sobota, 19 października 2013

ROZDZIAŁ XVIII

       Kakuzu siedział w sali konferencyjnej, gdzie zazwyczaj spotykali się wszyscy członkowie rady Akatsuki, aby omówić ważne dla firmy sprawy. Tym razem jednak był tylko on i lider. Najemnik siedział spokojnie przy duży owalnym stole i bawił się długopisem. Szef, jak to miał w zwyczaju, stał przy oknie, zwrócony plecami do swojego rozmówcy i obserwował miasto.
            Każdy ma jakiś fetysz. Myśli, że jest Bogiem, sprawującym piecze nad tym miejscem. Myślał w duchu Kakuzu. Jednak w przeciwieństwie do Hidana, człowieka, który stał przed nim darzył respektem. Wiedział jak jest przebiegłym i że lepiej jest go mieć po swojej stronie.
            Przez długi czas panowała cisza. Lider nawet nie drgnął. Kakuzu natomiast w ogóle się nie odzywał, czekał. Domyślał się po co został wezwany.
            - Rozumiem, że na bieżąco śledzisz każdy ruch Hidana? – odezwał się wreszcie lider.
            - Zgadza się – odparł spokojnie Kakuzu – ostatnie zadanie wykonał i tak jak poprzednio, upewniłem się, że nie zostawił śladów.
            - Doskonale – lider odwrócił się w stronę rozmówcy – wieść już obiegła środowiska biznesowe. Sabu na wieść o śmierci córki załamał się nerwowo. Zawsze był słaby. Teraz oczywiście, wszyscy będą czekać na nasz ruch, a my będziemy spokojnie patrzeć, jak akcje kompani tego błazna przejmuje „Brzask”.
            Lider podszedł bliżej Kakuzu. Najemnik widział teraz wyraźnie jego postać. Jego ciemno-pomarańczowe włosy były ułożone w lekkim nieładzie. Fioletowe oczy skierowane były na najemnika  Zdawało się, że lider nie patrzy na Kakuzu, a przez niego. Ubrany, jak wszyscy członkowie organizacji, w ciemny garnitur, białą koszulę, czerwony krawat. Na jednym z palców miał srebrny sygnet z wygrawerowanym jakimś znakiem.
            - Nie powstrzymamy go od zabójstw, ale może nam się jeszcze przydać. Dlatego pilnuj go dalej i usuwaj wszelkie ślady, które mogłyby naprowadzić policję na jego trop.
            - Rozumiem – odparł chłodno Kakuzu. Nie cierpiał tego zadania. Czuł się jak niańka, która musi uważać, żeby psychopatyczny dzieciak nie skaleczył się jedną ze swoich zabawek. Całe szczęście, że dostawał za to przyzwoite wynagrodzenie.
            Rozmowa między mężczyznami dobiegła końca. Najemnik wstał i bez słowa wyszedł z sali. Gdy lider został sam, usłyszał kobiecy głos za swoimi plecami. Odwrócił się i ujrzał jak kobieta o czarnych, długich włosach, wchodzi do pomieszczenia drugimi drzwiami.
            - Nagato kochanie, nie uważasz że sporo ryzykujemy, pozwalając Hidanowi spokojnie działać?
            Mężczyzna spojrzał na kobietę. Z jej twarzy, podobnie jak z twarzy mężczyzny, nie można było niczego wyczytać. Jakby jakiekolwiek emocje tym ludziom były obce.
            - Zdaję sobie z tego sprawę – odparł spokojnie – myślałem nad tym, czy nie zlikwidować Hidana, ale jest to dobry materiał na zabójce i może się nam jeszcze przydać. Ponieważ ryzyko istnieje, kazałem Kakuzu go pilnować, aby tamten nie zostawiał ewentualnych śladów, które mogłyby naprowadzić policję na niego.
            - Nie ufam mu – odpowiedziała bez chwili namysłu kobieta.
            - Ja też nie. Jednak wiem, że on dla pieniędzy jest w stanie zrobić niemal wszystko. Ponieważ policja nie dysponuje takimi środkami, aby go opłacić, zakładam że jesteśmy bezpieczni. Poza tym mamy jeszcze Zetsu i Itackiego.
            - Tak… masz rację… - kobieta pokiwała lekko głową – Itachi – dodała szeptem.

* * *

Kakuzu opuszczał powoli biurowiec i kierował się do swojego auta. Dawno nie miał żadnych informacji od Hidana. Żniwiarz co prawda obiecał informować najemnika o swoich posunięciach, ale kto go tam wiem. Stalowo-włosy zawsze był nieprzewidywalny. Już w wojsku, gdzie się poznali, wyróżniał się nietypowym zachowaniem.

