piątek, 22 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ LVIII

     Witam wszystkich, przed nami kolejny rozdział powieści. Dzisiaj wszystkiego po trochu, a atrakcji mam nadzieję nie zabraknie :)
    Zapraszam do lektury! :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Następnego dnia Kiba postanowił udać się do Hinaty, aby sprawdzić jak dziewczyna się czuje. Przez całą drogę myślał o tym, czy w ogóle będzie chciała z nim rozmawiać. Ba! Czy nie wyrzuci go z domu. W końcu czemu miałaby go gościć u siebie? Postanowił jednak, że nawet jeśli dziewczyna nie będzie go miała ochoty widzieć, to przynajmniej upewni się, że wszystko w porządku.
            Inuzuka zaparkował pod bramą posiadłości Hyuga. Wyłączył silnik, wysiadł z samochodu, po czym zamknął go i ruszył w kierunku furtki. Nacisnął przycisk domofonu i czekał. Serce łopotało mu w klatce piersiowej. Ciągle miał w pamięci ostatnie spotkanie z ciemnowłosą. Krzyk jej ciągle rozbrzmiewał w jego głowie. Z zamyślenia wyrwał go głos, dobywający się z domofonu. To była ona.
            - Słucham?
            Kiba zawahał się czy coś powiedzieć.
            - Słucham? – spytała głośniej.
            - Hinata, to ja... – odparł niepewnie Kiba.
            - K...kto?
            - To ja, Kiba.
            Zapanowała cisza. Chłopak słyszał w domofonie nierówny oddech dziewczyny. W końcu zabrzęczał elektryczny zamek. Pchnął furtkę i po chwili stał już przed drzwiami domu. Dość długo czekał, zanim skrzydło uchyliło się i w progu stanęła Hinata. Kiba przyjrzał się jej uważnie. Wyglądała znacznie lepiej niż kilka dni temu. Cera znacznie się poprawiła, opuchlizna, która znajdowała się pod oczami, zniknęła. Jednak coś zaniepokoiło chłopaka. Twarz Hinaty zdradzała strach.
            - Kiba... wejdź proszę – ciemnowłosa odsunęła się i wpuściła chłopaka do środka, po czym zamknęła drzwi – nie wiedziałam, że przyjdziesz, a jestem sama.
            Głos jej drżał. Stała w przedpokoju ubrana w swoją fioletowo-białą bluzę, spodnie dresowe stanowiące komplet z górną częścią ubrania. Dłonie miała złączone i od czasu do czasu bawiła się nerwowo palcami. Chciał jej coś powiedzieć, pocieszyć, ale nie wiedział za bardzo co.
            - Chodźmy na górę – rzekła cicho i oboje udali się do pokoju dziewczyny.
            - Byłem u Naruto – powiedział, gdy tylko weszli przekroczyli próg.
            Dziewczyna zadrżała, jej spojrzenie jakby się ożywiło. Wspomnienie ostatniej rozmowy, tak przyjemne dla niej, ciągle tkwiło w jej pamięci. Pragnęła znów go zobaczyć. Poczuć jego bliskość.
            - Ma się dobrze, szybko dochodzi do siebie. Pewnie dzwonił do ciebie, ale prosił, żeby cię pozdrowić.
            Hinata patrzyła w milczeniu na Kibę. Każde słowo wypowiadane przez niego, koiło jej serce.
            - Będę uciekał – rzekł nagle chłopak – chciałem, wiedzieć jak się czujesz. Jakbyś czegoś potrzebowała daj znać.
            Miał się już zbierać, gdy poczuł jak dziewczyna łapie go za rękę. Spojrzał w jej białe oczy, w których wypisane było zarówno olbrzymie cierpienie, jak i powoli zastępująca je ulga.
            - Kiba... – rzekła cicho dziewczyna.
            - Słucham? – głos Kiby, był miękki i przyjazny.
            - Dziękuję...
