Witam wszystkich, przed nami kolejny rozdział powieści. Dzisiaj wszystkiego po trochu, a atrakcji mam nadzieję nie zabraknie :)
Zapraszam do lektury! :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Następnego dnia Kiba postanowił udać się do
Hinaty, aby sprawdzić jak dziewczyna się czuje. Przez całą drogę myślał o tym,
czy w ogóle będzie chciała z nim rozmawiać. Ba! Czy nie wyrzuci go z domu. W
końcu czemu miałaby go gościć u siebie? Postanowił jednak, że nawet jeśli
dziewczyna nie będzie go miała ochoty widzieć, to przynajmniej upewni się, że
wszystko w porządku.
Inuzuka
zaparkował pod bramą posiadłości Hyuga. Wyłączył silnik, wysiadł z samochodu,
po czym zamknął go i ruszył w kierunku furtki. Nacisnął przycisk domofonu i
czekał. Serce łopotało mu w klatce piersiowej. Ciągle miał w pamięci ostatnie
spotkanie z ciemnowłosą. Krzyk jej ciągle rozbrzmiewał w jego głowie. Z zamyślenia
wyrwał go głos, dobywający się z domofonu. To była ona.
-
Słucham?
Kiba
zawahał się czy coś powiedzieć.
-
Słucham? – spytała głośniej.
-
Hinata, to ja... – odparł niepewnie Kiba.
-
K...kto?
-
To ja, Kiba.
Zapanowała
cisza. Chłopak słyszał w domofonie nierówny oddech dziewczyny. W końcu
zabrzęczał elektryczny zamek. Pchnął furtkę i po chwili stał już przed drzwiami
domu. Dość długo czekał, zanim skrzydło uchyliło się i w progu stanęła Hinata.
Kiba przyjrzał się jej uważnie. Wyglądała znacznie lepiej niż kilka dni temu.
Cera znacznie się poprawiła, opuchlizna, która znajdowała się pod oczami,
zniknęła. Jednak coś zaniepokoiło chłopaka. Twarz Hinaty zdradzała strach.
-
Kiba... wejdź proszę – ciemnowłosa odsunęła się i wpuściła chłopaka do środka,
po czym zamknęła drzwi – nie wiedziałam, że przyjdziesz, a jestem sama.
Głos
jej drżał. Stała w przedpokoju ubrana w swoją fioletowo-białą bluzę, spodnie
dresowe stanowiące komplet z górną częścią ubrania. Dłonie miała złączone i od
czasu do czasu bawiła się nerwowo palcami. Chciał jej coś powiedzieć,
pocieszyć, ale nie wiedział za bardzo co.
-
Chodźmy na górę – rzekła cicho i oboje udali się do pokoju dziewczyny.
-
Byłem u Naruto – powiedział, gdy tylko weszli przekroczyli próg.
Dziewczyna
zadrżała, jej spojrzenie jakby się ożywiło. Wspomnienie ostatniej rozmowy, tak
przyjemne dla niej, ciągle tkwiło w jej pamięci. Pragnęła znów go zobaczyć.
Poczuć jego bliskość.
-
Ma się dobrze, szybko dochodzi do siebie. Pewnie dzwonił do ciebie, ale prosił,
żeby cię pozdrowić.
Hinata
patrzyła w milczeniu na Kibę. Każde słowo wypowiadane przez niego, koiło jej
serce.
-
Będę uciekał – rzekł nagle chłopak – chciałem, wiedzieć jak się czujesz. Jakbyś
czegoś potrzebowała daj znać.
Miał
się już zbierać, gdy poczuł jak dziewczyna łapie go za rękę. Spojrzał w jej
białe oczy, w których wypisane było zarówno olbrzymie cierpienie, jak i powoli
zastępująca je ulga.
-
Kiba... – rzekła cicho dziewczyna.
-
Słucham? – głos Kiby, był miękki i przyjazny.
-
Dziękuję...