* * *

            Poznali się około dwanaście lat temu, a może jeszcze dawniej. Służyli razem w piechocie jako ochotnicy. Dla Kakuzu, dzieciaka z małej wsi, była to jedyna szansa na zarobek. Kim był Hidan przedtem, tego nikt nie wiedział. Nie znane były także wtedy, pobudki jakimi się kierował, wstępując do armii.
            Przydzielono ich do jednej kompanii, gdzie dzielili wspólnie piętrową prycze. Przez pierwszych kilka miesięcy, nie zamienili z sobą wiele słów. Hidan w ogóle starał się ograniczać swoje kontakty z innymi. Zawsze gdy mieli wolne, zaczytywał się w swoich książkach. Chłopaki z początku mu je zabierali i chowali, a czasem wyrzucali. Chcieli, jak to się mówi, ucywilizować tego dzikusa, jednak na nic zdały się ich wysiłki. W końcu dali mu spokój, a Hidan dalej robił swoje. Nigdy nie brał przepustek, nawet jak dostawał obowiązkowe, to on wolał siedzieć w koszarach. Gdy chłopaki wracali do jednostki, to zawsze każdy realizował zamówienia kolegów, oczywiście odpłatnie. Hidan za każdym razem prosił o to samo, książki. Były one przeróżnego rodzaju, ale najwięcej było wolumenów, poświęconych pradawnym obrzędom religijnym. Ten kto realizował zamówienia Hidana, był własnie Kakuzu. Nie wiedzieć czemu, stalowo-włosy chłopak upatrzył sobie właśnie jego za kompana. Może dlatego, że Kakuzu był tym, z którym złapał tutaj pierwszy kontakt, a może z innych przyczyn.
            Kakuzu nie specjalnie przepadał za Hidanem, jednak nie raz widać ich było rozmawiających razem. Razem też często pełnili wartę, wyznaczeni przed dowódcę. Podczas jednej z takich służb, kiedy to pilnowali jakiś opuszczony budynek wojskowy, parę kilometrów od jednostki, Kakuzu chcąc jakoś przyspieszyć wlokący się niemiłosiernie czas, zagadnął do Hidana.
            - Straszna nuda – rzekł leniwym głosem.
            - Normalnie – odparł Hidan wzruszając ramionami – skoro tak ci tu nudno, to po co tu przyszedłeś?
            Kakuzu popatrzył zdziwiony na rozmówcę Dziwny typ.
            - Bo tylko taką pracę zaoferowało mi nasze państwo.
            - Dla pieniędzy tu jesteś? Spytał Hidan na wpół kpiącym głosem.
            - Tylko. Za coś trzeba żyć. Rodzice wychuchali, wychowali, a po osiemnastce powiedzieli: albo pójdziesz do pracy albo kop w dupę. No więc poszedłem do armii.
            - Pieniądze... wszędzie o nie się rozchodzi – rzekł Hidan, ale bardziej do siebie niż do swojego rozmówcy. Kakuzu jednak to dosłyszał, ale nic nie odpowiadał.
            - A ty co tu robisz? Skoro nie dla pieniędzy to po co? Dla chwały?
            Hidan miał coś jeszcze powiedzieć, gdy nagle usłyszeli kroki. Ktoś zbliżał się w ich kierunku. Obaj sięgnęli natychmiast po broń. Odbezpieczyli zamki i podnieśli uzbrojenie gotowe do wystrzału.
            - Stój kto idzie! – krzyknął pierwszy Kakuzu. Hidan natomiast stał spokojnie obok towarzysza z podniesioną bronią.
            Zza drzew, które znajdowały się na wprost żołnierzy, wyłoniło się dwóch mężczyzn. Byli lekko podchmieleni, prawdopodobnie miejscowe pijaczki urządziły sobie tutaj legowisko po porannej libacji. Zbudzili się pod wieczór i chcąc dostać się do miasta, musieli zgubić drogę w tych chaszczach. Kakuzu dał krok naprzód, opuszczając lekko broń.
            - Panowie, chyba pomyliliście drogi. Do miasta w drugą stronę.
            Mężczyźni chyba dopiero teraz załapali o co chodzi, a widząc mierzącego w ich kierunku żołnierza, natychmiast podnieśli ręce do góry.
            - Ale panie szefie, my przecież nic nie zrobiliśmy – odparł jeden z mężczyzn. Był wyraźnie przestraszony.
