Witam bardzo serdecznie moi kochani. Jak obiecałem dzisiaj sporo akcji dla fanów Itachiego. Nasz Uchiha w końcu działa i to jak... Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Zapraszam do lektury!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Itachi był w drodze do centrum. Odbył
właśnie ważną rozmowę, która jeśli wszystko się uda, popchnie śledztwo do
przodu. Zdenerwowanie, które do tej pory nie udzielało się ciemnowłosemu, teraz
powoli wypełniało jego umysł. Musiał wszystko idealnie rozegrać, gdyż druga
taka okazja może się nie przytrafić.
Służbowe
Punto dojeżdżało powoli do celu podróży, którym było osiedle, znajdujące się w
centrum miasta niedaleko osiedla Kyubyego. Wysoki wieżowiec, charakterystyczny
dla tego miejsca, pod którym Itachi zaparkował swój samochód, górował nad
pozostałymi budynkami. Ciemnowłosy zgasił silnik. Przez kilka minut siedział w
środku, analizując w myślach po raz ostatni cały plan. Gdy stwierdził, że
wszystkie możliwe warianty zostały przemyślane, wysiadł z samochodu i zamknął
drzwi. Następnie spokojnym krokiem podszedł do jednej z klatek. Na domofonie
widniało około trzydziestu numerów, z czego połowa nie miała przypisanego
nazwiska. Itachi nadusił przycisk pod numerem dwanaście. Rozbrzmiał cichy
dzwonek, po czym zapadła cisza. Uchiha odczekał chwile, aż w domofonie odezwał
się głos.
-
Słucham?
-
Tu Itachi, jest poważna sprawa.
Po
tych słowach zabrzęczał elektryczny zamek w drzwiach. Uchiha pociągnął za
klamkę i wszedł na klatkę schodową. Te parę pięter pokonał w kilka chwil i już
stał przed drzwiami do mieszkania Kakuzu. Nie zdążył jeszcze zapukać, gdy te
uchyliły się i w progu stanął najemnik. Gestem zaprosił Itachiego do środka, po
czym szybko zamknął drzwi.
-
Miałeś nie przyjeżdżać – rzekł szybko Kakuzu surowym tonem, zaraz gdy tylko
weszli do pokoju - Szef mówił wyraźnie, żeby ze względów bezpieczeństwa...
-
Złapali zabójcę.
Zapanowała
cisza. Itachi spoglądał w skupieniu na najemnika, który stał niczym oszołomiony
silnym uderzeniem.
-
Co takiego? – spytał, jakby z niedowierzaniem.
-
Złapali zabójcę.
-
Jak? Kurwa mać! Jaja sobie robisz?! – Kakuzu chwycił Itachiego za klapy kurtki.
W jego oczach pojawiła się furia pomieszana ze strachem.
-
Nie jest mi do śmiechu. Nie wiem w jaki sposób to się stało. Zetsu to sprawdza,
ale na chwilę obecną zajmuje się zabójcą.
Najemnik
puścił Uchihe i powoli opadła na stojący za nim fotel. Ciężko oddychał, a furia
z każdą chwilą ustępowała miejsca strachowi coraz bardziej i bardziej. Itachi
przeszedł kilka kroków po pokoju i usiadł na kanapie stojącej pod oknem.
-
Jak to się stało? – spytał cicho Kakuzu, bardziej siebie niż Itachiego.
-
Nie wiem. Zetsu bada sprawę. Miałem cię poinformować.
-
Czy szef... czy Nagato wie?
-
Tak, to on mnie przysłał do Ciebie.
-
Kurwa mać... to nie możliwe...
-
To ty byłeś łącznikiem z zabójcą?
-
Tak, tak, ale kurwa jak to możliwe? Kiedy to się stało?
-
Z tego co wiem, to podczas próby zabójstwa.
-
Co takiego?! – Kakuzu poderwał się z fotela – dlaczego ten debil nie zadzwonił?!
-
Nie zadzwonił? Mówisz o zabójcy? – Itachi popatrzył zdziwiony na Kakuzu. Był
zadowolony póki co wszystko układa się po jego myśli.