-
Nie musisz, dziękować – Kiba spuścił wzrok – jeśli choć w niewielkim stopniu
mogę naprawić te krzywdy, które wam wyrządziłem.
-
Nie mówmy o tym. To już było. Liczy się to co jest teraz i to co będzie.
Kiba
poczuł mimowolnie ulgę w sercu na słowa dziewczyny. Mimo, że ciągle czuł do
siebie obrzydzenie, był wdzięczny dziewczynie za te słowa.
-
Mam prośbę...
-
Wszystko Hinata – odparł Kiba z lekkim entuzjazmem.
-
Chciałabym, żebyś przez ten czas odwiedzał Naruto w miarę możliwości. Ja... ja
nie chcę wychodzić z domu. Obiecałam mu, że będę go widywać, ale… boję się… nie
potrafię.
-
Hinata...
-
Boję się... po prostu się boję. Wiem, że już nie ma czego, ale...
-
Nie musisz się bać, ale zrobię to. Nawet chętnie. Jutro do niego wpadnę po
południu.
-
Dziękuję Kiba – mówiąc te słowa, na twarzy Hinaty, zagościł delikatny uśmiech.
Inuzuka
posiedział jeszcze chwilę u dziewczyny, po czym zebrawszy się, postanowił
wrócić do domu. Gdy był w drodze, czuł jak całe napięcie z niego uchodzi. Tak
bardzo bał się reakcji Hinaty, a teraz ze spokojnym sumieniem wracał do domu.
Na myśl o tym, że odzyskał przyjaciółkę i że ona znów jest szczęśliwa ze swoim
ukochanym, uśmiechnął się do siebie. Postanowił, że zrobi wszystko, aby pomóc
im obojgu, zawsze gdy będą potrzebowali pomocy.
Z
tą myślą wrócił do domu. Ledwo zaparkował samochód i wszedł do domu, a już
chwycił za komórkę i wybrał numer do Naruto. Po chwili Uzumaki odebrał telefon.
-
Cześć Naru.
-
Siemka, co tam Kiba?
-
Byłem u Hinaty. Pomyślałem, że chcesz wiedzieć co u niej.
-
Jasne, że chce! – głos blondyna ożywił się – co u niej?!
-
W porządku. Wygląda o wiele lepie, w każdym razie ten narkotyk chyba całkowicie
został wypłukany z jej organizmu – W tym momencie Kiba zawahał się, czy
powiedzieć o tym, że o ile fizycznie Hinata czuje się lepiej, o tyle
psychicznie już nie. Uznał jednak, że Naruto powinien wiedzieć, co się dzieje –
co mnie martwi to, to że wspomnienia o tym co miało miejsce, są jeszcze dość
silne.
-
Co chcesz przez to powiedzieć? – Naruto głos wydał się nerwowy.
-
Boi się. Przez jakiś czas będzie siedziała w domu, ale nie wiem jak długo.
Dało
się słyszeć westchnięcie Uzumakiego.
-
Tak wiem – rzekł po dłuższej chwili – dzisiaj w nocy dzwoniła do mnie. Czułem,
że jest bardzo zdenerwowana.
-
A więc mówiła ci?
-
Tak, ale przez telefon to też nie to samo, co widzieć tą osobę.
-
Nie martw, się będę wpadał do niej z notatkami. Nie zawali uczelni, a jak się
już wykaraskasz z tego szpitala, to pomożemy jej z tego wyjść.
-
Dzięki. Przyda się pomoc.
-
A ty jak się dzisiaj miewasz?
-
W miarę dobrze, nosi mnie i najchętniej już bym się stąd wyrwał.
-
Wierzę ci, ale wypocznij lepiej. Najważniejsze, że Hinata jest bezpieczna.
-
Tak, to prawda. Nie wiem jak ci dziękować.
Kiba
zamilkł na chwilę. Zastanawiał się czy dobrze usłyszał.
-
Gdyby nie ty...
-
Gdyby nie ja, nie doszłoby pewnie do tego. Rozdzieliłem was i przeze mnie
Hinata omal nie skończyła, jako kolejna ofiara.