            - Tak my naprawdę, spaliśmy tutaj i chcieliśmy wrócić do siebie – dodał drugi, chyba jeszcze bardziej przerażony niż pierwszy.
            - Dobrze panowie spokojnie – odparł Kakuzu – zróbcie tylko w tyłu zwrot i...
            Nie dokończył. Jego głos zagłuszyły dwa wystrzały, jeden po drugim, zza jego pleców. Zaraz po nich opadły na ziemie, dwa, bezwładne już ciała mężczyzn. Kakuzu szybko odwrócił się w kierunku Hidana i dostrzegł jak z lufy jego karabinu wydobywa się delikatna stróżka dymu.
            - Hidan kurwa mać!! Popierdoliło cię?! – Wrzasnął przerażony Kakuzu.
            Stalowowłosy nic nie odpowiedział. Zdawało się, że nie słyszy w ogóle głosu towarzysza. Wpatrywał się tylko w martwe ciała dopiero co zabitych mężczyzn, które powoli oddawały swoje ciepło. Kakuzu podszedł do Hidana i wyrwał mu karabin z rąk, o dziwo ten nie sprzeciwiał się.
            - Ty popierdoleńcu!! Słyszysz kurwa co mówię?! – darł się Kakuzu.
            Hidan skierował w jego kierunku swoje czerwone oczy. Kakuzu aż ciarki przeszły po plecach od jego spojrzenia. Przez chwilę stali bez ruchu, wpatrując się w siebie.
            - Są martwi – odparł w końcu spokojnie Hidan.
            - No jasne kurwa, że są martwi!! Wypaliłeś im po dodatkowym otworze – Kakuzu odwrócił się i spostrzegł teraz, że ubrania zabitych zaczynają pokrywać się krwią. Możliwe, że kule przeszły na wylot. Ten debil trafił obu w serce, przez co ci tutaj krwawią jak świnie w ubojni – i może powiesz mi łaskawie co teraz zrobimy?!
            - Jak to co? Pochowamy ich – Hidan mówił tak, jakby nie docierało do niego to co teraz zrobił.
            - Co kurwa zrobimy?! Najpierw bawisz się w zabójce, a teraz pieprzonego grabarza wojskowego?! Może im jeszcze msze na ostatnie pożegnanie odprawisz?!
             Hidan nic nie odparł tylko podszedł do ciał i ukląkł przy nich. Kakuzu patrzył na towarzysza.
To jakiś świr, a ja z nim pełnię wartę, ja pierdolę.
W jednym Hidan miał rację, trzeba było ich pochować i to dobrze, żeby za szybko nie znaleziono zwłok. Trzeba także znaleźć kule no i wytłumaczyć się z nich, przy zdawaniu broni. Powie się, że dało się dwa strzały ostrzegawcze, ale kule trzeba znaleźć i obmyć z krwi. No i tych dwóch też trzeba się jakoś pozbyć. Co prawda Hidan ich zabił, więc prawdopodobnie tylko on miałby nieprzyjemności, ale Kakuzu wolał nie ryzykować. Kazał Hidanowi wynieść ciała jak najdalej i podręczną saperką wykopań głębokie groby.
- Tylko kurwa uważaj i nie zabrudź munduru krwią! – rzucił na odchodne.
Sam natomiast zabrał się za poszukiwanie kul. Pamiętał mniej więcej gdzie stali mężczyźni. Znał się trochę na broni i wiedział, że po przejściu przez ciało kule polecą jeszcze około pięćdziesiąt metrów, zanim wylądują na ziemi. Minęły dobre dwie godziny, ale udało mu się znaleźć obie. Obejrzał je bardzo dokładnie, miały na sobie ślady krwi ale ku jego zadowoleniu, nie były zdeformowane. Jeśli je wyczyścić, nikt nie powinien się zorientować, że jeszcze niedawno podziurawiły ludzi. Schował kule do kieszeni i rozejrzał się po terenie. Dwie duże plamy krwi, znajdowały się kilkanaście metrów przed ich posterunkiem. Kakuzu szybko podbiegł do swojego plecaka i wydobył z niego saperkę. Wykopał w trawie spory dół, starając się przy tym nie uszkodzić samej zieleni. Zebrał potem zakrwawiony piach swoją łopatką i przeniósł do wykopanego wcześniej dołu. Gdy upewnił się, że już nie ma żadnych śladów, zakopał dziurę i przykrył to miejsce z powrotem warstwą trawy. Nikt nie powinien się zorientować, że coś tu zaszło. Pod warunkiem, że ten świr zakopał ciała.
