero twarz człowieka, który ów
pistolet trzymał.
-
Rusz się tylko, a zapewniam cię, że twój mózg udekoruje ścianę, a czaszkę będą
sprzedawać w sklepach jako układankę złożoną z tysiąca elementów.
Hidan
opuścił ręce. W jednej chwili poczuł się bezradny. Wiedział doskonale, że nie
ma szans. Był zbyt zmęczony walką z Naruto, na dodatek bolące żebro znów dało o
sobie znać. Walka z dwoma uzbrojonymi mężczyznami była ponad jego siły w
normalnym stanie, a co dopiero w osłabieniu.
-
A teraz grzecznie połóż się na ziemi – odparł spokojnie właściciel pistoletu,
którym okazał się mężczyzna o siwych włosach, z twarzą zasłoniętą maską.
Hidan
dał pół kroku w tyłu i przyglądał się to jednemu, to drugiemu.
-
Na pysk – warknął Kakashi.
Hidan
powoli położył się na ziemi. Gdy całym ciałem przywierał do zimnego betonu. Gai
natychmiast podbiegł do niego i zakuł w kajdanki, które dobył z bocznej sakwy u
pasa.
-
Rany, widzę, że nawyki z ANBU (służby wywiadowcze kraju) pozostały – rzekł
Maito, gdy Hidan leżał już obezwładniony.
Kakashi
nic nie odpowiedział, tylko westchnął ciężko i schował broń do kabury.
-
Zabierz go do wozu i do naszej bazy – zakomenderował Hatake – dopilnuj, aby w
żadnym wypadku nie mógł kontaktować się ze światem i czekaj do mojego powrotu,
muszę zająć się tymi dzieciakami.
Gai
nic nie odparł, tylko podniósł zatrzymanego i powoli zaczął opuszczać magazyn.
Kakashi w tym czasie, natychmiast podszedł do leżącej nieopodal Hinaty.
Dziewczyna straciła przytomność. Mężczyzna przyłożył jej palce do szyi. Wyczuł
puls, choć słaby.
-
Karetka już w drodze – Itachi, który dopiero teraz wszedł do magazynu podszedł
do Kakashiego – co z nią?
-
Żyje, nic jej nie będzie. Nie bardzo widzę drugiej ofiary.
Itachi
rozejrzał się nerwowo po hali. Ledwo dostrzegł Naruto, który leżał pod ścianą.
W słabym oświetleniu krew, w której leżał chłopak, wyglądała jak czarna plama.
Itachi ukląkł przy blondynie, klnąc w myślach. Na szczęście u chłopaka dało się
wyczuć słaby puls, jednak niezbędna była pomoc lekarza.
-
Wyjdzie z tego?
-
Tak… - Itachi westchnął – mam taką nadzieję przynajmniej.
* * *
Po
przewiezieniu obojga do szpitala, szybko skierowano ich na badania. U Naruto
stwierdzono wstrząśnienie mózgu i niewielkie obrażenia wewnętrzne, wynikłe w
trakcie bójki. Wyniki Hinaty ukazały się nieco później. Lekarz prowadzący
wykrył ślady toksyny we krwi, która spowodowała gorączkę i utratę przytomności.
Kiba, który wraz z Sasuke, towarzyszył Itachiemu, podał numer kontaktowy do
rodziców Hinaty, z którymi ciężar rozmowy wziął na siebie Kakashi.
Podczas
gdy Hatake przebywał z rodziną ciemnowłosej i udzielał niezbędnych informacji,
Sasuke wraz z Kibą siedzieli przed salę, w której leżał Naruto. Lekarz zabronił
teraz wchodzić komukolwiek, argumentując tym, że chory potrzebuje spokoju.
Korytarz,
w którym siedzieli był pusty. Tylko część lamp była zapalona, toteż panował
półmrok, który sprawiał, że zarówno Sasuke jak i Kibę ogarniało znużenie.
Wszystko wydarzyło się tak nagle, że nawet nie zauważyli kiedy, znaleźli się w
tym miejscu. Po chwili do chłopców dołączył Itachi, który wrócił z rozmowy z
lekarzem.
-
Nie śpijcie bo was okradną.
Sasuke
podniósł niepewnie głowę.
-
Wiadomo co z nim? – Jego głos był naturalny, spokojny. Spojrzenie także nie
wyrażało jakichś specjalnych emocji. Osoba postronna gotowa była pomyśleć, że
ciemnowłosy pyta bardziej z nudów niż z troski, jednak Itachi wiedział, że Sasuke
martwi się o przyjaciela.