            - Nie musisz, dziękować – Kiba spuścił wzrok – jeśli choć w niewielkim stopniu mogę naprawić te krzywdy, które wam wyrządziłem.
            - Nie mówmy o tym. To już było. Liczy się to co jest teraz i to co będzie.
            Kiba poczuł mimowolnie ulgę w sercu na słowa dziewczyny. Mimo, że ciągle czuł do siebie obrzydzenie, był wdzięczny dziewczynie za te słowa.
            - Mam prośbę...
            - Wszystko Hinata – odparł Kiba z lekkim entuzjazmem.
            - Chciałabym, żebyś przez ten czas odwiedzał Naruto w miarę możliwości. Ja... ja nie chcę wychodzić z domu. Obiecałam mu, że będę go widywać, ale… boję się… nie potrafię.
            - Hinata...
            - Boję się... po prostu się boję. Wiem, że już nie ma czego, ale...
            - Nie musisz się bać, ale zrobię to. Nawet chętnie. Jutro do niego wpadnę po południu.
            - Dziękuję Kiba – mówiąc te słowa, na twarzy Hinaty, zagościł delikatny uśmiech.
            Inuzuka posiedział jeszcze chwilę u dziewczyny, po czym zebrawszy się, postanowił wrócić do domu. Gdy był w drodze, czuł jak całe napięcie z niego uchodzi. Tak bardzo bał się reakcji Hinaty, a teraz ze spokojnym sumieniem wracał do domu. Na myśl o tym, że odzyskał przyjaciółkę i że ona znów jest szczęśliwa ze swoim ukochanym, uśmiechnął się do siebie. Postanowił, że zrobi wszystko, aby pomóc im obojgu, zawsze gdy będą potrzebowali pomocy.
            Z tą myślą wrócił do domu. Ledwo zaparkował samochód i wszedł do domu, a już chwycił za komórkę i wybrał numer do Naruto. Po chwili Uzumaki odebrał telefon.
            - Cześć Naru.
            - Siemka, co tam Kiba?
            - Byłem u Hinaty. Pomyślałem, że chcesz wiedzieć co u niej.
            - Jasne, że chce! – głos blondyna ożywił się – co u niej?!
            - W porządku. Wygląda o wiele lepie, w każdym razie ten narkotyk chyba całkowicie został wypłukany z jej organizmu – W tym momencie Kiba zawahał się, czy powiedzieć o tym, że o ile fizycznie Hinata czuje się lepiej, o tyle psychicznie już nie. Uznał jednak, że Naruto powinien wiedzieć, co się dzieje – co mnie martwi to, to że wspomnienia o tym co miało miejsce, są jeszcze dość silne.
            - Co chcesz przez to powiedzieć? – Naruto głos wydał się nerwowy.
            - Boi się. Przez jakiś czas będzie siedziała w domu, ale nie wiem jak długo.
            Dało się słyszeć westchnięcie Uzumakiego.
            - Tak wiem – rzekł po dłuższej chwili – dzisiaj w nocy dzwoniła do mnie. Czułem, że jest bardzo zdenerwowana.
            - A więc mówiła ci?
            - Tak, ale przez telefon to też nie to samo, co widzieć tą osobę.
            - Nie martw, się będę wpadał do niej z notatkami. Nie zawali uczelni, a jak się już wykaraskasz z tego szpitala, to pomożemy jej z tego wyjść.
            - Dzięki. Przyda się pomoc.
            - A ty jak się dzisiaj miewasz?
            - W miarę dobrze, nosi mnie i najchętniej już bym się stąd wyrwał.
            - Wierzę ci, ale wypocznij lepiej. Najważniejsze, że Hinata jest bezpieczna.
            - Tak, to prawda. Nie wiem jak ci dziękować.
            Kiba zamilkł na chwilę. Zastanawiał się czy dobrze usłyszał.
            - Gdyby nie ty...
            - Gdyby nie ja, nie doszłoby pewnie do tego. Rozdzieliłem was i przeze mnie Hinata omal nie skończyła, jako kolejna ofiara.
