Zapraszam do lektury !! :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie
było dzisiaj takiej gazety, która nie wspominałaby o morderstwie znanej
dziennikarki Nii Yugito. Dziennikarze prześcigali się w spekulacjach, kto mógł
być mordercą. Pośród licznych teorii nie zabrakło także przypuszczeń, że owym
mordercą był grasujący od paru miesięcy rytualny zabójca. Pozostaje tylko
domyślać się, jakież byłoby przerażenie dziennikarzy, gdyby się dowiedzieli, że
mają rację. Znana dziennikarka, słynąca z przezorności, mieszkająca na
strzeżonym osiedlu, została zabita w biały dzień. To znaczy, że już nikt nie
jest bezpieczny. Tylko policja znała prawdę i starała się ją skrzętnie ukryć.
Ponieważ zabójstwa nie można zatuszować, to przynajmniej oficjalną wersję jaką
podano do mediów, była wiadomość, że napad miał charakter rabunkowy. Niestety,
jak się później okaże, ktoś wysłał kopie listu, który zabójca zostawił na
miejscu zbrodni w jednej z szuflad komody.
Kakuzu
wiedział co robić. List miał trafić w ręce ludzi, którzy zajmują się przeszukiwaniem
miejsca zbrodni, żeby go zabezpieczyli. Potem Zetsu albo Itachi mieli po cichu
wykraść list i przesłać do prasy. Winnych należy szukać w dziale archiwizacji
dowodów rzeczowych, w końcu to oni są odpowiedzialni za zabezpieczanie
przedmiotów.
Już
w poniedziałek mieszkańcy Konoha, za pośrednictwem jednej z gazet zapoznają się
z treścią listu, który ostrzega, aby nikt więcej nie ważył się bluźnić przeciwko
Jashinowoi, a każdego kto waży się podnieść rękę na jego apostołów, spotka
sroga kara.
Wróćmy
jednak na chwilę do piątkowego poranka. Kakashi siedział w wynajmowanym
mieszkaniu, pogrążony swoich myślach. Tego feralnego dnia miał się spotkać z
Nii. Sam zaaranżował spotkanie. Czuł, że pierwszy raz od dawna brakuje mu
towarzystwa i że kobieta jest, a raczej była osobą, z którą może poruszać
sprawy, o których z innymi nigdy by nie rozmawiał.
Gdy
przyjechał na miejsce, dostrzegł trzy stojące pod klatką radiowozy. Syreny były
wyłączone, jednak koguty migały niebieskim blaskiem. Coś się stało. W tamtej
chwili Kakashi ogarnął lekki niepokój. Zapomniał na chwilę o tym kim jest i
popędził co sił na górę, gdzie za trzymał go jeden z policjantów. Przez chwilę
rozmawiali, funkcjonariusz starał się uspokoić siwowłosego, jednak
niepotrzebnie gdyż Kakashi, nie zdradzał oznak zdenerwowania. Wiedział już co
się stało. Był przygotowany na to, że coś takiego może się stać.
-
Pana nazwisko – rzekł już łagodnym głosem policjant, widząc, że Kakashi
zachowywał się spokojnie.
-
Słucham? – spytał Hatake, jakby niedosłysząc pytania.
-
Pana nazwisko proszę. Poinformuję komisarza, że pan przyszedł. Jest Pan
znajomym zmarłej?
-
Tak… - Kakashi spojrzał w kierunku otwartych drzwi od mieszkania – Kamui… Kauim
Sharingan.
-
Tak mam pana przedstawić? – spytał policjant jakby zdziwiony.
-
Tak się nazywam – odparł spokojnie Kakashi, nie przenosząc wzroku na
funkcjonariusza.
Policjant
nic nie odparł, tylko wzruszył ramionami i szybkim krokiem wszedł do
mieszkania. Po chwili wrócił, wraz z drugim policjantem. Był to wysoki
mężczyzna o ciemnych włosach. Wyglądał dość młodo, jak na kogoś na stanowisku
komisarza. Czarne oczy mężczyzny sprawiały wrażenie ciepłych, ale jednocześnie
skoncentrowanych. Ciemnowłosy podszedł do Kakashiego i przedstawił się.
-
Witam. Jestem inspektor Uchiha Itachi. Jak rozumiem, był pan znajomym zmarłej.