- Nic mu nie będzie. Lekarz stwierdził
wstrząs mózgu, jednak niezbyt poważny.
- Wstrząs mózgu? W przypadku tego barana, to
nic poważnego.
Itachi zaśmiał się cicho. Faktycznie mógł
sobie na to pozwolić, wiedząc, że blondynowi już nic nie zagraża.
- Może wrócisz do domu? – spytał po chwili
brata.
- Nie dzięki. Wrócę z tobą.
- Ja tu posiedzę jeszcze godzinę.
- Mam czas.
- A ty? – Itachi zwrócił się do Kiby.
- Ja? – szatyn wyrwany z półsnu, zaczął się
rozglądać po korytarzu – ja nie, znaczy… co z Naruto?
- Nie udawaj, że się martwisz – odparł
oschle Sasuke.
- Sasuke! – Itachi starał się strofować
brata.
- Nic mu nie będzie. A ty wypierdalaj do
domu.
- Ale ja…
-
Spieprzaj, bo patrzeć na ciebie nie mogę – Sasuke dopiero teraz spojrzał na
Kibę, który poczuł jak atmosfera wokół niego gęstnieje.
Inuzuka,
nic nie odpowiadając, wstał z miejsca i powolnym krokiem skierował się w
kierunku wyjścia. Itachi przyglądał się całej scenie, jednak nic nie odparł.
Dopiero, gdy szatyn zniknął za drzwiami, przysiadł się do brata.
-
Co to było? O co chodzi?
-
O nic – Sasuke wzruszył ramionami – to dupek, nie warto się nim przejmować.
Poza tym chciałem pogadać.
-
O czym? – twarz Itackiego przybrała poważny wyraz.
-
Jak ty żeś się wpakował w to gówno?
Starszy
z braci Uchiha westchnął ciężko. Spodziewał się tego pytania. Nie to, że nie
chciał na nie odpowiadać, ale sam do końca nie wiedział jak ma zacząć.
* * *
Następnego
dnia po tym feralnym zdarzeniu, podczas którego Itachi uchronił Sasuke od śmierci
z rąk zabójcy ich rodziców, starszy z braci zjawił się na posterunku pomimo
tego, że dostał od swojego przełożonego dwa tygodnie wolnego z możliwością
przedłużenia o kolejne dwa tygodnie.
Gdy
tylko przekroczył próg budynku, wszelkie rozmowy ucichły. Itachi stał przez
chwilę w milczeniu, wpatrzony przed siebie, po czym wolnym krokiem skierował
się do gabinetu komendanta. Morino Ibiki, obecnie szef policji Konoha - ten sam
który zlecił sprawę Akatsuki i Hidana Kakashiemu, Gaiowi i Itackiemu - wtedy
był komendantem jednego z posterunków w mieście.
Ciemnowłosy
zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź wszedł do gabinetu. Ibiki siedział
jak zawsze przy swoim biurku i wertował akta. Gdy ujrzał Itachiego przerwał
pracę i gestem wskazał krzesło, które stało naprzeciwko biurka.
Uchiha
usiadł i przez długi czas w gabinecie panowała cisza. W końcu pierwszy odezwał
się Ibiki.
-
Jak twój brat? – głos miał spokojny, ale silny zarazem. Każdy kto z nim
rozmawiał, wiedział, że tego człowieka charakteryzuje śmiertelna powaga.
-
Trzyma się. Powoli do niego dociera, co się stało – głos Itackiego nie drżał,
jak można było się spodziewać. Zdawał się być spokojny i opanowany. Jednak
wzrok jego był jakby przygaszony.
-
Nie powinieneś być teraz z nim? Po to dałem ci wolne.
-
Jest silny, poradzi sobie. Z resztą zaraz wychodzę.
-
Rozumiem, że nie przyszedłeś na zwykłą rozmowę? – Ibiki, który siedział do tej
pory pochylony nad biurkiem, teraz odchylił się tak mocno, że oparcie krzesła
zatrzeszczało.
-
Chcę, żeby mnie przeniesiono.
Ibiki
milczał.
-
Ten człowiek zabił moją rodzinę. Omal nie zabił mojego brata. Jedna Amaterasu
wie ile jeszcze takich ludzi krąży po mieście.
-
Nie zrobię tego.
Itachi
podniósł wzrok na komendanta. Ibiki wpatrywał się w niego uważnie.