            - On ją miał na oku już dawno. Gdybyś nie pojechał za nimi i nas nie zaalarmował, skończyłoby się to najgorszym z możliwych scenariuszy.
            - Tak, ale…
            - Żadnych ale, to już przeszłość i niech tak zostanie.
            Kiba pokiwał głową, zupełnie tak jakby Naruto go widział. Był wdzięczny za te słowa.
            - Nie przejmuj się i trzymaj się tam, za parę dni wyjdę, to się spijemy.
            - W takim razie ja stawiam – odparł Kiba serdecznie – póki co zdrowiej tam.
            - Postaram się, trzymaj się.
            - Ty też.
            Kiba rozłączył się, ale jeszcze długi czas stał na środku przedpokoju. Nie zauważył jak Akamaru szturcha go pyskiem, domagając się swojej porcji pieszczot. Na twarzy szatyna zagościł uśmiech.

* * *

            Zanim Sasuke zdążył przekroczyć próg domu Sakury, dziewczyna już wisiała na jego szyi.
            - Sasuke, kochany! – dziewczyna zdobyła się na najczulszy ton, na jaki było ją stać.
            - Stało się coś? – spytał zdziwiony chłopak.
            Sakura odsunęła głowę i popatrzyła gniewnym spojrzeniem.
            - A musiało coś się stać?! Nie mogę cię już przytulić ot tak? A może już ci się znudziłam?!
            - No masz, zaczyna się – westchnął Sasuke – nie znudziłaś, po prostu….
            - Po prostu co? – spytała dziewczyna, ciągle wisząc swoim ukochanym.
            - Wszystko to co się wydarzyło.
            Należy wspomnieć, że pomimo stanowczego zakazu Itachiego, Sasuke opowiedział Sakurze, co się zdarzyło. Uznał, że dziewczyna i tak by się domyśliła. Hinata w szpitalu, Naruto w szpitalu. Sakura bardzo dobrze zna się z rodzicami ciemnowłosej, więc trzymanie tego wszystkiego w sekrecie nie miało sensu. Odkąd to zrobił, dziewczyna przejawiała wzmożoną troskę o niego, co momentami było uciążliwe. Należy jej jednak oddać sprawiedliwość, że nie postąpiła tak jak mają w zwyczaju jej koleżanki i nie przekazała informacji dalej. Wiedział, że w kwestii dochowania tajemnicy może jej zaufać w pełni.
            - Widziałeś się z Naruto?
            - Tak, byłem dziś u niego.
            - I jak z nim?
            - Jak zwykle, wkurwiający.
            Sakura zachichotała. Na słowa chłopaka poczuła ulgę, w końcu Naruto był jej przyjacielem. A odkąd są razem z Hinatą, poczuła jeszcze większą sympatię do niego.
            - Cieszę się, że wszystko dobrze, dzisiaj wieczorem pójdę się spotkać z Hinatą.
            Sasuke pokiwał głową i uwolniwszy się w końcu z objęć dziewczyny, zdjął kurtkę i powiesił w przedpokoju. Następnie oboje udali się do pokoju dziewczyny. Uchiha od razu usiadł na łóżko. Sakura natomiast ustawiła przed nimi laptopa, nastawiła film, po czym wtuliła się w swojego ukochanego. Mieli spędzić dzisiaj spokojne popołudnie, na wspólnym oglądaniu, jednak Sasuke ani na moment nie potrafił skupić się na fabule filmu. Nie uszło to oczywiście uwadze dziewczyny, która po pewnym czasie oswobodziła się z jego objęcia i usiadła obok, opierając plecami o ścianę.
            - Sasuke… - rzekła cicho, jednak nie wiedziała za bardzo, jak ma zacząć rozmowę.
            Chłopak nic nie odparł. Nawet nie drgnął. Siedział wpatrzony przed siebie, jakby w ścianie, znajdującej się na wprost niego, było coś co przykuło jego uwagę.