-
Tak…zgadza się… - odparł Kakashi.
-
Może chce pan wyjść i spocząć, przepraszam nie możemy teraz nikogo wpuszczać.
Prowadzone jest właśnie zbieranie poszlak, sam pan rozumie.
-
Czy wiadomo, co się stało?
Itachi
westchnął ciężko.
-
Pana znajoma została zamordowana.
Kakashi
wyraźnie spuścił wzrok, w tej minucie sprawiał wrażenie przybitego i
zrezygnowanego.
-
Czy dobrze pan znał zmarłą?
-
Znamy… to znaczy znaliśmy się ładnych kilka lat, to była dobra znajoma mojej
żony, jednak dawno się nie widzieliśmy.
-
Czy mogę spytać o cel pańskiej wizyty?
-
Zaraz po sylwestrze przyjechałem do miasta w celach służbowych i pomyślałem, że
odnowię znajomość.
-
Dzisiejsza wizyta była pierwszą? Zmarłą wiedziała, że pan przyjdzie?
Kakashi
przez moment poczuł nieprzyjemne ciarki. Komisarz, jawnie go przesłuchiwał. Nie
ma sensu kłamać. Są kamery, na których na pewno jest nagrane, jak odwiedzał Nii
poprzednio.
-
Nie. Byłem tu już raz, bodajże w środę. Spotkaliśmy się przypadkiem na mieście
i umówiliśmy na spotkanie. Dzisiaj także byliśmy umówieni. Mówiła, że ma wolne
i chciała żebym wstąpił… - Kakashi zwiesił głos.
-
Rozumiem. Przepraszam, nie będę już pana męczył pytaniami – odparł spokojnie
Itachi – zależy nam na szybkim znalezieniu zabójcy i staramy się zebrać jak
najwięcej poszlak.
-
Rozumiem… mam nadzieję, że wam się uda…
-
My również panie Sharingang – Itachi sięgnął ręką do kieszeni i po chwili wyjął
z niej jakąś małą karteczkę – to moja wizytówka, gdyby pan sobie coś
przypomniał o zmarłej, o jej zwierzeniach, o czymkolwiek, co by nam pomogło w
śledztwie, proszę dać znać.
-
Dziękuję… na pewno się odezwę – odparł Kakashi, przyjmując wizytówkę.
-
W takim razie pozwoli pan, że pana odprowadzę. Muszę wrócić na miejsce zbrodni.
Obaj
mężczyźni powoli schodzili po schodach, wymieniając od czasu do czasu
pojedyncze zdania. Gdy byli już na dole, pożegnali się i Kakashi udał się
powolnym krokiem na postój taksówek. Nie chciał ryzykować, że ktoś pozna jego
auto. Zdawać by się mogło, że tylko bohaterowie opowieści szpiegowskich muszą
zwracać uwagę na najmniejsze detale. Ich ruchy, ubrania, zachowanie, to czym
jeżdżą, każdy najdrobniejszy nawet szczegół może zdradzić. Dlatego też, tak
niewielu ludzi podjęłoby się takiej pracy jak Kakashi.
Zaraz
po rozstaniu z siwowłosym, Itachi stał przed klatką i patrzył za swoim
niedawnym rozmówcą. Gdy ten zniknął w jednej z taksówek, sięgnął do kieszeni
spodni po telefon komórkowy i nie patrząc wybrał odpowiedni numer. Ledwo
przyłożył słuchawkę do ucha, odezwał się głos po drugiej stronie.
-
Tak, przyjechał ktoś do Nii. Jeszcze dziś sprawdzę, kto to taki… czy
podejrzewam kto to? Miał szpitalną maskę na twarzy, więc nie poznałem twarzy…
tak jedna z tych, które są modne ostatnio wśród hipochondryków. Dobrze… tak
jest… do zobaczenia.
Itachi
rozłączył się i schował telefon z powrotem do kieszeni. Przez chwilę wpatrywał
się jeszcze w miejsce, gdzie mężczyzna zniknął, po czym westchnął ciężko i
wrócił na górę.