Zaczynało zmierzchać, gdy Kakuzu wrócił na swój posterunek. Hidana ciągle nie było widać, więc jego towarzysz zaczął się niepokoić. Lepiej żeby zjawił się tu zanim dowódca przyjedzie zmienić wartę, bo inaczej będzie krucho.
Słońce schodziło coraz niżej. Kakuzu spojrzał na zegarek, za niecałe pół godziny zjawi się ich dowódca, a Hidana dalej nie było. Mężczyzna kurwił na towarzysza w myślach, gdy w pewnej chwili dostrzegł zbliżającą się w jego kierunku sylwetkę. Kakuzu przyjrzał się uważniej i dojrzał  że to jego towarzysz. Szedł spokojnym krokiem z saperką w ręku. Sprawiał wrażenie, jakby dopiero co zaczynał służbę. Kakuzu przyjrzał mu się dokładnie, gdy ten się zbliżył, czy nie ma na sobie żadnych śladów. Jednak wszystko wydawało się w porządku.
- Gdzieś ty kurwa był. W ziemi świętej ich chowałeś?! – spytał nerwowo Kakuzu.
Hidan po swojemu nic nie odpowiedział.
- Weź wyczyść nasze saperki, zaraz dowódca się tu zjawi. Nie chcę tu mieć niepotrzebnych pytań z jego strony.
Stalowo-włosy bez pytania wykonał polecenie. Gdy po dwudziestu minutach zjawił się dowódca, wszystko było gotowe. Trupy zakopane, droga wyczyszczona, saperki wypolerowane. Kakuzu, w między czasie gdy Hidan sprzątał saperki, oczyścił kule z krwi i pobrudził trochę w piachu, aby sprawiały wrażenie, że tylko z nim miały do czynienia.
Dowódca, starszy siwy mężczyzna, wysiadł ze swojego jeepa. Był wysoki dobrze zbudowany, od razu poznać, że zna sie na wojsku jak mało kto. Krok jego był pewny, a ruchy swobodne. Ostre rysy twarzy dodawały mu groźnego wyglądu. Obaj zasalutowali i stanęli na baczność.
- Spocznij! – odparł surowo mężczyzna i zmiarkował żołnierzy swoim surowym spojrzeniem – raport!
Kakuzu przez chwilę się wahał czy coś powiedzieć, jednak pod wpływem ciężkiego spojrzenia dowódcy zmiękł.
- Warta przebiegła bez zakłóceń, tylko... – tutaj zawahał się.
- Mówcie żołnierzu! – krzyknął stanowczo dowódca.
- Tylko dwóch nieznacznych osobników, naruszyło teren. Zostali zatrzymani. Z początku nie chcieli się oddalić, a ponieważ odmówili okazania dokumentów, szeregowy Hidan oddał dwa strzały ostrzegawcze. Ci słysząc wystrzał broni, uciekli.
- Co dalej? – spytał spokojnie już dowódca.
- To wszystko panie chorąży. Więcej się tu nie zjawili. Z początku chciałem udać się za nimi, ale to wiązałoby się z opuszczeniem posterunku. Udało mi się natomiast zebrać kule, wystrzelone przez szeregowego Hidana – mówiąc to Kakuzu sięgnął do kieszeni, wyjął oba pociski i podał dowódcy.
Ten spojrzał tylko na kule i potem na Hidana.
- Macie coś do dodania szeregowy?
- Nie panie chorąży! – odparł Hidan.
- Czy to co powiedział szeregowy, jest zgodne z prawdą?
- Tak jest panie chorąży!
- Dlaczego oddaliście dwa strzały?
- Bo było ich dwóch! – Pod Kakuzu omal nie ugięły się nogi. Chciał spojrzeć na dowódcę i poznać jego reakcję, jednak bał się.
Chorąży nic nie odpowiedział, tylko zaśmiał się swoim ochrypłym głosem i poklepał Hidana po ramieniu. To samo potem zrobił z Kakuzu, który modlił się tylko, aby ten dziad zdjął ich wreszcie z posterunku.
- Dobra robota chłopcy, a na przyszłość – tutaj pogroził palcem – druga kula jest już przeznaczona dla intruza – znów się zaśmiał.
Kakuzu kamień spadł z serca. Popatrzył na towarzysza, który dalej stał wyprostowany i znów na dowódcę. Ten zarządził zmianę warty. Z jeepa, którym przyjechał wyskoczyło dwóch młodych żołnierzy z ich jednostki. Po zdaniu posterunku Kakuzu i Hidan wsiedli za dowódcą do samochodu i natychmiast odjechali, zostawiając za sobą tumany kurzu.