            - Dalej myślisz o tym, co powiedział wam ten policjant?
            Uchiha popatrzył na dziewczynę. Jej zielone oczy wyrażały troskę i niepokój. Gdy chłopak pierwszy raz jej o tym opowiadał, ta kategorycznie zabroniła mu brania w tym udziału. Cała ta historia potrafiła nawet u osoby postronnej, wywołać przerażenie. Pomyśleć, że to wszystko działo się tuż obok. Sasuke najwyraźniej jednak nie potrafił tego wyrzucić z myśli. Chciał pomóc bratu, który kiedyś uratował mu życie. Przynajmniej tyle mógł dla niego zrobić. Poza tym, było coś o czym Sakura nie wiedziała. Nie było tego widać po ciemnowłosym, ale czuł się źle z tym, że posądził Itachiego o współprace z tymi bandziorami.
            - Sasuke, obiecałeś…
            - Wiem… ale nie wiem czy dotrzymam słowa.
            - Jak to? – Sakura wyprostowała się. Oczy jej rozszerzyły się i nie wiedziała, czy to co teraz czuje to bardziej zdumienie czy strach – ale…ale…
            - Sakura – rzekł spokojnie, ale stanowczo chłopak – ci ludzie są niebezpieczni…
            - Właśnie! Są niebezpieczni, a ty na upartego chcesz się pakować w sam środek tego wszystkiego?! – W oczach Sakury pojawiły się łzy.
            - Nie bardzo mi się to uśmiecha. Ale bez pomocy mogą jeszcze długo pracować nad tą sprawą. W tym czasie te dupki spierdolą gdzieś daleko. Muszą odpowiedzieć za to co zrobili! – Sasuke mimowolnie podniósł głos. Jego oczy zmieniły się. Nie były już zamyślone, a pełne nienawiści – zrozum, że oni nie cofną się przed niczym. A co jeśli Zetsu nie jest jedyną wtyką w policji? Co jeśli w jakiś sposób zorientują się, że my o wszystkim wiemy? Co jeśli uderzą w naszych najbliższych? Co jeśli…
            Sasuke zawiesił glos i wstał z łóżka. Przeszedł kilka kroków po pokoju i stanął przy oknie, bokiem do dziewczyny. Sakura obserwowała jego profil. Każdy mięsień jego twarzy był napięty. Oczy wpatrzone były w dal. Po policzkach dziewczyny spływały kolejne łzy, które następnie skapywały na koc.
            - Co jeśli, będą chcieli skrzywdzić ciebie? – dokończył cicho chłopak, wyglądając dalej przez okno, za którym malował się biały pejzaż.
            Dziewczyna poczuła jak jej serce bije mocniej. Wstała i podeszła do ukochanego. Stała za jego plecami i delikatnie objąwszy go w pasie, przycisnęła do siebie i ułożyła swoją głowę na jego ramieniu. Sasuke czuł jak bije jej serce, ona zaś czuła jego powolny, spokojny oddech. Zamknęła oczy i przycisnęła swoją głowę do jego skroni. Przyjemne ciepło rozchodziło się po ciele chłopaka. Nawet jego twarde serce, musiało czuć w tej chwili ulgę. Powoli podniósł swoje ręce i delikatnie chwycił przedramiona dziewczyny, przyciskając je bardziej do siebie. Nieznacznie odwróci głowę tak, że jego usta napotkały jej skroń.
            - Kocham cię i boję się o ciebie. – rzekła cicho dziewczyna, po czym podniosła głowę i obdarowała go delikatnym pocałunkiem.

* * *

            Itachi siedział oparty na krześle, palcami stukając o blat stołu, po którego drugiej stronie znajdował się Kakuzu. To prowizoryczne miejsce przesłuchań zostało zrobione w mieszkaniu, które wynajmowali Kakashi i Gai. Normalnie znajdowały się tu stosy dokumentów i kilka rzeczy osobistych, jednak po przyprowadzeniu tutaj najemnika, wszystko zostało przeniesione do drugiego, mniejszego pokoju.