-
Tak – najemnik starał się uspokoić oddech – umówiliśmy się, że będzie dawał
znać. Miałem po nim sprzątać. Ale ten kretyn znowu zrobił po swojemu!
Kakuzu
uderzył pięścią w ścianę.
-
Cholera jasna! Teraz ten debil dał się złapać! – mężczyzna odwrócił się nagle w
kierunku Itachiego który siedział spokojnie i wpatrywał się w najemnika – A
Zetsu!? Co on na to?! Gadałeś z nim?!
-
Tylko tyle, że zabójcę załapali i żebym przekazał Nagato, który z kolei kazał
poinformować Ciebie.
Kakuzu
krążył chwilę po pokoju. Starał się ze wszystkich sił opanować myśli, które
piętrzyły mu się z każda chwilą coraz bardziej i bardziej. Przez moment
wydawało się, że zapomniał o swoim gościu i z całej siły kopnął krzesło, które
z hukiem runęło na podłogę. Najemnik opadł na fotel i chwycił za bolące miejsce,
przeklinając pod nosem.
Gdy
tak siedział użalając się po cichu na cały świat, nagle pewna myśl zaświtała w
jego głowie. Długo się nad nią zastanawiał, coś nie grało. Podniósł wzrok na
Itachiego, który siedział spokojnie na swoim miejscu. Omiótł Uchihe
spojrzeniem. Ten nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, siedział i patrzył
na najemnika. Broń ma pewnie schowaną za pazuchą, to powinno Kakuzu dać dużo
czasu.
Najemnik
przestał trzymać się za bolące miejsce. Wyprostował się na fotelu i jakby od niechcenia,
niby poprawiając się na meblu, jedną ręka powędrował do tyłu. Stara szkoła,
której jedna z lekcji mówiła, aby broń chować w kilku miejscach skąd ją łatwo
potem dobyć. W mieszkaniu Kakuzu jednym z takich miejsc, było miejsce tuż za
poduszką fotelową. Wystarczyło tylko sięgnąć, wymierzyć i...
Kakuzu
nagle zamarł. Już czuł dotyk zimnej stali pod palcami. Wystarczyło tylko aby sięgnął
broń, jednak widok czarnej lufy pistoletu skierowanej w stronę jego czaszki,
odwiódł go od tego pomysłu. Itachi niewiadomo kiedy dobył swoje... Parabellum?
Najemnik dobrze znal ten model. Był to niemiecki pistolet z okresu drugiej
wojny światowej. Po jaka cholerę Itachi mierzy do niego z tak starej broni?
Lekko zdezorientowany poruszył ręką, chcąc lepiej uchwycić broń.
-
Nawet nie próbuj albo wypalę ci dodatkową dziurę w głowie, zamalowując ścianę
za tobą farbą kolorem krwistej czerwieni. Co prawda tobie to już będzie bez
różnicy, ale chłopaki z wydziału zabójstw nie za bardzo lubią zdrapywać mózgi
ze ścian.
Głos
Itachiego był zimny, a każde słowo było niczym cios. Kakuzu przełknął nerwowo
ślinę i cofnął rękę. Doświadczony najemnik wiedział, że to nie żarty, a wzrok
którym patrzył na niego teraz Itachi, świadczył o pełnej powadze jego słów.
-
Ty pierdolony zdrajco...
-
Zamknij się i wstań z fotela.
Uchiha
wykonał ruch lufą, dając do zrozumienia, że nie powtórzy prośby. Kakuzy wstał i
odruchowo uniósł ręce do góry.
-
Szkoda, że ta szybko się zorientowałeś – zaczął spokojnie Itachi – co mnie
zdradziło?
Kakuzu
prychnął i nie za bardzo spieszył się z odpowiedzią. Czarny wlot lufy powoli
zbliżał się do niego, a za nim jego właściciel.
-
Nagato nigdy nie kazałby przyjechać do mnie.
-
Taaak, faktycznie tutaj nawaliłem, ale któż mógł przewidzieć. Musiałem
improwizować. Ręce za kark i kładź się.
Kakuzu
posłusznie wykonał polecenie. Itachi stanął za nim i dobywszy kajdanek skuł najemnika.