-
On ją miał na oku już dawno. Gdybyś nie pojechał za nimi i nas nie zaalarmował,
skończyłoby się to najgorszym z możliwych scenariuszy.
-
Tak, ale…
-
Żadnych ale, to już przeszłość i niech tak zostanie.
Kiba
pokiwał głową, zupełnie tak jakby Naruto go widział. Był wdzięczny za te słowa.
-
Nie przejmuj się i trzymaj się tam, za parę dni wyjdę, to się spijemy.
-
W takim razie ja stawiam – odparł Kiba serdecznie – póki co zdrowiej tam.
-
Postaram się, trzymaj się.
-
Ty też.
Kiba
rozłączył się, ale jeszcze długi czas stał na środku przedpokoju. Nie zauważył
jak Akamaru szturcha go pyskiem, domagając się swojej porcji pieszczot. Na
twarzy szatyna zagościł uśmiech.
* * *
Zanim
Sasuke zdążył przekroczyć próg domu Sakury, dziewczyna już wisiała na jego
szyi.
-
Sasuke, kochany! – dziewczyna zdobyła się na najczulszy ton, na jaki było ją
stać.
-
Stało się coś? – spytał zdziwiony chłopak.
Sakura
odsunęła głowę i popatrzyła gniewnym spojrzeniem.
-
A musiało coś się stać?! Nie mogę cię już przytulić ot tak? A może już ci się
znudziłam?!
-
No masz, zaczyna się – westchnął Sasuke – nie znudziłaś, po prostu….
-
Po prostu co? – spytała dziewczyna, ciągle wisząc swoim ukochanym.
-
Wszystko to co się wydarzyło.
Należy
wspomnieć, że pomimo stanowczego zakazu Itachiego, Sasuke opowiedział Sakurze,
co się zdarzyło. Uznał, że dziewczyna i tak by się domyśliła. Hinata w
szpitalu, Naruto w szpitalu. Sakura bardzo dobrze zna się z rodzicami
ciemnowłosej, więc trzymanie tego wszystkiego w sekrecie nie miało sensu. Odkąd
to zrobił, dziewczyna przejawiała wzmożoną troskę o niego, co momentami było
uciążliwe. Należy jej jednak oddać sprawiedliwość, że nie postąpiła tak jak
mają w zwyczaju jej koleżanki i nie przekazała informacji dalej. Wiedział, że w
kwestii dochowania tajemnicy może jej zaufać w pełni.
-
Widziałeś się z Naruto?
-
Tak, byłem dziś u niego.
-
I jak z nim?
-
Jak zwykle, wkurwiający.
Sakura
zachichotała. Na słowa chłopaka poczuła ulgę, w końcu Naruto był jej
przyjacielem. A odkąd są razem z Hinatą, poczuła jeszcze większą sympatię do
niego.
-
Cieszę się, że wszystko dobrze, dzisiaj wieczorem pójdę się spotkać z Hinatą.
Sasuke
pokiwał głową i uwolniwszy się w końcu z objęć dziewczyny, zdjął kurtkę i
powiesił w przedpokoju. Następnie oboje udali się do pokoju dziewczyny. Uchiha
od razu usiadł na łóżko. Sakura natomiast ustawiła przed nimi laptopa,
nastawiła film, po czym wtuliła się w swojego ukochanego. Mieli spędzić dzisiaj
spokojne popołudnie, na wspólnym oglądaniu, jednak Sasuke ani na moment nie
potrafił skupić się na fabule filmu. Nie uszło to oczywiście uwadze dziewczyny,
która po pewnym czasie oswobodziła się z jego objęcia i usiadła obok, opierając
plecami o ścianę.
-
Sasuke… - rzekła cicho, jednak nie wiedziała za bardzo, jak ma zacząć rozmowę.
Chłopak
nic nie odparł. Nawet nie drgnął. Siedział wpatrzony przed siebie, jakby w
ścianie, znajdującej się na wprost niego, było coś co przykuło jego uwagę.
