piątek, 11 października 2013

ROZDZIAŁ XVII

       Do domu Hinaty, Naruto przyjechał kwadrans przed czasem. Nie lubił się spóźniać, dlatego zawsze, wszędzie wychodził wcześniej, aby mieć przynajmniej te piętnaście minut w zapasie. Jako, że brama wiodąca do posiadłości była otwarta, chłopak wjechał przez nią i postawił motocykl obok wjazdu do garażu. Zgasił silnik, zdjął kask i popatrzył jeszcze raz na dom. Znów ogarnęło go to dziwne uczucie, był jakiś nie swój albo mówiąc wprost; miał tremę. Ciągle miał obawy jak przyjmą go rodzice dziewczyny. Przełknął nerwowo ślinę i ruszył powolnym krokiem w kierunku drzwi. Nacisnął dzwonek i po chwili stała przed nim uśmiechnięta Hinata, która od razu rzuciła się blondynowi na szyję. Naruto przytulił ciemnowłosą i pocałował na powitanie
            - Cześć piękna – rzekł uśmiechając się i znów dziewczynę czułym pocałunkiem. Może to pod wpływem jej ciepła, które mu daje, może z innych powodów, czuł, że przestaje się denerwować.
           - Witaj Naruto. Wejdź – dziewczyna pociągnęła blondyna za rękę do środka – mamy jednego gościa więcej, to dotrzymasz mu towarzystwa.
            - A kto to taki? – spytał zaciekawiony chłopak.
            - Chłopak mojej siostry.
            - Aha, no dobra – odparł blondyn, ale bez entuzjazmu w głosie. Musiał siedzieć z jakimś młokosem, zamiast ze swoją dziewczyną.
            Oboje weszli do środka. Hinata poszła do salonu, a Naruto w tym czasie zdejmował kurtkę i buty.
            - Hej Naru – rzekł wesoły dziewczęcy głos. Hanabi, która akurat wparowała, przywitała radośnie blondyna. Naruto nie zdążył odpowiedzieć, a dziewczyna zniknęła równie szybko jak się pojawiła.
            Chłopak powiesił kurtkę na wieszaku i udał się do salonu, gdzie byli już rodzice dziewczyn, którzy nakrywali do stołu.
            - Dzień dobry państwu – rzekł ukłoniwszy się.
            - Witaj chłopcze – odparł pierwszy Hiashi, wyciągając rękę do chłopaka na powitanie. Blondyn z wahaniem wyciągnął dłoń i uścisnął prawicę pana domu.
            - Witaj Naruto – rzekła kobieta ciepłym głosem – właśnie nakrywamy do stołu.
            - To może ja w czymś pomogę? – zaofiarował się chłopak.
            - Nie dziękuję, poradzimy sobie – odparła kobieta – o proszę jest i Hanabi ze swoim towarzyszem.
            Naruto odwrócił głowę. Pierwsza szła ciemnowłosa siostra Hinaty, a tuż za nią...
            - Konohamaru?! – wykrzyczał zszokowany blondyn.
            - Szef?!
            Obaj stali wpatrzeni w siebie. Nie wiadomo, który był bardziej zdezorientowany. Hiashi patrzył przez chwile na chłopców równie zaskoczonym wzrokiem, a po chwili do salonu weszła Hinata.
            - Coś się stało? Słyszałam krzyki - spytała lekko przestraszona dziewczyna i popatrzyła na chłopców.
            - Wy się znacie? – zapytał Hiashi zdziwionym głosem. Hanabi natomiast stała z wytrzeszczonymi oczami, spoglądając to na Naruto to na Konohamaru.
            - Tak, znamy się. I to bardzo dobrze – pierwszy odezwał się Naruto. Mieszkamy na jednym podwórku.
            - Szef, to znaczy Naruto uczy mnie matmy – dodał szybko Konohamaru – a znamy się, już ładnych parę lat.
            Towarzystwo jeszcze przez chwilę przyglądało się ze zdziwieniem obojgu chłopcom, ale po chwili ów zaskoczenie powoli schodziło z ich twarzy.