-
Chcesz, żebym cię przeniósł do tropicieli (specjalny poddział ANBU ds.
zapobiegania morderstwom), w normalnych okolicznościach zrobiłbym to bardzo
chętnie. Jesteś zdolnym policjantem, ale twoje pobudki… szukasz zemsty.
Itachi
milczał. Był zły, ale doskonale rozumiał komendanta. Sam postąpiłby podobnie,
jednak w tej chwili emocje silnie oddziaływały na Uchihe.
-
Wracaj do domu – dodał spokojnie Ibiki – zajmij się bratem.
Uchiha
wstał i bez słowa opuścił gabinet. Komendant jeszcze przez dłuższy czas
wpatrywał się w drzwi, przez które Itachi wyszedł, po czym wrócił do pracy.
Czytelnik
może zadawać sobie pytanie, dlaczego przytaczamy krótki urywek z przeszłości
Itackiego. Pragnę zapewnić, że rozmowa, która miała wtedy miejsce, będzie miała
poważny wpływ na decyzję Ibikiego w sprawie Hidana.
* * *
Przez
kilka następnych lat zarówno Itachi jak i Sasuke stopniowo oswajali się ze
stratą rodziców. Sasuke dorastał, poszedł do liceum, potem na studia i mimo, że
był dość mocno zamknięty w sobie, to nie zdradzał żadnych oznak, które są
wynikiem szoku wywołanego traumatycznym przeżyciem. Jak łatwo się domyśleć, to
właśnie na studiach młody Uchiha poznał Naruto, z którym nawiązał dziwną na
swój sposób przyjaźń. Blondyn wyraźnie zmienił Sasuke, gdyż ten stawał się
coraz bardziej otwarty i na swój sposób „ludzki”.
Itachi
awansował na inspektora policji i został przeniesiony do komendy głównej w
mieście, gdzie od dwóch lat władzę sprawował właśnie Ibiki. W tym czasie miasto
– a potem także i kraj – obiegła wiadomość o dwóch zabójstwach dokonanych przez
tajemniczego mordercę, który składał w ten sposób ofiary, mało komu znanemu
wówczas Jashinowi.
Uchiha uważnie śledził poczynania policji. W
tym czasie śledztwo zostało powierzone niejakiemu Zetsu, który niedawno zjawił
się w komendzie. Nikt o nim wcześniej
nie słyszał. Wiadomo było, że dostał rekomendacje od wysoko postawionej osoby w
komendzie krajowej z zastrzeżeniem, aby to właśnie jemu powierzyć śledztwo.
Ibiki, doświadczony funkcjonariusz, który do tej pory sam zatwierdzał wszelkie
awanse oraz osobiście powierzał śledztwa, nabrał podejrzeń. Nie wynikały one
bynajmniej z ambicji podrażnionej faktem, że ktoś wkroczył na jego terytorium.
Wrodzona ostrożność i doświadczenie – wyniesione ze służb specjalnych, które
nabył zanim oddelegowano go do pracy w regularnych formacjach policji -
nakazywały mu sceptyczne podejście do wszelkich zmian. Zwłaszcza, gdy zmiany te
były tak nagłe i nieoczekiwane. Oto przychodzi nowych człowiek z dziwnymi
papierami i nagle dostaje do prowadzenia tak ważne śledztwo.
Ibiki
jednak nie mógł nic zrobić, tylko obserwować poczynania swojego podkomendnego,
którym był tylko w teorii. W rzeczywistości Zetsu był niezależny i nieraz dał
do zrozumienia komendantowi, że w sprawie mordercy, to on będzie miał ostatnie
słowo.
Czas
płynął, a śledztwo utknęło w martwym punkcie. Ibiki nabierał coraz większych
podejrzeń co do praktyk Zetsu, jednak ten miał związane ręce. Raz próbował
odsunąć od śledztwa niewygodnego współpracownika, jednak spotkał się z wyraźną
odmową z „góry”.
Itachi
w tym czasie także przyglądał się śledztwu. Sprawa zabójcy wywołała w nim dawne
poczucie złości, ale nie tylko. Wiedział, że zabójca uderzy ponownie, a potem
jeszcze raz i jeszcze raz. Nikt nie był bezpieczny. Dziś albo jutro, ktoś zada śmierć,
tak jak wtedy morderca jego rodziny.
Pewnego
dnia, gdy kończył dyżur, ktoś zadzwonił do niego z nieznanego numeru. Mocno
zdziwiony, bo przecież dochodziła północ, odebrał telefon.