* * *

            Od wydarzenia na warcie, minęło trochę czasu. Kakuzu dalej był najbliżej Hidana, jednak od tamtego czasu, trzymał go na dystans i bardziej uważał na towarzysza. Jednak do końca służby, żaden podobny wypadek nie miał już miejsca. Po zakończeniu służby ich ścieżki się rozeszły tylko po to, aby się potem znów spleść, ale o tym później.
Kakuzu przeniósł się do Konohy, gdzie pracował w różnych firmach, ale po pewnym czasie zaczął uczęszczać się w półświatku. Zaczął jako kurier dla jakiejś szajki, która zajmowała się kradzieżą aut. Znajomy z pracy go wciągnął, którego zaufanie zdobył. Wykonując każde polecenie, szybko „awansował” w przestępczej hierarchii  Dostawał coraz to ważniejsze zdania; sprzedaż narkotyków, pobicia, wymuszenia.
            Podczas jednej akcji, miał wyłudzić haracz od jednego z miejscowych sklepikarzy. Do mieszkania ofiary udał się w towarzystwie przyjaciela, który go wkręcił. Ten również szybko się wybijał w mrocznym półświatku.
Mieli tylko pobić człowieka, który był winny ich szefowi pieniądze. Mieszkał w centrum miasta w jednej z walących się kamienic. Zapadał zmierzch. O tej porze nikt już nie kręcił się po tej okolicy, więc spokojnie udali się przez jedno z podwórek do danego mieszkania. Gdy byli już na miejscu, upewnili się, że nikogo nie ma na klatce schodowej i zapukali do drzwi. Otworzył im lekko podchmielony, mężczyzna w średnim wieku i na powitanie potraktowali kopniakiem. Ten jednak nie upadł. Chwycił się odruchowo szafy, która była w przedpokoju i ustał na nogach. Obaj wskoczyli do jego mieszkania. Kakuzu zamykał akurat drzwi, podczas gdy jego towarzysz szamotał się już z mężczyzną, który był dość solidnej postury i odpierał ataki przeciwnika. Ponieważ przedpokój był wąski, toteż nie mogli atakować we dwóch.
W pewnej chwili towarzysz Kakuzu znalazł się na ziemi, obrywając przy tym silne uderzenie w głowę. Mężczyzna od razu rzucił się na drugiego napastnika, ten mając przy sobie sprężynowy nóż, nie czekał długo i dobył ostrze. Chciał ranić, jednak wystawił rękę zbyt późno i wbił mężczyźnie nóż prosto w klatkę piersiową. Ten wpadł z impetem na Kakuzu i obaj upadli na ziemie. Mężczyzna zaczął pluć krwią, z rany leciał obfity strumień czerwonego płynu. Kakuzu szybko cofnął rękę. Z ciała mężczyzny sterczała, czerwona rączka noża, a kałuża krwi na podłodze robiła się coraz większa. W tej samej chwili podnosił się towarzysz najemnika. Trzymając się za bolącą szczękę popatrzył na leżące, martwe już ciało mężczyzny.
- No pięknie teraz trzeba ten syf sprzątnąć – rzekł po chwili i sprzedał zwłokom potężne kopnięcie.
Dało się słyszeć głuchy odgłos uderzenia, a potem cisza. Towarzysz spojrzał na Kakuzu, któremu panika zaczęła wdzierać się do serca.
- Na co się kurwa gapisz? Bierz to ścierwo i do wanny z nim – rzekł ochrypłym, surowym głosem towarzysz.
Kakuzu złapał denata za nogi, podczas gdy jego kompan za ręce. Zanieśli broczące ciągle krwią ciało, do łazienki i ułożyli w wannie.
- Dobra. Ważne, że podłoga nie przesiąknie tym świństwem – zwrócił się do Kakuzu – bierz szmatę i wycieraj ten syf.
Kakuzu bez słowa, wydobył z szafki nad pralką, duży ręcznik kąpielowy i rzucił się do wycierania krwistej plamy.
- Nie musi być dokładnie, ważne żeby nie przesiąkło – rzucił towarzysz – te mury są ja papier, wszystko przez nie przecieka – dodał i splunął na ścianę.
Minął kwadrans, nim Kakuzu doprowadził podłogę do błysku. Upewnił się kilka razy, zanim był już całkowicie pewien, że nie ma żadnych śladów. Jego towarzysz w tym czasie wyjął z ciała nóż i puścił lekki strumień zimnej wody, który oblewał denata, aby krew szybciej zastygła. Wytarł ostrze i oddał je przyjacielowi.
- Dobra robota.
Hidan podniósł lekko głowę i popatrzył zdziwiony na kompana. Ręce mu się trzęsły. Dopiero teraz zaczęło do niego dochodzić, co się stało.
- Jak dobra? Przecież… zabiłem gnoja… - odparł drżącym głosem.
- Gdybyś tego nie zrobił, to albo by się ulotnił i wezwał gliny albo by nam zdrowo ryje obił. Kasy i tak byśmy z niego nie wyciągnęli. Ten śmieć wszystko przepił.
Kakuzu popatrzył zdziwiony na towarzysza.
- To był test dla ciebie. Sprawdziłeś się w warunkach bojowych. Brawo.
Kakuzu otworzył szerzej oczy. O czym tego gość pieprzy?! Jaki test?
- Widzę, że jesteś mocno zdziwiony. Spoko ja też przez to przechodziłem. Gdy ktoś z nas spodoba się szefowi, ten poddaje go próbie. Jeśli się nie sprawdzasz, zostajesz tam gdzie byłeś i nie licz na awans w hierarchii. Ale jeśli jesteś bystry i umiesz szybko działać, poradzisz sobie w życiu.
Kakuzu siedział ze zdziwioną miną. Miał taki mętlik w głowie, że słowa ledwo docierały do jego uszu.
- Dobra spierdalaj teraz – rzekł nagle towarzysz – muszę tu teraz posprzątać. Gość którego zabiłeś był kiedyś naszym człowiekiem, ale zdradził. Podrabiał towar, który sprzedawał. Powiedz mi tylko…
Chłopak przykucnął obok przyjaciela i objął go ramieniem.
- Jakie to uczucie kogoś zabić? – spytał z uśmiechem.
Kakuzu nie wytrzymał, poczuł jak wnętrzności mu się wywracają i za chwilę przyozdobi nimi przedpokój. Zerwał się natychmiast z miejsca i pognał do łazienki, gdzie w wannie leżała jego, ciepła jeszcze ofiara. Dopadł muszli klozetowej i zwrócił wszystko, co miał do zwrócenia.
Towarzysz jego widząc tą scenę zaśmiał się tylko i rzekł wesoło.
- Spoko, jeszcze się wyrobisz.