            - No proszę, a to ci niespodzianka – rzekła Hiashi uśmiechając się bardziej do siebie, ale wszyscy dostrzegli jego wyraz twarzy.
            - Zaraz, zaraz! – wtrąciła nagle Hanabi – chcesz powiedzieć, że on cię matmy uczy?! To stąd ty masz takie dobre oceny!
            - No tak, czasem mi pomaga jak czegoś nie rozumiem – odparł Konohamaru tonem, jakby się tłumaczył po tym, jak zrobił coś złego.
            - To w takim razie mnie też będziesz uczył – rzekła dziewczyna, patrząc na blondyna.
            - On uczy mnie – wtrąciła nagle Hinata i podeszła do Naruto łapiąc go za rękę.
            - No przecież ci go nie zabiorę, ale pomóc mi chyba może nie? – Hanabi ton zabrzmiał tak jakby miała pretensje do całego świata.
            - No już starczy tego – wtrącił Hiashi – nie męczcie chłopaka, bo jeszcze ucieknie – dodał wesoło.
            - A ja się zastanawiałam, czy chłopcy naszych córek się dogadają – odparła cicha do tej pory matka dziewczyn radosnym głosem.
            Gdy emocje wynikłe z zaskoczenia już całkiem opadły, wszyscy usiedli do stołu. Kobieta wraz z Hinatą i drobną pomocą Naruto, skończyły tylko nakrywać do stołu i podały obiad. Siedzieli tak, że każda osoba miała obok siebie swoją drugą połówkę. Naruto zapomniawszy o zdenerwowaniu, które towarzyszyło mu przez cały dzień, rozmawiał swobodnie z domownikami.
Chłopcy opowiadali o tym jak się poznali, jak wyglądało ich życie. Konohamaru opowiadał o swoich rodzicach. To co jednak najbardziej wzruszyło wszystkich, to wypowiedź chłopaka o tym, że Naruto jest dla niego jak starszy brat. Blondyn na te słowa poczuł przejmujące ciepło w sercu. Był naprawdę szczęśliwy bo poczuł wreszcie, że życie zaczyna mu się układać po jego myśli. Chwycił pod stołem dłoń Hinaty i delikatnie ścisnął. Dziewczyna popatrzyła na niego czule i odwzajemniwszy uścisk, uśmiechnęła się ciepło do chłopaka. Ich spojrzenia wyrażały jedno i to samo. Kochali się, z każdą chwilą coraz mocniej.
            Po skończonym obiedzie Hinata z Hanabi udały się do kuchni pomóc matce w zmywaniu, czyli wrzuceniu wszystkiego ze stołu do zmywarki. Później młodsza z sióstr wzięła swojego chłopaka i  wraz z ojcem poszli się przejść po okolicy. Hinata natomiast zabrała Naruto do swojego pokoju. Gdy byli już sami na górze, dziewczyna wtuliła się w chłopaka, obejmując za szyję i położyła głowę na jego ramieniu. Blondyn objął Hinatę w pasie i przez chwilę stali wtuleni w siebie.
            - Kocham cię – rzekł chłopak.
            - Na pewno? – spytała cichym głosem Hinata – nie jesteś ze mną z litości?
            Naruto odchylił głowę i popatrzył na dziewczynę, złym wzrokiem.
            - Kto ci takich głupot nagadał?
            Hinata nic nie odpowiedziała, tylko pocałowała chłopaka w usta. Jej delikatne wargi, złączyły się z ustami Naruto i zatopiły w nich. Blondyn czuł jak bardzo są delikatne. W tym momencie miał wrażenie, że trzyma w ramionach najdelikatniejszą istotę na tej ziemi, którą ma zamiar chronić przed całym światem.
            Dziewczyna pociągnęła chłopaka za sobą na łózko i po chwili leżeli wtuleni w siebie, rozmawiając. Oboje byli teraz najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.