-
Mam ważna sprawę. Jak tylko skończysz, spotkajmy się w na skrzyżowaniu
Hashiramy i Madary. Będę w niebieskim BMW na parkingu.
Rozmówca
rozłączył się, jednak Itachi zdążył poznać głos komendanta. Poczuł jak robi mu
się gorąco. Ibiki był poważnym człowiekiem, więc wszelka próba kawału nie wchodziła
w grę.
* * *
Itachi
dotarł na umówione miejsce. Nie wracał normalną drogą. Skoro komendant dzwonił
do niego z zastrzeżonego numeru i przekazał tak krótką ale i treściwą
wiadomość, toteż domyślał się, że rozmowa będzie miała charakter nieoficjalny i
nikt nie może się o niej dowiedzieć.
Upewniwszy
się, że nikt za nim nie podąża wszedł na teren parkingu. Miejsce było idealne
do tego typu spotkań. Otoczone siatką, do której przyczepione były płaty z
blachy falistej, które zasłaniały widok. Dodatkowo parking był słabo
oświetlony, jednym słowem miejsce idealne do konspiracyjnych rozmów.
Uchiha
nie od razu znalazł samochód komendanta. Stał pośród wielu aut, pod wiatą.
Ibiki siedział w środku samochodu na miejscu kierowcy. Itachi wsiadł do auta i gdy
tylko zamknął drzwi Ibiki poprosił go o telefon. Zdziwiony podał komórkę
komendantowi, który zaraz po tym wyjął baterię i położył telefon na tapicerce
przed Uchihą.
-
Przepraszam, że w takiej konspiracji musimy się spotykać – zaczął po dłuższej
chwili komendant – jednak nawyki nabyte w ANBU są silniejsze ode mnie.
Itachi
nic nie odparł.
-
Wezwałem cię tutaj, bo chcę abyś mi pomógł – Ibiki popatrzył na Uchihę, który
siedział w dużym skupieniu – chcę żebyś zajął się sprawą zabójstw.
-
Udało się panu odsunąć Zetsu? – spytał zdziwiony Itachi. Wiedział o tym, że
komendant już raz tego próbował. Takie plotki rozchodzą się bardzo szybko.
-
Nie. To jest prośba nieoficjalna.
Itachi
otworzył szerzej oczy.
-
Nie ufam Zetsu. Nie podoba mi się sposób jego pracy. Zbyt dużo błędów w jednej
sprawie, to nie może być przypadek.
-
Co ma pan na myśli? – spytał Itachi, jednak sam powoli rozumiał, o co chodzi
Ibikiemu. Nikt z całej komendy nie miał dostępu do akt sprawy, ani dowodów
rzeczowych.
-
Za dużo błędów – powtórzył komendant jakby do siebie.
* * *
Minęło
kilka dni od czasu gdy Itachi rozmawiał z komendantem. Zapadła noc i Uchiha był
jednym z nielicznych na komisariacie, którzy pełnili dziś służbę. Uzyskawszy od
Ibikiego klucz do niewielkiego magazynu, gdzie trzymane były akta spraw
najwyższej wagi – w tym akta tajemniczego zabójcy – postanowił wcielić swój
plan w życie.
Pod
pretekstem obchodu, udał się na dolne piętro, gdzie owo pomieszczenie się
znajdowało. Upewniwszy się, że nikt go nie śledzi, otworzył drzwi i wszedł do
środka. Zapalił światło i w jednej chwili w ciemny pomieszczeniu rozbłysły
jarzeniowe lampy.
W
niewielkich rozmiarów pokoju, pod ścianami, znajdowało się kilka regałów, na
których były ułożone pudła różnej wielkości. Na każdym z nich – czarnym markerem
– wypisane były jakieś oznaczenia. Itachi rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie
musiał długo szukać. To co go interesowało, leżało na stole, który znajdował
się na samym środku pokoju. Akta, przedmioty znalezione na miejscach zbrodni,
notatki policyjne, wszystko co dotyczyło zabójcy. Itachi podszedł do stolika i
zaczął powoli wertować rzeczy, które były rozłożone na stole i posortowane
według schematu znanemu tylko jednej osobie. Ibiki słynął ze swojej
pedantyczności i szybkości działania. Mimo, że nie był przydzielony
bezpośrednio do tej sprawy, sporządzał spis wszystkich przedmiotów znalezionych
na miejscach zbrodni. Itachi skrupulatnie przejrzał notatki komendanta i teraz
patrząc na stół, wiedział już, że kilku rzeczy brakuje: przy pierwszej ofierze
znaleziono rękawiczki, które jako dowód nieistotny w sprawie zniknęły. Przy
drugiej leżał skrawek płótna z krwią. Możliwe, że ofiara szarpała się z oprawcą
i ów skrawek materiału został oderwany od ubrania ofiary. Uznany za zwykłą
szmatę, również zniknął.