-
Kakuzu Takigakure, w imieniu prawa aresztuje cię za współudział w zabójstwach
dokonywanych przez Hidana. Masz prawo zachować milczenie, wszystko co powiesz
może być użyte przeciwko tobie w sądzie. Masz prawo do adwokata, jeśli cię na
niego nie stać, zostanie ci przydzielony obrońca z urzędu.
-
Nie masz dowodów! – próbował się szarpać Kakuzu.
-
Mam wystarczająco – odparł spokojnie Uchiha, po czym podniósł najemnika z
podłogi i posadził na krześle.
-
Chłopaki macie to?
Rozległ
się szum. Itachi rozpiął nieznacznie kurtkę i najemnik ujrzał pod nią czarne, prostokątne
pudełko niewielkich rozmiarów. Nadajnik!
-
Mamy, wszystko jasno i wyraźnie.
-
Kto... co...? – Kakuzu głos zadrżał. Do jego umysłu powoli docierało to, co
właśnie miało miejsce.
-
To jest nasza policyjna prowokacja, dzięki której ty i paru twoich kolesi
pójdziecie na długie lata do pierdla. Niestety nie udało się wyciągnąć od
ciebie wszystkich nazwisk, ale Zetsu, Nagato, Hidan oraz ty, jesteście
ugotowani.
-
Hidan... znasz jego imię?! Chcesz powiedzieć, że...
-
Tak, towłaśnie chcę powiedzieć.
-
Ale jak?! W jaki sposób?! Przecież kontakt z nim miałem tylko ja! A o tym wiedział
tylko Nagato!
-
Nie było to łatwe, ale nadarzyła się idealna okazja, aby dopaść zabójcę lub
przynajmniej łącznika.
-
Że co?!
Itachi
nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się od najemnika i udał się do przedpokoju
skąd po chwili wrócił z kawałkiem papieru w ręku. Uchiha podszedł do Kakuzu i
rozwinąwszy kartkę pokazał ją mężczyźnie.
-
Poznajesz?
Był
to dowód wpłaty do banku kwoty 50 tysięcy Jenów.
-
I co w związku z tym? Nie można mieć swojego konta?! Nie macie prawa!
-
Masz kilka z tych banknotów w portfelu?
Zadając
to pytanie Itachi wyciągnął rękę, w której trzymał portfel najemnika. Otworzył
go i wyjął z niego jeden banknot.
-
Cholera jasna... – Kakuzu przeklął. Domyślił się już o co chodzi.
* * *
Kilka
dni wcześniej, gdy Itachi otrzymał od Nagato zlecenie dostarczenie wypłaty, dla
zabójcy jednemu z członków Akatsuki, Uchiha pomyślał, że jest to idealna okazja
aby w jakiś sposób namierzyć zabójcę. Spotkał się w tej sprawie, w najściślejszej
tajemnicy z Kakashim i Gaiem, aby omówić cała akcję.
Pomysł
z pluskwami odpada. Na pewno każdy będzie sprawdzać walizkę. To samo jeśli
chodzi o śledzenie kolejnych właścicieli, gdyż łatwo można zgubić trop.
W
końcu Kakashi zaproponował, aby zastosować znaną od lat w policji taktykę,
znaczonych banknotów. Sprawa jednak nie była taka prosta. W normalnych
warunkach odbywałoby się to na zasadzie ścisłej współpracy policji z bankiem, a
co za tym idzie, każdy wyżej postawiony funkcjonariusz policji wiedziałby o
akcji, a tego należało uniknąć za wszelką cenę. Trzeba było zatem w jakiś
sposób „nakłonić” prezesa banku o współpracy, bez powiadamiania o tym komendy głównej.
Główna
siedziba prezesa banku mieści się przy ulicy Hashiramy „1”. Wysoki na 10 pięter
biurowiec na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniał i gdyby nie wielki
napis na szczycie „Bank Konoha” pewnie nawet najstarsi mieszkańcy miasta, nie
mieliby pojęcia co się w nim znajduje.