* * *

            Minęło kilka lat. W tym czasie Kakuzu wyrobił sobie już odpowiednią markę w przestępczym półświatku. Zasłynął z kradzieży, zabójstw, a także porwań. Był profesjonalistą w każdym calu. Policja nigdy nie trafiła na jego trop. Potrafił zatrzeć każdy ślad, o ile jakiś zostawił.
            Gdy jego gang został w końcu rozbity w wyniku serii policyjnych prowokacji, jemu jako jedynemu udało się uniknąć wpadki. Było w tym sporo szczęścia, ale i umiejętności. Od tego momentu, nie przynależał do żadnej z grup. Bazując na opinii jaką się cieszył, wśród innych gangów, zaczął służył jako najemnik. Bossowie mafijni słono płacili za jego usługi, ale mieli pewność, że zlecenie zostanie wykonane szybko i solidnie, a co najważniejsze, robota będzie czysta. Kakuzu jako zawodowiec nie miał żadnych wad poza jedną. Obsesyjnie kochał pieniądze. Był w stanie przyjąć kilka zleceń na raz, byleby dostać jak największa zapłatę. Często zdarzało się, że nie spał kilka nocy pod rząd, gdyż wykonywał kolejne zadania. Jednak szelest nowiutkich banknotów, które potem otrzymywał, rekompensował wszelkie niewygody.