            Uchiha sprawiał wrażenie spokojnego, jednak w jego umyśle roiło się od rozważań. Mieli już Hidana, Kakuzu nieświadomie obciążył siebie, Nagato i Zetsu. Zostali jeszcze Kisame, Konan, Akari i Orochimaru. Na myśl o tym ostatnim, Itachi zacisnął pięści. Mężczyzna o wężowych oczach budził w nim niechęć. Nie ma co się dziwić, w końcu on jako jedyny nigdy nie był do końca przekonany do Uchihy. Na dodatek, odkąd Sasuke zaczął tam pracować i przebywać w bliskim sąsiedztwie tego osobnika, Itachi musiał zwiększyć częstotliwość wizyt w firmie, aby mieć oko na brata.
            - Długo jeszcze tak planujesz mnie trzymać? – Kakuzu był wyraźnie zdenerwowany tą całą sytuacją.
            - Tyle ile będzie trzeba.
            - To jakieś kpiny! Nie masz prawa…
            - Podaj mnie do sądu.
            Kakuzu zacisnął zęby, aż te mu zazgrzytały. Był zły, nie tylko na Itachiego i tych dwóch pomagierów, ale także na siebie. Zgubiła go jego miłość do pieniędzy. Znaczone banknoty, które były przeznaczone pierwotnie dla zabójcy, a które on sobie przywłaszczył – podobnie z resztą jak i poprzednie wpłaty – naprowadziły policję na niego. Gdyby wiedział. Nie wpłacałby tych pieniędzy do banku, a tak? Siedzi tutaj, zakuty w kajdanki i nic nie może zrobić. Całość ułatwił Itachiemu fakt, że Kakuzu postanowił wpłacić pieniądze na konto, w tym samym banku, z którego były wypłacane. Prezes spisał się na medal.
            - Tobie już nic nie pomoże – odparł spokojnie Itachi, po chwili namysłu – właściwie wkopałeś nie tylko siebie, ale także i paru członków korporacji plus zdemaskowałeś policyjną wtykę.
            Kakuzu nic nie odpowiedział tylko prychnął i odwrócił głowę.
            - Moglibyśmy przyznać ci status świadka koronnego…
            - Daruj sobie! – przerwał nagle najemnik – świadek koronny, nie rozśmieszaj mnie. I ma mi to poprawić humor? Dacie mi nowe nazwisko, pracę, a w zamian każecie wsypać resztę. A co potem? Myślisz, że ja się urodziłem wczoraj?! Wynajmą jakiegoś najemnika, który dowie się o mojej nowej tożsamości i gówno będzie z tego waszego programu ochrony świadków.
            Kakuzu w tym momencie zaczął się śmiać.
            - Umieścili jednego kreta, to jaki problem wstawić jeszcze jednego?! Zesracie się, ale niczego ode mnie nie wyciągniecie!
            Itachi skrzywił się nieznacznie. Niestety Kakuzu miał rację. Teraz gdy było już na sto procent wiadomo, że Zetsu jest podstawiony, rodziło się kolejne pytanie. Kto go umieścił w komendzie głównej Konoha? Czy w innych miastach też ktoś taki działał? Ibiki obiecał zająć się tą sprawą. W końcu były agent służb specjalnych, ma swoje dojścia. Większe niż niejeden wysokiej rangi komendant, ale nawet on potrzebował czasu. Zwłaszcza, że trzeba było uważać, żeby nie zdemaskować się przed Zetsu.
            - No więc skończmy ten cyrk i lepiej będzie dla was, żebyście mnie wypuścili. W końcu jeżeli chcecie mnie trzymać, to musicie załatwić to formalnie, a z tego co się domyślam, nie za bardzo chcecie się ujawniać – na ustach Kakuzu zagościł uśmiech. Doskonale wiedział, że trójka policjantów ma związane ręce.