-
Dalej myślisz o tym, co powiedział wam ten policjant?
Uchiha
popatrzył na dziewczynę. Jej zielone oczy wyrażały troskę i niepokój. Gdy
chłopak pierwszy raz jej o tym opowiadał, ta kategorycznie zabroniła mu brania
w tym udziału. Cała ta historia potrafiła nawet u osoby postronnej, wywołać
przerażenie. Pomyśleć, że to wszystko działo się tuż obok. Sasuke najwyraźniej
jednak nie potrafił tego wyrzucić z myśli. Chciał pomóc bratu, który kiedyś
uratował mu życie. Przynajmniej tyle mógł dla niego zrobić. Poza tym, było coś
o czym Sakura nie wiedziała. Nie było tego widać po ciemnowłosym, ale czuł się
źle z tym, że posądził Itachiego o współprace z tymi bandziorami.
-
Sasuke, obiecałeś…
-
Wiem… ale nie wiem czy dotrzymam słowa.
-
Jak to? – Sakura wyprostowała się. Oczy jej rozszerzyły się i nie wiedziała,
czy to co teraz czuje to bardziej zdumienie czy strach – ale…ale…
-
Sakura – rzekł spokojnie, ale stanowczo chłopak – ci ludzie są niebezpieczni…
-
Właśnie! Są niebezpieczni, a ty na upartego chcesz się pakować w sam środek
tego wszystkiego?! – W oczach Sakury pojawiły się łzy.
-
Nie bardzo mi się to uśmiecha. Ale bez pomocy mogą jeszcze długo pracować nad
tą sprawą. W tym czasie te dupki spierdolą gdzieś daleko. Muszą odpowiedzieć za
to co zrobili! – Sasuke mimowolnie podniósł głos. Jego oczy zmieniły się. Nie
były już zamyślone, a pełne nienawiści – zrozum, że oni nie cofną się przed niczym.
A co jeśli Zetsu nie jest jedyną wtyką w policji? Co jeśli w jakiś sposób zorientują
się, że my o wszystkim wiemy? Co jeśli uderzą w naszych najbliższych? Co jeśli…
Sasuke
zawiesił glos i wstał z łóżka. Przeszedł kilka kroków po pokoju i stanął przy
oknie, bokiem do dziewczyny. Sakura obserwowała jego profil. Każdy mięsień jego
twarzy był napięty. Oczy wpatrzone były w dal. Po policzkach dziewczyny
spływały kolejne łzy, które następnie skapywały na koc.
-
Co jeśli, będą chcieli skrzywdzić ciebie? – dokończył cicho chłopak, wyglądając
dalej przez okno, za którym malował się biały pejzaż.
Dziewczyna
poczuła jak jej serce bije mocniej. Wstała i podeszła do ukochanego. Stała za
jego plecami i delikatnie objąwszy go w pasie, przycisnęła do siebie i ułożyła
swoją głowę na jego ramieniu. Sasuke czuł jak bije jej serce, ona zaś czuła
jego powolny, spokojny oddech. Zamknęła oczy i przycisnęła swoją głowę do jego
skroni. Przyjemne ciepło rozchodziło się po ciele chłopaka. Nawet jego twarde
serce, musiało czuć w tej chwili ulgę. Powoli podniósł swoje ręce i delikatnie
chwycił przedramiona dziewczyny, przyciskając je bardziej do siebie.
Nieznacznie odwróci głowę tak, że jego usta napotkały jej skroń.
-
Kocham cię i boję się o ciebie. – rzekła cicho dziewczyna, po czym podniosła
głowę i obdarowała go delikatnym pocałunkiem.
* * *
Itachi
siedział oparty na krześle, palcami stukając o blat stołu, po którego drugiej
stronie znajdował się Kakuzu. To prowizoryczne miejsce przesłuchań zostało
zrobione w mieszkaniu, które wynajmowali Kakashi i Gai. Normalnie znajdowały
się tu stosy dokumentów i kilka rzeczy osobistych, jednak po przyprowadzeniu
tutaj najemnika, wszystko zostało przeniesione do drugiego, mniejszego pokoju.