* * *
W
poniedziałek Naruto wstał wyjątkowo wcześnie. Chciał jeszcze przed zajęciami
wpaść na chwilę do Hinaty i zobaczyć jak się czuje. Był co prawda w weekend,
ale pech chciał, że za każdym gdy był, dziewczyna spała. Rodzice ciemnowłosej
nalegali, żeby został na noc, jednak chłopak nie chcąc sprawiać kłopotu, wracał
do siebie.
Blondyn
szybko się wyszykował, zjadł na prędko śniadanie i niemal wybiegł na z
mieszkania, chcąc zdążyć na wcześniejszy autobus.
Przez
całą drogę Naruto jechał zamyślony, analizując ostatni opieprz jaki zafundował
mu Sasuke. Spotkali się wczoraj u Uzumakiego na piwie i blondyn znów zaczął się
żalić, za co Uchiha zdzielił go najpierw po łbie, a potem wygłosił tyradę na
temat dziecinnego zachowania Naruto i tego, że za bardzo się przejmuje. Faktem
jest, że ostatnio blondyn jest zabiegany i nawet nie zauważył jak udziela mu
się większy stres. Sam siebie momentami nie poznawał. Pewny swoich działań, nie
bojący się wyzwań, momentami czuł, że nad niczym nie panuje.
Naruto
swoje rozważania, zakończył akurat w momencie, gdy autobus wtoczył się, bo
jazdą tego nazwać nie było można, na osiedle dziewczyny. Po chwili Uzumaki
wysiadł na odpowiednim przystanku i udał się do domu dziewczyny. Gdy był pod
bramą i miał zadzwonić do domofonu, zauważył jak wychodzi siostra jego
ukochanej, Hanabi, która go równie szybko dostrzegła.
-
Hej Narus! – krzyknęła wesoło dziewczyna – wchodź śmiało – mówiąc to, Hanabi
wcisnęła przycisk i elektryczny zamek przy furtce zabrzęczał.
Blondyn
pchnął furtkę i udał się w kierunku posiadłości.
-
Cześć młoda. Jak się Hinata miewa?
-
Spoko, będzie żyć. Prawie cały weekend przespała. Podobno byłeś u nas?
-
Tak, ale nie chciałem wam przeszkadzać, więc nie wchodziłem.
-
Nie mów tak, wcale być nam nie przeszkadzał. Następnym razem każę cię zatrzymać
siłą – mówiąc to dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie do blondyna, na co
chłopak również odpowiedział uśmiechem – to ja lecę do szkoły, trzymaj się –
dodała dziewczyna i cmoknąwszy chłopaka w policzek wybiegła na ulice,
zatrzaskują za sobą furtkę.
Naruto
wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi. Wychodzi na to, że rodziców Hinaty nie
było w domu. Zdjął płaszcz i buty i udał się na górę do pokoju dziewczyny.
Drzwi były zamknięte, toteż zapukał cicho.
-
Proszę – odpowiedział mu cichy, jakby zaspany głos dziewczyny.
-
Cześć kochanie – rzekł Naruto wchodząc do środka – tak wpadłem zobaczyć jak się
miewasz.
-
Naru! – dziewczyna tak jak leżała, natychmiast wstała i rzuciła się na swoje
ukochanego obejmując mocno jego szyję i wtulając się w niego.
Naruto
poczuł przyjemne ciepło dziewczyny, które powoli rozchodziło się po jego ciele.
Przytulił ciemnowłosą do siebie. Może Sasuke miał rację, trzeba trochę
wyluzować i przestać się tak przejmować wszystkim.
Po
dłuższej chwili dziewczyny nieznacznie się odchyliła i popatrzyła na blondyna.
-
Przepraszam, że cię nie całuję, ale nie chcę żebyś się zaraził.
-
Jestem odporny – odparł wesoło chłopak i niespodziewanie pocałował dziewczynę,
która nie stawiała oporów.
Po
tym powitaniu Naruto odprowadził dziewczynę z powrotem do łóżka i kazał leżeć,
po czym sam usiadł obok niej.
-
Jak się ogólnie czujesz?
-
Lepiej, dziękuję. Najgorszy był piątek, myślałam, że nie wyrobię. Rodzice
zadzwonili po znajomego lekarza i dała mi jakieś leki. Miałam tyle sił tylko,
żeby do ciebie zadzwonić i trochę z Hanabi pogadać, a potem to tylko spałam. Hanabi
mówiła, że byłeś w weekend. Przepraszam. Trzeba było mnie obudzić, bo w końcu
ile można spać.