            Itachi miał ochotę strzelić najemnikowi między oczy, potem tym samym pistoletem rozwalić Zetsu, jednak blokował go rozkaz. Żadnych trupów. Broni używać tylko w ostateczności. Tak brzmiał.
            - Sąd nie będzie zadowolony, że mnie tu trzymacie wbrew prawu.
            - Sąd nie ma tu nic do gania – Itachi wstał spokojnie i przeszedł się po pokoju.
            - Jak to nie, przecież…
            - Protokół zatrzymania jest sporządzony, nawet go podpisałeś.
            - Co ty pieprzysz? – na twarzy najemnika zagościło niedowierzanie.
            Itachi wyjął z kieszeni marynarki złożony na dwa, papier. Rozłożył go i podetknął Kakuzu pod sam nos. Był to protokół zatrzymania z widniejącym podpisem najemnika.
            - Skąd to masz?! – Kakuzu poderwał się z krzesła. Chciał się rzucić na Itachiego, jednak kajdanki, które miał, znacznie ograniczały zakres ruchów.
            - Nie powiedziałem ci najlepszego – odparł spokojnie Uchiha, chowając pismo z powrotem do kieszeni – następnego dnia, po tym jak poprosiłem prezesa banku o pomoc, udałem się jeszcze raz do tego miłego pana. Poprosiłem go, aby jeśli to będzie możliwe, pracownicy jego banku, podsunęli osobie, która będzie wpłacać znaczone pieniądze, dodatkową kartkę do podpisania. Jak wiesz podczas każdej wpłaty musisz podpisać kwitki. Jak myślisz ile takich podpisów złożyłeś?
            Kakuzu otworzył szerzej oczy. Czuł, że w gardle mu zaschło. Opadł bezwładnie na krzesło i wpatrywał się w Itachiego, który stał oparty o ścianę.
            - Dałem prezesowi wzór, który miał rozesłać do wszystkich placówek. Był to zwykły policyjny szablon, na który wystarczyło potem nanieść tylko napis tytuł:  protokół zatrzymania. Daty i całą resztę dopisze się potem.
            Kakuzu czuł jak się w nim gotuje. Szarpnął rękoma jeszcze raz, jednak metalowe kajdanki nie puszczały. Uchiha ciosem z otwartej ręki prosto w czoło najemnika do reszty ostudził jego zapał.
W tej chwili do mieszkania wpadł energicznym krokiem Kakashi. Stał w drzwiach do pokoju. Oddech miał przyspieszony, najwyraźniej te kilkanaście stopni na klatce schodowej pokonywał w biegu. Itachi odwrócił wzrok od Kakuzu i spojrzał na siwowłosego.
            - Co się stało? – spytał zdziwiony.
            - Hidan nie żyje… - wyrzucił szybko Kakashi.
            - Co takiego?! – Zarówno Itachi jak i Kakuzu wydali okrzyk zdziwienia. Najmnik poderwał się momentalnie z krzesła.
            - Jak to możliwe?! Co się stało?! – Uchiha starał się opanować emocje, jak tylko mógł.
            Kakashi uspokoił nieco oddech.
            - Odgryzł sobie język.
            Przez długi czas panowała cisza. Zarówno Uchiha jak i Kakuzu wiedzieli, czym to grozi. Nawet jeśli ofiara się nie wykrwawi, to leżąc na plecach, udusi się własną krwią.
            - Cholera jasna! – Itachi zaklął – i tak sporo ryzykowaliśmy, umieszczając go na osiedlowym komisariacie!
Do tej pory można było sprzedawać tamtejszym policjantom historyjkę, że to złodziej odpowiedzialny za napad na bank w pierwszym lepszym mieście. Nie zadawali pytań. Ale teraz? Jaki funkcjonariusz uwierzy, że zwykły rabuś, któremu groziło najwyżej pięć lat, postanowił popełnić samobójstwo? I to w taki sposób?