Uchiha
sprawiał wrażenie spokojnego, jednak w jego umyśle roiło się od rozważań. Mieli
już Hidana, Kakuzu nieświadomie obciążył siebie, Nagato i Zetsu. Zostali
jeszcze Kisame, Konan, Akari i Orochimaru. Na myśl o tym ostatnim, Itachi
zacisnął pięści. Mężczyzna o wężowych oczach budził w nim niechęć. Nie ma co
się dziwić, w końcu on jako jedyny nigdy nie był do końca przekonany do Uchihy.
Na dodatek, odkąd Sasuke zaczął tam pracować i przebywać w bliskim sąsiedztwie
tego osobnika, Itachi musiał zwiększyć częstotliwość wizyt w firmie, aby mieć
oko na brata.
-
Długo jeszcze tak planujesz mnie trzymać? – Kakuzu był wyraźnie zdenerwowany tą
całą sytuacją.
-
Tyle ile będzie trzeba.
-
To jakieś kpiny! Nie masz prawa…
-
Podaj mnie do sądu.
Kakuzu
zacisnął zęby, aż te mu zazgrzytały. Był zły, nie tylko na Itachiego i tych
dwóch pomagierów, ale także na siebie. Zgubiła go jego miłość do pieniędzy.
Znaczone banknoty, które były przeznaczone pierwotnie dla zabójcy, a które on
sobie przywłaszczył – podobnie z resztą jak i poprzednie wpłaty – naprowadziły
policję na niego. Gdyby wiedział. Nie wpłacałby tych pieniędzy do banku, a tak?
Siedzi tutaj, zakuty w kajdanki i nic nie może zrobić. Całość ułatwił Itachiemu
fakt, że Kakuzu postanowił wpłacić pieniądze na konto, w tym samym banku, z
którego były wypłacane. Prezes spisał się na medal.
-
Tobie już nic nie pomoże – odparł spokojnie Itachi, po chwili namysłu –
właściwie wkopałeś nie tylko siebie, ale także i paru członków korporacji plus
zdemaskowałeś policyjną wtykę.
Kakuzu
nic nie odpowiedział tylko prychnął i odwrócił głowę.
-
Moglibyśmy przyznać ci status świadka koronnego…
-
Daruj sobie! – przerwał nagle najemnik – świadek koronny, nie rozśmieszaj mnie.
I ma mi to poprawić humor? Dacie mi nowe nazwisko, pracę, a w zamian każecie
wsypać resztę. A co potem? Myślisz, że ja się urodziłem wczoraj?! Wynajmą
jakiegoś najemnika, który dowie się o mojej nowej tożsamości i gówno będzie z
tego waszego programu ochrony świadków.
Kakuzu
w tym momencie zaczął się śmiać.
-
Umieścili jednego kreta, to jaki problem wstawić jeszcze jednego?! Zesracie
się, ale niczego ode mnie nie wyciągniecie!
Itachi
skrzywił się nieznacznie. Niestety Kakuzu miał rację. Teraz gdy było już na sto
procent wiadomo, że Zetsu jest podstawiony, rodziło się kolejne pytanie. Kto go
umieścił w komendzie głównej Konoha? Czy w innych miastach też ktoś taki
działał? Ibiki obiecał zająć się tą sprawą. W końcu były agent służb
specjalnych, ma swoje dojścia. Większe niż niejeden wysokiej rangi komendant,
ale nawet on potrzebował czasu. Zwłaszcza, że trzeba było uważać, żeby nie
zdemaskować się przed Zetsu.
-
No więc skończmy ten cyrk i lepiej będzie dla was, żebyście mnie wypuścili. W
końcu jeżeli chcecie mnie trzymać, to musicie załatwić to formalnie, a z tego
co się domyślam, nie za bardzo chcecie się ujawniać – na ustach Kakuzu zagościł
uśmiech. Doskonale wiedział, że trójka policjantów ma związane ręce.