-
Szukasz tu czegoś?
Itachi
serce zabiło mocniej. W tej głuchej ciszy, głos, który do niego przemówił,
zabrzmiał jak uderzenie dzwonu, wybijając wszelkie myśli z głowy. Uchiha
odwrócił się w kierunku właściciela głosu. Było tak jak podejrzewał komendant.
Zetsu pilnował skwapliwie tego pokoju. Musiał się gdzieś kręcić w pobliżu.
-
Spytałem co tutaj robisz? – Zetsu ponowił pytanie. Jego głos był miękki ale
stanowczy.
-
Rozglądam się – odparł Itachi po dłuższej chwili.
Zetsu
podszedł bliżej. Stał teraz przed Itackim, który starał się jak mógł, aby
zachować spokój.
-
Nie wiesz, że wstęp tutaj mają tylko niektórzy? Z tego co wiem nie ma cię na
liście uprzywilejowanych.
-
Wiem.
-
Zatem skąd masz klucz?
-
Pożyczyłem.
-
Od kogo?
-
Od komendanta.
-
Komendanta… może go spytamy?
-
Nie ma potrzeby, bo on o tym nie wie.
Zetsu
przez chwilę poczuł się zbity z tropu. Śmiałe odpowiedzi ciemnowłosego, to nie
było to czego się spodziewał. Przez chwilę obaj stali w milczeniu. Zetsu dał
krok w przód, w kierunku stołu i spoglądał na stół.
-
Ty jesteś Uchiha Itachi? – spytał po dłuższej chwili, nie spoglądając na
ciemnowłosego.
-
Tak.
-
Znam twoje akta.
Itachi
spojrzał uważniej na rozmówcę.
-
Nie cieszysz się zbyt dobrą opinią?
Uchiha
milczał. Komendant wspominał coś o podmianie jego akt, na fałszywe. W zasadzie
był ciekaw co Ibiki podsunął Zetsu pod nos.
-
Nie muszą mnie lubić.
-
Komendant nie ma o tobie dobrego zdania. W ostatnim półroczu miałeś dziesięć
nagan i pięć karnych raportów.
-
Sześć – skłamał.
-
Był nawet wniosek o degradacje.
Zetsu
podniósł wzrok na Uchihę, który stał ze spokojną miną, oczekując na ciąg
dalszy.
-
Długo jesteś w policji?
-
Za długo.
Zetsu
uśmiechnął się pod nosem. Ta reakcja niejako zdziwiła Itachiego. Każdy inny
funkcjonariusz starszy stopniem, potraktowałby taką odpowiedź jak zniewagę
munduru. Temu jednak spodobało się podejście młodego policjanta do służby.
Zetsu dostał od Nagato wyraźne polecenia
zwerbowania kogoś do pomocy dla organizacji. W pierwszej chwili zadanie to
wydawało się niemal niemożliwe. Naprawdę ciężko było znaleźć kogoś, kto zgodzi
się pełnić rolę policyjnej wtyczki. Najlepsza była osoba o nieposzlakowanej
opinii, ale te blisko siebie trzyma ten pedant Ibiki. Los chciał, że pewnego
wieczoru, Zetsu podsłuchał rozmowę, a raczej reprymendę, którą Ibiki udzielał
właśnie Itachiemu. Dotyczyło to samowolki w działaniu. Nie tyle postawa w
sprawie zainteresowała Zetsu, co postawa Uchihy podczas samej rozmowy z
komendantem, który odpowiadał grubiańsko, bez poszanowania munduru
przełożonego.
Przez kilka ostatnich dni przyglądał się
bacznie Itachiemu, który przejawiał wyraźną niechęć do pracy, pod rozkazami
przełożonego. Dokopał się do akt Uchihy, które stanowiły kwintesencje tego,
czego szukał. Z jednej strony zdolny śledczy, mający na swoim koncie kilka
spraw zakończonych sukcesem, z drugiej strony niejednokrotnie upomniany,
przejawiający niechęć do innych funkcjonariuszy. Słowem mieszanka sprzeczności.