- Gai jest na miejscu – rzekł chłodno Kakashi – to on mnie zawiadomił. Chciał go przesłuchać i gdy wszedł do izolatki, znalazł go w kałuży krwi.
- Zawiadomił karetkę?
- Nie.
Itachi spojrzał uważniej na Kakashiego.
- Kazałem mu nie dzwonić. Już nie żył, gdy Gai był na miejscu. Dzwoniłem do Ibikiego. Ma załatwić transport ciała. Jeśli będziemy mieli szczęście, to tamtejszy komisariat opuści tylko plotka o tym, że jakiś świr się zabił.
            Uchiha przełknął nerwowo ślinę. Spokój jakim emanował Kakashi w zaistniałej sytuacji, zadziwiał Itachiego. Hatake mówił o tym wszystkim, jakby dla niego takie sytuacje były codziennością.
            - Trzeba wymyślić jeszcze historyjkę, którą sprzedamy tamtejszym policjantom. Rabuś odpada, oni się nie zabijają.
            - Narkoman.
            - Co takiego?
            - Zaraz, gdy tylko odtransportowaliśmy Hidana na miejsce, wspomniałem, że jest narkomanem, który jest podejrzany o handel prochami. Uzależniony, na głodzie, jest zdolny do wielu rzeczy, między innymi do samobójstwa.
            - A nie miało być tak, że…
            - Tak, mieliśmy ustalić, że zatrzymany jest niebezpiecznym przestępcą, podejrzanym o napad na bank w Sunie. Poznawszy jednak profil Hidana, stwierdziłem, że wersja o narkomanie będzie bardziej prawdopodobna.
            Itachi pokręcił głową i nie wiedząc czemu, zaśmiał się sam do siebie. Jednak to co Ibiki mówi o Kakashim, to prawda. Gość jest nie tylko piekielnie skuteczny, ale potrafi przewidywać kilka kroków na przód.
            - Zatem przy odrobinie szczęścia, w świat policyjny pójdzie tylko pogłoska o tym, że w celi zabił się narkoman na głodzie – rzekł spokojnie Kakashi, który spojrzał na stojącego obok Kakuzu.
            Najemnikowi trzęsły się ręce. Był gotowy na wiele. Na to, że zostanie schwytany, na przesłuchania. Jednak nigdy nie przypuszczał, że trafi w ręce takich ludzi. Zdawał sobie sprawę dopiero teraz, że ci goście tutaj, to nie zwykli funkcjonariusze i że Zetsu nie miał prawa o nich wiedzieć. Poczuł jak nogi się pod nim uginają i opadł na podłogę. Położenie w jakim się teraz znalazł, było naprawdę beznadziejne. Z jednej strony znajduje się w rękach gości, których nie krępują żadne przepisy, z drugiej… No właśnie… z drugiej strony organizacja, która ma swoje dojścia w policji, która dopadłaby go w mgnieniu oka, gdyby ten zdecydował się na współpracę.
            Najemnik poczuł jak cały świat wiruje mu w głowie. Powoli także docierało do niego, że Hidan, ten sam, którego poznał kilkanaście lat temu w wojsku, którego uważał za zimnego sukinsyna. Ten Hidan, który bez mrugnięcia okiem, zabijał każdego kto mu się nawinie, teraz leży w kałuży swojej własnej krwi.
            Było mu duszno i po raz pierwszy w życiu poczuł prawdziwy strach.
            - Więc jak będzie? – do świata rzeczywistego przywrócił go głos Kakashiego – będziesz z nami współpracował? Czy też nie?
            Kakuzu podniósł wzrok. Stało nad nim dwóch, zdecydowanych na wszystko gości. Sprzątną go i śladu po nim nie będzie albo zamkną w pierdlu na resztę życia. Chociaż z tajniakami bardziej prawdopodobny wydawał się pierwszy scenariusz. Pójdzie na współpracę, sprzątnie go Akatsuki.