Cała
trójka udała się z samego rana do prezesa. Legitymując się swoimi prawdziwymi
dokumentami, wiele ryzykowali, jednak nie było wyjścia. Należało zaryzykować. O
dziwo, każda kolejna sekretarka, którą napotykali na swojej drodze, nie sprawiała
żadnych problemów, pytaniem o nakaz sądowy czy inne dokumenty. Błysk odznaki
jak widać, otwiera wiele drzwi, zwłaszcza, że za tym blaskiem stoi trzech
eleganckich mężczyzn w garniturach. O ile Kakashi i Itachi w ogóle nie zwracali
na to uwagi, o tyle Gai co chwilę wykonywał ruchy całym ciałem, tłumacząc się
tym, że ów strój krępuje go i postarza.
Prezes
banku; niski mężczyzna w średnim wieku, z postępującą łysiną oraz mocno
wydatnym brzuchem wydawał się tego dnia mocno zapracowany, toteż nie od razu
zajął się trzema tajemniczymi osobnikami, którzy zjawili się w jego gabinecie.
W pierwszej chwili wziął ich za partnerów biznesowych, których setki już przewinęło
się przez jego gabinet. Dreptał na swoich krótkich nóżkach od biurka do szafy i
z powrotem, przenosząc stosy dokumentów.
-
Gdzie to jest, gdzie to jest?! – krzyczał zdenerwowany – znów zgubiłem. Panowie
spoczną.
Trójka
policjantów usiadła na krzesłach, które stały naprzeciwko biurka prezesa banku.
Mężczyzna chyba odruchowo zwrócił się do nich, jakby automatycznie reagował za
każdym razem, gdy widział, że ktoś stoi u niego w gabinecie.
Dopiero
po dwudziestu minutach, gdy cała zawartość szafy zawędrowała na biurko i z
powrotem tylko po to, aby w rękach prezesa ostała się jedna, cienka teczka
czerwonej barwy.
-
Tak, tak, to na pewno to, tak – sapał, wycierając jedwabną chustką pot z czoła
– tak, proszę niech panowie spoczną.
Cała
trójka spojrzała po sobie pytająco, a Itachi westchnął cicho. Mężczyzna usiadł
w swoim – nieco za dużym – fotelu i przez interkom wezwał sekretarkę,
prawdopodobnie tą, która siedziała bezpośrednio pod drzwiami gabinetu.
-
Panno Jolu, cztery kawki proszę.
-
Już się robi panie prezesie – zabrzmiał przyjazny głos sekretarki.
-
Panowie witam was, siedzicie? Doskonale, chyba możemy zacząć, otóż chciałbym
nadmienić tylko iż ostatnie wahania giełdowe...
-
Panie prezesie... – Itachi starał się przerwać grzecznie, ale mężczyzna zdawał
się go nie słyszeć.
-
... to sprawiło, że inwestycje na ten okres nie były co prawda tak wielkie...
-
Panie prezesie – Tym razem Kakashi, starał się dojść do słowa. Także
bezskutecznie.
-
... dodatkowo dochodzi do tego amortyzacja...
-
Ucisz się na chwilę!!
W
gabinecie zapadła cisza. Wszyscy popatrzyli na Gaia, który w tej chwili właśnie
stał i poprawiał krawat w swoim garniturze.
-
No, to skoro już możemy coś powiedzieć. Nie jesteśmy żadnymi inwestorami. –
rzekł spokojnie Maito.
-
Jak to? Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem. Nie jesteście państwo z...
-
Nie – odparł szybko Itachi – Panie prezesie, jesteśmy przedstawicielami
policji.
Cała
trójka niczym na komendę wyjęła swoje odznaki i położyła je na biurku przed
prezesem. Mężczyzna spoglądał zdziwiony to na nich, to na połyskujące,
policyjne „blachy”.
-
Zaraz, jak to...? – jego głos zdradzał w tym momencie wyraźne zdenerwowanie –
chcecie powiedzieć, że jestem aresztowany?!
-
Nie, w żadnym wypadku – Itachi starał się uspokoić mężczyznę – przyszliśmy to
na wpół służbowo, na wpół prywatnie.
-
Jak to? Nic nie rozumiem. Panowie są z policji?