-
Nie chciałem ci przeszkadzać. Domyślałem się, że jesteś padnięta…
-
Mówiłam ci coś – rzekła surowym tonem dziewczyna – nie przeszkadzasz. Następnym
razem masz zostać i mnie ładnie przytulić – dodała stanowczo, ale z uśmiechem.
Naruto
nic nie odpowiedział tylko zaśmiał się wesoło i objął dziewczynę ramieniem.
-
A co tam lekarz mówił? – spytał po chwili chłopak.
-
Jakaś infekcja, jak widzisz coś mało odporna jestem.
-
Temu się akurat nie dziwię, sporo osób na roku zachorowało. Mnie też małe
przeziębienie łapie.
-
I wiedząc o tym przychodzisz do mnie? Chcesz się jeszcze bardziej rozłożyć?
-
Jeśli pozwolisz mi się tu kurować, to skłonny jestem zaryzykować.
Hinata
zaśmiała się cicho na te słowa i ułożyła swoją głowę na piersi chłopaka.
Patrząc na nich tej perspektywy, zdawałby się mogło, że drobny kryzys, który
nawiedził ich związek, minął bezpowrotnie.
-
A właśnie kochanie – Hinata podniosła lekko głowę i skierowała swój wzrok na
blondyna – nie powiedziałeś mi, jak kolokwium poszło.
-
Nie tak najgorzej, gość dał mniej więcej to samo, co było na zajęciach – odparł
spokojnie Naruto – sama wiesz, że do kreatywnych nie należy.
-
Kurcze, że też akurat się musiałam teraz rozchorować.
-
Nie przejmuj się, zdasz w najbliższym terminie. Powiedział, że jak masz
zwolnienie lekarskie, to ocenę z poprawki wpisze ci jako pierwszy termin.
-
A jak tam Sasuke i Sakura?
-
Nie ma cię na uczelni jeden dzień i już myślisz, że coś się zmieniło? – zaśmiał
się Naruto.
-
No co się dziwisz? Nudno mi bez was.
-
Na szczęście, nawet oni nie są tak szaleni, aby przez ten jeden dzień zerwać –
mówiąc to, Naruto znów się zaśmiał – radzimy sobie, w pracy go pilnuję, żeby
wstydu wydziałowi nie narobił.
-
Tak mówisz? – Hinata nieznacznie podniosła się i przybliżyła swoją twarz do
twarzy chłopaka i spytała zadziornie – a kto pilnuje strażnika?
-
Mnie nie trzeba pilnować – odparł dumnie chłopak – jestem bezbłędny.
W
tak przyjemnej atmosferze Naruto spędził z Hinatą jeszcze godzinę, nim musiał
wrócić do przykrych obowiązków, które go jeszcze tego dnia czekały.
* * *
Hidan
i Kakuzu niespełna godzina po zabójstwie wrócili do jednego z mieszkań, które
wynajmował najemnik. Byliby szybciej, jednak przezorność Kakuzu, kazała mu na
wszelki wypadek zgubić ogon, choć było wręcz niemożliwe aby ktoś ich śledził.
Niemniej jednak nerwowość udzielała się najemnikowi w ostatnich dniach bardziej
niż zwykle. Chyba muszę wziąć sobie
dłuższy urlop – pomyślał Kakuzu zdejmując płaszcz i buty w przedpokoju.
-
A ty gdzie z tymi buciorami, zaświnisz mi całą podłogę! – krzyknął najemnik,
gdy ujrzał, jak Hidan bezkarnie wchodzi dalej do mieszkania, zostawiając mokre
ślady.
Jashinista
nic nie odparł, tylko zdjął buty i zostawił je w tym samym miejscu, w którym
przed chwilą stał, to jest na środku pokoju po czym udał się do stołu przy
którym usiadł i zaczął coś wyjmować z kieszeni płaszcza.
Nie dość, że psychol to jeszcze świnia – Kakuzu
z wyraźnym niezadowoleniem przeniósł buty swojego „gościa” do przedpokoju i po
chwili podszedł do Hidana, który rozkładał na blacie stołu, kolorowe landrynki.
-
O! Owocowe, moje ulubione – rzucił najemnik chwytając cukierka. Miał go już
wziąć do ust, gdy poczuł silny uścisk Hidana, na przegubie dłoni.