Itachi
miał ochotę strzelić najemnikowi między oczy, potem tym samym pistoletem
rozwalić Zetsu, jednak blokował go rozkaz. Żadnych trupów. Broni używać tylko w
ostateczności. Tak brzmiał.
-
Sąd nie będzie zadowolony, że mnie tu trzymacie wbrew prawu.
-
Sąd nie ma tu nic do gania – Itachi wstał spokojnie i przeszedł się po pokoju.
-
Jak to nie, przecież…
-
Protokół zatrzymania jest sporządzony, nawet go podpisałeś.
-
Co ty pieprzysz? – na twarzy najemnika zagościło niedowierzanie.
Itachi
wyjął z kieszeni marynarki złożony na dwa, papier. Rozłożył go i podetknął
Kakuzu pod sam nos. Był to protokół zatrzymania z widniejącym podpisem
najemnika.
-
Skąd to masz?! – Kakuzu poderwał się z krzesła. Chciał się rzucić na Itachiego,
jednak kajdanki, które miał, znacznie ograniczały zakres ruchów.
-
Nie powiedziałem ci najlepszego – odparł spokojnie Uchiha, chowając pismo z
powrotem do kieszeni – następnego dnia, po tym jak poprosiłem prezesa banku o
pomoc, udałem się jeszcze raz do tego miłego pana. Poprosiłem go, aby jeśli to
będzie możliwe, pracownicy jego banku, podsunęli osobie, która będzie wpłacać
znaczone pieniądze, dodatkową kartkę do podpisania. Jak wiesz podczas każdej
wpłaty musisz podpisać kwitki. Jak myślisz ile takich podpisów złożyłeś?
Kakuzu
otworzył szerzej oczy. Czuł, że w gardle mu zaschło. Opadł bezwładnie na
krzesło i wpatrywał się w Itachiego, który stał oparty o ścianę.
-
Dałem prezesowi wzór, który miał rozesłać do wszystkich placówek. Był to zwykły
policyjny szablon, na który wystarczyło potem nanieść tylko napis tytuł: protokół zatrzymania. Daty i całą resztę
dopisze się potem.
Kakuzu
czuł jak się w nim gotuje. Szarpnął rękoma jeszcze raz, jednak metalowe
kajdanki nie puszczały. Uchiha ciosem z otwartej ręki prosto w czoło najemnika
do reszty ostudził jego zapał.
W tej chwili do mieszkania wpadł energicznym
krokiem Kakashi. Stał w drzwiach do pokoju. Oddech miał przyspieszony, najwyraźniej
te kilkanaście stopni na klatce schodowej pokonywał w biegu. Itachi odwrócił
wzrok od Kakuzu i spojrzał na siwowłosego.
-
Co się stało? – spytał zdziwiony.
-
Hidan nie żyje… - wyrzucił szybko Kakashi.
-
Co takiego?! – Zarówno Itachi jak i Kakuzu wydali okrzyk zdziwienia. Najmnik
poderwał się momentalnie z krzesła.
-
Jak to możliwe?! Co się stało?! – Uchiha starał się opanować emocje, jak tylko
mógł.
Kakashi
uspokoił nieco oddech.
-
Odgryzł sobie język.
Przez
długi czas panowała cisza. Zarówno Uchiha jak i Kakuzu wiedzieli, czym to
grozi. Nawet jeśli ofiara się nie wykrwawi, to leżąc na plecach, udusi się
własną krwią.
-
Cholera jasna! – Itachi zaklął – i tak sporo ryzykowaliśmy, umieszczając go na
osiedlowym komisariacie!
Do tej pory można było sprzedawać tamtejszym
policjantom historyjkę, że to złodziej odpowiedzialny za napad na bank w
pierwszym lepszym mieście. Nie zadawali pytań. Ale teraz? Jaki funkcjonariusz
uwierzy, że zwykły rabuś, któremu groziło najwyżej pięć lat, postanowił popełnić
samobójstwo? I to w taki sposób?