-
Zgadza się.
-
I przychodzicie do mnie, ale gdzie panowie maja nakaz?
Mężczyzna
zdawał się być coraz bardziej zdenerwowany. Nie można się dziwić, w końcu to
dość niecodzienna sytuacja, gdy trzech mężczyzn w garniturach, podaje się w
naszym miejscu pracy za policję i wspomina o nieformalnej współpracy.
-
Otóż w tym problem, że nie mamy nakazu – Itachi w dalszym ciągu mówił w pełni
spokojnie – działamy w największej dyskrecji i niestety, gdybyśmy poprosili sąd
o jakikolwiek nakaz, groziłoby to dekonspiracją sprawy, którą prowadzimy.
-
Ale to jest niezgodne z prawem! Bez nakazu?! Proszę wyjść, bo inaczej
zawiadomię państwa przełożonego! – prezes wstał z taką siłą, że gdyby nie siła
grawitacji, niechybnie poszybowałby pod sam sufit.
-
Niech się pan uspokoi.
-
Proszę opuścić mój gabinet!
Itachi
westchnął ciężko. Kakashi i Gai byli gotowi opuścić biuro prezesa, jednak
Uchiha siedział na sowim miejscu i ani myślał się ruszać.
-
Widzę, że nie mam za bardzo wyjścia.
Itachi
sięgnął pod marynarkę i gdy prezes banku wyciągał rękę po telefon, w jego dłoni
pojawiło się czarne Parabellum, które spokojnym ruchem położył na stole, lufą
wycelowaną w mężczyznę. Prezes znieruchomiał w jednej chwili, po czym
odłożywszy słuchawkę z powrotem na aparat, opadł bezwładnie na fotel.
Kakashi
i Gai również byli zaskoczeni takim zachowaniem Itachiego. Chcieli go nawet
powstrzymać, ale nim wykonali jakikolwiek ruch Uchiha przemówił:
-
Jak powiedziałem, jesteśmy tutaj tylko na wpół służbowo. Nasz przełożony nie
wie, że tu jesteśmy i się nigdy nie dowie. Tak samo jak nie dowiedzą, się o tym
pańscy współpracownicy, znajomi, nawet żona. Czy to jasne?
Mężczyzna
pokiwał powoli głową, jego oczy były wpatrzone w czarny wylot lufy.
-
Cieszę się. Tak więc, jesteśmy oficjalnie biznesmenami, którzy odwiedzili pana,
aby porozmawiać o interesach. Nie będę owijał w bawełnę. Prowadzimy śledztwo w
sprawie morderstw, które ostatnio nawiedziły nasze miasto. Tak się złożyło, że
przytrafiła nam się idealna okazja, aby dopaść mordercę.
Itachi
zrobił pauzę, aby dać czas mężczyźnie na przetrawienie tych informacji. Prezes
siedział w swoim fotelu. Na jego czole perliły się krople potu, mimo to oczy
nie zdradzały już strachu. Sprawiał wrażenie pilnego słuchacza.
-
Do tego potrzebujemy pańskiej pomocy. Bez tego, morderca wymknie się nam i
ryzykujemy, że już nigdy nie trafimy na jego ślad.
-
Co... co miałbym zrobić? – spytał mężczyzna pod dłuższej chwili.
-
Chodzi o to, że z pańskiego banku mają zostać wypłacone pieniądze, na ten oto
czek.
Itachi
podał mężczyźnie kartkę, na której wypisana była kwota oraz podpis osoby
wystawiającej upoważnienie zapłaty. Prezes uważnie przyglądał się kartce. Kwota
opiewała na kwotę 50 tys. Jenów.
-
Normalnie poprosilibyśmy o wydanie znakowanych banknotów – kontynuował Itachi –
ale wiąże się to z sądowym nakazem, informowaniem przełożonych, a to powoduje
wzrost ryzyka zdemaskowania.
-
Ale panowie – przerwał prezes – ja... ja bardzo chętnie bym pomógł. Ale
wydawanie znakowanych pieniędzy, musi być poparte jakimkolwiek pismem sądowym.