Jak udało się Zetsu ustalić, posiadał ogromny żal do policji o to, że ci
ukarali go zawieszeniem za nieuzasadnione użycie broni podczas napadu, w którym
zginęli jego rodzice.
Zetsu długo zastanawiał się nad jego
kandydaturą. Przeanalizował profile kilku funkcjonariuszy i Itachi komponował
się idealnie. Może nawet zbyt idealnie, ale Zetsu nie zwracał już na to uwagi.
- Mam propozycję.
- Nie będę zainteresowany.
- Myślę, że raczej będziesz. To nie jest
rozmowa służbowa.
- Słucham? – Itachi spojrzał uważnie, z
wyraźnym zainteresowaniem.
- Chcę byś przemyślał współpracę.
- Nie bardzo rozumiem. Z panem?
- Tak, ale nie na płaszczyźnie policyjnej.
Itachi udał zdziwienie i cofnął się o pół
kroku.
- O co panu chodzi?
- Moja organizacja potrzebuje takich ludzi
jak pan. Śmiałych, zdolnych…
- Co to za organizacja? Jesteście
bandziorami?
- Biznesmenami.
- Dobre sobie – Itachi prychnął i zaśmiał
się cicho – po co mi pan to mówi? Przecież to jawne przekupstwo. Mogę teraz
wyjść i udać się do komendanta z tą informacją.
- Nie zrobisz tego.
- A skąd ta pewność?
- Bo dobrze wiesz, że komendant ci nie
uwierzy. Nie przepada za tobą chyba co?
Itachi nic nie odparł. Z twarzy zniknął jego
uśmiech.
- Jeszcze to zawieszenie. Niesłuszne z
resztą, w końcu broniłeś brata…
- Ty… - Uchiha zrobił krok do przodu.
Jednocześnie wykorzystał cały swój aktorski talent, chcąc udać zdenerwowanie.
- Spokojnie – Zetsu wyciągnął ręce do góry w
pojednawczym geście. Następnie jedną z nich wsunął do kieszeni. Dobył z niej
niewielką kartkę papieru, która następnie wręczył Itackiemu.
Uchiha wziął ją niepewnie i rozłożył. Jego
oczom ukazała się jakaś duża liczba i adres.
- Czy kwota cię zadowala? – Zetsu z
zadziwiającą łatwością przechodził z formy "pan" na "ty" i z powrotem.
Uchiha przez długi czas wpatrywał się w
kartkę. Mimo iż był gotowy na wszystko, to i tak liczba, która oznaczała
wynagrodzenie robiła wrażenie.
Następnego dnia Itachi, z polecenia Zetsu,
został formalnie przedstawiony radzie nadzorczej Akatsuki, jako nowy członek.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Na dziś koniec. Tak więc znamy już historie naszego bohatera, którego rola będzie o wiele większa w tej części :)
Następny rozdział tradycyjnie za tydzień 9 sierpnia, a w nim: Dalsza rozmowa w szpitalu. Propozycja Kakashiego. Niespodziewana wizyta. To wszystko i jeszcze trochę już za tydzień.
Do zobaczenia!! :)
Rozdział fajny, ale krótki. Nie mogę się doczekać następnego:)
OdpowiedzUsuńAkurat mi rozdział się naprawdę podoba. ;) Świetny, zresztą jak każdy inny :D Czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Fajny fajny , i lubisz chyba trzymać w napięciu , szkoda że częściej nie dodajesz tych notek ;)
OdpowiedzUsuńPowiem ze całkiem przemyślane opowiadanie. Ciekawe i trzymające w napięciu. No cóż zobaczymy co dalej. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział czekam z niecierpliwością na next i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSuper rozdział:) Nareszcie wiadomo co się działo w magazynach :) Wejście Gaia świetne ;) a potem jeszcze Kakashi Ekstra zgrany duet ^^ oby więcej takich akcji.
OdpowiedzUsuńFajnie, że przedstawiasz też postać Itachiego jego rola w Akatsuki bardzo mnie ciekawi. Uchiha jako tajna wtyka jest super:) I jeszcze to jak wytłumaczy szefostwu to, że schwytali Hidana?
Nie mogę się doczekać dalszych części :D Pozdrawiam i życzę weny
Rozdział jest bardzo ciekawa i mi podoba... z niecierpliwością będę oczekiwał nextu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.