* * *
           
Czas płynął, a kariera Kakuzu nabierała rozmachu. Przez ten czas wyrobił sobie dużo wrogów, ale także silnych sojuszników. Można powiedzieć, że plecy które miał, stanowiły skuteczną osłonę przed kulami, które chętnie posłaliby mu jego przeciwnicy. W końcu nikt nie chciał zadzierać z bossami.
Pewnego razu, gdy siedział w swoim domu, ktoś zapukał do drzwi. Kakuzu, którego lata przestępczego życia nauczyły ostrożności, dobył broń, którą miał schowaną pod poduszką i udał się do drzwi. Pukanie ponowiło się. Najemnik podszedł cicho i wyjrzał przez wizjer. Przez długi czas próbował wypatrzeć kogo licho niesie, jednak na korytarzu nikogo nie było. Dość dziwne ponieważ, drzwi do jego mieszkania znajdowały się na samym końcu długiego holu i przez wizjer widać było całe pomieszczenie poza mieszkaniem.
Kakuzu przez długi czas wpatrywał się w wizjer. Na wszelki wypadek odbezpieczył cicho broń. Upewniwszy się, że nikogo nie ma, otworzył zasuwę i powoli uchylił skrzydło drzwi, wysuwając broń na przód. Po chwili znajdował się już na korytarzu. Objął wzrokiem cały hol, ale nikogo nie dojrzał. Dał parę kroków na przód. Powoli zbliżał się do schodów. Jego mieszkanie znajdowało się na najwyższym piętrze toteż, jedynie skąd mógł go ktoś zaskoczyć, to właśnie ze schodów zza ściany po prawo od dołu. Kakuzu dawał kolejne kroki najciszej jak potrafił. Przylgnął maksymalnie do ściany. Od skrętu na schody dzieliły go już dosłownie centymetry. Doświadczenie, które nabył pozwoliło mu zachować spokój w tej chwili. Był już przy samej krawędzi, wystarczyłoby, żeby wyskoczył. Przykucnął znacznie na nogach, broń wysunął delikatnie do przodu. Policzył w myślach do trzech i w jednej chwili długim skokiem znalazł się tuż przy barierce schodów. Broń wymierzył tuż przed siebie. Była dosłownie idealnie ułożona, gdyby nie jeden fakt. Na schodach nikogo nie było. Kakuzu wciągnął ze świstem powietrze.
Kurwa to jakieś żarty?
Tkwił tak jeszcze przez chwilę na podkulonych nogach, po czym się wyprostował. Broń mimo, że opuścił nieznacznie, ciągle była w pogotowiu. Powolnym krokiem skierował się do swojego mieszkania. Gdy był już w środku zamknął drzwi dokładnie na wszystkie spusty i dopiero teraz odłożywszy pistolet na stolik, odetchnął z ulgą.
- Nawet najlepsi popełniają błędy.
Kakuzu drgnął i skierował wzrok w kierunku skąd dochodził głos. Na fotelu w dużym pokoju siedział spokojnie mężczyzna o czerwonych włosach. Spojrzenie jego było puste, z fioletowych tęczówek biła jakaś dziwna siła, która sprawiała, że najemnik czuł się nieswojo. Przez długą chwilę Kakuzu stał nieruchomo i wpatrywał się w swojego gościa. Czuł jak serce bije mu coraz mocniej, oddech jego stawał się nierówny. Znał tą postać doskonale. W półświatku każdy słyszał o Nagato. Mężczyzna powoli podnosił się z fotela. Jego ruchy były spokojne i zdecydowane. Gdy już wstał, podszedł do najemnika. Jego fioletowe oczy nawet na moment nie uwolniły Kakuzu ze swojego hipnotycznego wpływu. Gdy był już blisko najemnika, tak że mógłby go teraz złapać za szyję, jego twarz lekko drgnęła. Każdy pojedynczy mięsień pracował rysował się teraz idealnie na pod skórą.
- Mam dla ciebie propozycję – rzekł spokojnym, wyważonym głosem Nagato.