Jestem prezesem banku, ale taka operacja wymaga środków prawnych. Nie mogę
fałszywej gotówki wypuszczać w obieg.
-
Nie wypuści pan fałszywej gotów – kontynuował Itachi.
-
Więc co?
-
Wypłaci pan prawdziwą kwotę.
-
Nic nie rozumiem – mężczyzna przybrał zdziwiony wyraz twarzy.
-
Pana ludzie wypłacą kwotę, jaka widnieje na czeku, i spiszą po kolei, banknot
po banknocie numer seryjny każdego z nich. W ten sposób będziemy mieli rejestr
banknotów, które posiada przestępca.
-
Jak to?! Spisać każdy pojedynczo?! Pan wie ile tego jest?!
-
500 banknotów po 100 Jenów każdy.
-
Zgadza się. Jak pan sobie wyobraża, że co ja powiem ludziom?
-
Powie pan, że tak sobie zażyczył klient.
Kakashi
obserwował reakcję prezesa, która nie była nerwowa. Przeciwnie, mężczyzna
sprawiał wrażenie spokojnego. Więc tak
chcesz to rozegrać? – pomyślał Hatake, który już rozumiał w czym rzecz.
-
Gdy będziemy mieli już cały spis, niech pan dopilnuje, aby każdy pracownik
pańskiego banku miał go u siebie. Wiem, że jest to zbyt duża kwota, aby ją na
raz wpłacać w bankomacie, dlatego też zabójca najprawdopodobniej dokona wpłaty
w kasie. Każda wpłata ma zaczynać się od sprawdzenia, czy wpłacane banknoty nie
należą do tych z naszego spisu...
-
Co takiego?! Pan wie ile wpłat dokonujemy dziennie?! Pan wie jak długo będą
trwały takie operacje?!
-
... nie tylko poinformuje pan wszystkich pracowników, ale jestem zmuszony prosić
pana, aby poprosił pan o współpracę inne banki. Wiem, że wy bankierzy macie
dobre relacje pomimo, że konkurujecie ze sobą.
-
To szaleństwo!
-
Panie prezesie – Kakashi postanowił się wtrącić – Sprawa jest najwyższej wagi.
Nie przychodzilibyśmy z tym do pana, gdyby sytuacja tego nie wymagała.
-
Ale panowie...
-
Słyszał pan o morderstwach, które miały miejsce ostatnimi czasy?
-
Tak słyszałem – głos prezesa wyraźnie się uspokoił.
-
Wie pan kim były ofiary?
-
Czytałem, że zabijał młode osoby...
-
Wszystkie ofiary łączy jedno. Mieli bogatych rodziców.
Prezes
wyraźnie zamarł, co nie uszło uwadze Kakashiego.
-
Ma pan dzieci?
-
Tak, mam – mężczyzna spuścił głowę.
-
Póki ten bandzior jest na wolności, żadne z naszych dzieci nie jest bezpieczne.
Dlatego tak bardzo nam zależy na pańskiej pomocy.
W
tym momencie rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili zjawiła się w nich
sekretarka z tacą, na której były ustawione cztery filiżanki.
Itachi
zgrabnym ruchem sięgnął po pistolet i ukrył go z powrotem pod marynarką tak
szybko, że kobieta nawet się nie zorientowała.
-
Czy w czymś mogę jeszcze pomóc panie prezesie? – spytała grzecznie kobieta, gdy
postawiła tacę na biurku.
-
Nie, to wszystko, dziękuję bardzo – odparł mężczyzna.
Kobieta
opuściła gabinet i zapadła cisza. Trójka policjantów oczekiwała na decyzje
prezesa, który był zatopiony w swoich myślach i obracał czekiem w swoich
krótkich, grubych palcach. Po kilku minutach jego ręka zawędrowała na interkom,
który zabrzęczał, gdy tylko nadusił czerwony przycisk.
-
Słucham? – odezwał się głos sekretarki.
-
Mam do pani prośbę. Czy byłaby pani tak dobra i przyszła do mojego biura.
-
Już idę panie prezesie.
Po
paru sekundach drzwi gabinetu otworzyły się i weszła ta sama kobieta, która
przed chwilą wnosiła kawę.
-
Mam do pani prośbę – rzekł prezes, wstając i podając kobiecie czek – bardzo
proszę zrealizować dla mnie to zlecenie wypłaty, a także proszę, aby każdy
numer seryjny banknotu był dokładnie spisany, po czym lista banknotów ma być
wysłana do mnie.
Kobieta
popatrzyła zdziwiona na prezesa. O ile wypłata to rzecz normalna, o tyle to
drugie zadanie, jest dość nietzpowe. Bez słowa jednak wzięła czek i po chwili
nie było jej już w gabinecie.
* * *
Hinata
obudziła się z krzykiem w samym środku nocy. Zimny pot zrosił jej czoło. Serce
łopotało w klatce piersiowej i dopiero po jakimś czasie zaczęła się uspokajać.
Gdy oddech jej się uspokoił schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
Koszmar, który jej się przyśnił, był efektem wspomnień skumulowanych w ciągu ostatnich
kilku dni.
Czerwone
oczy wyłaniające się z ciemności. Błysk stali przecinający powietrze. Widok
Naruto, leżącego w kałuży krwi. W końcu zabójca, który powolnym krokiem zbliżał
się do niej.
Hinata myślała, że to koniec, że koszmar
zniknął równie nagle, jak się pojawił, jednak wspomnienia wróciły. Pierwsza noc
w domu od czasu pobytu w szpitalu. W miejscu zdawało się bezpiecznym, Hinata
czuła strach.
Drżącą
ręką sięgnęła po telefon i wcisnęła przycisk. Wyświetlacz wskazywał godzinę
drugą w nocy. Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę. Łzy spływały jej po
policzku. Szybko wybrał numer i nadusiła zieloną słuchawkę. Długi czas w
brzmiał jednostajny dźwięk z niewielkimi przerwami. W końcu po drugiej stronie
zabrzmiał zaspany głos.
-
Słuchaaaam...
-
Naruto..
-
Hmmm...kto mówi?
-
To ja.
-
Hmmm? - w słuchawce dało się słyszeć szelest – Hinata... nie poznałem...
-
Przepraszam... obudziłam cię...
-
Spoko, stało się coś? – Naruto ciągle jeszcze sprawiał wrażenie zaspanego.
-
Boję się - głos dziewczyny wyraźnie drżał.
-
Czego? Coś się dzieje? – głos Naruto przybrał poważny ton.
-
Nie... miała koszmar...byłeś w nim... był Hidan i... boję się... naprawdę się
boję... - mimo, że Naruto jej nie widział, domyślił się, że ciemnowłosa płacze.
-
Hinata... to tylko zły sen. Nie musisz się bać. Ten typ już nam nie zagraża.
-
Wiem, ale to było straszne. Dopiero teraz to do mnie dociera. Omal nas nie
zabił. Omal cię nie straciłam. Naruto naprawdę się boję...
-
Kochanie, wiem że to nie takie proste, ale postaraj się o tym nie myśleć. Ten
gość siedzi pod kluczem. Brat Sasuke i te dwa osobniki, zajęli się nim. Jesteś
bezpieczna.
-
A ty?
-
Co ja?
-
Ale ty w tym szpitalu, nie boisz się?
-
Nie boję, nie przechodzę obojętnie obok tego, ale staram się nie okazywać
strachu. Do mnie też powoli to dociera. Jednak to już minęło i trzeba się
cieszyć, że skończyło się tak jak się skończyło.
-
Postaram się...
-
Hinata mam prośbę.
-
Jaką?
-
Rozmawiałem z Kibą.
-
Jak to? Kiedy?
-
Dzisiaj, był u mnie. Przez chwilę rozmawialiśmy. Powiedział mi wszystko, o tym
że się pokłóciliście. Nie chciałem ci mówić, ale poprosiłem go, aby cię odwiedzał
w miarę możliwości.
-
Ale nie musi, poradzę sobie...
-
Wybacz mu.
Przez
chwilę panowała cisza. Każde w słuchawce słyszało oddech drugiej osoby.
-
Wiem, że zrobił źle i że przez niego omal nie rozstaliśmy się na stałe. Ale to
dzięki niemu cię odnalazłem. Można powiedzieć, że gdyby nie jego pomoc, to nie
wiem jakby się to wszystko skończyło. Poza tym to twój przyjaciel, wiem, że
ciągle tak myślisz. Dlatego chcę żebyś mu wybaczyła.
-
Naruto...
-
Słucham?
-
Kocham cię...kocham...kocham...kocham.
Naruto
uśmiechnął się i poczuł przyjemną falę ciepła w swoim sercu. Brakowało mu tych
słów tak bardzo.
-
Wiem słońce... i ja ciebie kocham... i proszę nie bój się już. Nic ci nie
grozi, a niedługo wyjdę i będę przy tobie.
-
Obiecujesz?
-
Tak, obiecuję.
Jeszcze
przez chwilę rozmawiali, po czym rozłączyli się. Hinata spoglądała na
wyświetlacz komórki, który jeszcze przez chwilę świecił, po czym zgasł.
Odłożyła telefon na biurko i na nowo ułożyła się w pościeli. Nie zauważyła
nawet, jak podczas rozmowy z Naruto, przestała się trząść i na nowo w jej
umyśle zapanował spokój. Nim się zorientowała, już była pogrążona w śnie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na dziś to wszystko, ale spokojnie. Powieść dalej trwa i jeszcze nie jedno się w niej wydarzy :) Mam nadzieję, że Itachi i sposób jego działania przypadł wam do gustu. Fanów starszego z braci Uchiha mogę zapewnić, że to nie koniec ;)
Pojawiły się komentarze odnośnie innych postaci. Mogę was zapewnić, że część z nich (m.in Shikamaru) wróci i będą miały swój udział w dalszej historii. Proszę zatem o cierpliwość :)
Następny rozdział już za tydzień 23 sierpnia, a w nim: Kiba odwiedza Hinatę, czy dziewczyna mu wybaczy? Sasuke odbywa poważną rozmowę z Sakurą. Itachi prowadzi przesłuchanie, a na koniec... kolejna niespodzianka, ale możecie być pewni, że was zaskoczy :)
Dziękuję wszystkim za komentarze, odwiedziny i oczywiście zapraszam jak zawsze za tydzień.
Do zobaczenia! :)
Super jak zawsze :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńczeka jak zawsze tydzień i gdy się doczekam i przeczytam nowy rozdział to już nie mogę się doczekać kolejnego. Jak dla mnie po prostu bomba. błagam niech ten tydzień szybko zleci.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Kuraj
P.S zapraszam na nowy rozdział http://pieczecprzeznaczenia.blog.pl/
Rozdział jest świetny.
OdpowiedzUsuńPomysł Itachiego ze spisem numerów banknotów, był genialny.
Kakuzu został zatrzymany, a niedługo także i Zetsu oraz Nagato.
Rozmowa Hinaty i Naruto bardzo mi się podobała.
Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
Pozdrawiam i życzę weny.
Super rozdział :D Itachi w pięknym stylu zdemaskował wspólników zabójcy Nieźle podpuścił Kakuzu;) Facet nawet się nie zorientował jak sam wszystko wypaplał ^^ Spotkanie z prezesem banku najlepsze, Uchiha potrafią wywrzeć presje na ludziach :P Czemu on właściwie nosi taką starodawną broń? Sentyment? Fragment z Naruto i Hinatą też był fajny ;) oby szybko doszli do siebie po tym wszystkim co ich spotkało.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać zapowiedzianego przesłuchania :D i kolejnej części ;D
Życzę weny i pozdrawiam
Ojejku, ile Itachiego w tym rozdziale!
OdpowiedzUsuńTen numer z prezesem banku mnie totalnie zaskoczył!
Nie spodziewałam się, że tak potoczy się akcja.
Końcówka jak najbardziej wspaniała. <3
Niecierpliwie czekam na następną notkę.
Wysyłająca wenę
Paulina
Super rozdział. Czytam twojego bloga od niedawna, ale i tak się zakochałam. Życzę dużo, dużo weny/
OdpowiedzUsuń---------------------------------------------
http://historia-bolu.blogspot.com/