* * *
            Nieco dalej, po drugiej stronie ulicy, przy której znajdowała się posiadłość rodziny Hyuga, był przystanek. Kursował tutaj autobus, którym mieszkańcy osiedla mogli dostać się do centrum miasta i dalej. Na przystanku znajdowała się ławka, na której siedział mężczyzna o stalowych włosach zaczesanych do tyłu. Ubrany w ciemny garnitur, którego marynarka była rozpięta ukazując białą koszulę, spoglądał czerwonymi oczami w kierunku jednego z domów. Na jego ustach spoczywał uśmiech, nie zwyczajny, oznaczający szczęście. Uśmiech ten był dziki. Gdyby zwierzęta łowne, mogły się uśmiechać podchodząc swoją, nieświadomą niebezpieczeństwa ofiarę, uśmiechałyby się właśnie tak jak ten człowiek.
            W pewnej chwili mężczyzna wstał. Uśmiech nie schodził z jego ust. Oczami wyobraźni widział swoją poprzednia ofiarę, błagającą o litość. Widział siebie stojącego nad nią. To była blond-włosa dziewczyna o jasnej cerze. Córka bogatych handlowców...

* * *
            Hidana poznała na imprezie, w jednym z klubów, których pełno na mieście. Razem z koleżankami balowały już dobre dwie godziny, wypijając przy okazji co nieco. Nagle on wszedł do klubu, a może już tam był? W każdym razie zjawił się przy dziewczynie niespodziewanie, wyrósł spod ziemi. Oczarował ją od pierwszej chwili. Miał na sobie granatowe spodnie, ciemną koszulę z krótkim rękawem. Opalony, stalowe włosy postawione lekko do góry, ciemne okulary. Jej koleżanki poszły odpocząć, a oni tańczyli przez długi czas. Był czarujący, prawił komplementy, jednak nie takie banalne, jak to mieli w zwyczaju inni faceci w tego typu miejscach, liczący na łatwy podryw. On sprawiał, że dziewczyna czuła się niczym Bogini. Nie istniał świat dookoła, bo to ona była światem, niebem i ziemią w jednym, a on zachwycał się tym uniwersum.
            Po jakimś czasie podeszli do baru. Mężczyzna zamówił drinki. Ona z początku była nieufna. W końcu słyszała nieraz o podrzucanych pigułkach do napojów i tym podobne. Ale on był taki inny. Nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, nie robił nic, co by wzbudzało jej podejrzliwość  Czarował ją swoim spojrzeniem, które odsłonił zza czarnych szkieł. Z każdym kolejnym łykiem kolejnego drinku, czuła się pewniejsza. Gdy wypili, powrócili na parkiet. Jej koleżanek nie było, gdzieś zniknęły, ale co z tego skoro tańczy tutaj z nim. Nieziemsko przystojny, potrafiący słuchać i mówić tak wspaniale. Po co jej koleżanki, zwłaszcza teraz.
            W pewnej chwili poczuła, że jej duszno. Zaproponował, że wyjdą na chwilę na zewnątrz. Wzieli z szatni swoje rzeczy i wyszli na ulicę. Tam delikatny chłód orzeźwił jej ciało. Przyjemne ciarki przeszły jej po plecach. Poczuła lekkie ukłucie w szyję, a potem ciemność i cisza.
            Gdy się obudziła, leżała na zimnym betonie. Skądś dochodziło do niej światło. Mimo, że było delikatne i miała zamknięte oczy, raziło ją niemiłosiernie. Chciała się podnieść, jednak mięśnie miała strasznie wiotkie. Chwilę tak leżała, przytulona do zimnego podłoża i powoli otwierała oczy. Wokół było ciemno, tylko niewielka oliwna lampa rozświetlała jej otoczenie. Jeszcze jednym wysiłkiem woli podźwignęła się z ziemi. Udało się jej usiąść. Ciągle skołowana jeszcze, rozglądała się po miejscu, w którym się znajdowała, bezskutecznie starając sobie przypomnieć, jak się tu znalazła. Pamiętała imprezę, koleżanki i jego. Nagły dopływ adrenaliny pobudził jej umysł. Czyżby jednak dała się podejść? Przecież była ostrożna. Rozejrzała się nerwowo po miejscu. Była w dużej hali, w jakimś ceglanym budynku, jednak nie wiedziała, ani w jakim dokładnie, ani tym bardziej gdzie.
    Pomieszczenie było puste. Dziewczyna odwróciła głowę w drugą stronę i dostrzegła jakąś postać. Odziana w ciemny płaszcz, stała przed nią. Dziewczyna  nie widziała twarzy. Jedynie czerwone oczy, wyłaniające się z ciemności i przeszywające jej duszę. Są takie podobne do tych, które już dzisiaj widziała. Poczuła jak serce bije jej coraz mocniej. Nie musiała widzieć twarzy, wiedziała już kto stoi przed nią. Mężczyzna podszedł bliżej, odsłaniając rząd białych zębów, uśmiechających się złowieszczo. Jednak w jego oczach nie było tej dzikiej żądzy mordu, która często oczekuje się dostrzec w oczach mordercy. Spojrzenie jego było bez wyrazu, jakby przyklejone do twarzy, wykrzywionej w grymasie bestii.
            Wpatrzona w jego czerwone oczy, błagalnym spojrzeniem prosiła żeby ją puścił  Nie musiała mówić, on to wiedział i tym się upajał. Ta chwila gdy czuł przewagę nad swoją ofiarą, była niczym afrodyzjak dla jego umysłu.
Nie dostrzegła błysku stali w jego prawej ręce. Srebrna smuga przyszyła powietrze tuż przy jej szyi  Spod delikatnej skóry, trysnęła czerwona struga krwi ochlapując płaszcz mężczyzny. Przerażona dziewczyna, odruchowo ścisnęła dłońmi krwawiące miejsce. Po chwili jej dłonie i ręce, a dalej ubranie, były czerwone. Traciła powoli oddech, ciemniało jej w oczach. Krew już słabiej, ale ciągle jeszcze tryskała z rozciętej rany.
            Mężczyzna podszedł bliżej dziewczyny i spojrzał głęboko w jej przerażone oczy. Lewą ręką chwycił za włosy i odchylił jej głowę do tyły. Rana na szyi rozwarła się mocniej i silny strumień wytrysnął na jego rękę. Silne kopnięcie w brzuch sprawiło, że dziewczyna odruchowo spuściła ręce do dołu, chwytając się za bolące miejsce. W tej chwili w powietrzu, znów świsnęła stal i zimne ostrze brzytwy wbiło się głęboko w jej otwartą już ranę.
            Pociągnął ostrzem, rozcinając kolejne tętnice i tkanki mięśniowe. Krew buchnęła potężnym strumieniem. Ciałem dziewczyny wstrząsnęły konwulsje, ale mężczyzna jej nie puszczał. Trzymał dalej za włosy, upajając się tą chwilą. Oto kolejna ofiara leżała na ołtarzu Jashina i dokonywała żywota. Ofiara trzymała ręce przy szyi, ostatkiem sił starając się zatamować krwotok, jednak bezskutecznie.  Oddech stawał się coraz bardziej płytki. Drgawki były coraz słabsze, aż w końcu ustały. Krew już nie tryskała. Jedynie słaby strumień resztek krwii, spływał jeszcze powoli wzdłuż ciała. Hidan upajał się tym widokiem, wypowiadając słowa modlitwy. Puścił włosy, a bezwładne ciało dziewczyny upadło z głuchym hukiem na zimny beton.
            Szybkim ruchem ręki rozciął ubranie dziewczyny. Najpierw górną część, potem dolną. Leżała teraz naga na podłodze. Hidan ukląkł przy niej i zaczął zmawiać kolejną modlitwę, czyniąc nacięcie wzdłuż tułowia. Prawie w ogóle nie leciała już krew z nowo powstałych ran.
Gdy skończył ułożył ciało w środku wcześniej namalowanego kręgu, w sobie znany sposób. Zabrał ubranie dziewczyny oraz lampę, która stanowiła jedyne oświetlenie i zniknął w ciemnościach.

* * *

            Siedział teraz na przystanku. Jeszcze niedawno cały we krwi, w czarnym płaszczu przesiąkniętym śmiercią, teraz w eleganckim stroju, czysty. Zupełnie jakby był innym człowiekiem. Obserwował dom dopóki nie nadjechał autobus, do którego wsiadł. Kakuzu ostatnimi czasy, tylko z sobie znanych przyczyn, zawiesił swoją działalność, więc Hidan był zmuszony sam szukać ofiar. Ofiara już była, teraz czekał na znak od Jashina.

* * *

            W domu rodziny Hyuga panowała przyjemna atmosfera. Hanabi wraz z ojcem i swoim chłopakiem, wróciła właśnie ze spaceru. Oprowadziła Konohamaru po całej okolicy, rozmawiając przy tym wesoło. Nawet poważny na co dzień Hiashi, przyłączył się do młodzieżowej rozmowy, zaskakując tym swoją córkę.
            - Ty to masz fajnego tatę. Luźny z niego gość – rzekł chłopak do dziewczyny, upewniwszy się, że mężczyzna ich nie słyszy.
            - Taaaa żeby się tylko za bardzo nie poluzował – odparła Hanabi, śmiejąc się złośliwie.
            Naruto i Hinata z kolei wyszli na chwilę do ogrodu i usiedli na bujanej ławce, stojącej po środku. Chłopak oparł się o boczne oparcie, a dziewczyna wtuliła się w jego tułów usadawiając się między jego nogami, a głowę położyła na jego piersi i zamknęła oczy. Naruto objął ją i tak siedzieli.
            - Jaki tutaj spokój, zazdroszczę ci tego – rzekł chłopak.
            - Czego mianowicie? – spytała dziewczyna, nie otwierając oczu.
            - No tego wszystkiego dookoła. Tutaj jest jakoś tak inaczej.
            - To znaczy jak?
            Naruto nie potrafił znaleźć słów. Przez całe życie mieszkał w bloku, w hałaśliwej dzielnicy. Nie raz słyszał, jak jego sądzie albo robią remont albo się kłócą albo jeszcze coś. Za oknem też nie lepiej: klaksony, alarmy, dzieciaki, bójki. Tutaj natomiast panowała taka cisza. Poczuł, że pierwszy raz znalazł miejsce, gdzie może spokojnie usiąść na chwilę i nie pędzić. Nie myśleć o tym co będzie jutro. Od zawsze marzył o tym, aby nastał taki dzień, przynajmniej jeden, kiedy o nic nie będzie musiał się martwić.
            Popatrzył na dziewczynę, której głowa spokojnie spoczywała na jego piersi. Czuł jej ciepło i przyjemny lawendowy zapach, który rozpoznałby wszędzie. Pogładził ją delikatnie po głowie, rozczesując palcami jej ciemne włosy. Zastanawiał się cóż on może jej takiego dać czego ona nie ma.
            Hinata otworzyła oczy i podniosła wzrok. Napotkała zamyślone spojrzenie chłopaka. Odwróciła się lekko i pogładziła ręką po jego policzku.
            - O czym tak myślisz? – spytała cichym ciepłym głosem.
            Naruto przez chwilę nic nie odpowiedział. Delikatnie chwycił rękę dziewczyny i ucałował.
            - Zastanawiam się co mógłbym ci dać, skoro masz już wszystko – odparł w końcu z lekkim smutkiem w głosie.
            Hinata podniosła się i usiadła po turecku, przodem do chłopaka.
            - Bo widzisz… - kontynuował – nieraz już tak myślałem. Jeszcze jak nie byliśmy jeszcze razem. Co mogę ci dać, tak od siebie. Nie mam za wiele, to mieszkanie w bloku i ten stary motor… - Naruto mówił bezładnie. Tłumaczył się jakby był małym dzieckiem, które bardzo nabroiło i stało teraz przed swoim rodzicem.
            Hinata słuchała uważnie chłopaka i w pewnym momencie nachyliła się i pocałowała go w usta. Tkwili tak przez dłuższy czas, po czym dziewczyna nieznacznie się odsunęła od jego twarzy,
            - Głuptasie. Nie chcę nic. To nie ma dla mnie znaczenia. Zapamiętaj to, że cię kocham. Wiem, że jesteśmy ze sobą, krótko ale… - jeszcze bardziej się odsunęła i zaczerwieniła. Chcąc to ukryć, spuściła nieznacznie głowę – ale czuję jak mocne jest to uczucie i że mogłabym żyć z tobą wszędzie. Nieważne czy to będzie blok, lepianka… cokolwiek bylebyś był ze mną.
            Naruto patrzył na dziewczynę. W jego oczach była kimś naprawdę niesamowitym. Dała mu tyle ciepła i miłości, której nigdy nie doświadczył. Przysunął się do niej bliżej i położył rękę na jej brodzie. Hinata podniosła głowę i ich spojrzenia znowu się spotkały. Zarówno w jej białych oczach jak i w jego niebieskich odczytać można było potężne uczucie, którym oboje byli obdarowani. Nie namyślając się długo Naruto pocałował namiętnie Hinatę, która odpowiadała na każdą pieszczotę chłopaka.
            Matka dziewczyny siedziała na tarasie swojego domu i z radością w sercu przyglądała się dwójce zakochanych w sobie ludzi. Pierwszy raz widziała, aby jej córka była tak szczęśliwa.

* * *

            Sakura i Sasuke spacerowali po osiedlu. Oboje milczeli, odkąd wyszli od chłopaka z domu. Haruno ciągle była w lekkim szoku. Na samą myśl, że tak cała Karin była kiedyś z jej Sasuke, robiło się jej ciężko. Zdawała sobie sprawę z tego, że młody Uchiha z kimś był, ale spotkanie z byłą swojego chłopaka, nie należy do przyjemności. Zwłaszcza, że tamta zachowywała się, jakby to była wina Sakury, że się rozstali.
            Sasuke zdawał sobie sprawę z tego jak czuje się Sakura, dlatego zdecydował, że wyjdą na spacer i wrócą później, gdy tamtych już nie będzie.
Rożowo-włosa aż płonęła w środku. Chciała wypytać o wszystko Sasuke, jednak nie wiedziała jak zacząć. To co ją podtrzymywało na duchu to postawa brata Sasuke, Itackiego. Na myśl o tym jak została przez niego przedstawiona, omal się nie zaśmiała.
Sasuke z kolei nie specjalnie garnął się, do składania wyjaśnień. Dla niego temat był zamknięty. Poza tym sam był zaskoczony jej wizytą. Zastanawiał się po jaką cholerę się zjawiła. Nagle sobie przypomniała gdzie mieszka Itachi? Przecież prawie nie rozmawiali ze sobą, nawet wtedy gdy była z Sasuke. A między nimi wszystko skończone. Zerwał z nią definitywnie. Z resztą ich związek nie był taki jak inne. Dużo się kłócili, właściwie od początku gdy zaczęli być ze sobą. Czemu więc ona to rozgrzebywała?
- Przepraszam – rzekł w końcu Sasuke, przełamując tą niezręczną ciszą, która między nimi panowała.
Sakura przystanęła i spojrzała zdziwiona na chłopaka.
- Nie miałem pojęcia, że ta idiotka jeszcze kiedykolwiek przyjdzie tutaj. Przepraszam, że musiałaś się z nią widzieć.
- Sasuke… - Sakura podeszła do chłopaka i położyła mu dłoń na policzku. Była zaskoczona. Nie tylko tym co mówi, ale także w jaki sposób.
Wyglądał na przybitego, głos mu drżał. Sakura podeszła jeszcze bliżej i przytuliła go do siebie.
- Po jaką cholerę ona przyszła… - powtarzał.
Sakura czuła, jak coś ją ściska w sercu. Ledwo powstrzymywała łzy. Czy on dalej kocha tą całą Karin? Opatuliła swoimi rękoma jego szyję i nie chciała puścić. Sasuke natomiast stał w bezruchu.
- Kocham cię – rzekła cicho
Sasuke nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na Sakurę. Dziewczyna z każdą chwilą czuła się coraz gorzej. Czego ona oczekiwała, że on coś powie? Wiedziała jaki jest od początku. Powinna się więc liczyć z jego chłodnym podejście, ale jakoś nie potrafiła się teraz z tym pogodzić.
Poczuła jak jego ramiona ją obejmują i przyciskają delikatnie. Jedna ręka powędrowała wyżej i zaczęła gładzić głowę dziewczyny. Sakura zadrżała i nadzieja w niej odżyła. Może spróbuje jeszcze raz?
- Kochasz ją? – spytała, a głos omal nie uwiązł jej w gardle.
- Nie.
Sakurze zrobiło się lżej na duszy, nieznacznie ale jednak.
- Kocham ciebie.
Dziewczynie serce zabiło mocniej. Odsunęła szybko głowę od ramienia chłopaka i spojrzała w jego ciemne oczy. Zdawać by się mogło, że są jak zawsze. Bez wyrazu, chłodne, jednak Sakura dojrzała w nich niewielki, ale jednak wyraźny płomień ciepła. Sasuke dalej gładził włosy dziewczyny i nachylił się w jej kierunku. Zamknął swoje czarne oczy i pocałował ja namiętnie w usta. Sakura ze łzami szczęścia oddała pocałunek i jeszcze bardziej przylgnęła do chłopaka.

* * *

W wynajmowanym mieszkaniu, na osiedlu Kyubyego, pomimo późnej już pory, dwóch mężczyzn nie spało. Mieli przed sobą jeszcze sporo pracy. Ciemnowłosy z krzaczastymi brwiami chodził po pokoju, wertując po raz kolejny akta wręczone przez komendanta. Siwo-włosy natomiast siedział w fotelu i przy zapalonej nocnej lampce studiował książkę o symbolach. Obok leżały jeszcze dwa inne tomy poświęcone starożytnym wierzeniom. Gai w pewnej chwili przestał krążyć po pokoju i podszedł do towarzysza.
- Studiujesz już tą książkę od dwóch godzin. Znalazłeś coś?
Kakashi odchylił głowę i popatrzył w sufit, zbierając przez chwilę myśli.
- Myślę, że tak. Staram się poznać naszego przeciwnika – odparł w końcu – to dość ciekawe.
- Co takiego? – spytał zdziwiony Gai
- To malowidło, to symbol wyznawców Boga Jashina – zaczął spokojnie Kakashi.
- To już wiem, ale co dalej?
- No właśnie tutaj jest najlepsze, według tej księgi – siwo-włosy pokazał na jedną z książek leżących obok – ostatnie historyczne wzmianki o tym kulcie sięgają XVI wieku, kiedy to inkwizycja dokonała masowej czystki i spaliła na stosie dziesiątki wyznawców tego kultu. Zaraz po nich z dymem poszły wszelkie księgi i najdrobniejsze zapiski, które zostały uznane za herezje. Miało to miejsce we Francji, jednak żadne zapiski z ksiąg papieskich tego nie potwierdzają. Jedynymi dokumentami traktującymi o tej sprawie i będącymi jedynym źródłem wiedzy na ten temat, są zapiski duchownego Maurice’a z Saint-Gilles. On także opisał praktyki stosowane przez wyznawców Jasmina.
Gai przysunął krzesło, które stało obok i usiadł na nim odkładając akta na stół, obok książek.
- Pisze on – kontynuował Kakashi – że pierwsze wzmianki o tym kulcie pochodzą z XIII wieku. Z początku uważano, że to opętani szatanem szaleńcy, potem ruch ten przybrał na sile i okazało się, że sprawa jest znacznie poważniejsza. Wyznawcy JasHina zaczęli ujawniać się w wielu miastach i miasteczkach Francji. Składali oni ofiary z ludzi swojemu Bogowi. Opis miejsca kultu dokładnie pokrywa się z opisem miejsc zbrodni. Naga ofiara pocięta ostrym narzędziem, leżąca w namalowanym krwią kręgu z trójkątem. Sam Jashin w ich panteonie jest Bogiem mordu, ale jednocześnie zbawienia.
- Taki mix-pack? Jak Bogini Kali w hinduizmie? Bogini śmierci i rodziny.
- Nie do końca – poprawił Kakashi – zbawienie w tym sensie, że człowiek jako istota zepsuta, plugawi swoją obecnością ziemie, po której chodzi. Według mitologii Jashinistów, została ona stworzona przez Jesemena, ojca wszystkiego. Od niego także pochodzi człowiek. Chciał, aby ludzie cieszyli się owocami jego pracy, ci jednak odwrócili się od niego i skierowali uwagę nie ku temu co boskie, a temu co ludzkie. Ku dobrom materialnym. Zaczęli o nie walczyć, zabijać się. Jesemen widząc to wpadł w wielki gniew i powołał do życia Jashina. Powierzył mu zadanie oczyszczenia świata z niegodziwców. Ten jednak się zbuntował i podstępem zamordował pierw swojego stwórce, uważając go za głównego winnego, gdyż to on stworzył ludzi w takiej formie. Jednak będąc stworzonym przez istotę, zdawałoby się doskonalszą, Jashin nie jest wszechmocny. Do zniszczenia wszystkich ludzi na ziemi potrzebuje ofiar, których krew daje mu moc. Jednak ofiarą nie może być każdy. Mogą to być tylko ludzie całkowicie zepsuci, którzy poświęceni Jashinowi, karmią jego głód. Mówiąc pokrótce, krew bogatych tego świata, działa na niego jak adrenalina, napędzająca jego nienawiść, z której czerpie siłę. Jashiniści wierzą, że składając ofiary z ludzi bogatych, raz że ich dusze zostaną zbawione, a dwa dadzą siłę swojemu Bogu, który gdy już będzie syty, zejdzie na ten świat i spali niewierny i zepsuty gatunek ludzki.
- Pytanie teraz jedno. Czy nasz zabójca dowiedział się jakoś przypadkiem o tym kulcie, czy jest nosicielem tajemnicy z pokolenia na pokolenie? – Odparł Gai bardziej do siebie niż do towarzysza.
- Co prawda, materiały na ten temat były niszczone i przetrwała ich nie wielka ilość, to jednak dostęp do nich jest swobodny. Moim zdaniem oba przypadki należy uznać za równie prawdopodobne.
- Jeżeli jest tym pierwszym, to albo bawi się w rzeźnika i uważa to za wspaniałą frajdę albo doznał jakiegoś urazu psychicznego i wiara pomaga mu w dalszej egzystencji, aby usprawiedliwić swoje postępowanie.
- Zakładamy oczywiście, że jest to jedna osoba.
- Dokładnie. Przypuśćmy jednak, że jest nosicielem tajemnicy tego dziwnego kultu. Wówczas można go traktować mniej więcej na równi, jak w tym drugim przypadku z jedną różnicą – Gai nieznacznie odchylił się na krześle – w przypadku załamania psychicznego, jego działania skupiają się na mordzie. Dla kogoś takiego ukojeniem jest sam akt złożenia ofiary. Nie działa racjonalnie przez co popełnia błędy, zostawia ślady i nie skupia się na ich usunięciu. Wyznawca kultu natomiast lub ktoś wyrachowany, robiłby wszystko starannie, dokładnie opracowałby plan. Nie zostawiłby śladów, aby nie zostać złapanym. A jeśli by już jakieś zostawił, to tylko dlatego, że chce, aby je znaleziono.
- Nasz zabójca – odparł spokojnie Kakashi – nie zostawia śladów, poza trupem i tym dziwnym malowidłem. Można więc uznać, że mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem.
- Można by się zatem skłonić ku koncepcji kontynuatora wiary – rzekł podekscytowany Gai
- To mi się wydaje najbardziej prawdopodobne – odparł Kakashi spoglądając na stół z książkami. Jego towarzysz patrzył na niego pytająco – Choć nie wzięliśmy pod uwagę, zwykłego zabójcy, który coś chce osiągnąć poprzez te zabójstwa, a zabawa w Jashinistę ma nas zmylić.
- Myślisz, że komendant może mieć rację z Akatsuki? – wtrącił Gai z poważną miną.
Kakashi przymknął oczy i wziął głęboki oddech.
- Nie wykluczam takiej możliwości.
- Masz jednak jakieś ale.

- Zbyt wielka dbałość o szczegóły w malowidłach i tych całych obrzędach. Jeśli jest tym za kogo go uważam, czyli Jashinistą, to nie dba specjalnie o to czy ktoś będzie podążał jego śladem – Kakashi spojrzał poważnie na przyjaciela – Ale poza pokiereszowanymi ciałami i malunkami nie pozostawia żadnych śladów. Jest zbyt precyzyjny jak na tego typu szaleńca. dlatego podejrzewam, że nie działa sam. Ktoś mu pomaga usuwać tropy i będzie to robił tak długo, do póki zabójca będzie mu potrzebny. 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
            No i za nami kolejny rozdział. Jak obiecałem w zapowiedzi drugiej części będą nowe postacie, niektórzy wyjdą z cienia. Fani Jashinisty będą zachwyceni, gdyż mogę już teraz zdradzić, że w tej części poświęcę mu jeszcze niejedną notkę :)
              Wszystkim dziękuję za to, że odwiedzacie i komentujecie moje wypocina. Jak zawsze mam nadzieję, że choć trochę trafiam w wasze gusta :P
                  Następna notka za tydzień 19.10.2013 (sobota) a w niej: Kakuzu i Hidan, jak się poznali i jak najemnik stał się częścią Akatsuki :) plus troszkę NaruHina, abyście nie zapomnieli o czym jest ten blog :P

2 komentarze:

  1. Hejka!
    A więc zacznę od tego, iż...
    Fajnie opisałeś posiłek w rodzinie Hyuga.
    Jakie głupoty przychodzą Hinatce do głowy!? Żeby Naruciak był z nią tylko dla litości...
    Cieszę się,że opisałeś rytuał Hidana, ale mogłoby być więcej krwi! (nie słuchaj tego, dziwna jestem...)
    Piękne te słowa Hinaty. (ten moment, gdy mówi Naruto, że nie chce nic od niego itd.)
    Fajny moment pomiędzy Sasuke a Sakurą, ale hm... (po prostu nie przepadam za tą parą ;) )
    Fajnie, że był Kakashi i naprawdę super, że piszesz o Jashiniźmie (czy jak to się pisze... xD) bo mi samej nie chciałoby się tego sprawdzać:D
    No, już nie mogę doczekać się twojej wersji ich pierwszego spotkania (Hidan i Kakuzu)
    W takim razie masowych ilości chakry!! ^^
    Aki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jakie głupoty przychodzą Hinatce do głowy!? Żeby Naruciak był z nią tylko dla litości..."

      Takiej nieśmiałej i delikatnej dziewczynie jak Hinata takie rzeczy absolutnie zawsze przychodzą do głowy. W takich sprawach rozsądek i logika biorą wolne, a znikoma szansa na utratę nieprawdopodobnego szczęścia urasta do rozmiarów gór lodowych. Wiem jak to jest znacznie lepiej niż sam bym chciał.

      Usuń