* * *

            Powoli zapadała noc. Naruto i Konohamaru postanowili, wrócić do swoich domów. Pomogli w sprzątaniu i spędzili ostatnie chwile tego dnia ze swoimi dziewczynami. Następnie podziękowali za gościnę i pożegnawszy się, udali się w drogę powrotną. Naruto wsiadł na swój motocykl. Zaproponował Konohamaru, że weźmie kask od Hinaty i podrzuci go do domu. Chłopak jednak odparł, że umówił się z ojcem, że ten po niego przyjedzie. I faktycznie po kilku minutach, nadjechał ciemno-czerwony fiat, który zatrzymał się tuż pod domem. Ojciec Konohamaru nie wysiadając z samochodu, przywitał się z Naruto. Chłopcy pożegnali się i każdy ruszył swoim pojazdem.
            Naruto, który zwykle jeździł ostrożnie, dzisiaj postanowił trochę przetestować motocykl i po krótkiej chwili zniknął kierowcy auta z pola widzenia. Ulica była pusta toteż mknął z dość dużą prędkością. Zwolnił dopiero w okolicach centrum, gdzie ruch mimo późnej pory jest ciągle duży. 
            Na miejscu był po niecałych dwudziestu minutach. Zostawił motocykl na parkingu i powolnym krokiem skierował się do domu. Gdy był już w mieszkaniu, odłożył klucze na stolik, powiesił kurtkę na wieszaku i wszedł do pokoju. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Był szczęśliwy. Pierwszy raz w swoim życiu, czuł że świat nie oferuje mu wiecznie tych samych pustych ścian. Miał wrażenie, że teraz może osiągnąć wszystko. Ma pracę, dzięki której będzie mógł kontynuować studia i zdobywać jednocześnie doświadczenie. Przy okazji zarobi i coś odłoży, jak to miał w zwyczaju. Ale co najważniejsze, ma Hinatę którą kocha z wzajemnością, a po spędzonym całym dniu z jej rodziną, miał wrażenie że zyskał nowy dom. Dom, który nie był pusty, ale pełny ciepła, coś za czym jak się okazało, bardzo tęsknił.
            Naruto pościelił łóżko i udał się do łazienki, zmywając z siebie pozostałości dzisiejszego dnia. Gdy wrócił, przebrany w piżamę do pokoju, zgasił światło i ułożył się na łóżku. Jednak przed snem wziął do ręki komórkę i wybrał numer do pewnej ślicznej ciemnowłosej dziewczyny. Przez chwilę odzywał się sygnał wybierania, a po chwili usłyszał jej ciepły, miły głos.
            - Cześć kochanie – przywitała się dziewczyna.
            - Witaj słońce – odparł do słuchawki.
            - Jakie tam słońce, już jest noc – zachichotała.
            - Jest noc, bo moje słońce idzie już spać, ale nie zasnąłbym bez pożegnania.
            - A nie dostałeś buzi na do widzenia?
            - To za mało. Wiesz, że już tęsknię za tobą?
            - Ja za tobą też kochanie – odparła dziewczyna po chwili milczenia. Jej głos brzmiał jakby posmutniała.
            - A wiesz, że cię kocham?
            - Wiem… dziękuję ci.
            - Za co niby? – chłopak był lekko zdziwiony.
            - Za to, że jesteś i że zwróciłeś na mnie uwagę…
            - Nie gadaj głupstw. Możesz być z każdym a wybrałaś takiego…
            - Naruto! Prosiłam cię o coś? – głos dziewczyny przybrał poważny ton – masz nie mówić źle o sobie. Nigdy. Kocham cię i koniec, musisz się z tym pogodzić.
            - Dobrze skarbie – blondyn zaśmiał się do słuchawki. Fala ciepła, która się po nim rozlała, sprawił że poczuł się naprawdę wspaniale – śpij dobrze słońce.
            - Ty również kochanie – odparła czule dziewczyna – śpij dobrze.
            Przez chwilę żadne z nich się nie rozłączało, lecz w końcu zmęczenie wzięło górę i oboje niemal równocześnie wcisnęli czerwone przyciski w swoich komórkach, aby następnie równie szybko usnąć. Każde z uśmiechem na ustach, śniąc o swojej lepszej połówce.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
              To już koniec na dziś, ale możecie być pewni, że to nie koniec historii naszego stalowo-włosego :)
             Następny rozdział 26 października (sobota) a w nim: Dalsze życie naszych bohaterów. Preludium do historii Hidana (obiecałem, że poznamy historie paru postaci i sukcesywnie realizuję obietnicę :)). Nagły zwrot w relacjach studenci - Naruto, czy Uzumaki pochyli się nad ich prośbą? Od razu mówię, że od następnego rozdziału, mój blog będzie zawierał elementy dla osób (+18) ;P
             Pozdrawiam gorąco wszystkich i do zobaczenia :* :)

4 komentarze:

  1. O.o
    Jestem i komentuje...
    Co do tego o +18, to nie zmienisz tego na blogspocie? Bo u Minato N tak jest i nie mogę czytać zarąbistego bloga!
    A teraz co do rozdziału...
    Po pierwsze: był Hidan więc spoko
    Po drugie: wojsko? Dla mnie spoko.
    Po trzecie: Słodkie pożegnanie naszej parki :)
    Po czwarte: Nagato! Moje słoneczko <3
    Dobra ja kończę i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Zostałeś nominowany do Libster Bloger Award na http://wielka-milosc-nagato.blogspot.com/

      Usuń
  2. Hejka!!!
    Koment piszę bardzo krótki, za co GOMEN!! Ale śpieszę się do filharmonii.
    Rozdział był świety!!
    Fajnie, że był w nim Hidan!!
    Z zapowiedzi nie mogę doczekać się następnego rozdziału, także czekam z niecierpliwością!!
    Dużo chakry!!
    Aki
    PS.Wybacz, że nie skomentowałam wczoraj, ale cały dzień w operze na to nie pozwalał...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeejjuuuu strasznie, strasznie Cię przepraszam!
    Miałam słaby dostęp do internetu (tylko na telefonie) więc wcześniej po prostu nie mogłam nic skomentować(ze względu na mój wspaniały telefon)
    ale rozdziały przeczytałam od razu i na serio jestem pod ogromnym wrażeniem :D
    Zresztą tak jak zwykle :P
    Strasznie ciekawy wątek się zrobił z akatsuki :D czego ten Hidan chce od biednej Hinaty?????
    :D
    Czekam na następną notkę, życzę duuużo weny! :)))

    OdpowiedzUsuń