- Gai jest na miejscu – rzekł chłodno
Kakashi – to on mnie zawiadomił. Chciał go przesłuchać i gdy wszedł do
izolatki, znalazł go w kałuży krwi.
- Zawiadomił karetkę?
- Nie.
Itachi spojrzał uważniej na Kakashiego.
- Kazałem mu nie dzwonić. Już nie żył, gdy
Gai był na miejscu. Dzwoniłem do Ibikiego. Ma załatwić transport ciała. Jeśli
będziemy mieli szczęście, to tamtejszy komisariat opuści tylko plotka o tym, że
jakiś świr się zabił.
Uchiha
przełknął nerwowo ślinę. Spokój jakim emanował Kakashi w zaistniałej sytuacji,
zadziwiał Itachiego. Hatake mówił o tym wszystkim, jakby dla niego takie
sytuacje były codziennością.
-
Trzeba wymyślić jeszcze historyjkę, którą sprzedamy tamtejszym policjantom.
Rabuś odpada, oni się nie zabijają.
-
Narkoman.
-
Co takiego?
-
Zaraz, gdy tylko odtransportowaliśmy Hidana na miejsce, wspomniałem, że jest
narkomanem, który jest podejrzany o handel prochami. Uzależniony, na głodzie,
jest zdolny do wielu rzeczy, między innymi do samobójstwa.
-
A nie miało być tak, że…
-
Tak, mieliśmy ustalić, że zatrzymany jest niebezpiecznym przestępcą,
podejrzanym o napad na bank w Sunie. Poznawszy jednak profil Hidana,
stwierdziłem, że wersja o narkomanie będzie bardziej prawdopodobna.
Itachi
pokręcił głową i nie wiedząc czemu, zaśmiał się sam do siebie. Jednak to co
Ibiki mówi o Kakashim, to prawda. Gość jest nie tylko piekielnie skuteczny, ale
potrafi przewidywać kilka kroków na przód.
-
Zatem przy odrobinie szczęścia, w świat policyjny pójdzie tylko pogłoska o tym,
że w celi zabił się narkoman na głodzie – rzekł spokojnie Kakashi, który
spojrzał na stojącego obok Kakuzu.
Najemnikowi
trzęsły się ręce. Był gotowy na wiele. Na to, że zostanie schwytany, na
przesłuchania. Jednak nigdy nie przypuszczał, że trafi w ręce takich ludzi. Zdawał
sobie sprawę dopiero teraz, że ci goście tutaj, to nie zwykli funkcjonariusze i
że Zetsu nie miał prawa o nich wiedzieć. Poczuł jak nogi się pod nim uginają i
opadł na podłogę. Położenie w jakim się teraz znalazł, było naprawdę
beznadziejne. Z jednej strony znajduje się w rękach gości, których nie krępują
żadne przepisy, z drugiej… No właśnie… z drugiej strony organizacja, która ma
swoje dojścia w policji, która dopadłaby go w mgnieniu oka, gdyby ten
zdecydował się na współpracę.
Najemnik
poczuł jak cały świat wiruje mu w głowie. Powoli także docierało do niego, że
Hidan, ten sam, którego poznał kilkanaście lat temu w wojsku, którego uważał za
zimnego sukinsyna. Ten Hidan, który bez mrugnięcia okiem, zabijał każdego kto
mu się nawinie, teraz leży w kałuży swojej własnej krwi.
Było
mu duszno i po raz pierwszy w życiu poczuł prawdziwy strach.
-
Więc jak będzie? – do świata rzeczywistego przywrócił go głos Kakashiego –
będziesz z nami współpracował? Czy też nie?
Kakuzu
podniósł wzrok. Stało nad nim dwóch, zdecydowanych na wszystko gości. Sprzątną
go i śladu po nim nie będzie albo zamkną w pierdlu na resztę życia. Chociaż z
tajniakami bardziej prawdopodobny wydawał się pierwszy scenariusz. Pójdzie na
współpracę, sprzątnie go Akatsuki.
-
Będziesz mówić? – Kakashi patrzył spokojnie na najemnika.
Co
powinien zrobić? Każde z wyjść wydawało się beznadziejne. Cokolwiek by nie
powziął, będzie skazany na porażkę.
Poczuł
silny uścisk na ramieniu i nie wiedząc nawet kiedy, znalazł się z powrotem na
krześle. Na wprost niego siedział teraz nie Itachi, a właśnie Kakashi.
Spojrzenie jego było zimne. Kakuzu czuł jak koszula na jego plecach, robi się
mokra od potu. Starał się uspokoić oddech, ale bezskutecznie.
Jest
trzecie wyjście. W jego umyśle zaświtał pewien pomysł.
-
Skoro i tak jestem przegrany, to niech
się skurwiele pomęczą.
Z tą myślą, wymuskał językiem niewielką ampułkę, którą do tej
pory trzymał między policzkiem za dziąsłami. Szklany pojemniczek, wielkości
paznokcia zawierał cyjanek. Kakuzu umieścił go tam na wszelki wypadek, żywiąc
nadzieję, że nie będzie potrzebny. Szklana powłoka skrzypiała o kości. Przez
długi czas wahał się. Chciał nawet wypluć kapsułkę. Może jednak pójść na
współpracę? Nie, to koniec.
Kakuzu napiął mięśnie twarzy. Kapsułka między zębami
zachrzęściła, po czym pękła na kilka mniejszych kawałków. Smak gorzkich
migdałów rozszedł się po całej jamie ustnej. Jeszcze nie jest za późno. Jeszcze
może wszystko wypluć. Ślina zmieszała się z trucizną. Wystarczy otworzyć usta.
Najemnik napiął mięśnie całego ciała. Odgłos przełykanej śliny wypełnił jego
uszy i nagle jakby wszystko ucichło. Nie był w pokoju z dwoma policjantami, ale
zupełnie sam. Nie dochodziły do niego żadne odgłosy. Podniósł głowę do góry.
Biały sufit, który do tej pory wisiał nad nim solidnie, zdawał się powoli
opadać i kręcić się. Wirował coraz szybciej i szybciej, aż w końcu zniknął i
zapanowała ciemność.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na dziś koniec. Przyznam, że długo zastanawiałem się co zrobić z naszą dwójką byłych wojskowych. W końcu (w ostatniej chwili) zdecydowałem się na taki manewr, gdyż to rozwiązanie najlepiej pasowało do ich profili psychologicznych.
Następny rozdział tradycyjnie za tydzień (30 sierpnia), a w nim: Jak przebiegnie zebranie w siedzibie Akatsuki i jaka jest propozycja Kisame? Kto odwiedzi Naruto w szpitalu? O czym Sasuke chce porozmawiać z Itachim?
O tym wszystkim, plus kolejna niespodzianka, już za tydzień :)
Do zobaczenia!!
Wow... Aż nie wiem co pisać (znowu...) Super rozdział! Nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda że uśmierciłeś Hidana i Kakuzu no ale przynajmniej fabuła ruszy do przodu bo najemnicy trochę na towarzyszyli :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) Zaskoczyłeś mnie jak zwykle, nie spodziewałam się śmierci obu przestępców. Hidan zapowiedział to już przy pierwszym spotkaniu z Kakuzu, więc byłam pewna, że coś sobie zrobi. Ale myślałam, że chociaż najemnika uda się złamać i będzie współpracował, szczególnie, że Itachi tak skutecznie go maglował ;) Trochę szkoda, bo to opóźni śledztwo i Sasuke z Naruto będą musieli jednak pomóc przymknąć Akatsuki. Nasi policjanci nie mają za dużego wyboru.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kontynuacji :D
Pozdrawiam gorąco :)
Normalnie tylko facet potrafi tak pisać ;) zupełnie jakbym oglądała film kryminalny, wszystko tak dokładnie opisane, że masakra xD brakuje trochę akcji ale i tak jest ciekawie :)
OdpowiedzUsuń