-
Co ty do diabła robisz?! – wrzasnął Kakuzu.
-
To nie jest dobry pomysł, chyba że chcesz mieć potem problemy.
Kakuzu
popatrzył zdziwiony na towarzysza i odjął cukierka od ust.
-
Że niby sraczki mogę dostać?
-
Te tabletki podaję ofiarom mojego Pana. Dzięki temu są mi posłuszne.
Hidan
zwolnił uścisk i najemnik szybko odłożył cukierek na blat, po czym usiadł na
krześle obok Jashinisty.
-
Dobrze wiedzieć. Powiedz mi jedno. Czy to są te same, których używałeś do tej
pory?
-
Nie – odparł cicho Hidan pakując cukierki do plastikowego woreczka, licząc je
przy tym bardzo dokładnie.
-
No więc, co to jest?
-
Pomyślałem, że masz rację, gdy powiedziałeś, że trzeba osłabić działanie
narkotyku, który podaję.
-
Wiem, że miałem rację, toksyny tego typu ciężko rozpuszczają się we krwi i dość
łatwo natrafić na ich ślad, a potem po kłębku do nici.
-
Tak, dlatego postanowiłem stworzyć inny, słabszy narkotyk.
-
Chcesz powiedzieć, że to gówno jest twojej własnoręcznej produkcji?
-
Zgadza się.
-
Nieźle – zagwizdał Kakuzu z podziwu – nie myślałeś o otworzeniu fabryki?
-
Jest tylko na potrzeby moje i mojego Pana.
-
Niech ci będzie. Powiedz jednak, jak to działa jeśli to nie tajemnica.
-
Sposób działania jest bardzo podobny do pigułek gwałtu, które poprzednio
stosowałem. Jak wiesz w przypadku tych pigułek, ofiara traci świadomość i jakby
to ująć wolną wolę, ale nie traci przytomności. Działa i funkcjonuje w miarę
normalnie, ale tylko z pozoru. W rzeczywistości osoba, która go zażyje, jest
bardzo podatna na sugestie osób trzecich. W taki właśnie sposób, udawało mi się
bez szumu i zbędnej szarpaniny, zawieść ofiary do miejsca rytuału.
-
No dobra, poruszam się troszkę po tym świecie i wiem jak to działa, ale ja się
pytałem o twój produkt.
-
Mój działa podobnie, z tą różnicą, że nie od razu. Jak wspomniałem, musiałem
stworzyć słabszy środek, taki też uczyniłem. Jak zażyjesz go raz czy dwa razy,
nie stracisz świadomości i nie staniesz się uległy.
-
Czyli jakbym go zażył, nie byłoby po co panikować.
-
Nie. Jednak działa on w ten sposób, że po jego zażyciu, człowiek staje się
rozluźniony. Wydzielane są endorfiny – hormony szczęścia, które wpływają na
przyjemne samopoczucie ofiary.
-
Ale organizm nie może w nieskończoność wydzielać tego hormonu.
-
Zgadza się. Zaraz tylko gdy narkotyk przestaje działać, organizm zalicza coś w
rodzaju zjazdu. To jak na kolejce, jesteś wysoko, a po chwili zjeżdżasz na dół.
Czujesz się źle, masz dreszcze, fatalne samopoczucie psychiczne. Wtedy znów
należy dać ofierze to czego podświadomie pragnie. Pierwsze reakcje są niezbyt
silne, gdyż organizm nie jest jeszcze uzależniony, jednak im więcej go człowiek
zażywa, tym te, jak je nazwałem, zjazdy są gorsze. Dreszcze są częstsze, do
tego dochodzą gwałtowne zmiany nastrojów, zdarzają się nawet wybuchy agresji. W
jednej chwili ofiara staje się bardzo zaczepna, aby po chwili wrócić do swojego
stanu i tak w kółko. Świadomość w tym momencie funkcjonuje jeszcze sprawnie.
-
Typowe dla narkotyków, ale to znaczy, że sprzedajesz działkę ofierze i potem
ona wraca po więcej?
-
Nie – Hidan podniósł wzrok – tutaj muszę pilnować, aby ofiara zażywała kolejne
porcje w odpowiednich przedziałach czasowych. Narkotyk działa coraz silniej i
ofiara podświadomie chce się ze mną spotykać, bo po takim spotkaniu ze mną, na
którym uraczę ją cukierkiem albo herbatą, czuje się lepiej. I trwa to tak jakiś
czas, aż w pewnym momencie umysł nie wytrzymuje tej huśtawki nastrojów i chcąc
się przed tym bronić, wyłącza się tak, jak gdyby zażył pigułkę gwałtu, a potem
już sam wiesz co dalej. Jak wspomniałem, jest słaby, więc nie zostawia śladów,
przynajmniej tak wyraźnych jak mocniejsze środki.
-
Fiu fiu – Kakuzu znów zagwizdał – przyznam, że mnie zaskoczyłeś.
Hidan
nic nie odpowiedział, tylko wkładał powoli kolejne cukierki do woreczka.
-
A gdy ofiara się przebudzi po takim śnie?
-
Tu jest trochę gorzej – odparł spokojnie Hidan – narkotyk jest słaby, toteż nie
wywołuje luk w pamięci. Ofiara w pewnej chwili odzyskuje świadomość i pamięta
co się stało zanim ją straciła. Potem dochodzą silne drgawki i bóle głowy, a
także arytmia serca. To czy ofiara przeżyje czy nie zależy w tym momencie od
tego czy ma mocne serce.
-
Jest potem uzależniona?
-
Tak, ale wystarczy tygodniowy odwyk i po krzyku.
-
Czyli raczej niegroźny. W każdym razie nie zabija.
Hidan
skończył pakować cukierki do woreczka. Zawinął starannie otwór, aby żadna z
kolorowych kule przypadkiem się nie wydostała i chowając paczuszkę z powrotem
do kieszeni, spojrzał znów na Kakuzu.
-
On nie… ja to robię…
* * *
Zaraz
po zajęciach trójka przyjaciół udała się tradycyjnie do pracy. Naruto i Sasuke
stwierdzili, że ponieważ Shikamru wyświadcza im przysługę podwożąc ich każdego
dnia i odwożąc toteż zdecydowali po drodze zorganizować zrzutkę na benzynę do
samochodu. Korzystając z postoju na stacji benzynowej, podczas gdy Shikamaru
napełniał bak, Sasuke zagaił Naruto rozmową:
-
Jak tam Hinata się czuje?
-
W porządku. Pisała, że w środę chce już wrócić. W sumie nie dziwie się jej,
siedzieć samemu prawie cały dzień.
-
No to dobrze. Czyli nie kłócicie się już?
-
My?! – blondyn spojrzał na przyjaciela z lekkim zakłopotaniem– to nie była
kłótnia, zwykłe nieporozumienie i tyle.
-
Dobra, jak tam uważasz – Sasuke wzruszył ramionami i spojrzał w kierunku drogi,
przy której stała stacja – ale dobrze, że już po tym… nieporozumieniu…
-
Sasuke…
-
Byliście nie do zniesienia po prostu, a teraz przynajmniej będzie spokój.
-
Ach ty! – Naruto naburmuszył się – mogę się w ogóle nie odzywać, jak ci to tak
bardzo przeszkadza.
Sasuke
nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się tajemniczo. W tym momencie wrócił
Shikamaru, który odpalił samochód i po chwili przyjaciele byli w dalszej
drodze.
* * *
Tego
dnia było sporo pracy. Sasuke i Shikamaru byli wręcz zawaleni robotą, gdyż
zostali poproszeni przez dyrektora Nagato o to, aby pomogli w dziale sprzedaży,
gdzie wpłynęło ostatnio dużo dokumentów. Z tego też powodu siedzieli oni w
innym pokoju, podczas gdy Naruto starał się ze wszystkich sił, obrobić ze
swoimi obowiązkami. Shion, która siedziała obok, widząc że chłopak ledwo się
wyrabia postanowiła mu pomóc.
Pracując
razem, nie starała się nawet oszukiwać, że z każdym dniem Naruto podoba się jej
coraz bardziej. Zdecydowanie różnił się od chłopaków, z którymi się do tej pory
spotykała. Mimo swojego roztrzepania, uważała że jest bystry, zabawny, a i
wygląd jego przyciąga uwagę. Często, gdy robili sobie przerwę, szli razem na
herbatę. Naruto, który traktował ich przyjaźń niezobowiązująco i który nie potrafił
dostrzec uczuć, którymi obdarza go dziewczyna, nie zdawał sobie sprawy nawet,
jak bardzo Shion żałuje tego, że Uzumaki już kogoś ma. Nie chciała jednak
rozbijać jego związku. Gardziła takimi ludźmi, którzy to dla własnych korzyści
są skłonni posunąć się do takich podłości. Pozostały jej tylko te przyjemne
chwile podczas rozmów z blondynem. Czemu fajnych facetów jest tak mało?
Pomimo
nawału zajęć udało się i tego dnia znaleźć trochę czasu na przerwę. Naruto i
Shion skorzystali więc z okazji, aby udać się do kuchni i trochę porozmawiać
przy kubku herbaty.
-
Coś mnie łapie chyba – zaczął Naruto, nalewając wody do czajnika.
-
Taka pora, że łatwo o zapalenie gardła.
-
To prawda. Moja dziewczyna już choruje i się chyba zaraziłem od niej.
-
Co jej jest?
-
Przeziębienie zwykłe, ale kolokwium przez to opuściła. Na szczęście jak dzisiaj
u niej byłem, to już się lepiej czuła.
-
Przed pracą ją odwiedziłeś?
-
Jeszcze przed zajęciami. Specjalnie wcześniej wstałem, żeby się z nią zobaczyć,
bo po pracy chciałem się trochę pouczyć. Posiedziałem z nią, a potem na
uczelnie.
-
Szczęściara z niej… - rzekła cicho białowłosa i nieznacznie spuszczając wzrok.
-
Hmm? Mówiłaś coś? – Naruto spojrzał w stronę dziewczyny, nalewając wody do
kubków.
-
Co? Nie, tak tylko pomyślałam, że zabiegany musisz być.
-
To prawda – Naruto westchnął ciężko i oparł się tyłem o blat bufetu, przy
którym stał – ale co zrobić. Trzeba to jakoś przetrzymać, byle do magisterki.
-
Zostaniesz tutaj po licencjacie?
-
Chyba tak, podoba mi się tutaj – odparł blondyn uśmiechając się do dziewczyny.
- No to fajnie – rzekła dziewczyna
bardziej do siebie niż do Naruto. Nie wiedzieć czemu, poczuła ulgę na słowa
chłopaka.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli to czytacie, znaczy, że dotrwaliście do końca :P Powiem szczerze, nie wiem jak wyszedł ten fragment o narkotykach Hidana, kombinowałem ile się da i mam nadzieję, że ma to ręce i nogi :)
Następny rozdział za tydzień 15 marca, a w nim: Troszkę z życia Naruto i Sasuke, czyli jak wygląda ich zwykły dzień i co zaplanowali? Czy kolejny dzień będzie dla Hinaty udany? Przygody Kiby późnym wieczorem na mieście, co z tego wyniknie? To wszystko i jeszcze trochę, już za tydzień!!!
Do zobaczenie :)
Fajnie :) juz wiem ze Shion nie bedzie próbowała odbic Hinacie Naruciaka :) (chociaż z babami to nigdy nic nie wiadomo myślimy jedno robimy drugie;) Boję sie o Hinatke mam nadzieję, ze ten czubek Hidan jej nie dorwie, bo chyba zawału dostanę... Dzięki za kolejny fajny rozdział i życzę duuuzo weny! Pozdrawiam ~żelka
OdpowiedzUsuńŚwietny jest ten rozdział już nie mogę doczekać się następnego. Ciekawość mnie zżera co będzie z tym Hindanem i Hinatą .
OdpowiedzUsuńjak zawsze genialne
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz ! :D nie mogę się od tego pisemka w ogóle oderwać... straciłam już na nim cztery godziny ^^ szkoda, że nie wpadłam na nie wcześniej, tylko dopiero w nowym roku ;) hehe, ale i tak, cały czas myślę, czy Hidan dorwie się do Hinaty, i co z jej zachowaniem. Zazdroszczę ci takiego talentu do pisania, równie dobrze możesz zacząć tworzenie książek :3no nic, biorę się za dalsze czytanie :) dziękuje, że zaczołeś to opowiadanie... umila mi ono wolne dni <3
OdpowiedzUsuń