            - Będziesz mówić? – Kakashi patrzył spokojnie na najemnika.
            Co powinien zrobić? Każde z wyjść wydawało się beznadziejne. Cokolwiek by nie powziął, będzie skazany na porażkę.
            Poczuł silny uścisk na ramieniu i nie wiedząc nawet kiedy, znalazł się z powrotem na krześle. Na wprost niego siedział teraz nie Itachi, a właśnie Kakashi. Spojrzenie jego było zimne. Kakuzu czuł jak koszula na jego plecach, robi się mokra od potu. Starał się uspokoić oddech, ale bezskutecznie.
            Jest trzecie wyjście. W jego umyśle zaświtał pewien pomysł.
            - Skoro i tak jestem przegrany, to niech się skurwiele pomęczą.
            Z tą myślą, wymuskał językiem niewielką ampułkę, którą do tej pory trzymał między policzkiem za dziąsłami. Szklany pojemniczek, wielkości paznokcia zawierał cyjanek. Kakuzu umieścił go tam na wszelki wypadek, żywiąc nadzieję, że nie będzie potrzebny. Szklana powłoka skrzypiała o kości. Przez długi czas wahał się. Chciał nawet wypluć kapsułkę. Może jednak pójść na współpracę? Nie, to koniec.
            Kakuzu napiął mięśnie twarzy. Kapsułka między zębami zachrzęściła, po czym pękła na kilka mniejszych kawałków. Smak gorzkich migdałów rozszedł się po całej jamie ustnej. Jeszcze nie jest za późno. Jeszcze może wszystko wypluć. Ślina zmieszała się z trucizną. Wystarczy otworzyć usta. Najemnik napiął mięśnie całego ciała. Odgłos przełykanej śliny wypełnił jego uszy i nagle jakby wszystko ucichło. Nie był w pokoju z dwoma policjantami, ale zupełnie sam. Nie dochodziły do niego żadne odgłosy. Podniósł głowę do góry. Biały sufit, który do tej pory wisiał nad nim solidnie, zdawał się powoli opadać i kręcić się. Wirował coraz szybciej i szybciej, aż w końcu zniknął i zapanowała ciemność.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
           Na dziś koniec. Przyznam, że długo zastanawiałem się co zrobić z naszą dwójką byłych wojskowych. W końcu (w ostatniej chwili) zdecydowałem się na taki manewr, gdyż to rozwiązanie najlepiej pasowało do ich profili psychologicznych.
          Następny rozdział tradycyjnie za tydzień (30 sierpnia), a w nim: Jak przebiegnie zebranie w siedzibie Akatsuki i jaka jest propozycja Kisame? Kto odwiedzi Naruto w szpitalu? O czym Sasuke chce porozmawiać z Itachim? 
          O tym wszystkim, plus kolejna niespodzianka, już za tydzień :)
          Do zobaczenia!!

4 komentarze:

  1. Wow... Aż nie wiem co pisać (znowu...) Super rozdział! Nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę szkoda że uśmierciłeś Hidana i Kakuzu no ale przynajmniej fabuła ruszy do przodu bo najemnicy trochę na towarzyszyli :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :) Zaskoczyłeś mnie jak zwykle, nie spodziewałam się śmierci obu przestępców. Hidan zapowiedział to już przy pierwszym spotkaniu z Kakuzu, więc byłam pewna, że coś sobie zrobi. Ale myślałam, że chociaż najemnika uda się złamać i będzie współpracował, szczególnie, że Itachi tak skutecznie go maglował ;) Trochę szkoda, bo to opóźni śledztwo i Sasuke z Naruto będą musieli jednak pomóc przymknąć Akatsuki. Nasi policjanci nie mają za dużego wyboru.
    Nie mogę się doczekać kontynuacji :D
    Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie tylko facet potrafi tak pisać ;) zupełnie jakbym oglądała film kryminalny, wszystko tak dokładnie opisane, że masakra xD brakuje trochę akcji ale i tak jest ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń