piątek, 15 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ LVII

      Witam bardzo serdecznie moi kochani. Jak obiecałem dzisiaj sporo akcji dla fanów Itachiego. Nasz Uchiha w końcu działa i to jak... Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
      Zapraszam do lektury!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
           Itachi był w drodze do centrum. Odbył właśnie ważną rozmowę, która jeśli wszystko się uda, popchnie śledztwo do przodu. Zdenerwowanie, które do tej pory nie udzielało się ciemnowłosemu, teraz powoli wypełniało jego umysł. Musiał wszystko idealnie rozegrać, gdyż druga taka okazja może się nie przytrafić.
            Służbowe Punto dojeżdżało powoli do celu podróży, którym było osiedle, znajdujące się w centrum miasta niedaleko osiedla Kyubyego. Wysoki wieżowiec, charakterystyczny dla tego miejsca, pod którym Itachi zaparkował swój samochód, górował nad pozostałymi budynkami. Ciemnowłosy zgasił silnik. Przez kilka minut siedział w środku, analizując w myślach po raz ostatni cały plan. Gdy stwierdził, że wszystkie możliwe warianty zostały przemyślane, wysiadł z samochodu i zamknął drzwi. Następnie spokojnym krokiem podszedł do jednej z klatek. Na domofonie widniało około trzydziestu numerów, z czego połowa nie miała przypisanego nazwiska. Itachi nadusił przycisk pod numerem dwanaście. Rozbrzmiał cichy dzwonek, po czym zapadła cisza. Uchiha odczekał chwile, aż w domofonie odezwał się głos.
            - Słucham?
            - Tu Itachi, jest poważna sprawa.
            Po tych słowach zabrzęczał elektryczny zamek w drzwiach. Uchiha pociągnął za klamkę i wszedł na klatkę schodową. Te parę pięter pokonał w kilka chwil i już stał przed drzwiami do mieszkania Kakuzu. Nie zdążył jeszcze zapukać, gdy te uchyliły się i w progu stanął najemnik. Gestem zaprosił Itachiego do środka, po czym szybko zamknął drzwi.
            - Miałeś nie przyjeżdżać – rzekł szybko Kakuzu surowym tonem, zaraz gdy tylko weszli do pokoju - Szef mówił wyraźnie, żeby ze względów bezpieczeństwa...
            - Złapali zabójcę.
            Zapanowała cisza. Itachi spoglądał w skupieniu na najemnika, który stał niczym oszołomiony silnym uderzeniem.
            - Co takiego? – spytał, jakby z niedowierzaniem.
            - Złapali zabójcę.
            - Jak? Kurwa mać! Jaja sobie robisz?! – Kakuzu chwycił Itachiego za klapy kurtki. W jego oczach pojawiła się furia pomieszana ze strachem.
            - Nie jest mi do śmiechu. Nie wiem w jaki sposób to się stało. Zetsu to sprawdza, ale na chwilę obecną zajmuje się zabójcą.
            Najemnik puścił Uchihe i powoli opadła na stojący za nim fotel. Ciężko oddychał, a furia z każdą chwilą ustępowała miejsca strachowi coraz bardziej i bardziej. Itachi przeszedł kilka kroków po pokoju i usiadł na kanapie stojącej pod oknem.
            - Jak to się stało? – spytał cicho Kakuzu, bardziej siebie niż Itachiego.
            - Nie wiem. Zetsu bada sprawę. Miałem cię poinformować.
            - Czy szef... czy Nagato wie?
            - Tak, to on mnie przysłał do Ciebie.
            - Kurwa mać... to nie możliwe...
            - To ty byłeś łącznikiem z zabójcą?
            - Tak, tak, ale kurwa jak to możliwe? Kiedy to się stało?
            - Z tego co wiem, to podczas próby zabójstwa.
            - Co takiego?! – Kakuzu poderwał się z fotela – dlaczego ten debil nie zadzwonił?!
            - Nie zadzwonił? Mówisz o zabójcy? – Itachi popatrzył zdziwiony na Kakuzu. Był zadowolony póki co wszystko układa się po jego myśli.
            - Tak – najemnik starał się uspokoić oddech – umówiliśmy się, że będzie dawał znać. Miałem po nim sprzątać. Ale ten kretyn znowu zrobił po swojemu!
            Kakuzu uderzył pięścią w ścianę.
            - Cholera jasna! Teraz ten debil dał się złapać! – mężczyzna odwrócił się nagle w kierunku Itachiego który siedział spokojnie i wpatrywał się w najemnika – A Zetsu!? Co on na to?! Gadałeś z nim?!
            - Tylko tyle, że zabójcę załapali i żebym przekazał Nagato, który z kolei kazał poinformować Ciebie.
            Kakuzu krążył chwilę po pokoju. Starał się ze wszystkich sił opanować myśli, które piętrzyły mu się z każda chwilą coraz bardziej i bardziej. Przez moment wydawało się, że zapomniał o swoim gościu i z całej siły kopnął krzesło, które z hukiem runęło na podłogę. Najemnik opadł na fotel i chwycił za bolące miejsce, przeklinając pod nosem.
            Gdy tak siedział użalając się po cichu na cały świat, nagle pewna myśl zaświtała w jego głowie. Długo się nad nią zastanawiał, coś nie grało. Podniósł wzrok na Itachiego, który siedział spokojnie na swoim miejscu. Omiótł Uchihe spojrzeniem. Ten nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, siedział i patrzył na najemnika. Broń ma pewnie schowaną za pazuchą, to powinno Kakuzu dać dużo czasu.
            Najemnik przestał trzymać się za bolące miejsce. Wyprostował się na fotelu i jakby od niechcenia, niby poprawiając się na meblu, jedną ręka powędrował do tyłu. Stara szkoła, której jedna z lekcji mówiła, aby broń chować w kilku miejscach skąd ją łatwo potem dobyć. W mieszkaniu Kakuzu jednym z takich miejsc, było miejsce tuż za poduszką fotelową. Wystarczyło tylko sięgnąć, wymierzyć i...
            Kakuzu nagle zamarł. Już czuł dotyk zimnej stali pod palcami. Wystarczyło tylko aby sięgnął broń, jednak widok czarnej lufy pistoletu skierowanej w stronę jego czaszki, odwiódł go od tego pomysłu. Itachi niewiadomo kiedy dobył swoje... Parabellum? Najemnik dobrze znal ten model. Był to niemiecki pistolet z okresu drugiej wojny światowej. Po jaka cholerę Itachi mierzy do niego z tak starej broni? Lekko zdezorientowany poruszył ręką, chcąc lepiej uchwycić broń.
            - Nawet nie próbuj albo wypalę ci dodatkową dziurę w głowie, zamalowując ścianę za tobą farbą kolorem krwistej czerwieni. Co prawda tobie to już będzie bez różnicy, ale chłopaki z wydziału zabójstw nie za bardzo lubią zdrapywać mózgi ze ścian.
            Głos Itachiego był zimny, a każde słowo było niczym cios. Kakuzu przełknął nerwowo ślinę i cofnął rękę. Doświadczony najemnik wiedział, że to nie żarty, a wzrok którym patrzył na niego teraz Itachi, świadczył o pełnej powadze jego słów.
            - Ty pierdolony zdrajco...
            - Zamknij się i wstań z fotela.
            Uchiha wykonał ruch lufą, dając do zrozumienia, że nie powtórzy prośby. Kakuzy wstał i odruchowo uniósł ręce do góry.
            - Szkoda, że ta szybko się zorientowałeś – zaczął spokojnie Itachi – co mnie zdradziło?
            Kakuzu prychnął i nie za bardzo spieszył się z odpowiedzią. Czarny wlot lufy powoli zbliżał się do niego, a za nim jego właściciel.
            - Nagato nigdy nie kazałby przyjechać do mnie.
            - Taaak, faktycznie tutaj nawaliłem, ale któż mógł przewidzieć. Musiałem improwizować. Ręce za kark i kładź się.
            Kakuzu posłusznie wykonał polecenie. Itachi stanął za nim i dobywszy kajdanek skuł najemnika.
            - Kakuzu Takigakure, w imieniu prawa aresztuje cię za współudział w zabójstwach dokonywanych przez Hidana. Masz prawo zachować milczenie, wszystko co powiesz może być użyte przeciwko tobie w sądzie. Masz prawo do adwokata, jeśli cię na niego nie stać, zostanie ci przydzielony obrońca z urzędu.
            - Nie masz dowodów! – próbował się szarpać Kakuzu.
            - Mam wystarczająco – odparł spokojnie Uchiha, po czym podniósł najemnika z podłogi i posadził na krześle.
            - Chłopaki macie to?
            Rozległ się szum. Itachi rozpiął nieznacznie kurtkę i najemnik ujrzał pod nią czarne, prostokątne pudełko niewielkich rozmiarów. Nadajnik!
            - Mamy, wszystko jasno i wyraźnie.
            - Kto... co...? – Kakuzu głos zadrżał. Do jego umysłu powoli docierało to, co właśnie miało miejsce.
            - To jest nasza policyjna prowokacja, dzięki której ty i paru twoich kolesi pójdziecie na długie lata do pierdla. Niestety nie udało się wyciągnąć od ciebie wszystkich nazwisk, ale Zetsu, Nagato, Hidan oraz ty, jesteście ugotowani.
            - Hidan... znasz jego imię?! Chcesz powiedzieć, że...
            - Tak,  towłaśnie chcę powiedzieć.
            - Ale jak?! W jaki sposób?! Przecież kontakt z nim miałem tylko ja! A o tym wiedział tylko Nagato!
            - Nie było to łatwe, ale nadarzyła się idealna okazja, aby dopaść zabójcę lub przynajmniej łącznika.
            - Że co?!
            Itachi nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się od najemnika i udał się do przedpokoju skąd po chwili wrócił z kawałkiem papieru w ręku. Uchiha podszedł do Kakuzu i rozwinąwszy kartkę pokazał ją mężczyźnie.
            - Poznajesz?
            Był to dowód wpłaty do banku kwoty 50 tysięcy Jenów.
            - I co w związku z tym? Nie można mieć swojego konta?! Nie macie prawa!
            - Masz kilka z tych banknotów w portfelu?
            Zadając to pytanie Itachi wyciągnął rękę, w której trzymał portfel najemnika. Otworzył go i wyjął z niego jeden banknot.
            - Cholera jasna... – Kakuzu przeklął. Domyślił się już o co chodzi.

* * *

            Kilka dni wcześniej, gdy Itachi otrzymał od Nagato zlecenie dostarczenie wypłaty, dla zabójcy jednemu z członków Akatsuki, Uchiha pomyślał, że jest to idealna okazja aby w jakiś sposób namierzyć zabójcę. Spotkał się w tej sprawie, w najściślejszej tajemnicy z Kakashim i Gaiem, aby omówić cała akcję.
            Pomysł z pluskwami odpada. Na pewno każdy będzie sprawdzać walizkę. To samo jeśli chodzi o śledzenie kolejnych właścicieli, gdyż łatwo można zgubić trop.
            W końcu Kakashi zaproponował, aby zastosować znaną od lat w policji taktykę, znaczonych banknotów. Sprawa jednak nie była taka prosta. W normalnych warunkach odbywałoby się to na zasadzie ścisłej współpracy policji z bankiem, a co za tym idzie, każdy wyżej postawiony funkcjonariusz policji wiedziałby o akcji, a tego należało uniknąć za wszelką cenę. Trzeba było zatem w jakiś sposób „nakłonić” prezesa banku o współpracy, bez powiadamiania o tym komendy głównej.
            Główna siedziba prezesa banku mieści się przy ulicy Hashiramy „1”. Wysoki na 10 pięter biurowiec na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniał i gdyby nie wielki napis na szczycie „Bank Konoha” pewnie nawet najstarsi mieszkańcy miasta, nie mieliby pojęcia co się w nim znajduje.
            Cała trójka udała się z samego rana do prezesa. Legitymując się swoimi prawdziwymi dokumentami, wiele ryzykowali, jednak nie było wyjścia. Należało zaryzykować. O dziwo, każda kolejna sekretarka, którą napotykali na swojej drodze, nie sprawiała żadnych problemów, pytaniem o nakaz sądowy czy inne dokumenty. Błysk odznaki jak widać, otwiera wiele drzwi, zwłaszcza, że za tym blaskiem stoi trzech eleganckich mężczyzn w garniturach. O ile Kakashi i Itachi w ogóle nie zwracali na to uwagi, o tyle Gai co chwilę wykonywał ruchy całym ciałem, tłumacząc się tym, że ów strój krępuje go i postarza.
            Prezes banku; niski mężczyzna w średnim wieku, z postępującą łysiną oraz mocno wydatnym brzuchem wydawał się tego dnia mocno zapracowany, toteż nie od razu zajął się trzema tajemniczymi osobnikami, którzy zjawili się w jego gabinecie. W pierwszej chwili wziął ich za partnerów biznesowych, których setki już przewinęło się przez jego gabinet. Dreptał na swoich krótkich nóżkach od biurka do szafy i z powrotem, przenosząc stosy dokumentów.
            - Gdzie to jest, gdzie to jest?! – krzyczał zdenerwowany – znów zgubiłem. Panowie spoczną.
            Trójka policjantów usiadła na krzesłach, które stały naprzeciwko biurka prezesa banku. Mężczyzna chyba odruchowo zwrócił się do nich, jakby automatycznie reagował za każdym razem, gdy widział, że ktoś stoi u niego w gabinecie.
            Dopiero po dwudziestu minutach, gdy cała zawartość szafy zawędrowała na biurko i z powrotem tylko po to, aby w rękach prezesa ostała się jedna, cienka teczka czerwonej barwy.
            - Tak, tak, to na pewno to, tak – sapał, wycierając jedwabną chustką pot z czoła – tak, proszę niech panowie spoczną.
            Cała trójka spojrzała po sobie pytająco, a Itachi westchnął cicho. Mężczyzna usiadł w swoim – nieco za dużym – fotelu i przez interkom wezwał sekretarkę, prawdopodobnie tą, która siedziała bezpośrednio pod drzwiami gabinetu.
            - Panno Jolu, cztery kawki proszę.
            - Już się robi panie prezesie – zabrzmiał przyjazny głos sekretarki.
            - Panowie witam was, siedzicie? Doskonale, chyba możemy zacząć, otóż chciałbym nadmienić tylko iż ostatnie wahania giełdowe...
            - Panie prezesie... – Itachi starał się przerwać grzecznie, ale mężczyzna zdawał się go nie słyszeć.
            - ... to sprawiło, że inwestycje na ten okres nie były co prawda tak wielkie...
            - Panie prezesie – Tym razem Kakashi, starał się dojść do słowa. Także bezskutecznie.
            - ... dodatkowo dochodzi do tego amortyzacja...
            - Ucisz się na chwilę!!
            W gabinecie zapadła cisza. Wszyscy popatrzyli na Gaia, który w tej chwili właśnie stał i poprawiał krawat w swoim garniturze.
            - No, to skoro już możemy coś powiedzieć. Nie jesteśmy żadnymi inwestorami. – rzekł spokojnie Maito.
            - Jak to? Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem. Nie jesteście państwo z...
            - Nie – odparł szybko Itachi – Panie prezesie, jesteśmy przedstawicielami policji.
            Cała trójka niczym na komendę wyjęła swoje odznaki i położyła je na biurku przed prezesem. Mężczyzna spoglądał zdziwiony to na nich, to na połyskujące, policyjne „blachy”.
            - Zaraz, jak to...? – jego głos zdradzał w tym momencie wyraźne zdenerwowanie – chcecie powiedzieć, że jestem aresztowany?!
            - Nie, w żadnym wypadku – Itachi starał się uspokoić mężczyznę – przyszliśmy to na wpół służbowo, na wpół prywatnie.
            - Jak to? Nic nie rozumiem. Panowie są z policji?
            - Zgadza się.
            - I przychodzicie do mnie, ale gdzie panowie maja nakaz?
            Mężczyzna zdawał się być coraz bardziej zdenerwowany. Nie można się dziwić, w końcu to dość niecodzienna sytuacja, gdy trzech mężczyzn w garniturach, podaje się w naszym miejscu pracy za policję i wspomina o nieformalnej współpracy.
            - Otóż w tym problem, że nie mamy nakazu – Itachi w dalszym ciągu mówił w pełni spokojnie – działamy w największej dyskrecji i niestety, gdybyśmy poprosili sąd o jakikolwiek nakaz, groziłoby to dekonspiracją sprawy, którą prowadzimy.
            - Ale to jest niezgodne z prawem! Bez nakazu?! Proszę wyjść, bo inaczej zawiadomię państwa przełożonego! – prezes wstał z taką siłą, że gdyby nie siła grawitacji, niechybnie poszybowałby pod sam sufit.
            - Niech się pan uspokoi.
            - Proszę opuścić mój gabinet!
            Itachi westchnął ciężko. Kakashi i Gai byli gotowi opuścić biuro prezesa, jednak Uchiha siedział na sowim miejscu i ani myślał się ruszać.
            - Widzę, że nie mam za bardzo wyjścia.
            Itachi sięgnął pod marynarkę i gdy prezes banku wyciągał rękę po telefon, w jego dłoni pojawiło się czarne Parabellum, które spokojnym ruchem położył na stole, lufą wycelowaną w mężczyznę. Prezes znieruchomiał w jednej chwili, po czym odłożywszy słuchawkę z powrotem na aparat, opadł bezwładnie na fotel.
            Kakashi i Gai również byli zaskoczeni takim zachowaniem Itachiego. Chcieli go nawet powstrzymać, ale nim wykonali jakikolwiek ruch Uchiha przemówił:
            - Jak powiedziałem, jesteśmy tutaj tylko na wpół służbowo. Nasz przełożony nie wie, że tu jesteśmy i się nigdy nie dowie. Tak samo jak nie dowiedzą, się o tym pańscy współpracownicy, znajomi, nawet żona. Czy to jasne?
            Mężczyzna pokiwał powoli głową, jego oczy były wpatrzone w czarny wylot lufy.
            - Cieszę się. Tak więc, jesteśmy oficjalnie biznesmenami, którzy odwiedzili pana, aby porozmawiać o interesach. Nie będę owijał w bawełnę. Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstw, które ostatnio nawiedziły nasze miasto. Tak się złożyło, że przytrafiła nam się idealna okazja, aby dopaść mordercę.
            Itachi zrobił pauzę, aby dać czas mężczyźnie na przetrawienie tych informacji. Prezes siedział w swoim fotelu. Na jego czole perliły się krople potu, mimo to oczy nie zdradzały już strachu. Sprawiał wrażenie pilnego słuchacza.
            - Do tego potrzebujemy pańskiej pomocy. Bez tego, morderca wymknie się nam i ryzykujemy, że już nigdy nie trafimy na jego ślad.
            - Co... co miałbym zrobić? – spytał mężczyzna pod dłuższej chwili.
            - Chodzi o to, że z pańskiego banku mają zostać wypłacone pieniądze, na ten oto czek.
            Itachi podał mężczyźnie kartkę, na której wypisana była kwota oraz podpis osoby wystawiającej upoważnienie zapłaty. Prezes uważnie przyglądał się kartce. Kwota opiewała na kwotę 50 tys. Jenów.
            - Normalnie poprosilibyśmy o wydanie znakowanych banknotów – kontynuował Itachi – ale wiąże się to z sądowym nakazem, informowaniem przełożonych, a to powoduje wzrost ryzyka zdemaskowania.
            - Ale panowie – przerwał prezes – ja... ja bardzo chętnie bym pomógł. Ale wydawanie znakowanych pieniędzy, musi być poparte jakimkolwiek pismem sądowym. Jestem prezesem banku, ale taka operacja wymaga środków prawnych. Nie mogę fałszywej gotówki wypuszczać w obieg.
            - Nie wypuści pan fałszywej gotów – kontynuował Itachi.
            - Więc co?
            - Wypłaci pan prawdziwą kwotę.
            - Nic nie rozumiem – mężczyzna przybrał zdziwiony wyraz twarzy.
            - Pana ludzie wypłacą kwotę, jaka widnieje na czeku, i spiszą po kolei, banknot po banknocie numer seryjny każdego z nich. W ten sposób będziemy mieli rejestr banknotów, które posiada przestępca.
            - Jak to?! Spisać każdy pojedynczo?! Pan wie ile tego jest?!
            - 500 banknotów po 100 Jenów każdy.
            - Zgadza się. Jak pan sobie wyobraża, że co ja powiem ludziom?
            - Powie pan, że tak sobie zażyczył klient.
            Kakashi obserwował reakcję prezesa, która nie była nerwowa. Przeciwnie, mężczyzna sprawiał wrażenie spokojnego. Więc tak chcesz to rozegrać? – pomyślał Hatake, który już rozumiał w czym rzecz.
            - Gdy będziemy mieli już cały spis, niech pan dopilnuje, aby każdy pracownik pańskiego banku miał go u siebie. Wiem, że jest to zbyt duża kwota, aby ją na raz wpłacać w bankomacie, dlatego też zabójca najprawdopodobniej dokona wpłaty w kasie. Każda wpłata ma zaczynać się od sprawdzenia, czy wpłacane banknoty nie należą do tych z naszego spisu...
            - Co takiego?! Pan wie ile wpłat dokonujemy dziennie?! Pan wie jak długo będą trwały takie operacje?!
            - ... nie tylko poinformuje pan wszystkich pracowników, ale jestem zmuszony prosić pana, aby poprosił pan o współpracę inne banki. Wiem, że wy bankierzy macie dobre relacje pomimo, że konkurujecie ze sobą.
            - To szaleństwo!
            - Panie prezesie – Kakashi postanowił się wtrącić – Sprawa jest najwyższej wagi. Nie przychodzilibyśmy z tym do pana, gdyby sytuacja tego nie wymagała.
            - Ale panowie...
            - Słyszał pan o morderstwach, które miały miejsce ostatnimi czasy?
            - Tak słyszałem – głos prezesa wyraźnie się uspokoił.
            - Wie pan kim były ofiary?
            - Czytałem, że zabijał młode osoby...
            - Wszystkie ofiary łączy jedno. Mieli bogatych rodziców.
            Prezes wyraźnie zamarł, co nie uszło uwadze Kakashiego.
            - Ma pan dzieci?
            - Tak, mam – mężczyzna spuścił głowę.
            - Póki ten bandzior jest na wolności, żadne z naszych dzieci nie jest bezpieczne. Dlatego tak bardzo nam zależy na pańskiej pomocy.
            W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili zjawiła się w nich sekretarka z tacą, na której były ustawione cztery filiżanki.
            Itachi zgrabnym ruchem sięgnął po pistolet i ukrył go z powrotem pod marynarką tak szybko, że kobieta nawet się nie zorientowała.
            - Czy w czymś mogę jeszcze pomóc panie prezesie? – spytała grzecznie kobieta, gdy postawiła tacę na biurku.
            - Nie, to wszystko, dziękuję bardzo – odparł mężczyzna.
            Kobieta opuściła gabinet i zapadła cisza. Trójka policjantów oczekiwała na decyzje prezesa, który był zatopiony w swoich myślach i obracał czekiem w swoich krótkich, grubych palcach. Po kilku minutach jego ręka zawędrowała na interkom, który zabrzęczał, gdy tylko nadusił czerwony przycisk.
            - Słucham? – odezwał się głos sekretarki.
            - Mam do pani prośbę. Czy byłaby pani tak dobra i przyszła do mojego biura.
            - Już idę panie prezesie.
            Po paru sekundach drzwi gabinetu otworzyły się i weszła ta sama kobieta, która przed chwilą wnosiła kawę.
            - Mam do pani prośbę – rzekł prezes, wstając i podając kobiecie czek – bardzo proszę zrealizować dla mnie to zlecenie wypłaty, a także proszę, aby każdy numer seryjny banknotu był dokładnie spisany, po czym lista banknotów ma być wysłana do mnie.
            Kobieta popatrzyła zdziwiona na prezesa. O ile wypłata to rzecz normalna, o tyle to drugie zadanie, jest dość nietzpowe. Bez słowa jednak wzięła czek i po chwili nie było jej już w gabinecie.

* * *

            Hinata obudziła się z krzykiem w samym środku nocy. Zimny pot zrosił jej czoło. Serce łopotało w klatce piersiowej i dopiero po jakimś czasie zaczęła się uspokajać. Gdy oddech jej się uspokoił schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Koszmar, który jej się przyśnił, był efektem wspomnień skumulowanych w ciągu ostatnich kilku dni.
            Czerwone oczy wyłaniające się z ciemności. Błysk stali przecinający powietrze. Widok Naruto, leżącego w kałuży krwi. W końcu zabójca, który powolnym krokiem zbliżał się do niej.
Hinata myślała, że to koniec, że koszmar zniknął równie nagle, jak się pojawił, jednak wspomnienia wróciły. Pierwsza noc w domu od czasu pobytu w szpitalu. W miejscu zdawało się bezpiecznym, Hinata czuła strach.
            Drżącą ręką sięgnęła po telefon i wcisnęła przycisk. Wyświetlacz wskazywał godzinę drugą w nocy. Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę. Łzy spływały jej po policzku. Szybko wybrał numer i nadusiła zieloną słuchawkę. Długi czas w brzmiał jednostajny dźwięk z niewielkimi przerwami. W końcu po drugiej stronie zabrzmiał zaspany głos.
            - Słuchaaaam...
            - Naruto..
            - Hmmm...kto mówi?
            - To ja.
            - Hmmm? - w słuchawce dało się słyszeć szelest – Hinata... nie poznałem...
            - Przepraszam... obudziłam cię...
            - Spoko, stało się coś? – Naruto ciągle jeszcze sprawiał wrażenie zaspanego.
            - Boję się - głos dziewczyny wyraźnie drżał.
            - Czego? Coś się dzieje? – głos Naruto przybrał poważny ton.
            - Nie... miała koszmar...byłeś w nim... był Hidan i... boję się... naprawdę się boję... - mimo, że Naruto jej  nie widział, domyślił się, że ciemnowłosa płacze.
            - Hinata... to tylko zły sen. Nie musisz się bać. Ten typ już nam nie zagraża.
            - Wiem, ale to było straszne. Dopiero teraz to do mnie dociera. Omal nas nie zabił. Omal cię nie straciłam. Naruto naprawdę się boję...
            - Kochanie, wiem że to nie takie proste, ale postaraj się o tym nie myśleć. Ten gość siedzi pod kluczem. Brat Sasuke i te dwa osobniki, zajęli się nim. Jesteś bezpieczna.
            - A ty?
            - Co ja?
            - Ale ty w tym szpitalu, nie boisz się?
            - Nie boję, nie przechodzę obojętnie obok tego, ale staram się nie okazywać strachu. Do mnie też powoli to dociera. Jednak to już minęło i trzeba się cieszyć, że skończyło się tak jak się skończyło.
            - Postaram się...
            - Hinata mam prośbę.
            - Jaką?
            - Rozmawiałem z Kibą.
            - Jak to? Kiedy?
            - Dzisiaj, był u mnie. Przez chwilę rozmawialiśmy. Powiedział mi wszystko, o tym że się pokłóciliście. Nie chciałem ci mówić, ale poprosiłem go, aby cię odwiedzał w miarę możliwości.
            - Ale nie musi, poradzę sobie...
            - Wybacz mu.
            Przez chwilę panowała cisza. Każde w słuchawce słyszało oddech drugiej osoby.
            - Wiem, że zrobił źle i że przez niego omal nie rozstaliśmy się na stałe. Ale to dzięki niemu cię odnalazłem. Można powiedzieć, że gdyby nie jego pomoc, to nie wiem jakby się to wszystko skończyło. Poza tym to twój przyjaciel, wiem, że ciągle tak myślisz. Dlatego chcę żebyś mu wybaczyła.
            - Naruto...
            - Słucham?
            - Kocham cię...kocham...kocham...kocham.
            Naruto uśmiechnął się i poczuł przyjemną falę ciepła w swoim sercu. Brakowało mu tych słów tak bardzo.
            - Wiem słońce... i ja ciebie kocham... i proszę nie bój się już. Nic ci nie grozi, a niedługo wyjdę i będę przy tobie.
            - Obiecujesz?
            - Tak, obiecuję.
            Jeszcze przez chwilę rozmawiali, po czym rozłączyli się. Hinata spoglądała na wyświetlacz komórki, który jeszcze przez chwilę świecił, po czym zgasł. Odłożyła telefon na biurko i na nowo ułożyła się w pościeli. Nie zauważyła nawet, jak podczas rozmowy z Naruto, przestała się trząść i na nowo w jej umyśle zapanował spokój. Nim się zorientowała, już była pogrążona w śnie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
       Na dziś to wszystko, ale spokojnie. Powieść dalej trwa i jeszcze nie jedno się w niej wydarzy :) Mam nadzieję, że Itachi i sposób jego działania przypadł wam do gustu. Fanów starszego z braci Uchiha mogę zapewnić, że to nie koniec ;)
          Pojawiły się komentarze odnośnie innych postaci. Mogę was zapewnić, że część z nich (m.in Shikamaru) wróci i będą miały swój udział w dalszej historii. Proszę zatem o cierpliwość :)
       Następny rozdział już za tydzień 23 sierpnia, a w nim: Kiba odwiedza Hinatę, czy dziewczyna mu wybaczy? Sasuke odbywa poważną rozmowę z Sakurą. Itachi prowadzi przesłuchanie, a na koniec... kolejna niespodzianka, ale możecie być pewni, że was zaskoczy :)
        Dziękuję wszystkim za komentarze, odwiedziny i oczywiście zapraszam jak zawsze za tydzień.
        Do zobaczenia! :)

6 komentarzy:

  1. Super jak zawsze :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czeka jak zawsze tydzień i gdy się doczekam i przeczytam nowy rozdział to już nie mogę się doczekać kolejnego. Jak dla mnie po prostu bomba. błagam niech ten tydzień szybko zleci.

    pozdrawiam Kuraj

    P.S zapraszam na nowy rozdział http://pieczecprzeznaczenia.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest świetny.
    Pomysł Itachiego ze spisem numerów banknotów, był genialny.
    Kakuzu został zatrzymany, a niedługo także i Zetsu oraz Nagato.
    Rozmowa Hinaty i Naruto bardzo mi się podobała.
    Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału.

    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :D Itachi w pięknym stylu zdemaskował wspólników zabójcy Nieźle podpuścił Kakuzu;) Facet nawet się nie zorientował jak sam wszystko wypaplał ^^ Spotkanie z prezesem banku najlepsze, Uchiha potrafią wywrzeć presje na ludziach :P Czemu on właściwie nosi taką starodawną broń? Sentyment? Fragment z Naruto i Hinatą też był fajny ;) oby szybko doszli do siebie po tym wszystkim co ich spotkało.
    Nie mogę się doczekać zapowiedzianego przesłuchania :D i kolejnej części ;D
    Życzę weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejku, ile Itachiego w tym rozdziale!
    Ten numer z prezesem banku mnie totalnie zaskoczył!
    Nie spodziewałam się, że tak potoczy się akcja.
    Końcówka jak najbardziej wspaniała. <3
    Niecierpliwie czekam na następną notkę.
    Wysyłająca wenę
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział. Czytam twojego bloga od niedawna, ale i tak się zakochałam. Życzę dużo, dużo weny/


    ---------------------------------------------
    http://historia-bolu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń